Obrazy na stronie
PDF
ePub

„Piękna pani, racz powiedzieć,
Twa źrenica, jak przybita,
Zda się pilnie, za kimś śledzić?."
Tak zdziwiony rycerz pyta.

–,,Czyż nie widzisz, tam z daleka,
Postać czarnym płaszczem strojną?"
Rycerz śmiechem jéj odrzeka:
„To cień tylko –bądź spokojną.”

Donna Klara twarz swą płoni,
Bo cień zbliża się i staje,
A choć czarny płaszcz go słoni,
Don Ramira wnet poznaje.

A już taniec wre ochoczo,
Jakby kręgi szalonemi,
Wieńce setnych par się toczą,
Aż posadzka drży pod niemi.

,,Don Ramiro! takbym chętnie,
Z tobą taniec szła zawodzić;
Lecz w tym płaszczu i tak smętnie,
Czyż godziło się przychodzić?"

Don Ramiro spojrzał sucho,
Przenikliwie, na niebogę,
I objąwszy ją, rzekł głucho:
,,Wṣzak mówiłaś, że przyjść mogę!"

I w te koła, lotne, wrzące,
Już oboje spieszą w tany,
A wciąż trąby biją grzmiące,
I w takt huczne brzmią tympany.

I przez tłumy wirujące
Miga świateł blask rozchwiany,
A wciąż trąby biją grzmiące,
I w takt huczne brzmią tympany.

,,Jak lód dłoń twa, tłumiąc trwogę,
Szepnie Klara cała drżąca:

[ocr errors]

Wszak mowiłaś że przyjść mogę."

Rzekł i w przepaść już ją strąca.

,,Puść mnie! puść mnie! w twym oddechu,

Trupi oddech wzmaga trwogę."

Lecz ozwało się znów w echu:

[ocr errors]

,Wszak mówiłaś, że przyjść mogę."

I posadzka dymi, pali,
Bas i skrzypce grzmią wesoło,
Jakby siłą czarów, w sali
Wszystko kręci się w około.

,,Puść mnie! puść mnie! krzyknie biedna,
Chcąc błaganiem zmiękczyć trwogę;
Lecz odpowiedź zawsze jedna:
Wszak mówiłaś, że przyjść mogę.'

-,,A więc odejdź w imię Boże!''
Krzyknie Klara z całą siłą;
I Ramiro znikł w tej porze,
Nim głos echo powtórzyło.

W licach Klary, śmierci tchnienie,
Chłodem zdjęta, w noc uwita,
Jasną postać jéj, omdlenie
Już w swe ciemne sfery chwyta.

Aż sen znika z mgłą grobową,
Przebudzona wznosi oczy:
Lecz zdumienie, patrz! na nowo,
Światło źrenic jéj zamroczy.

Chociaż taniec wszczął się kołem,
Donna Klara nieprzerwanie
Z Don Fernardem siedzi społem;
Rycerz daje jej pytanie:

,,Czego trwożnie, wzrok twój pała
I twarz zbladła ci jak chusta?"
-,,A Ramiro?" wyjąkała,

I wnet przestrach ściął jej usta.

Lecz widocznie, już obawa

[ocr errors]

Skroń mu w groźne zmarszczki splata:

,,O nie pytaj! wieść to krwawa,

Dziś Ramiro zszedł ze świata."

VII.

Czego chce ta łza samotna?
Tylko wzrok mi mgłą owiała:

Z méj przeszłości, co niezwrotna,
Ona jedna mi została.

Tom II. Kwiecień 1864.

15

Jéj promiennych siostrzyc tyle,
W błyskach burzy, w nocy cieniach,
Przepłynęło w szczęścia chwile,
Przepłynęło w udręczeniach.

I jak mgła już się rozwiały
Górnych świateł tych promienie,
Co w mém sercu oświecały
Każdą rozkosz i cierpienie!

Ach! i miłość ma na wieki
Przeszła już, jak tchnienie lotna;
Spłyńże i ty z méj powieki
Dawna moja łzo samotna!

KRONIKA LITERACKA.

Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego. Tom II. Poznań 1863. Str. 791.

Tom drugi Roczników długo wprawdzie kazał na siebie czekać, ale za to wynagrodził cierpliwość naszą bogactwem treści i znakomitém obrobieniem przedmiotów, które zawiera. Jest on dalszym ciągiem tomu 1go nie z samego tytułu swego, lecz jeszcze i z treści przedmiotów; pierwsza mianowicie rozprawa ks. Malinowskiego z tomu 2go, Kriticzny pogląd na zasady głosowni znanych autorowi gramatik polskich jest dalszym ciągiem Zasad i prawideł pisowni polskiej w tomie lym wyłożonych. Rozprawa, o któréj mówimy, nie mieści się wszakże w tomie 2im całkowicie, i dokończenie jej odłożone do tomu 3go, który oby nie tak długo z wyjściem swém na świat zwlekał. Mocno żałujemy, że nam już jéj teraz nie podano w zupełności, jakkolwiek tak w zasadach jako i w poglądzie krytycznym, myśli autora dostatecznie i jasno są wypowiedziane. Brakuje więc końca, raz dla całkowitości obrazu dotychczasowych usiłowań gramatyków polskich co do ustalenia zasad głosowni, powtóre, dla tego, że w ciągu następnym spodziewamy się wykładu prawideł etymologii i form gramatycznych. Życzenie nasze zasadzamy na zdaniu, jakieśmy o pracach ks. Malinowskiego dotąd znanych powzięli, a to opiera się nie na saméj powadze jego imienia, lecz oraz na rozważaniu i to nie powierzchowném tylko tegoż samego przedmiotu. Szczegółowy rozbiór jego wniosku razem ze zbadaniem zasad przez Miklosicza podanych, a przez Małeckiego rozwiniętych, kiedyindziej ogłosimy; tu tylko na wnioskach ogólnych poprzestać zamierzamy,

W badaniach nad językiem polskim bardzo wielu pisarzy naszych niemałe położyło zasługi. Przestrzeń między Statoryjuszem czyli Stojeńskim z r. 1568, a raczej między Parkoszem z r. 1440 a Małeckim i ks. Malinowskim z r. 1863 napełniona jest mnóstwem imion, z których wiele, o bardzo wiele ledwo w bibliografii na wspomnienie zasługiwać może. Stojeński, i aż we 200 lat po nim Kopczyński oto prawodawcy języka, jeżeli tylko nazwa ta do gramatyków stosować się może. Właściwie bowiem mogą być tylko prawodawcy pisowni, bo gramatyk, to fotograf, który wiernie odbijać winien zjawiska ze świata przyrodzonego; on nie tworzy nic nowego, a tylko zbiera, postrzega, klassyfikuje i z mnóstwa faktów wyprowadza na jaw prawa, które w nich istnieją i niemi rządzą. Že zaś tu mowa tylko o głosowni i ortografii, więc jeszcze sięgnąćby należało dalej, nie tylko do pierwszych druków, ale nawet do najdawniejszych zabytków rękopiśmiennych. Od Kopczyńskiego jeden skok tylko do Felińskiego i Towarzystwa Przyjaciół Nauk Warszawskiego, a w tém jako gwiazda pierwszej wielkości jaśnieje Mroziński, badacz niepospolity, orzeł gramatyczny, prawdziwy prorok w filologii, prorok, bo przeczuł i wypowiedział to przez intuicyję, do czego dziś filologija doszła na drodze badań na językoznawstwie porównawczém opartych. Wszakże cześć nasza dla Mrozińskiego nie jest bezwzględną; widzimy i w nim usterki, które w większej części już wytknięte zostały; czcią go wszakże otaczać nie przestaniemy, i wyznajemy, że co do niektórych punktów, stoi on nawet wyżej od Miklosicza, jakkolwiek ten jest powagą, przez cały świat naukowy uznaną. Rozprawy i wnioski Deputacyi, szczególniéj zaś te, które są pióra Mrozińskiego, ks. Szwejkowskiego i Bentkowskiego, muszą być punktem wyjścia dla każdego nowego badacza zasad mowy ojczystéj; bo co do Brodzińskiego, ten był znakomitym poetą, twórcą nowéj szkoły; ale gramatyka z poezyą w związku duchowym nie zostaje; nie dopuszcza ona fantazyi, nie powoduje się uczuciem: rozum tylko, zimny rozum za podstawę jej wnioskom służyć winien, Badania nad językiem potrzebują studyjów długich,, mozolnych, gruntownych, wymagają poświęcenia się im zupełnego, i nie znoszą dorywczych, dyletanckich wycieczek, chociażby te pochodziły od Mickiewicza albo Lelewela. Po Mrozińskim z sumiennie opracowaną gramatyką wystąpił Muczkowski, lecz nikt tyle W swoim czasie nie narobił hałasu ile Zochowski; ileż to piór powołanych i niepowołanych za i przeciw niemu wystąpiło! A całej wrzawy dwie główne były przyczyny: naprzód spółgłoska j wsu

« PoprzedniaDalej »