Obrazy na stronie
PDF
ePub

i wyobraźnią wszystkie swoje poprzedniczki. Beethoven rozpoczyna erę prawdziwéj melodyi na świecie, tak jak Bajron prawdziwą poezyą rozpoczął. Słuchając pieśni tych dwóch geniuszów, czuć, że inne tchnienie na ziemi powiało. Nie jestto już ów figlarny mitologiczny zefirek, ale wielki, pod niebem szumiący wicher nowoczesnego natchnienia. Do r. 1789 kwitła na ziemi proza: po krwawym deszczu rewolucyi.francuzkiéj urodziła się poezya.

Nie chcemy przez to odzierać z zasłużonej chwały Haendla, Palestriny, Pergolesa, Cimarozy, Mozarta, ani Glucka; broń Boże: chcielibyśmy tylko, żeby ich nie ubó

stwiano.

Muzyka XVIII wieku, której wyobrazicielami dwaj geniusze przejściowi, Mozart i Gluck, jest jutrzenką wschodzącą po czarnej sholastycznej nocy, jutrzenką bladą i chłodną, mającą wdzięk niemowlęcego gwarzenia. Ciemności jeszcze otaczają rodzące się światło. Nazwano Mozarta Rafaclem muzyki; właściwiéj, jest on jéj Fiesolem. Pomiędzy malarzem Fornariny a twórcą Don Juana, tego pierwszego promienia muzycznego dnia, taka różnica, jaka istnieje pomiędzy sztuką w pełni, a sztuką nie mającą samowiedzy.

Powszechnie utrzymują, że w muzyce dawnej, tylko forma postarzała, a duch młody pozostał. Instrumentacya mniej bogata, nauka modulacyi mniej rozwinięta; ot cała różnica, powiadają dilettanci; orkiestracya dzisiejsza ma więcej środków; ale czyż dlatego że malarz rozporządza mniejszą ilością kolorów, pędzel jego ma być mniej wzniosły?

Podobne zdania słyszeliśmy sto razy nie podzielając ich nigdy. Namby się zdawało, że duch mianowicie postarzał w dawnéj muzyce, więcej on zgrzybiały niż ciało. Dawne pieśni światowe czynią wrażenie gawota, święte zasklepiają się w monotonii usypiającej... Dawni muzycy nie znali, namiętności ani bólu, dwóch strun tak potężnie brzmiących u Beethovena, Donizettego i Belliniego; nie znali również dowcipu, téj potęgi lotnéj, z którą tak umie igrać Rossini. Nie znali także rozrzewnienia: mają jakieś niby wzruszenia oddawane za pomocą trylów sto razy powtarzanych; ale czyż to jest czucie? Smieją się pół

gębkiem, płaczą na sucho: nigdy inaczej, jak sentymentalni poeci ubolewający nad dolą suchéj wierzby.

I chcą w nas wmówić, że ci muzycy, którzy od Rossynanty suchsi, ani raz w życiu w galop nie wpadli, są pegazami Apolina!

Już nikt nie zrobi takiej muzyki! Mówią z francuzka, kiwając głowami modne dylettantki słuchające Servy Padrony. Tém lepiej. Nie robią już także klepsyder, bo mają zegarki.

Służąca pani obok Cyrulika czyni wrażenie świecy obok słońca. W Orfeuszu Gluck'a, są ustępy prześliczne, Lucyi sto razy więcej poezyi, zadumy, wymowy i uroku. Trzebaż dlatego że stare, wielbić więcej dawne dzieło niższe, od wyższego późniejszego? Dziwna doktryna! Cóż ma do czynienia w sztuce chronologia? Tym sposobem Cimabuë zaćmiłby Tyciana.

Powtarzam, nie postęp materyalny różni dawną muzykę od dzisiejszéj, ale rodzaj natchnienia. Nie zbywało ani Grekom ani Rzymianom na instrumentach, a jednak zmysłu muzycznego nie mieli; bo muzyka ma źródło w głębi duszy i potrzebuje czegoś innego prócz dźwięku. Nie dla braku trombony lub chromatycznéj trąbki, Cimarosa nie skomponował „Bell' Alma innamorata"; do ułożenia téj melodyi nie potrzeba było nowych instrumentów, ale tego, żeby muzyka z serca płynęła, 'nie z głowy.

Wielka szkoda stałaby się sztuce, gdyby zaginął naprzykład wychwalany teraz w Paryżu Zemir i Azor, żeby zaprzestano kwintetów powtarzających przez pół godziny: ,,wczoraj deszcz padał, dzisiaj śliczna pogoda", albo też: „Zarzuciłam wrzeciono, nie mogę go znaleźć". Słysząc takie myśli wyśpiewywane na podrygającą nutę bez końca, człek do rozpaczy przywiedziony, mimowolnie woła: „Na Boga! trochę Chopina, dla obmycia duszy!!"

Pierwsza biblioteka ludowa bezpłatna, zostanie wkrótce otwartą w Paryżu na placu Luwru, w pierwszym okręgu, pod opieką Towarzystwa politechnicznego, które od lat przeszło trzydziestu naucza bezpłatnie wyrobników

Tom IV. Grudzień 1862.

60

paryzkich. Podobne księgozbiory mają w nieodległéj przyszłości stanąć w trzech innych okręgach stolicy. Dzieje się to kosztem dobrowolnych składek i darowizn w naturze, które wszyscy zwolennicy oświaty ludowéj hojnie składają w biurze stowarzyszenia politechnicznego. Dzienniki angielskie donoszą, iż pewien uczony Anglik, pan Gueensley z Cambridge, sławny wielbiciel poetów greckich, polecił testamentem, żeby po jego śmierci zdjąć z niego skórę, wyprawić na pargamin i wydrukować na niej Iliade Homera. Ten egzemplarz cudnego poematu rozkazał złożyć w Muzeum Brytaniczném.

Ksiądz Bautain były professor Sorbony, wydał kurs swój, pod tytułem „Filozofia praw ze stanowiska chrześciańskiego". Główną zasługą autora jest, iż rozwinął pojęcie Boga, ciemne w teoryach greckich, które pogańskiemi zostały aż do św. Tomasza z Akwinu.

Znany ekonomista francuzki Baudrillart, autor Des rapports de la morale et de l'Economie politique", wydał nowe dzieło pod tytułem: „Publicistes modernes". Autor dowodzi, że są dwa bogactwa: bogactwo materyalne i bogactwo nieśmiertelne. Ekonomia polityczna dba o pierwsze, a nie dba o drugie, ztąd pochodzi zerwanie równowagi i zawichrzenie pojęć. Nie trzeba żywić ciała kosztem ducha.

Hipolit Babon wydał zabawną książeczkę pod napisem „Les Amoureux de Madame Sévigné". Jestto galerya miniaturowym sposobem wykonanych portretów wielbicieli sławnej z rozumu i cnoty literatki.

Wydano także Zbiór listów księżny Orleańskiej, wolnomyślnéj bratowej Ludwika XIV.

"

Autor Życia Channing'a" wydał pod tytułem: Życie wiejskie w Anglii, zajmujący obraz zakładów dobroczynnych prywatnych Wielkiej Brytanii. Przedmiot mało znany a niezmiernie nauczający.

Przyjaciel i towarzysz Balzaka, pan de Salles, wydał o nim książkę, którąby można nazwać fotografią sławnego romansopisarza. Naga ta prawda, nie ozdobiona niczem, nosi tytuł: „Balzac aux Lanternes".

WŁADYSŁAW SYROKOMLA. WSPOMNIENIE POŚMIERTNE

PRZEZ

Adama Pluga.

Poznałem Syrokomlę około 1840 r. w Załuczu, dokąd w tym czasie rodzice jego przenieśli się na dzierżawę z Morchaczewszczyzny wraz z nim i dwiema jego siostrami (1). Moja rodzina mieszkała wtedy w Żukowym Borku o parę wiorst od Załucza odległym i rychło z nowemi sąsiadami zawiązała przyjacielskie stosunki. Z razu nic nie wiedziałem o pisarskich zdolnościach Władysława, choć bardzo łatwo spostrzegać się dawało poetyczne jego usposobienie w rzewnej jakiejś tęsknocie, rozlanéj po wdzięcznej młodzieńczéj twarzy, w zadumaniu głębokiem i roztargnieniu, z których nieraz nagle przechodził do pustéj, dziecięcej prawie wesołości i żartów. Ale w święta

(1) Syrokomla urodził się 1823 r. 17 września, we wsi Smolkowie, powiecie bobrujskim, z ojca Alexandra i matki Wiktoryi ze Złotkowskich. Początkowe nauki pobierał w szkołach dominikańskich, w Nieświeżu, które gdy w listopadzie 1835 r. zostały zamknięte, w Nowogródku piątą klassę ukończył. Brak dostatecznych funduszów, znaczna odległość od miejsca pobytu wyższych naukowych zakładów, stanęły na przeszkodzie spragnionemu nauki młodzieńcowi, do azupełnienia jéj w szkołach publicznych; ale nie oderwały go od niej w progach domowych, gdzie pod opieką światłego ojca, niepospolitego znawcy łaciny, sam nad sobą gorliwie i skutecznie pracował.

jakieś, na które z bratem swoim ze szkół przyjechałem do domu, zamarzyliśmy o amatorskim teatrze, w którym obadwa mieliśmy wystąpić jako aktorowie. Syrokomla miał w tém nam dopomagać wraz ze swemi siostrami i odpowiedniej sztuki dostarczyć. Jakoż dał nam komedyą w rękopiśmie, p. t.: „Panna-Waryatka". Teatr nie przyszedł do skutku, lecz na wyjezdném do szkół odebraliśmy od Władysława rzeczoną komedyjkę w własnoręcznym jego odpisie, z przyjacielską dedykacyą i listem, który stał się pierwszém ogniwem długiego łańcucha późniejszéj korrespondencyi, jaka nas oddalonych od siebie, przez lat tak wiele wiązała, a który, dzieciak szesnastoletni, zachowałem starannie, jakby w wieczném przeczuciu, że z czasem on mi się stanie nietylko świętą pamiątką po przyjacielu, ale i szacownym autografem po mężu znakomitym, ulubieńcu całej krainy! Oto są jego wyrazy: Gdyby projekt nasz co do teatru przyszedł do skutku, nigdybyście nie wiedzieli, że sztuka nędzna, którą gramy, jest jednym z moich gryzmołów, z francuzkiego przetłumaczonych. Teraz mimo szczeréj ochoty zatajenia tego, o czém wiedzieć nie warto, chęć zostawienia choć błahéj pamiątki tak mile z wami przepędzonego czasu. kazała mi wydać tajemnicę".

[ocr errors]

Odtąd już, ile tylko razy przyjechałem na ferye szkolne do Żukowego Borku, zawsze miałem przyjemność poznania jakiejś nowéj pracy Syrokomli; ale to wszystko były tylko przekłady, w które pod one czasy teka przyszłego wieszcza niezmiernie obfitowała, a które chociaż z nich żaden nie ujrzał Bożego świata, wielce się przyczyniły do nabycia téj łatwości, téj niezrównanej swobody i wdzięku wersyfikacyi, jaką w poezyach jego dziś podziwiamy. Jeden tylko utwór oryginalny czytał mi w owym. czasie p. t.: Zawitka", do którego treść mu podały przesądy gminne; a musiały w nim być już ślady niepospolitego talentu, gdy aż do dziś dnia tkwią mi w pamięci niektore z niego obrazy, pełne prawdy i barwy ludowéj.

"

W 1841 roku Syrokomla przeniósł się do Nieświeża, gdzie przyjął obowiązek w głównym zarządzie dóbr ks. Wittgensztejna. Tam, dość mając zajęcia w biurze, nie zaniedbywał pracy nad sobą, nie rzucał pióra. Biblioteka

« PoprzedniaDalej »