W różnych mi się te kształtach widzieć daią dziwy: Tu lew krwawą rozdziera paszczę żołto-grzywy; I to wściekłemi piany rozsierdzony pryska, To ieżąc kudły, wzrokiem piorunowym błyska.
Tu chytry smok, nabrzmiały iadem niezleczonem, Sprosnym sine zadzierzgi zawiia ogonem:
Więc żeby się taiemna nie odkryła zdrada, Ciszkiem się do wnętrzności śliskim grzbietem wkrada.
Każdy zwodniczym rąbkiem brzydką postać krasi, Każdy się miłym wzrokiem pochlebia i łasi; A niechcąc oczu zrazić pozorem brzydoty, Bierze na się obłudney zwierzchnią barwę cnoty.
Chciwa żyć przez śmierć bliźnich i krwi bratniey zgubę, Slepa zwycięzców Duma z klęsk buduie chlubę; A żądzą bohatyrstwa w tymże sercu, które Zażega do walecznych dzieł, gasi naturę.
Cóż za zysk sławy owey? iuż bystry miecz strawił Tyle dusz, i za brudny męt Stygu przeprawił: Igraią z popiołami wichry niehamowne, Gdzie wprzód liczne wsi stały, i grody budowne.
Niknie przemysł, ustaie złoto-płodna praca; Swiat do pierwotnych pustyń zburzony powraca: Fraszka wszystko; by iedno zboyca uwieńczony, Oddał swe w Kapitolu bałwanom pokłony.
W cudnieyszey na śmiertelny kształt dobie ukryta, W okrutnieysze nas pęta chytra miłość chwyta: Lecz dopiero ich ciężar czuie człek niewolny, Gdy iuż do przełamania nie ma siły zdolney.
Próżno się rozum siłąc na wywody sadzi; Ze się w tym sporna wola kocha, co iey wadzi. Nie pomoże wyssana z naymędrszych ksiąg sztuka: Rozum filozof, ale ma wolę nieuka.
Wszystko stracił niecnota i honor i zdrowie, I co mu szczędną dłonią zebrali przodkowie. Zna nieczuiąc swey doli, i tak błędny trzyma. Ze świat większych dostatkow nad kęs ciała nima.
Godny takiey płód matki, Zawiść podeyrzliwa, Dopadszy z rąk Megery dymnego łuczywa, Wyświeca wszystkie kąty: a wściekłe zapędy Karmi, z próżnym popłochem, trwożliwemi błędy.
Równy iey cień znikomy, iak dzień iasny szkodzi: Ciekawość niespokoyna tysiąc myśli rodzi. Wszędy widzi spólnika; sama przyiacielem, Sama chce być postrzałem i miłości celem.
Darmo, brzydka chciwości! łeb ukrywasz smoczy, I pod zasłoną twe się ogniem iskrzą oczy: Rzucasz wszędy wzrok bystry, ściągasz ostre spony, Mniemaiąc, że świat cały iść w twe winien plony.
Za tobą w tropy chodzi fałsz i zdrada krwawa: Próżno się na zgwałcone słuszność żali prawa. Wchodzisz w zmowęz człowiekiem; by na twe skinienie Sam sobie sprawiedliwość, sam czynił sumnienie.
Słusznym gniewnego nieba uplątane losem
W stalny łańcuch, nad kruszcow nie użytym stosem Schnie żarłoczne łakomstwo, nie nawidząc ludzi; I własnym się nabytkiem bez ustanku trudzi:
W naywiększych się bogactwach skarży na chudobę. Jak ów, co mu gorączka uschłą zrze wątrobę, Złopa wodę ustawnie: i choćbyś go w bagnie Znurzył; im więcey piie, tym usilniey pragnie.
Tu zazdrość zwiędła szkodnym oszczerstwa nałogiem, Kryśli niewinne sprawy piekielnym ożogiem; Na niey warkocz z Libiyskich iaszczurow uwity, A sep wewnątrz krwawemi pastwi się ielity.
Wszystko iey czoło sępi, wszystko krzywym widzi, Omdlewa cudzym szczęściem, a cnotą się brzydzi. Karmi się ludzką nędzą; a gdy się świat śmieie, Ona sama z rozpaczy ięczy, i łzy leie.
A ktoż twego szaleństwa, kto twey zemsty niewie, Na szkarady naysroższe rozchełznany gniewie? Ta łzy piie, ta czerni, tamtą dołki kopie; Twa bezecna namiętność niszczy i krew żłopie.
Zadna cię baczność w tęgim zapale nie wzrusza, Złość wszystkie przyrodzenia iskierki zagłusza : Radbyś cały świat z gruntu wywrócił; a potem I sam runął, ogromnym zatarty wywrotem.
Te są skutki obrzydła wściekłych chuci trzodo! Które wieczny niepokoy w sercach ludzkich wiodą: Ziemia za twych zapędow fatalnym roskazem, Zywym piekła w mych oczach staie się obrazem.
Pełno zbrodni na świecie, pod twym berłem rdzawym Próżno się Temis, žalem roziątrzona prawym, Do miecza swego ima, i niechybney szali; Sciął Alcyd Hidrze głowę, tysiąc się w niey wali.
Płodny jest świat w występki, i póki go stanie, Nie wyplewi ich nigdy naysroższe karanie: Ty iednak, móy rozumie, uymiy mię w swe pęta, By mię żaden błąd, żadna nie zwiodła ponęta.
DO KSIĘCIA ADAMA CZARTORYSKIEGO,
Generała Ziem Podolskich.
Na' powrót z cudzych kraiów.
Jako po wdzięcznym utęskniona synie,
Który gdzieś w obcey przebywa krainie; Po niezbrodzonych otmętach wzrok toczy, I łzami matka smutne zlewa oczy.
Już mierzy czasy, iuż leniwey łodzi, I żaglom łaie i morskiey powodzi: Już Eolowi, co wiatrami włada,
Czy słońce wstaie, czy w bezdno zapada.
Więc gdy fortunną nieba zdarzą chwilę, Ze go ogląda i uściska mile;
O któraż muza znaydzie się tak mówna, Co iey weselu rymem swym wyrówna?
Tak dom twóy zacny, tak oyczyzna miła W twey niebytności smutne dni pędziła; Czekaiąc rychło czas luby nastanie, Co cię da uyrzeć, o Polski kochanie!
« PoprzedniaDalej » |