Obrazy na stronie
PDF
ePub

Śmiech serca opanował Sardoński: przy zgonie
Cieszym się; brzęczy mucha, kiedy w miodzie tonie.
Zdiąwszy z berła strach kary i cnoty ochronę,
Bierzem z niego płochości z nieczulstwem zasłonę :
Jakby promień słoneczny mógł blaskiem połudnym
Strzelać dzielnie, zakryty chmur płaszczykiem brudnym.
Z łaski waszej na nowo mamy świat stworzony.
Gdy w pierwszej niewinności spólne były żony;
Zaden się nie obawiał, że wilk kozy dusi:
W cieniu z duszkami swemi leżeli pastusi.
Wstyd jest karą sumienia; u nas go nie wiele:
Nałóg z występków cnoty porobił modele.
Wy nas mądrym bawicie często świegotaniem,
Gładząc umysł Sarmacki różnych znajdywaniem
Rozrywek i mód przednich; jak pieskliwie śpiewać,
Kształtne dobrać guziki, raźne szaty wdziewać,
Udawać na teatrach; i zwykać powoli,

Že nas zdrajcą, szalbierzem, gnuśnym bydź nie boli.
I tyle czucia mamy na ojczyste zgony,

Jak ten, co z teatralnej wychodzi zasłony:
Udawszy bajkę obcą, więcej łzy nie kanie;

W równych względach u niego Polska i Trojanie.
Już dziś nie słychać kotłów, i chrapliwej miedzi ;
My tańczym, biją w bębny ogromni sąsiedzi.
Tam Mars, u nas Wenera, rzadko widzieć, aby
Który z młodzi szlachetnej końskie cisnął schaby.
Rozpieszczone ciałeczko utłacza karety;
Fartuch u niej chorągwią, proporcem kornety.

Lecz widzę, że przeczekać tej parady trudno:
Napasłeś wzrok i umysł processyą nudną,
Miły Walku! czas siodłać konie, a do domu
Spieszyć dla siania hreczki, choć djabeł wie, komu.

SATYRA VIII.
Małżeństwo.

Powiedział mi pan Miłosz; tydzień temu trzeci, Ze też nakoniec przyszło zamyśleć waszeci Po długim kawalerstwie o małżeńskim stanie, Mości wielce w mym sercu ryty Kilianie! Chwałaż Bogu! będziemy wierni przyjaciele Mieć, nim się zacznie adwent, solenne wesele. Obaczym żonkę grzeczną, hożą i bogatą; I ręką powinszujem waszmości kosmatą. Lepiej ci to (wybacz, że mówię poufale) Niz bezimiennym płodem zaludniać szpitale: I kręcić się, jak motyl, co się wszędy ciśnie, Gdzie tylko jasnym świeca płomyczkiem zabłyśnie. Czas statkować w tych leciech, czas żądze ukrócić, I do jednego celu wierne serce zwrócić.

Możesz bydź milsza w nędznym tym życiu ochłoda, Jako kiedy ci siądzie obok żonka młoda, Głaszcząc po siwej brodzie, lub po łysej głowie ; A coraz, moja rybko, moje serce ! powie? Kiedy patrząc na dziatki, będziesz toczył zdroje Lez słodkich od radości, myśląc że to twoje. Lub kiedy zachorujesz, choć doktor upewni Że niemoc nie do śmierci, ona się rozrzewni; I Węgierskiej dać sobie każe akwawity. Boć ja nigdy tej myśli nie mam, żebyś i ty Takim był zelotypem, jak nasz pan Ambroży: Co kiedy żonka po nim płacze jak najsrożej, Posądza próżno panią; iz to frant kobieta, Ma jakiegoś, który ją cieszy, parakleta. I że łzy tylko lejąc powierzchowne, życzy: Niech go Bóg w poczet świętych co prędzej policzy.

Cóż to? nie miłe tobie przyjacielskie żarty? Krzywisz się, jakbyś wypił octu ze dwie kwarty;

Myśląc, żem jakiś dziwak, co nic jako żywo
Nie czytając prócz satyr, wszystko widzi krzywo.
Nie dawno gromił męże, dziś mu inna pora
Dośpiała poszlifować na żonkach ozora.

Alboż to, jak Juwenal bajał z czołem chmurnem,
Wstyd tylko i poczciwość były pod Saturnem ;

A gdy swe państwo skończył, waet imość swywola
Obie na Elizejskie wyprawiła pola?

Nie wkładam ja bynajmniej potwarzy takowej;
Są i teraz poczciwe wszędy białegłowy.
Jest ich tu dość wiele, a do tego grona
Pewnie będzie wpisana twoja przyszła żona.

Lub przynajmniej tak trzymać trzeba wszystkim, a nie Posądzać: bośmy wszyscy wierni chrześcianie.

Z tym wszystkim choćby sama w twój dom weszła

cnota,

Miej pamięć, kiedykolwiek wyjedziesz za wrota,
Ostrzedz kogo; żeby ci powiedział, kto z gości
Najczęściej w odwiedziny przyjdzie do imości.
Nikomu nie wierz, mówią, a nikt cię nie zdradzi.
Często, co go ze łzami za bramę prowadzi
W ludzkiej żona postaci, długim niewidzeniem
Zmienionego obaczy małżonka jeleniem.

Lecz porzuciwszy żarty, mów słowo rzetelné,
Czy się do prawdy żenisz? czy wkrótce weselne
Zaśpiewamy ci Hejnat? zdania nie odmienię,
Ze się w przyszłe zapusty niechybnie ożenię.
Wiem ci ja dobrze o tym, jak się trafia rzadko
Pojąć razem małżonkę poczciwą i gładką.
Ze wszystkiem się zmieniły w ludziach animusze ;
Otroki noszą jupki, a białki kontusze.

Nie wiele u nich wstydu, i skromności owej,
Którą, jak mówią, dawne miały białegłowy.
Wiem też, jakie małżeństwa są teraz na świecie ;
Męża poznać po herbach tylko na sygnecie,
A imość samą z tego ledwo nie jedynie,
Ze jej kto list zapisze pani, czy hrabinie:

Wreszcie mogliby siedzieć oboje w klasztorze,
Po krótkiej sobie czystość poślubiwszy porze.

Z tym wszystkim nie zraza mię to od przedsięwzięcia,
Wolę się choć cudzego doczekać dziecięcia;
Niż patrzeć na te durne dwa moje synowce,
Co na mą śmierć czekają, jak wilcy na owce.
Jeden momot, a drugi pyskiem diabły straszy;
Darmo mi spaśli w szkołach kilka wozów kaszy.
Na sługi też się trudno spuścić poufale;
Dziś mi od końskich podków wydarli ufnale.
Co przyjmę, to niecnota, albo pijak, albo
Z dziewką by się gził tylko, a warcholił z babą.
Ledwo się często człowiek na łóżku układnie,
Tysiąc mu strachów zaraz do głowy przypadnie :
Ze z nich jeden po skarbca bobruje, a drugi
Dybie nań kedyś z kąta, dopadłszy maczugi.
Nie jeden ci to przykład na świecie się liczy.
Jak pan został ofiarą ręki służebniczej ;
Osobliwie, który miał pieniądze, a w domu
Prócz siebie ich samego nie miał zlecić komu.
Wreszcie na toż się każdy i rodzi i dysze,
Żeby tylko prowadził w lesie życie mnisze?
Niech czyni komu lubo; lecz samotność moja
Dotąd mi w szczęściu była źródłem niepokoja.
Porzućmy tych Stoików z cnotą nazbyt ostrą:
I Adama Bóg stworzył z żoną a nie z siostrą.
Próżno świata odmieniać: mnich czystość zachwala,
A na stan pełny trosków mocno się użala.
Stary klnie, bo nie może; poeta się śmieje,
Jak się często nie dobrze po małżeństwach dzieje;
Ze ten przy swojej duszce, ta przy gachu siedzi:
Przecież ledwie ksiądz zdąża głosić zapowiedzi.
Nigdy się to do końca świata nie odmieni:
Stokroć łaje chłop dziewki, a jednak się ženi.
Wiem ja to, że małżeństwo jest jarzmem; i przeto
Samo, że jest ciężarem, pragnę żyć z kobietą.

Chęci swych, jak koń dziki, człowiek jest igrzyskiem;
Brać go w krygi należy, a spinać puśliskiem.

Często mu zbytnia wolność jarzmo na kark włoży;
Chcesz go wolnym uczynić, trzymaj na obroży.

Prawdziwie nie wiedziałem, miły Kilianie,
Byście mogli tak piękne powiedzieć kazanie.
I nasz proboszcz, co ongi na wotywie z rana
Obrał Piotra marszałkiem, a podczaszym Jana
W niebie, jeszcze się pewnie do ciebie nie zbliża;
Choć był, mówią, lat kilka u świętego krzyża.
Idźmy do rzeczy: niechże i ja kaznodziei
Ķazaniem za kazanie odpowiem z kolei.

Zonka, z którą w dozgonnej życzysz mieszkać sforze,
Była długo u panien zakonnych w klasztorze.

Miała taką mistrzynią, która oprócz choru
Nie znała ani forty, ani parlatoru.

Umie robić tuwalnie, wyszywać zasłony,

I we mszale Łacińskie spiewa antyfony.

Nie zbywa jej na cnotach, a najbardziej wstydzie,
Spuszcza oczy aż zapas, gdy kto z mężczyzn przydzie.
Do rękodzieł też dziwnej panna jest ochoty;
Najpiękniejsze jasełka jej to są roboty.

Czego moichów piętnastu za miesiąc nie zrobi,
Ona jedna za tydzień wszystko przysposobi,
Prawdziwie rzadkie w jednej osobie talenta!
Lecz czegoż nie popsuje złość ludzi przeklęta,
I gorszące przykłady? osobliwie w duszy
Słabej, która za lada wiatrem się poruszy.
Jakowe są kobiety, mianowicie młode,
Znając nadto, że mają posag i urodę.

Naprzód, że ci włos siwy zaczyna wybiegać,
Będziesz musiał twej pani we wszystkim ulegać.
Wszędy indziej przewodzi starość, prócz łoźnicy:
Tam zaczkiem, ledwie umie pióro na tablicy
Drżące postawić, jeźli drobny bożek stadła
I pierwszego mu nie da pojąć obiecadła.
Więc będąc pod jej prawem, musisz na skinienie
Wszystko czynić, jak chłopiec, swojej miłej żenie.

« PoprzedniaDalej »