Obrazy na stronie
PDF
ePub

zaś w wesołych nauk wyzwolonych krainach rozsądek (bo to światło do każdej rzeczy potrzebne), pamięć, żywość i dowcip bardziej służą". Filozofię zaliczył Czartoryski do scyencyi wraz z matematyką, astronomią, medycyną i t. p.; wśród nauk wyzwolonych zaś położył na pierwszem miejscu historyę, a potem wierszopisarstwo i krasomówstwo. Tym też trzem przedmiotom poświęcona została „Historya nauk wyzwolonych" Carlancasa, z dodatkiem wszakże na początku wiadomości o gramatyce i językach.

3. Przy spopularyzowaniu takiego poglądu zmniejszyła się, uszczupliła jeszcze jego zawartość, jak to bywa zazwyczaj; nauki wyzwolone, czyli literatura piękna, zaczęły niebawem znaczyć poprostu poezyę tylko i wymowę; a płytkie pojmowanie zadań literatury sprawiło, że wyraz belletrysta, literat stał się równoznacznym z wyrazem lekkoduch, gdyż belletrysty nie zaprzątały nauki głębokie, wielkiego trudu umysłowego wymagające, tylko zdolność tworzenia gładkich wierszy i potoczystość stylu.

Przeciwko takiemu poniżeniu godności literatury pierwszy u nas zaprotestował KAZIMIERZ BRODZIŃSKI. Zaraz w pierwszym liście swoim o literaturze polskiej (drukowanym w „Pamiętniku Warszawskim" r. 1820) ze smutkiem zaznaczywszy, że „piękna literatura traci u nas powagę", tak to objaśniał: „Przyczyną tej wielkiej szkody w ogólnym postępie oświaty narodowej jest bezwątpienia coraz głośniejsze mniemanie, na hańbę literatury dość powtarzane, że powołanie nauk pięknych jest zabawa i kwiaty. Dopóki to zgubne mniemanie wykorzenionem nie będzie, niechby się raczej żaden talent nie rozwinął, niechby zniknął, jak roślina, której użytku nie znamy, niżeli żeby miał tylko służyć zabawom ludzi dobrze wychowanych, gdy w posiedzeniach o niczem więcej mówić nie mają“. Za główny powód poniżenia literatury pięknej uważał Brodziński wyrzucenie z niej filozofii: „Skoro żywszy duch filozofii-powiada on-piękne nauki opuścił, zostały wymowie okrągłe peryody, poezyi--brzmiące rymy. Filozofia nie miała w wymowie reprezentanta, któryby, w jej

imieniu, nakłaniającym głosem do ludu przemawiał. Tamte były ciałem bez duszy, ta-duszą bez ciała". Jednakże Brodziński nie zapomina i o naukach ścisłych; nie chce, ażeby literatura bez nich się obchodziła, wołając wymownie: „Skądże, przebóg! ten zupełny rozdział nauk pięknych od ścisłych? Jeżeli pierwsze prawdę, drugie piękność oznaczają, także to daleko być może prawda od piękności? Czyliż każda prawda nie jest piękną, a każda piękność jestże nią, gdy nie jest prawdziwą? Czyliż astronomia nie jest piękną. dlatego, że ścisłą być musi? Czyliż wymowa, chcąc się sprawiedliwie zwać piękną, nie powinna być ścisłą, to jest na piękności porządku i prawdy zasadzoną? Czyliż to lud gre cki nierozdzielne siostry: Kaliopę piękną, a Uranię brzydką nazywał? Czyliż Gracye, opasując je wieńcem, wyłączały którą z koła swojego? Czyliż Grecy, stawiając ołtarze Gracyom, nie czuli potrzeby piękności tak dalece, że nawet sam Sokrates jednego z twardych filozofów napominał, aby Gracyom pilniejszą czynił ofiarę? Któż, prawdę odkrywszy, nie czuje wesela? Co wtenczas piękniejszego nad człowieka, który znowu o jeden szczebel wyższym się uznaje ?... Scisłe nauki z pięknemi tak jedną są rzeczą, jak drzewo, które, korzenie głęboko w ziemię zapuszczając, z umajonym wieńcem gałęzi ku niebu się wznosi. Jak korzenie soków, tak nauki ścisłe myśli dostarczają. Nauki piękne nie samym kwiatem, ale owocem dobrego szczepu być powinny. Jeżeli nauki ścisłe bliżej rozumu, a piękne bliżej serca dotykają, pomnijmy, że zawsze w miarę rozumu czucie się doskonali. Namiętności ludzkie, bez posuwania rozumu, przez wszystkie wieki byłyby jednakie; ale rozum jest to wynikłość ciągłych badań, doświadczeń i ścierania się umysłów, jest to zawsze rosnący skarb ogólny rodu ludzkiego, z którego czerpać powinniśmy, abyśmy go przeto pomnażali i powszechnie użytecznym czynili. Im rozleglejsze rozum ma pole, im wyższe o rzeczach wyobrażenie; tem czucie więcej żąda i więcej obejmować jest zdolne... Dopóki tak zwany u nas uczony i belletrysta, w rozbracie żyjąc, nic sobie nawzajem ustę

pować i użyczać nie będą, nie pojmą obadwa prawdziwego celu oświaty... Gdyby nauki ścisłe od pięknych tak ściśle oddzielać przystało, jeszczebyśmy przyznać musieli, że nauki ścisłe są podstawą fizycznego bytu państwa; na nich się opiera pomyślność każdego członka; piękna literatura, jeżeli ją w całem znaczeniu słowa pojmiemy, ustalać powinna moralne istnienie narodu, ożywiać ducha synów jego; na niej polega usposobienie serca i duszy. Tamte dopełniają niejako powinności ojca, który zewnątrz domu stara się o utrzymanie i zamożność rodziny; ta wyobrażać może troskliwą matkę, która wychowuje jej członków, wpaja pierwszą moralność, dostrzega zwyczajów domowych, zgoła jest wewnętrzną uciechą, pożytkiem i ozdobą rodziny. Nauki ścisłe uży. tecznych obywateli, a piękne, łącznie z niemi [t. j. z naukami ścisłemi], dobrych tworzyć powinny“ *).

Jeszcze silniej przeciwko pojęciu literatury jako zabawki powstał w dziesięć lat potem MAURYCY MOCHNACKI, teoretyk naszego romantyzmu. Nazwawszy literaturę „uznaniem się narodu w jestestwie swojem" czyli, mówiąc po dzisiejszemu, samowiedzą narodową, nie mógł oczywiście ograniczyć jej do poezyi tylko i wymowy; stąd też zaprotestował przeciw samemu wyrażeniu: „literatura piękna", powiadając: „Nazwisko pięknej literatury i tytuł honorowy a wielce wygodny belletrysty, który u nas jeszcze gdzieniegdzie popłaca, w mniemaniu autora tego pisma, żadnego znaczenia mieć nie może. Bo któż jest belletrysta? Nie jest nim uczony z powołania, nie jest poeta z natchnienia, nie jest sztukmistrz, ani badacz dziejów, ani wreszczie filozof. Jakiż jego zawód, jakie zatrudnienie? Znać się na wszystkiem, a nic gruntownie nie umieć? Kochać język ojczysty, nauki i sławę, a nawet nie mówić po polsku (jak najczęściej czynią amatorowie, dyletanci), a nie przykładać starań, żeby im się dobrze działo, żeby się w kraju rozszerzały i kwitły? Osobliwie w Polsce cóż nad to godniejszego politowania?

*) K. Brodzińskiego: „Pisma" wyd. pozn. 1873, t. V, 255-258.

Toć prawdziwie literackie nic, pozór tylko na osłonę niedbalstwa, czy obojętności w rzeczach wielkiej wagi, z dobrem powszechnem nierozdzielnie złączonych. Od utworzenia się filozoficznej estetyki ustała tak zwana piękna literatura; wiersze nie są poezyą, na rymach teraz sztuka nie zależy; niemasz przeto i belletrystów. Jest tylko jedna literatura, nosząca na sobie obraz i podobieństwo moralnej istoty narodu... Niwa nauk ojczystych rozległa, bujna, nieprzejrzana okiem; tu każde ziarnko stokrotny owoc wyda; a robotnik rzadki; a ci, co szczerze, co ochotnie pracują, możeby się i dzielić nie chcieli zarobkiem z trzpiotami, dworakami literatury gotowalnianej, niewieściej, którzy, kiedy myśleć i działać potrzeba, szukają rozrywki w marnym dyletantyzmie“ 1).

Mochnacki w sposób bardziej stanowczy, niż Brodziński, włączał i filozofię i wszystkie nauki do zakresu literatury; wiedzieć jednak przytem należy, iż za prawdziwą naukę tę tylko uważał, która, tak samo jak poezya, twórczą była 2). Nie lekceważył on wprawdzie wiadomości, doświadczeniem zdobytych; uznawał ich doniosłość praktyczną, ale odmawiał im znaczenia naukowego. Przejęty idealistyczną „filozofią natury" Schellinga i jego naśladowców, wymagał od prawdziwej umiejętności, żeby była równie oryginalna i „pierwotworna", jak natchnienie poetyckie. Innemi słowy, ponieważ wyobraźnia czynną jest, według niego, zarówno w utworach poezyi, jak w dziełach prawdziwej umiejętności, niema więc zasadniczej pomiędzy temi kategoryami różnicy, tak że obie one mieścić się muszą w pojęciu literatury. Tylko książki czysto utylitarne, materyalnym potrzebom ludzi poświęcone, nie stanowiąc rzetelnej umiejętności, nie mogą też do literatury należeć.

Pogląd ten ma niewątpliwie zaletę jednolitości, ale przyjętym dzisiaj za całkiem uzasadniony być nie może, dla

1) M. Mochnacki: „O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym“, Warszawa, 1830, str. 60, 61. 2) tamże, str. 88.

tego że idealistyczny, subjektywny punkt wyjścia nie da się już utrzymać. Nikt dzisiaj nie przeczy, że wyobraźnia i fantazya, nawet w najbardziej oderwanych naukach, wielką odgrywa rolę; ale nie można się zgodzić z filozofami niemieckimi owej doby, a zarazem z Mochnackim, że filozofię i nauki wogóle wysnuwać należy tylko z „głębi ducha naszego, z istoty naszego jestestwa". O doświadczeniu w umiejętnościach niepodobna nam mówić tak lekko, jak oni, gdyż na niem wszelka umiejętność oprzeć się musi. Rozbratu między umiejętnością a piękną literaturą i my nie uznajemy, lecz musimy uznać różnice, pomiędzy niemi zachodzące, a stąd starać się o oparcie pojęcia literatury na innej, niż Mochnacki, podstawie.

4. Zgóry atoli zauważyć potrzeba, że zupełnie ścisłej teoretycznej podstawy odnaleźć tu niepodobna i że oprzeć się wypadnie przeważnie na względach praktycznych, jak to zrobił pierwszy u nas Brodziński. Ścisła teorya wymagałaby podziału bezwzględnego; z jednej strony postawiłaby te dzieła, w których przemaga wyobraźnia we wszystkich stopniach oraz uczucie, z drugiej te, w których myśl badawcza pierwsze zajmuje miejsce. W zastosowaniu takiej zasady do literatury możnaby w niej było pozostawić poezyę i te działy prozy, w których fantazya góruje (powieść, nowella, gawęda i t. p.) oraz wymowę; a wszystkie nauki, ścisłe czy nieścisłe, zupełnie wykluczyć. Przeciwko takiemu radykalnemu podziałowi powstaliby wszyscy, zarówno nasi jak obcy, nauczyciele literatury i jej dziejopisarze. Ustaliło się bowiem między nimi pewne pojęcie literatury, w którem obok dziedzin twórczych dopuszczone są także pewne gałęzie naukowe. Jakie to są gałęzie w szczególności, o tem rozchodzą się zdania w szczegółach jeno, ale ogólnie biorąc, są to te właśnie, jakie wymienił Brodziński w r. 1822.

Zagajając wykłady swoje w uniwersytecie warszawskim o dziejach literatury polskiej, do jej zakresu zaliczył naukę języka, historyę, poezyę, wymowę i filozofię. „Te nauki-mówił wspólnie wzięte, dają dokładny obraz narodo

« PoprzedniaDalej »