Obrazy na stronie
PDF
ePub

przynajmniéj. o tyle, że nazbierało mu się wiele znajomości tak między rodakami już dawniej zamieszkałymi w Paryżu, jak przybywającymi coraz liczniej dopiero za jego tam bytności na emigracyą. Został też wprowadzony do domu XX. Czartoryskich i szczegółowo matce w listach swoich opisuje poniedziałkowe u nich recepcye, na których bywał przyjmowany gościnnie. Za jedną znajomością szły drugie. Do hr. Platerów (Ludwikostwa) był zamówiony raz na zawsze na wieczory czwartkowe; oprócz tego pełno w listach jego wzmianek o różnych Polakach, z którymi już w pierwszych miesiącach pobytu swego w Paryżu znajomości albo pozawiązywał albo poodnawiał. Leonard Chodźko, Antoni Górecki, Lelewel, Władysław i Cezary Platerowie, Michał Podczaszyński, Oleszczyński rytownik, Michał Skibicki - oto kilka nazwisk więcej znanych z pomiędzy większéj liczby rodaków, których znał, widywał i o których w listach swoich wspomina.

Co się tyczy Lelewela, który przybył do Paryża zaraz po upadku powstania i spotykał się ze Słowackim przy różnych emigracyjnych uroczystościach, widzę się tu zmuszonym dodać, że go nasz poeta nie lubił. Wyrażał się w listach o nim zawsze z wielką goryczą. Oto na przykład, co o nim pisał z okazyi rocznicy 29 listopada obchodzonej w Paryżu w r. 1831 :

Rej wodził na tym wieczorze znajomy niegdyś w Krzemieńcu tancerz, dzisiaj zjedzony przez mole biblioteczne, chudy, z dwoma czerwonymi plamami na policzkach, któremu do ozdoby jeszcze wąsy przybyły“... (Z listu z d. 10 grudnia 1831 r.)

Przy innéj sposobności, z powodu polecenia, które mu przysłano z domu, ażeby się kłaniał

[merged small][ocr errors][merged small][merged small][merged small][merged small]

bótów, które mile to przyjęły. Wy je uwielbiacie, szczęśliwi! Nie wiecie, co to jest bliższe poznanie ludzi. Jest to le prophète voilé de Korashan, tak go nazywamy ze Skibickim"... (Z d. 7 marca 1832 r.)

Niesnaski podobne pomiędzy pierwszymi naszymi znakomitościami niewarteby były wspomnienia, i chętniebym je był pozostawił „w letejskich zapomnienia falach", gdyby nie okoliczność, że mi się później przyjdzie w rzeczy nader ważnej do tego, co tu teraz powiedziałem, odwołać. W tym to celu lubo ze wstrętem wypisałem powyższe miejsca z korespondencyi Juliusza; i konstatuję niniejszém fakt stanowczej niechęci, już w owym czasie istniejącej pomiędzy tymi dwoma pisarzami naszymi.

--

Stósunki te z emigracyą nie wystarczały jednak idealnym, a raczéj exaltowanym pragnieniom Słowackiego. Źródłem ostateczném takowych była tęsknota do kraju, choć może zupełnie świadomie sam sobie wtedy jeszcze nie zdawał z tego sprawy. Dlatego też usposobienie jego ówczesne bardzo było niejednostajne. Czasem znajdujemy go rozpływającego się w jakichś błogich uczuciach szczęścia i miłości ku ludziom: a były znowu chwile, gdzie go nudziło i ziębiło śmiertelnie całe owo otoczenie jego paryskie. Wtedy sądził o niém z lodowém szyderstwem, z odtrącającém, pogardliwém lekceważeniem! To też oczywiście pozostały i w listach

ślady to jednych uczuć, to drugich. Są wprawdzie miejsca w korespondencyi (zresztą tak rzadkie, iż to śmiało do ustępów wyjątkowych zaliczyć można) gdzie pisał:

[ocr errors]

Mamo! Nie śmiem Ci napisać, że mi teraz lepiéj na świecie, niż kiedykolwiek było; bo sobie wyrzucam, że ja mogę być bez Ciebie, kochana Mamo, szczęśliwy! Ale widząc, jak to wielu ludzi teraz lubi mnie i kocha, i mogę powiedzieć uwielbia, nie wstydziłabyś się swego syna“... (List z d. 7 marca 1832 r.)

Jednakże obok podobnych zwierzeń, daleko więcej dałoby się przywieść ustępów, w których zupełnie innym tonem przemawia.

[ocr errors]

Wiele mam teraz znajomych

pisał na przyklad d. 10 grudnia 1831 r.) ale żadnego miłego, żadnego z którymby mi było żyć przyjemnie. I chciałbym jak najprędzej wyrwać się z Paryża do jakiego cichego miasta Włoch, żeby samo miasto mogło przemawiać do mojej wyobraźni; bo Paryż bardzo prozaiczny szkaradny ani tak świetny, jak był kiedyś dawniej. Trzyma mnie w Paryżu jedynie nadzieja, że będę mógł drukować. Ale już tyle moich nadziei na niczém spełzło"...

Albo weźmy inne miejsce (z listu z d. 24 stycznia 1832 r.):

„Towarzystwo moje w Paryżu bardzo się powiększyło. Wielu mam nawet szkolnych kolegów; ale wszystko nie ci, którychbym sobie życzył. Słowem, że

Tom I.

5

nie mam prawie towarzystwa. *) Życie moje bardzo jednostajne, i gdybym go sobie literaturą nie urozmaical, nudneby było. Najlepiej jestem z jednym Anglikiem, z którym często wieczory przepędzam i chodzę na spacer. Temu winienem, iż po angielsku już trzepię, a rozumiem wszystko doskonale. Jedną więc z moich największych przyjemności jest to, jeżeli się jaki romans nowy Coopera albo Walterscota pokaże... Życie moje, jak mówiłem, jest więc bardzo jednostajne: z rana wstaję o godzinie 10 piję herbatę w domu potém piszę potém idę czytać gazety o czwartej idę na obiad, gdzie się schodzi wielu Polaków. Tam się zawsze widzę i gawędzę z godzinę z A. Góreckim, dawniej pierwszym poetą (?). Jest on teraz w Paryżu, przyjechał z Drezna i zrobił mi wielką przyjemność, przywożąc mi ukłony od ładnéj Saxonki, córki mojéj gospodyni“...

-

Dwa te wyjątki z korespondencyi wystarczą, ażeby zrozumiał to czytelnik, że Paryż Słowackiego niczém tedy w murach swoich nie więził; i że jeżeli w nim bawił, to tylko w nadziei. że może znajdzie tu dla dzieł swoich nakładcę, albo też jakim innym sposobem te dziecięta duszy swojéj,

*) O owych czasach znajduję w listach E. Januszkiewicza do mnie pisanych taką notatkę:

„Juliusz za przybyciem do Paryża mieszkał na rue Eustachs No 5 i tam go powitałem. Był wtedy prawie odludkiem. Jedyny bliższy stósunek miał z Lomanem, sekretarzem generała Paca, i z malarzem bardzo lichym Bujalskim, który później szkaradne rysunki do Zmii porobił. A gdy Loman pozwolił sobie z nich żartu, miało przyjść do poje dynku. Skibicki, także bliski jego znajomy (jeszcze z warszawskich czasów) jak skończył to Panu wiadomo."

[ocr errors]

jak był zwykł płody swoje nazywać, potrafi wyprawić pomiędzy ludzi.

A było w owym czasie kilkoro już tych dzieciąt w samotnéj Słowackiego pracowni. Dotąd nie miałem jeszcze sposobności powiedzenia choć słówka o autorskich jego zajęciach. I w tém miejscu także jeszcze nie pora rozgadania się o nich. Tyle jednakże nie zawadzi już tutaj mimochodem nadmienić, że zaczął poeta nasz sił doświadczać w tym zawodzie, wymodlonym sobie od Boga, już w rychłym wieku. Z rzeczy napisanych na szkolnej jeszcze ławie nie pozostało ani śladu, choć było to tam tego pewnie niemało. Co powstało po wyjściu ze szkół w latach uniwersyteckich i za pobytu jego w Warszawie z tego dopiero to i owo przechowywał u siebie w tece. Małą próbę téj najrychlejszéj Słowackiego poezyi zamieściłem na czele tomu I pism jego pośmiertnych, których wydanie staraniom moim udało się przywieść do skutku. Duma ukraińska była pisana w Wilnie w r. 1826. Na r. 1827 przypada kilka Sonetów, widocznie utworzonych pod wpływem, a raczej za przykładem wydanych właśnie rokiem pierwéj sonetów Mickiewicza. Cztery z nich dałem w tomie I pośmiertnych pism piąty, niedawno temu odszukany, znajdzie czytelnik w krakowskim Przeglądzie Polskim (zeszyt lipcowy 1879, str. 36). Zdanie o tym sonecie sam poeta wypowiedział w pięć lat później w Pamiętniku swoim następującymi słowami: - Wiersze te prawdziwie noszą na sobie cechę sentymentalizmu kobiecego pachną myszką. Ale wtenczas zdawały mi się bardzo pięknymi. Napisałem jeszcze jedne w podobnym gu

[ocr errors]
« PoprzedniaDalej »