Obrazy na stronie
PDF
ePub

Dosyć na przychęcenie pracowitey pszczołki
Ul nie wielki i ogrod z wonnemi fiołki.
Tyle razy opatrzni monarchowie twoi

Zawiesiwszy na ścianach postrach mężney zbroi;
Gdy ustało surowe Gradywa igrzysko,

Chcieli Muzom założyć spokoyne siedlisko:
Wiedząc dobrze, że wszystko złe w kraiu się rodzi,
Gdzie ślepe z fanatyzmem obok głupstwo chodzi;
A pod iedną prostoty barwą się ukrywa
I ten co drugich uczy, i ten co słuchywa.
Ztąd przez wasze, o drogie imiona, staranie,
Kazimierzu, Jagełło, waleczny Stefanie!
Widzieć ieszcze do tych czas na wiek nieprzetrwały
Zbudowane na odpor głupstwa arsenały.
Ztąd wyszły owe zacne dowcipy i prace,
Nad które Kapitolskie nie miały pałace;
Ani lepszych Ateny chlubne swemi pióry:
Czy z nich ciągło kto pisał, czyli rymem który
W związaney cudnie mowie, w Boski duch bogaty
Opiewał światu mądre i bitne Sarmaty.

Lecz czas, który płochego lecąc pędem pierza,
Jednym początek skrzydłem, drugim kres wymierza;
A gnębiąc z ludźmi razem przeważne ich sprawy,
Bierze swóy wzrost z upadku, a z klęsk szuka sławy;
Na wieczną starożytnych zaszczytów sromotę,
Wprowadził do pieniactwa i kłótni ochotę:

Lub przytępiwszy piórem dzielną chęć do sławy,
Zaostrzył ią do zbytkow i zazdrości krwawey.

Już wielkich poprzednikow ręką piękna owa
Runęła dla siostr mądrych poczęta budowa:
Stoią martwe mogiły, i nikczemne gruzy,
Kędy pierwey oyczyste rey wodziły Muzy;
I smutne tylko cienie w kartach zciętych molem,
Opłakanym zostały sławy ich mauzolem.

Twemu opatrzny twórca, mądry Stanisławie!
Dowcipowi to raczył zostawić i sławie;
Zebyś z owych zwaliskow, kopiąc rydlem złotym,
Zbudował im przybytek pięknieyszy napotym.
Jużeś zaczął: iuż biorąc za punkt sławy ścisły,
Przekonać dobrodziejstwy niewdzięczne umysły,
I póty kochać narod, aż niezwyciężona
Twa miłość ku poddanym mściwą złość przekona;
Jużeś, mowię, założył grunt dobra istotny
Powszechnego, i w przyszłe czasy zysk stokrotny,
Wzbudzaiąc smak w narodzie do nauk i pracy,
Jakim się starożytni szczycili Polacy.

Mylę się? czy mi w oczach staie plac szeroki, Który martwych ciał suche urościły zwłoki? Wszędy postać żałosna, i znak tylko płony, Ze tu był mądry narod i niezwyciężony. Lecz na głos iakiś, żywnym orzeźwione duchem, Znowu się pierwszym stawow zwięzuią łańcuchem; Znowu dawny kształt biorą, a z swym żywcą razem Zaniedbany kray zdobią piórem i żelazem, Powstaje z mogił swoich narod starożytny, Mądry, zgodny, porządny, bogaty i bitny.

Dziwi się nań Europa patrząc nie wymównie,
I z drugiemi na iedney szali waży równie.
Już zacięte z umysłów pierzchaią zawiści:
Każdy szuka powszechney oyczyźnie korzyści
Wszędy słodka podległość, wszędy rząd rozumny:
Nie miesza go dla podłych zysków przepych dumny.
Sprawiedliwość swym torem idzie nie przedayna,
Pozorem się przyiaźni nie barwi złość tayna:
Złota wolność z pod iarzma praw, co sama stawia,
Zaufaney potęgi w złocie, nie wybawia.
Stoią woyska gotowe, lecz krwawego zysku
Nie szukaią z sąsiedzkiey nędzy i ucisku:
Nauki szczodrobliwym zasilone datkiem,
Zdobią narod pismami, bogacą dostatkiem.
Dałby Bóg, mądry królu! by twa chęć życzliwa,
Która się w rymach moich iak echo odzywa,
Wzięła żądany skutek; a za twym powodem
Lepszym byli synowie od oycow narodem.
Jużbym śmiele na ów czas za twe dary, Panie,
Uprzeyme złożył sobie sam powinszowanie!
Ze, ieślim na to gładkim rymem nie zasłużył,
Wart iestem przecie łaski, żem dobrze wywróżył.

O DA XI.

DO JANA DU-PONTA

Medycyny Doktora.

Nad wszystkie dary, które z szczodrobliwey

Wziął człek śmiertelny stworzyciela ręki,
Cóż iest nad zdrowie? za co póki żywy,
Winien mu czynić nie ustanne dzięki.

Nie zrównaią mu kleynoty kosztowne,
Co na na swych brzegach łowi Murzyn śniady;
Fraszka krwie zacney zaszczyty herbowne,
Obszerne włości, świetne sług gromady.

Nędzna to chluba, żałobna ozdoba,
Choćbyś się ubrał w kabat złoto-lity;
Gdy ciało wątli zawzięta choroba,
Krew spiekłą w żyłach suszy iad ukryty.

Mało się temu myśleć o tym zgodzi,
Ze wiele skarbow, wiele dobr posiada;
Komu co moment na pamięć przychodzi,
Ze nań z motyką dybie Kloto blada.

Kiedy wesoły, a ma z pełna zdrowie, Szczęśliwszy kmiotek na małym ugorze; Niżli król chory w pysznym złoto-głowie, Niż książe, choć mu tysiąc pługow orze.

Zna-li tę prawdę człek w rozum obrany,
Jako ma cenić dar ten znakomity?
Szafuie zdrowiem, iakby był ulany
Z Korynckiey śpiźy, lub z marmuru ryty.

Ten się okrutney zemsty zrze pragnieniem,
Owego dręczy niedostępna pycha;
Ten brzydkim ginie Kupida płomieniem,
Ow co dzień tonie siedząc u kielicha.

I w tenczas tylko zna, iako pobłądził,
Gdy na śmiertelnym złożony posłaniu,
Czeka rychłoli lekarz będzie sądził,
By już o dobrym myślił dokonaniu.

Dawnoby, widzę, różnemi przygody
Dobiegł ostatnich kresow rod człowieczy;
Gdyby Bóg dobry broniąc go od szkody,
Nie oddał waszey, cni doktorzy, pieczy.

On was natury uczyniwszy składem,
Dał oney poznać skutki niezbadane:
Które tchnie życiem, które ziołko iadem,
Co wnętrzną niemoc, a co leczy ranę.

« PoprzedniaDalej »