Obrazy na stronie
PDF
ePub

Stwórco! tyś sam bezdenne morza ograniczył, Tyś naydrobnieysze czasu momenta policzył: Sobie samemu tron twóy zachował to mglisty. Kiedy przyidzie ów moment nocy wiekuistey, Swiat niewie, i próżno się o to badać kusi; To wie, że ginąc codzień, zginąć kiedyś musi. Ludzie gdy was okropnym bita z wieży młotem Miedź ostrzega, iak szybkim czasy płyną lotem; Ah iak was hasło owe brzękiem swym przenika! Wnet się dusza z twardego letargu ocyka; A płoche nadstawiaiąc uszy, mniema oto, Ze na nią: Pódź do trumny! blada woła Kloto. Błędni, co wam za gruba ćmi rozum ślepota? Moment do myśli macie, moment do żywota: Lecz i ten, acz z nikczemnym równo znika cieniem, Nie iestże dla was ieszcze nieznośnym brzemieniem? Zbiera cudze, wędzi się różnemi kłopoty, Niebaczny marnotrawca własney swey istoty. Ledwo sam siebie poznał, ledwo zawziął siłę, Sam się gubi, sam kopie okrutną mogiłę!

Ten z pieluch umarł, stu lat ciężarem zkrzywiony, Ow samym sobą kupczy dla marney mamony;

Ten szuler mózg przy kartach susząc, zdrowie stracił, Ow bogacz wszystkim złotem radby się opłacił

1

Czasowi, co go dręczy: tak żyć obelżywie,

Jest mniemać, że nie żyiąc, żyć można szczęśliwie.
Długoż tedy tak srogą zmamieni ślepotą
Błądzić będziem? myśl naszą iedyną istotą:

Tey

Tey samey człek prawdziwie drogim żyie darem,
Ta sama czasow naszych winna być wymiarem.
Kochaymy mądrość; wszak to naywiększa nauka
Znać siebie, i żyć z sobą: kto iey pilniey szuka,
Prowadzi wiek szczęśliwy; a na czas upłynny
Patrząc, liczy bez trwogi wszelkie swe godziny.
Jeśli kiedy dla bogactw, dla podłego zysku
Wolnością mam frymarczyć, i żyć w pośmiewisku;
Jeśli me serce iść ma w gnuśne zmysłow pęta,
Czasie! skróć, proszę, życia moiego momenta.
Niech me kości przed czasem zawrze loch podziemny;
Wolę chwalebnie umrzeć, niżli żyć nikczemny.
Lecz, ieśli serc powolnych rymy me dolecą,
I w nich szlachetney cnoty czysty płomień wzniecą,
Jeśli przez nie niewinność znaydzie utrapiona
W troskach wdzięczną pociechę, w złym razie patrona;
Jeśli miły przyiaciel folgę w swych uczuie

Zalach, i łzy płynące hoynie pohamuie;

Postóy chwilę, miey baczność na me drobne latka.
Niech ieszcze przez czas długi ukochana matka
Ziemia, hold uprzeymości synowskiey odbiera.
Ty zaś, sławo! ty cnoto! których nie umiera
Nigdy imie; po długiey lat moich osnowie,
Złożcie skrzydła złociste na mey siwey głowie.

O DA III.

POWĄZKI

Folwark Księżny Izabelli Czartoryskiey Generałowey Ziem Podolskich.

Wsi spokoyna, wsi wesoła,
Który głos twey chwale zdoła?

Kochanowski.

Cudney z siebie natury upominku luby,

Piękności bez wytworu, pociecho bez chluby!
Gdzie rozum samey tylko szukaiąc wygody,
Słomę z drzewem zostawił dla wiatrow i wody:
Domku iedney z naypierwszych w narodzie bogini,
Jakeś w mych oczach piękny; cóż przy gospodyni!

Takie pierwotni ludzie kochali przybytki;
Nim ie duma przywiodła o szkodliwe zbytki,
Aby się nad śmiertelne niosąc przyrodzenie,
Pod gwiazdziste piątrami wdzierali sklepienie;
A buduiąc kosztowne pustki dla potomnych,
Ciężyli iarzmem srogim poddanych ułomnych.
Jeśli kiedy być może człek uszczęśliwiony,
Z czego się próżno chełpią i chaty i trony;

Jeśli próżny sen tylko gonim miasto rzeczy,
(Bo cóż iest, ieśli nie sen błędny wiek człowieczy?)
Szukaymy szczęścia tego; może się udzieli
Przynaymniey w swym portrecie w domku Izabeli.

O iak tu wszystko lubo! wszystko wabi oczy! Podle stok iasny mokrym szkłem równinę broczy, Tucząc żywną wilgocią zielone pobrzeże;

Zkąd i pola kwieciste, i wspaniałe wieże

Pyszney widać Warszawy z wyniosłemi mury, Siadło królow, miast waszych kwiat, zacne Mazury!

Jako złota iutrzeńka na modrey przestrzeni,
Gdy świat wielki ożywi darem swych promieni,
Zapada na spoczynek w oceańskie tonie;
Tak ona zaiaśniawszy w ziemskich bogiń gronie,
W ulubiony odieżdża kącik, aby nowem
Oczy blaskiem, a serce wiązała okowem.

Tu sobie raz, iak Cypru pani wszystko-włada,
Na tronie, co go roskosz z róż uwiła, siada;
Ciesząc się z piękney pracy i cudnego smaku:
Podle niey nie ten, który w stalistym saydaku
Szkodne żagwie, i pręty nosi serco-tyczne;
Stoią iak dwa gołąbki, dwie córeczki śliczne.

Więc i łowczey Dyanny wdziawszy na się groty,
Gdzie w gaiu gęsto-liścim słodkiemi pieszczoty

Ucho poi, w południe skwary, gmin słowiczy;
Skot leśny, płoche sarny i ielonki liczy:
A tym czasem szczęk Duńskich morągow poziomy
Rozlega się po knieiach, płosząc źwierz łakomy.

Po pracy bez zdradnego trwogi Akteona,
Miło zemdlone członki omyć, kędy z łona
Podziemnego w misternych buchtach zdroy ukryty
Pierzcha szkłem nieobraźnym na złociste sczyty;
I gwoli swey bogini mieniąc przyrodzenie,
Ogień w wodę, a wodę odmienia w płomienie.

Czasem, iak druga Tetys na perłowey łodzi,
Srebrnym styrem umiata przejrzyste powodzi;
Sliczna twarz i skrzydlastey duszy serca nęci.
Leci stadem do pani swey poczet łabęci;
A rozlicznemi gony stroiąc tańce biegłe,
Lekką wełną nastrzępia kryształy rozległe.

Często iasnym okryta płaszczem Flory gładkij,
W różne kształty szykuie i zioła i kwiatki.

[ocr errors]

Zefir ie na pachnących barkach w snopkach znasza,
Fosfor rannemi perły od wschodu urasza:

Z iey twarzy każdy żywszych naciąga promieni;
Narcys wdzięczniey się srebrzy, a róża czerwieni.

Przy niey pięknych rodzicow Adaś obraz żywy,
Uiąwszy węzłem złotey w różny kształt cięciwy,

[ocr errors]
« PoprzedniaDalej »