Obrazy na stronie
PDF
ePub

mieńcu, dnia 23 sierpnia 1809 roku z ojca Euzebiusza Słowackiego i matki Salomei z domu Januszewskiej.

[ocr errors]

Ojciec jego zajmował wtedy jeszcze posadę profesora języka polskiego w liceum krzemienieckiém, którą z rąk założyciela tegoż zakładu, Tadeusza Czackiego, otrzymał był już w chwili téjże szkoły otwarcia. Nie długo potém zamienił ją na profesurę uniwersytecką. Właśnie bowiem w tymże roku 1809 ogłoszono w akademii wileńskiej konkurs na katedre historyi literatury, czyli jak to naówczas tam nazywano, na katedrę wymowy i poezyi. W dowód stosownego uzdolnienia do objęcia téj profesury, zażądano rozprawy „O sztuce dobrego w języku polskim pisania“. W skutek tego po upływie dziesięciomiesięcznego przeciągu czasu, tyle go bowiem dozwolono do wykończenia żądanej pracy zostało do Wilna nadesłanych kilka rozpraw téj treści. Była pomiędzy nimi i praca profesora z Krzemieńca. Po rozpoznaniu wad i zalet wszystkich pism nadesłanych, komisya rozpoznawcza, z profesorów akademii złożona, do której przedewszystkiém należeli sławny Godfried Grodek, profesor filologii, i rektor uniwersytetu Jan Śniadecki, przyznała stanowcze pierwszeństwo Euzebiuszowi Słowackiemu. W skutek tego nastąpiło w roku 1811 ostateczne powołanie jego na katedrę i przeniesienie się rodziców poety naszego do Wilna.

Zawód Słowackiego jako profesora wszechnicy był tém użyteczniejszy, że przypadł na czasy, gdzie konieczna potrzeba téj profesury coraz dotkliwiéj czuć się dawała. Przez cały ośmioletni ciąg trwa

nia odrodzonego pod kuratoryą księcia Adama Czartoryskiego uniwersytetu wileńskiego aż do owéj chwili, przez cały czas od roku 1803 do 1811, katedra poezyi i wymowy ciągle tam wakowała. Nauk tych nie wykładał tam aż potąd żaden nawet zastępca profesora. Wzywano wprawdzie ze strony uniwersytetu od czasu do czasu różne co sławniejsze w epoce owéj znakomitości literackie i naukowe do objęcia rzeczonej posady: powoływano na nią najprzód Kopczyńskiego, później Karpińskiego, a daléj Niemcewicza, nakoniec Franciszka Xawerego Dmóchowskiego i Woronicza. Lecz wszystkie te kandydatury rozbijały się o jakieś już to polityczne, już osobiste i uboczne trudności, tak iż dopiero więc w roku 1811 zasiadł na téj katedrze po raz pierwszy Słowacki. Był to mąż wielce oczytany i światły. Wprawdzie więcej on wykształcenie swoje zawdzięczał własnym swoim usiłowaniom, aniżeli mistrzom jakim i zakładom naukowym głośniejszej sławy. Za granicą bowiem za młodu na żadnych akademiach nie bywał. Krajowe zaś szkoły, w których się kształcił, w tamtych jeszcze czasach zbyt wysoko nie stały. Pomimo tego wszelako, przy gorliwém pełnieniu obowiązków, przy rzetelném zamiłowaniu tak powierzonego sobie przedmiotu, jako i młodzieży, działał Słowacki w zakresie swoim z wielkim dla niej pożytkiem. Co większa, starał się i posunąć dalej samę naukę, którą miał sobie poruczoną, jak o tém najlepiej świadczą pozostałe jego pisma.*) Jak wia

*) Pisma Euzebiusza Słowackiego wyszły w 4 tomach, w kilkanaście lat po zgonie autora, w Wilnie r. 1824-26.

domo, próbował on sił swoich nawet i na polu poezyi. Mianowicie wiele tłómaczył, np. Henryadę Woltera i różne ustępy z dzieł kilku poetów łacińskich. Ułożył wreszcie dwie tragedye oryginalne niezgorszym wierszem, t. j. Mendoga i Wandę. Sztuki te pisane są wprawdzie zupełnie jeszcze na sposób francuski, czyli jak to zwykle nazywamy, klasyczny; jednakże pamiętać tu należy, że takie to już wtedy były u nas w téj mierze powszechne wyobrażenia. Nikt w tym rodzaju literatury nie pisał inaczej za Księstwa Warszawskiego. W każdym razie tedy działanie takiego profesora, wśród grona dzielnéj litewskiej młodzieży, obiecywało Wilnu jeżeli nie takie plony, jakie się dzięki innym okolicznościom okazały w późniejszych latach, kiedy to liczył się do uczniów uniwersytetu Zan i Mickiewicz, to zawsze jednak zapowiadało ono rzetelne i przeważne korzyści. Do ziszczenia ich zupełnego atoli nie przyszło; we trzy już bowiem lata po przeniesieniu się swojém do Wilna, t. j. w roku 1814, zakończył profesor życie. Umarł przedwcześnie, w czterdziestym drugim roku wieku, na piersiową słabość, która o wiele rychléj wycieńczała już siły jego.

[ocr errors]

Tyleśmy mieli do powiedzenia o ojcu.

[ocr errors]

Co się tyczy matki, to opowiadania wszystkich, którzy ją znali, w tém się zgadzają, że jeżeli które z rodziców asposobieniem swojem mogło wpłynąć na ów wyższy i excentryczny nastrój ducha Juliusza, to rozumieć to należy właśnie o matce, która też w nim całe swoje szczęście widziała. Był on dla niej jedynym celem życia, jéj dumą, jéj nadzieją, jéj wszystkiém na ziemi.

Ze strony syna także niemniejsze było przywiązanie do matki. Od pierwszego dziecięctwa swego aż do zgonu - przez wszystkie życia koleje, czy to pod jej okiem wzrastając, czy trawiąc na wygnaniu długie lata samotne, zawsze on ją z głębi serca, rzewnie, wyłącznie i niemal bym rzekł religijnie czcił i miłował. Już same listy jego do niej pisywane przekonywają, że nie miał on przed nią nigdy nic skrytego, nic coby w jakikolwiek sposób zakrawało na tajemnicę. Z szczerą ufnością dziecięcia i ze swobodą przyjaciela zwierzał on jéj się z każdej pociechy i nadziei, z każdej boleści i troski, ze wszystkich uczuć, rojeń, a czasem nawet i szaleństw draźliwego swego usposobienia. Ale bo była też to osoba rzadkiej giętkości ducha. Łączyła w sobie własności, których harmonijne, miłe dla wszystkich otaczających połączenie w jednéj osobie tylko się rzadko kiedy i chyba wyjątkowo spotyka. Łatwa, potoczna, nadzwyczaj żywa, a jednak czująca głęboko i z natury jakiegoś już tęskniejszego nastroju pociągała ona ku sobie każdą szlachetniejszą naturę. Zawsze potrzebując czegoś takiego koniecznie, coby jéj myśl żywszém napełniało zajęciem, brała udział we wszystkiém, co ją otaczało, i znajdowała w sobie nawet dla rzeczy małych dość téj skrzętnéj drobnostkowości, która naturze niewieściéj dodaje tyle powabu, jeżeli się z nią kojarzy zmysł i głębsze wyrozumienie także i dla spraw wyższych, dla spraw wynikających z obowiązków matki, obywatelki, chrześcijanki... Matka Juliusza wszystko to w sobie godziła. Sercem i wykształceniem stawiona prawie na równi z duchowém stanowiskiem syna, odgady

wała mimowiednie, a często i pojmowała świadomie tajne nieraz intencye jego poetyckich utworów. I nie tylko nie ukrywała przed nim swojego zdania o wszystkiem, cokolwiek jéj przedłożył; ale niekiedy nie szczędziła mu i wyraźnej nagany, jeżeli rzecz nie zupełnie smakowi jej zadość czyniła. Nagany takie przyjmował Juliusz od niej może od niej jednéj - z bezwarunkowém poddaniem... Słowem, była pomiędzy tymi dwiema naturami jakaś tajemnicza a szczególnie ścisła sympatya. Wielu zaś dostrzegało nawet pewnego wręcz podobieństwa pomiędzy matką a synem, które im téż tłómaczyło niejednę stronę skądinąd dziwnie uderzającą w charakterze poety. A jeśli w dalszych ustępach życia Juliusza rysy tego podobieństwa coraz więcej się zacierały, a wychodziły natomiast na wierzch pod niejednym względem różnice: to było to skutkiem dyametralnie odmiennych życia kolei, jakie Każde z nich przechodziło. A krom tego było to następstwem i téj jeszcze okoliczności, że poetyczne usposobienie matki było oczywiście więcéj bierném, a kierowało niém przede wszystkiém serce, swobodnie i miłościwie na świat zewnętrzny zwrócone: podczas gdy fantazya poetyczna syna, w sobie zamknięta, twórcza, lecz dumna, brała raczej z siebie saméj pęd ku wszystkiemu, w czém się miała objawić, nie wiele dbając o świat i ludzi i o całe otoczenie zewnętrzne.

[ocr errors]

Po zgonie Euzebiusza Słowackiego, osierociała wdowa opuściła Wilno i przeniosła się z jedyném dziecięciem swojém, pięcioletniém naówczas, napowrót w strony swoje rodzinne. Osiadła na nowo w Krzemieńcu, w domu rodziców swoich Janu

« PoprzedniaDalej »