Obrazy na stronie
PDF
ePub

W

ROZMAITOŚCI.

Kilka słów o s. p. Ludwiku Grotkowskim i o b. uni-
wersytecie wileńskim.

spomnienie o człowieku zacnym nie może być obojętne ani dla tych, którzy z nim obcowali, wpatrywali się w jego życie, ani dla dalszych, imienia jego nawet nieświadomych: tamtym owo wspomnienie przedłuża niejako doczesny pobyt jego pośród nich; tym zaś może niekiedy stać się zachętą do naśladowania.

Nie jednemu z pomiędzy nas, w ciągu długiego zwłaszcza żywota, zdarzyło się zasłużyć na pochwałę, czasem nawet na oklask otaczających; atoli przez ciąg wieku całego na chwilę jednę nie zejść z drogi prawości i cnoty, nie zachwiać się w swych zasadach, a razem za cel życia przyjąć służenie drugim, bez myśli wstecznej, bez uwagi na samego siebie, bez oglądania się na czyjekolwiek względy, słowem, bez wszelakiéj ráchuby, nie każdemu się pewnie udało. A takim był ś. p. Ludwik Grotkowski, syn Franciszka zamieszkałego w tej części dawnego województwa kijowskiego, należącego do składu Ukrainy, która dzisiejszy powiat taraszczański gubernii kijowskiej stanowi.

Urodzony w roku 1797 s. p. Grótkowski, po odebraniu pierwotnego wychowania w domu rodziców, postąpił w 1810 roku do szkół w Humaniu, utrzymywanych podówczas przez ks. Bazylianów, gdzie wespół z Sewerynem Gałęzowskim, Józefem Mianowskim i innymi rówiennikami, sposobił się do dalszego kształcenia się w zakładzie wyższych nauk, i do jednego z nimi dążył zawodu. Przez lata pobytu w szkole umiał on już pozyskać przychylność nauczycieli chwalebnémi obyczajami i znacznym w naukach postępem, miłość kolegów słodyczą w pożyciu, a jako czuły syn, dla przyniesienia ulgi rodzicom, własną pracą, przez dozoro

wanie mniejszych współuczniów, wyrabiał dla siebie utrzymanie. Od roku 1817 do 1822, w b. uniwersytecie wileńskim, słuchał on najprzód kursu nauk przyrodzonych w oddziale fizyczno-matematycznym, później zaś przechodził cztero-letni kurs nauk ściśle lekarskich w oddziale medycznym.

Pięcioletni pobyt Grotkowskiego w Wilnie trafił na najświetniejszy peryod historyi owego uniwersytetu. Jędrzej Śniadecki, ks. Jundziłł, Zacharyasz Niemczewski, Horodecki, Poliński, Wyrwicz, Drzewiński, Podczaszyński w oddziale nauk fizycznych i matematycznych; Józef Frank, Wacław Pelikan, Boianus, Mikołaj. Mianowski, Michał Homolicki, August Becu, Lobenwein, Porcyanko, Wolfgang, Bielkiewicz w oddziale nauk medycznych; ks. Jan Kanty Chodani, ks. Jędrzej Kłągiewicz, Joachim Lelewel, Daniłowicz, Ołdakowski, Onacewicz w oddziale nauk moralnych i politycznych; Groddeck, Leon Borowski, Ludwik Sobolewski, Szymon Żukowski, Saunders, Rustem, Kazimierz Jelski w oddziale literatury i sztuk pięknych, gruntowną oświeceni nauką i obdarzeni rzadkiemi talentami nauczycielskiemi, odznaczali się już świetnym wykładem rozlicznych gałęzi nauk i sztuk w języku polskim lub łacińskim, a Saunders we francuzkim, już dokładném i jasném przedstawieniem obrazu ich, zastosowaném do istotnych potrzeb słuchaczów,. a wszyscy sumienném i ścisłém wypełnieniem obowiązków powołania swego: co téż było przyczyną, że liczba chciwéj nauk młodzieży pomnażała się w około nich z każdym rokiem szkolnym.

Dziś chorujemy niemal powszechnie na manią wyszukiwania nowych metod uczenia, stosowniejszej organizacyi nauk, lepszego ich zgrupowania; wymyślamy coraz nowe bodźce, nibyto dzielniej mające władać sercami i umysłami młodzieży szkolnej; jak gdyby tych, które przez wyższą zwierzchność użyte zostały, jeszcze za mało: jak gdyby zamiłowanie w nauce, porządku i pracy mogło być zaszczepione przez samo wprowadzenia téj lub owéj programy, albo przez zawieszenie na ścianie tabeli kar i nagród. Bez groźnéj feruły, bez pomocy osobnéj władzy, czuwającéj nad konduitą, bez sztucznych środków zachęty, pod jedyném zwierzchnictwem dziekana fakultetu, łagodném i zgoła czuć się nie dającém, młodzież owego czasu stała, że tak powiem, sama na straży swojéj, umiała się utrzymać na drodze moralności, po któréj wiedziona była od pierwszych lat edukacyi, czciła zasługę i godność, nie poważała się uchybić nikomu, bo widziała, że jej saméj nikt nie uchybia i nie wyciąga od niej nic takiego, coby nie było zgodném z własném jéj dobrem, z którego w przyszłości

[ocr errors]

miało się złożyć dobro ogólne. Odznaczenie się nauką, szlachetnością uczuć i postępków, tak w szkole, jako téż i za szkołą, zyskiwało jednogłośną approbacyą towarzyszów, a razem było dla każdego chlubną i dostateczną nagrodą: jak znowu prowadzenie się naganne i wszelka krzywda, drugim wyrządzona, powszechny wstręt i odrazę obudzały i były dotkliwą karą dla tego, który się ich dopuszczał. W obliczu zwierzchności i nauczycieli, ani znaczenie, dostojeństwo lub zamożność rodziców i opiekunów, ani nawet poważne lub głośne imię tych ostatnich, nie dawały przewagi nikomu, i nie zastępowały w oczach ich tego, czego każdy mógł dopiąć przez odznaczenie się w naukach i przykładne postępowanie.

Piszący niniejsze, wspomnienie dawno już upłynionego peryodu, znajdował się sam pośród owéj młodzieży; w późniejszym zaś czasie, przez lat wiele, zapatrywał się pilnie na następne pokolenie uczących się w wyższych zakładach naukowych. Uwaga i doświadczenie utwierdziły mię w tém przekonaniu, że nic się tyle nie przykłada do ukształcenia serca i umysłu w publiczném wychowaniu, jak szlachetne, sprawiedliwe i rozsądne postępowanie zwierzchności szkolnej, a bardziej jeszcze dobry przykład nauczycieli, którzy, przez ciąg edukacyi w niższych i wyższych zakładach naukowych, wstępują niejako na miejsce rodziców. W tém przejściu z domu do szkoły rychło się zrazi młody umysł i niewinne zepsuje serce, gdy wkoło siebie dostrzeże obojętność lub nieżyczliwość, obrazę sprawiedliwości przez niepomiarkowaną srogość lub nierozważne folgowanie, lekceważenie stanu i powołania, upędzanie się za własnemi korzyściami z poniżeniem lub pokrzywdzeniem drugich, i inne tym podobne krewkości, których mu w domu rodziców na pokaz nie wystawiano. Troskliwy rząd o dobro nauk i pożyteczne ich do potrzeb społeczności przystosowanie, daremnie się naówczas będzie silił na środki zachęty: ani zakładane bursy i szczodrą dłonią rozdawane wsparcia, ani ułatwiony wstęp do urzędów krajowych, ani nagrody stopniami i rangami, hojny szafunek przywilejów i t. p. nie sprostują tego, co szkoła skrzywiła, nie zagładzą tych blizn, które ona zadała. Młody umysł nie zagłębia się w przyszłość, a jeżeli kiedykolwiek nad nią się zastanowi, przedstawia ją sobie w różowéj barwie; lecz całe życie dalsze jest dlań pasmem czynów, na które patrzył za młodu, i do których się wdrożył nieznacznie: a przeto biada temu, który w wieku tak kategorycznym spotykał w zwierzchności szkolnej sędziego, nieprzeniknionego zasadami czystéj moralności, a w nauczycielu widział naukę w sprzeczności z postępkami.

[ocr errors]
[ocr errors]

Umiał tych wad unikać b. uniwersytet. Za rektorstwa Szymona Malewskiego, professora emeryta prawa przyrodzonego, człowieka pełnego zdrowego o rzeczach sądu i doświadczenia, posiadającego gruntowną znajomość ustaw krajowych i administracyi szkolnej, stér ważniejszych działań uniwersytetu i całéj organizacyi naukowéj znajdował się w rękach Jana Śniadeckiego, niegdyś professora Akademii krakowskiej a podówczas gorliwie pełniącego obowiązki astronoma - obserwatora w Wilnie, który, przez lat ośm, sam urząd rektora temecznéj szkoły z chwałą piastował. Rozwinięcie nauk na ziemi litewskiej i przyległych jéj prowincyi najwięcej Janowi Śniadeckiemu winne. Mąż ten, w dziejach edukacyi wiekopomny, patrzył na naukę, nie jako na narzędzie do popisu, wyniesienia się lub osiągnięcia korzyści materyalnych, lecz jako na pochodnią dalszego życia. W sędziwych latach, lecz z zapałem młodzieńczego wieku, jak czuły i troskliwy ojciec zachęcał on młodzież szkolną i uniwersytecką do nauki i moralności, cieszył się z jéj postępów, wspierał każdego radą i opieką swoją. Jego uwagi i ostrzeżenia, w uroczystych epokach otwarcia i zamknięcia roku szkolnego podawane, przenikały w serca słuchaczów tém głębiej, że były wyrazem wewnętrznego przekonania mowcy, prawidłem życia jego tak publicznego, jako téż prywatnego, i że się odbijały ku nim od czystego zwierciadła duszy jego.

Pod takim patronem, jakim był Jan Śniadecki, przy administracyi wewnętrznéj Szymona Malewskiego, pełnej taktu i umiarkowania, nie dziw, że uniwersytet nagle się wzmagał i przez ciąg lat niewielu dosiągł szczytu rozwinięcia swego. Nauczyciel w szkole, professor w uniwersytecie, pełnili obowiązki swoje z powagą, sumieniem i gorliwością. Nikt od nich nie wymagał, aby, wdziawszy na siebie przyłbicę Minerwy a do boku przypasawszy miecz boga wojny, wzywali młodzież razem do nauki i do boju. Szacunek i wzajemna ufność łączyły ich ściśléj, niż biesiady, pobratanki, naszeptywania, a miłość uczniów, wdzięczność i błogosławieństwo rodziców i opiekunów, powszechne u mieszkańców i współobywateli poszanowanie, były dla nich chlubną i dostateczną nagrodą. Nie potrzeba było wyższej zwierzchności wymyślać naówczas coraz nowe środki do zachęty lub pojednania młodzieży, garnącéj się z różnych stron i z dalekich okolic, do amalgamowania rozlicznych stanów, narodowości, języków i wyznań. Katedry, w około których zbierali się wszyscy, bez użytych do tego środków przymusu, ciągnieni ku nim jak potężną siłą centralną, jednoczyły ich

Tom IV. Listopad 1862.

46

ściśle, skłaniały do zgody i pokoju, obudzały zapał do nauki, i bez względu na wiek, urodzenie, obrządek, zalęgały w nich popęd do dobrego i szlachetnego, a wstręt i obrzydzenie ku wszystkiemu, co było złem i występnem.

Jakże pótém należycie taka młodzież była przygotowana do rozlicznych posług w kraju, do wypełnienia obowiązków człowieka i obywatela! Na wysokich urzędach, równie jak w życiu prywatném, spotykamy ich dziś jeszcze ozdobionych témi cnotami, jakie się w nich zarodziły w owoczesnych szkołach i w b. uniwersytecie.

I ten to uniwersytet, z wypielęgnowanémi na łonie jego szkołami, w późniejszym czasie podawano za zbutwiały, prowincyonalny, ufundowany na katolicyzmie zaalpińskim, konstytucyi i narodowości polskiéj! (1).

Różne zaiste bywają zdania ludzkie o jednym i tymże przedmiocie, tak w świecie fizycznym, jako też moralnym. Ilekroć z czystego płyną przekonania, chociażby i nieoświeconego gruntowną rzeczy znajomością, uznawane być mogą za błąd, złudzenie; nie tyle jednak zasługują na przyganę, ile te, co okrywszy się pozorami ścisłego rzeczy zwartowania, głębokiego przeniknienia budowy towarzystwa, potrzeb krajowych, dążeń czasu, zdanie swe podają za wyrok niecofniony: gdy tymczasem dogadzają tylko własnemu popędowi, niekiedy chwilowemu uderzeniu trafem lub okolicznościami naniesionéj teoryi. Takie zdania rozpalają namiętności, obudzają nienawiść, zamiast tego, by je łagodzić i gasić.

Gdyby którykolwiek z owych badaczów i moralistów wniknął dokładniej i ze szczerą bezstronnością w roztrząsany przedmiot; gdyby umiał się wynieść nad poziom słabości ludzkich, albo naocznym był świadkiem toku spraw i wypadków dawno już upłynionego czasu: nie wątpię, że zdanie swe zmieniłby całkowicie, albo przynajmniej w głównej osnowie znacznieby je zmodyfikował.

Nie mam pod ręką dokumentów tych zasad, ugruntowanych na czystej moralności i poznaniu serca ludzkiego, na rzeczywistym interesie kraju, jakie były przedstawiane i rozwijane w przepisach zwierzchności owoczesnej, w przemowach rektorów do młodzi uniwersyteckiéj, a prefektów i dyrektorów do uczniów szkół i gimnazyów. Atoli każdemu dostępne są zasady, których się trzymał,

(1) Czytaj rys historyczny zakładów naukowych w południowo-zachodniej Rossyi i historyą uniwersytetu św. Włodzimierza w Kijowie, wydane przez W. Szulgina, historyi professora, po rusku.

« PoprzedniaDalej »