Obrazy na stronie
PDF
ePub

bieństwa do natury Juliusza, tylko że tu sentymentalizm już wyraźnie był chorobliwy. Kiedy bowiem młodszy przyjaciel, Juliusz, jako poeta snuł sobie rojenia jakieś napowietrzne i tylko w sferze idealnéj: tymczasem „jego towarzysz większy nauką i laty“, odnosił się w swoich nieokreślonych cierpieniach duszy bezpośrednio do otaczającego go świata rzeczywistego, czyli jak się wyraża nasz autor, nigdy od krain myśli nie odłamał życia, sprzągł razem i powiązał dwa niezgodne światy". Z czego atoli takie tylko wynikały następstwa, że

„Jako posągom nieraz braknie w rysach duszy : Posągom jego myśli brakowało ciała.

Więc nieraz go śmiech ludzi, śmiech, co czucia głuszy, Budził i rzeczywistość zimna roztrącała"...

Był to zatém najzupełniejszy Werteryzm, czyli owa to sentymentalna schorzałość i wycieńczenie ducha, które szczególniej Niemców za młodu nawiedza i które oni technicznym terminem zwykli nazywać Weltschmerz. Młodzieńcem tym był Ludwik Spitznagel, syn Ferdynanda Spitznagla, profesora wileńskiego w fakultecie lekarskim. Rychły koniec jego życia był bardzo smutny, a nastąpił z przyczyn równie niedocieczonych, a przynajmniej nieokreślonych, jak i posępność całego życia nie miała właściwie żadnego określonego powodu. Po ukończeniu szkół wileńskich Ludwik zapragnął słuchać „wieków tajemnicy, wymówionej niepewną twarzą hieroglifów", t. j. odbyć podróż na Wschód, zwłaszcza do Egiptu. To mu poddało myśl poświęcenia się służbie pu

"

blicznej w zakresie dyplomacyi. Udał się przeto do Petersburga dla dokończenia nauk i przykładał się tam przez trzy lata szczególnie do oryentalnych języków. Przygotowany wreszcie najzupełniej do rozpoczęcia karyery, jaką sobie sam obrał, przydzielony już do poselstwa jadącego w piramid krainy" w charakterze dragomana tegoż poselstwa, zajechał jeszcze na Litwę, ażeby się pożegnać z rodziną i przyjaciółmi. „Gdy przejeżdżał przez Wilno (są słowa poety naszego w jednym z odszukanych urywków jego Pamiętnika, obacz Przegląd Polski str. 34), odnowiła się nasza przyjaźń. Napisałem mu do sztambucha wiersze, które go zachwyciły, z których cztery tylko (wiersze pamiętam). Odjechał nareszcie, wesół z otwierających się przed nim nadziei. Wojaż ten był jakby początek romansu dla niego - ale myśl samobójstwa ulatywała nad nim. Przyjechał do Snowia (majętności Rdułtowskich zaprzyjaźnionych z rodziną Ludwika), gdzie kochał się zapamiętale w dwunastoletniej dziewczynie. Kilka dni przy tém dziecku przepędził nakoniec przyszedł dzień odjazdu, zaszły konie pocztowe. Ludwik pożegnał się z kochanką, z ojcem kochanki, i żartując niby, rzekł do ostatniego - „Czy wiesz, że ja podług Galla mam organizacyą samobójstwa?“ „Być może, odpowiedział R., ale się pewno nie zabijesz." Ludwik wyszedł do pokoju, w którym mieszkał. Po chwili usłyszano strzał z pistoletu. Wpadłszy do pokoju ludzie, znaleźli go bez czucia, nieżywego: strzelił w samo serce. Mogiła jego na polu... Zostało mi po Ludwiku smutne wspomnienie; mam i chowam religijnie jego tłómaczenie poematu arab

skiego pod tytułem „Szanfa ry", lepsze daleko od tłómaczenia Mickiewicza (?! pisał to Słowacki w Paryżu dnia 20 lipca 1832 roku). Kiedyś może napiszę życie tego młodego człowieka. Był to kwiat piękny, który nie dał owocu. Wiersze jego, w moim dziecinnym sztambuchu napisane, są piękne przeczuciem i smutkiem. Oto są:

Po długich latach, gdy wiek sił ukróci,

Gdy będziesz myślą w drogiej przeszłości się stawił,
Wspomnij na przyjaciela, który cię zostawił,
Jak przeszłość zniknął - jak przeszłość nie wróci.“ *)

Otóż taki to był koniec tego kolegi i przyjaciela poety. Zdarzenie to zaszło w roku 1826. Wnosząc z wszystkiego, zdaje się, że cała ta jego rozpacz nie miała żadnéj realnéj przyczyny. Ogólny niesmak życia, excentryczny rozstrój w umyśle, zwątpienie - a bezpośrednio może i brak odwagi do rozstania się na czas nieokreślony z tą miłą ziemią rodzinną, która go właśnie z takim urokiem

*) Te cztéry wiersze wchodzą w skład i Godziny Myśli, dosłownie powtórzone. (Wydanie ostatnie lwowskie z roku 1880, tom I. str. 25).

Przytoczę tu jeszcze, co o Ludwiku Spitznaglu znajduję w notatkach mi udzielonych przez Eustachego Januszkiewicza: „Bywałem u państwa Bécu i Spitznaglów, bo z Ludwikiem łączyła mnie przyjaźń. Razem z nim z klasy V gimnazyalnej przeszliśmy do klasy VI, i najmłodsi ze wszystkich wpisujących się na listę uczniów uniwersytetu (mieliśmy lat 15, przez wyłączny przywilej jako „celujący z celujących ze wszystkich przedmiotów, po okazaniu naszych patentów zostaliśmy przyjęci“... „Ludwik zastrzelił się w Snowiu u Rdułtowskich; bo niby się kochał w pannie marszałkównie, w której był rozkochany inny młody człowiek, a przyjaciel Ludwika."

w domu przyjacielskim żegnała oto prawdopodobnie najwłaściwszy powód postanowienia, jakie Ludwik przywiódł do skutku, skoro tylko mu przyszło stawić pierwszy krok w zakresie rzeczywistego świata i praktycznego zawodu. Taki brak odwagi męskiej może świadczyć o rzewności serca, o głębi uczuć, o idealności całej natury tego nieszczęśliwego młodzieńca. Dowodzi jednak i tego, że mimo tych wszystkich zalet odłogiem tam zalegała i zeru się musiała równać ta silna praktyczna zdolność, ta energia woli, ta chęć dokonania czegoś pożytecznego na świecie, coby go zbliżyć mogło do wymarzonego ideału, słowem ta cała druga siła umysłu, bez rozwinięcia której sentymentalizm najpoetyczniejszy, najczystszy — ani ludziom ani sobie na nic się przydać nie może.

Że ścisłe, codzienne, nierozdzielne pożycie z rówiennikiem tak excentrycznego usposobienia, i to jeszcze w latach, gdzie wszelkie wpływy najsilniej się w umysł wrażają, nie mogło zostać bez następstw dla towarzysza młodszego laty i mniejsze, jak on sam o sobie rozumiał, zapowiadającego nadzieje: to pojmie każdy.

Trwalsze jeszcze ślady w nastrojeniu duchowém naszego poety mogło zostawić po sobie inne uczucie, uczucie donioślejszego jeszcze znaczenia, aniżeli przyjaźń, a które zaznał także już w latach szkolnych miłość.

[ocr errors]

Przez owe trzy lata, gdzie się Ludwik poświęcał w Petersburgu nauce języków wschodnich, dziecko z czarnymi oczy ma

"

Poznało miłość. - Pierwszą i ostatnią była

I najsilniejsza z uczuć"...

Ale nim przywiodę dalsze wyrazy poświęcone temu wspomnieniu, nie od rzeczy będzie udzielić tu kilka szczegółów, bez wiadomości których dalsze opowiadanie nie byłoby zupełnie jasném. Owoż rzetelne fakta co do tego epizodu pierwszej miłości były następujące :

Rodzina profesora Bécu zostawała w najściślejszéj zażyłości z domem Jędrzeja Śniadeckiego, także profesora akademii. Przyjaźń mianowicie między córkami jednéj rodziny a drugiej była tego rodzaju, że czy to w mieście, czy na wsi (podczas wakacyi), było to jakby jedno grono prawie nigdy nierozdzielne. Juliusz, młodszy wiekiem od panien, do grona tego oczywiście także należał i tém swobodniej się w niém poruszał, że był niejako Beniaminkiem pomiędzy nimi wszystkimi. Wiedzieć zaś trzeba, że jak w tylu innych względach okazywała się w chłopcu pewna przedwczesność, tak téż i to w nim uderzało, że piękne rysy twarzy kobiecej sprawiały na nim już w owych latach czar jakiś niewysłowiony. Był on zdolny godzinami całymi siedzieć u stóp jakiej choćby téż niekoniecznie młodej osoby i wpatrywać jej się w oczy, jeżeli te oczy miały dla niego urok. Widać wrodzony mu już był pewien idealny, artystyczny, platoniczny pociąg do niewieścich piękności, bez względu na wiek i tym podobne okoliczności uboczne. Otóż jedna z córek owego domu zaprzyjaźnionego z rodziną Juliusza, Ludwika, zaczęła sama może o tém nie wiedząc, obudzać w nim coraz żywsze zajęcie. Zajęcie to było oczywiście bez wzajemności; panna była bowiem znacznie od niego starsza, więc uważała go w porównaniu ze sobą za dziecko, a jego 2

Tom I.

« PoprzedniaDalej »