Obrazy na stronie
PDF
ePub

Czyliż idąc w zacne krwi macierzyńskiey tropy,
Nie wynidzie Telemak z twoiey Penelopy?
Co za pompa? co za blask weselnych płomieni?
Czy się znowu z Junoną władca niebios ženi?
Oto zacny Radziwiłł ślub czyni Helenie!

Wiecznym chcą bohatyrskie, nieba mieć, nasienie.
Kiedy bierzesz, Michale, tak nadobną żonę,
W wieczną z nią przyiaźń krocząc: słyszałem Junonę:
Gdybyś i na Ideyskiey górze sprawę sądził,
Nigdyby ci los takiey nagrody nie zrządził.
Ciesz się i stokroć ieszcze powiem, ciesz się mile:
Wykrzykuy głośne io! zacny Radziwile.

ODA XIX.

DO KSIĘCIA ADAMA CZARTORYSKIEGO

Generała Ziem Podolskich

w Dzień dorocznych Imienin.

Musarum Martisque decus!

Książe! narodu Polskiego ozdobo!

Mądry, uczony, grzeczny, piękny, dzielny;
Któryś to wszystko swą zamknął osobą,

Cokolwiek sobie życzy człek śmiertelny.

[ocr errors]

Nie moiey to iest ręki praca; aby
Ogarnął wszystko razem umysł słaby.

Uczonym twoię mądrość do pisania,
Dzielność żołnierskiey zostawuię ręce;
Grzeczność, co większy dank maią z poznania
Swiata; a piękność Kastalskiey panience,
Co patrząc na cię wzdycha ustawicznie:
Kto z duszy kocha, musi pisać ślicznie.

Jam sobie obrał, co się tylko tycze
Osoby moiey; twe łaski, twe dary!
Trudne to dzieło: nigdy ich nie zliczę,
Choćbym Parnaskie sam popił nektary.

Wie świat, żem przez cię tym iest, czym mię sądzą I ci co służą, i co w kraiu rządzą.

Tyś mego szczęścia pierwszy krok, Adamie!
Tyś mi dał pierwszy wstęp do maiestatu.
Twoie z ciemności dźwignęło mię ramie,
Daiąc mię poznać monarsze i bratu.

I że mi pańskie otwarte pokoie;

Jego to łaska, lecz staranie twoie.

Ukrytych w ziemi leży skarbow tyle,
Lecz ich niekopie ręka pracowita:
Czasem się znaydzie w niepozorney bryle
Zyła złotego metalu obfita.

[ocr errors]

Piękny iest kruszec; lecz ten niemniey drogi,
Kto zaniedbane, otworzył odłogi.

Szczerze wiernego umysłu wyznanie
Przechodzi wszystkie pochlebstwa rymowe;
Bierz ie, móy Książe, na powinszowanie,
Pomniąc łaskawie za przysłowie owe:
Ze ten nad wszystkich wymową góruie,
Który co mówi, co pisze, to czuie.

OD A XX.

NA POŻAR

Wszczęty w Warszawie na Nowymmieście, którym część Collegii Nobillium S. Jesu w perzynę poszła dnia 19. Kwietnia 1773.

Po cóż się żalić, po co próżnym dąsać gniewem

Na to, co nieprzeszkodny z nieba wyrok zdarzył;
Jak ów, co obalonym kęs nie starty drzewem,

Na niewinne się drzewo wieszcz

1 Horacyusz w Księdze II. pieśni 13.

Łaciński swarzył?

Bóg

[ocr errors]

Bóg chciał: nie masz cię, zacne Polskich Muz siedlisko!
Szumny Eol z kulawym stróżem dymney kluzy,
Ten martwe z gmachow twoich zrobił zgorzelisko,
Ow i same rozwionął po powietrzu gruzy.

Piękna twych wychowankow, Apollinie, trzoda
Ze swemi obcych szuka kątow przewodniki;
Rząd idzie w zamieszanie, w ubóstwo wygoda,
Nim czas i przemysł złoży pomącone szyki.

Pracuy, kleć w dzień i w nocy, człecze niespokoyny,
Kryśląc w głowie z twych trudow zyski coraz nowe:
A to los stoiąc pozad w tysiąc trafow zbroyny,
Zamiast liczb, cyfry tylko roztacza iałowe.

Tež same, co ci służą ku wdzięczney wygodzie,
Jutro gonią na odwrót przeciwne żywioły;
Po lubym trunku znaydziesz topielisko w wodzie,
Ziemiać połknie, a ogień obroci w popioły.

Tak gdy w buyney pasiece pszczołki złoto-gware
Cało-letnim plon słodki zbieraiąc starunkiem,
Gdy już prawie pod iesień śpichrze lipko-iare
Wytłoczonym z łupieży łąk napełnią trunkiem:

Niespodziewny ożogiem smolnym bartnik zmaca;
Leci co żywo z ula gospodarz i dziatki:
Idzie w niwecz łożona rąk tysiącznych praca;

A kto inny pożera frasowne dostatki.

Cóż za dziw, że iak plecie wiek ów w baśnie płodny,
Gdy storęczny wielko-lud z równemi potwory,
Spisek na iasne bogi zrobiwszy niegodny,
Aż w górne trzaskał dębem rygle i zawory:
Ztrwożona dzikim gwałtem cna niebianow rada,
W różne się przemykała postawy z popłochu:
Ow capem został w trzodzie, ten cielcem ze stada,
Tamten w swoim pierzysku dyszał gdzieś w maclochu.
Ledwo gomonny bęben, a dzwon ryknął z wieży,
Ze się do bram Parnaskich groźny Wulkan zbliża,
Kalliope w pokrzywy, Klio w krzaki bieży,
Rani stopki po głogach Melpomene chyża.

Co iey pierwey nie tknęła dłoń uczoney ręki,
Prócz śkiełek gwiazdo-łownych, lub cytry Marona,
Tłucze dachy oskardem, rozrywa osęki,

Erato grubym kopciem zewsząd oczerniona.

I móy myślał Apollo iuż koło ucieczki,
Zaniechawszy i łuku i Słowiańskiey liry;
By mu łaskawy Bachus z śwey przytułek beczki
Nie zdarzył, wsadziwszy go ze swemi papiry.
W takim nowy 2 Dyogen, gdy doń gromca Meda
Przyszedł, siedziałem gmachu; kiedyś i o drobney
Cząstce twych sług, o królu! iakiego nam nie da
Wiek oyca, pamiętaiąc, cieszył dom żałobny:

2 Wzmianka tu o owey beczce, w którey autor miał wszystkie swoie papiery złożone; a z którą umykaiąc od pożaru, obalił się i piersi sobie mocno naruszył.

« PoprzedniaDalej »