Eliza co białością gasząc blask łabęci, Krasą róże, oczema serca ludzkie nęci.
Na którey pańskich ustach roskosz i pociechy, Wdzięki, powaby siedzą, i słodkie uśmiechy; Która gdy na cię okiem dobro-czynnym rzuci, I w martwych sercach płomień wdzięczności ocuci. Pozad stoi przyiaciel, złote dzierżąc lice, I biegłego przysługę sprawuie woźnice; Fuka na koń, i biczem bez ustanku trzaska, I styruie, by śliska ciągło szła kolaska. O wózku! prym ci daie 1. Boota oś krzywa: Ty Elizę, lecz serca Eliza porywa!
Biskupa Chełmskiego.
W dzień iego konsekracyi.
Dotąd cię, cny Prałacie, wzorze cnot íedyny,
Kościoł z oyczyzną liczył miedzy wdzięczne syny; Lecz iuż oto dziś iedna w pierwszey mieści radzie, Drugi w poczet pasterzow znakomity kładzie.
1. Woz niebieski na północy, nazwany Helice albo Septemtriones.
Już oto przed ołtarzem, nowy Aaronie, Stawasz świetną infułą uwieńczywszy skronie; Błogosławiąc uprzeymie lud, ze wselkiey strony Na tak wspaniały widok chętnie zgromadzony.
Cieszy się całe miasto, że w zasług nagrodę, I król mądry, i ten, co góry siedmi-grode Mądrze sprawuie; łącząc w iedno zgodne chęci, Ow mianuie, a ten cię na biskupa święci.
Mylę się; nie tak bowiem szczupła twa iest sława, By ią miała w swych murach ogarnąć Warszawa; Cieszy się cały narod, że w osobie twoiey Złożony widzi zaszczyt godności oboiey.
W tobie on szczerze ufa (ponieważ ci nieba Zdarzyły, czego życzyć w pierwszych głowach trzeba, Cnotę z mądrością) że na pasterskim urzędzie I senatorskim, godny obu mąż, usiędzie.
Bo którey, proszę, barziey mieć oyczyzna pory Winna święte biskupy, zdolne senatory; Jeśli nie w tey od wieku niesłychaney fali, Kiedy się na nią hurmem wszelakie złe wali?
Widzisz, w iak są okropným stanie nasze kraie, Jak nierząd staro-żytne skaził obyczaie:
Jak niezbożność z rospustą chodząc w iedney parze, Miota iad święto-kradzki na same ołtarze.
Niemasz oney szczerości, iaka przedtym była, Którą się Polska zdaniem narodow szczyciła. Stępiała sprawiedliwość: wszędy spór i zwady; Ledwo cnot dawnych błahe zostawiły ślady.
Któż ma radę skuteczną w ciężkiey dawać doli, Jeśli nie ci, których Bóg z odwieczney swey woli Na wysokich postawił urzędach; ażeby Opatrowali pilnie publiczne potrzeby?
Oni są styrem ludu, pochodnią i wzorem; Od nich ubitym cały narod idzie torem: Na nich bystro pogląda, i rzadko wykracza, Jeśli sam urząd pierwey z drogi nie wybacza,
Jeżeli ich opatrzność z liczby pospolitey Wyiąwszy, świetnieyszemi ozdabia zaszczyty; Ogromnieysze na barki wkłada im ciężary, Aby praca godności nie chybiała miary.
Nie wysokość urzędów, nie blask próżney dumy, Nie stroyne okazałych dworzan wkoło tłumy,
Nie rozliczne dochody, powozy, i çugi; Lecz same wielkim czynią cnoty i zasługi.
Z tego, mądry monarcha, iedynie powodu Czyni cię senatorem zacnego narodu; Ze w twey osobie uyrzał te wszystkie tytuły, Które i krzesła zdobią i świetne infuły.
Czyliś życie prywatny osobne prowadził,
Czyliś sądził, czy mówił publicznie, czy radził;
Każdy nie uprzedzony mylnym zdaniem żadnym, Przyzna; żeś dobrym ziomkiem, kapłanem przykładnym.
Ześ iako w ukaraniu występnych stateczny, Tak miły w obcowaniu, tak względny, i grzeczny, Gorliwy bez zapału, na ubogich hoyny;
We wszystkich sprawach mądry, baczny, iprzystoyny.
Ztąd rosną dla kościoła nadzieie nie płone, Ze przez cię uyrzy dawne wieki przywrócone; Kiedy owce posłuszne szły pasterzow śladem, I pasterze owieczkom cnot byli przykładem.
Z tąd i dla nas pociecha, cośmy do tey pory Pod twym dozorem pańskiey straż mieli obory; Ze iuż sam pierwszym będąc stróżem wierney trzody, Większe nam łaski twoiey zechcesz dać dowody.
W tym nas iedynie, zacny pasterzu, zasmucasz; Ze twe sługi uprzeymie życzliwe porzucasz, Tam dążąc; kędy drugi poczet naszey braci Winny za nas wdzięczności hołd chyba wypłaci.
Gzieżkolwiek będziesz, niechay z gwiaździstey wierzchnice Ten, co cię na biskupią przeznaczył stolice, Wspiera wieczną mądrością; byś przez długie lata, Polskiego był ozdobą i podporą świata.
A łącząc ścisłym węzłem w przezacney osobie Ku pożytkowi kraiu te godności obie; Radą, męstwem, nauką, i pięknemi sprawy Wskrzesił sławne Woyciechy, mężne Stanisławy.
Do Antoniego Korwina Kossakowskiego
Sekretarza Jego Krolewskiey Mości.
Znam to do siebie, móy zacny Korwinie,
Zem od Adama wziął imie i ciało:
Lecz niech ztąd żadney nie podlegam winie, Ze mi się Ewy, iak oycu, nie chciało: Gdyby był przeyrzał, co w tey kobiecinie I sam i plemie iego cierpieć miało; Wolałby pewnie, niż się z żonką pieścić, Z dziką na iednym łóżku lwicą mieścić.
Pierwszy nowego, wiesz, iaki był stadła Skutek? na co się podziśdzień świat żali. Ah! gdyby była iabłuszka nie ziadła, Nigdyby ludzie nędzy nie doznali! Ale i sama z mężem w biedę wpadła, I myśmy dla niey szczęścia postradali.
« PoprzedniaDalej » |