Obrazy na stronie
PDF
ePub

A gdy zcichnie nad wieczorem,
Ścielą mgły się po nad borem;
Z pasowiska wraca stado,
Żuraw skrzypi u krynicy,
A koniuchy na noc jadą;
A ostatni blask wieczora
Złoci białe szczyty dwora,
I potrójny krzyż cerkwicy..

„Tysiąc pługów na obszarze
Orze zagon, gdy pan każe:
I po dawnym tam zwyczaju
Brzęczy złoto przy tokaju.
Koń arabski rży przy żłobie,
Służba panu szczerość kłamie,
A o głodzie i po dobie,

Drży przy koniu kozak w bramie.

Gdy przybędziesz tam nieznany,
Pan cię dumném okiem zbada,
Sam zamorską mową gada,
A z błazeńska dwór ubrany.
Na to tylko w dom cię prosi,
By cię dumą upokorzył,
Bo łaskawie ledwie znosi,
Że i ciebie Pan Bóg stworzył.

Nie po cnocie, lecz po złocie
Poznasz, że to wnuk hetmański:
Albo tylko po klejnocie
Co ozdabia dworzec pański.
Już z przeszłości ani cienia,
Ni zwyczaju, ani zbroi,
Państwo tam za wszystko stoi!
Nic polskiego- krom imienia,

II.

Ukraina.

Gdy wołyńskie łany rzucisz,

I na Wschód twe konie zwrócisz,

Bez oporu oko zginie

W pogranicznéj Ukrainie.

Tanto konie, tamto charty,

Step rozległy, świat otwarty.

Na dzielnych koniach grono myśliwców pędzi za chartami, które dochodzą wilka. Tło stanowi step ukraiński. W pośród

Tom IV. Październik 1862.

18

t

bujnych ziół i trawy bieleją kości ludzkie i końskie, pomieszane z rozrzuconemi szczątkami zbroi, spisi szabel.

Poniżej na wzgórzu:

Po nad Dnieprem, między jary
Zasiadł dumnie Kijów stary:
Tam złocone monastery,
A w nich czernce, staro-wiery:
A gościńcem do Kijowa
Płyną maże z miodem, zbożem:
A po Dnieprze, niby morzem,

Z puszcz poleskich spławy drzewa.

W głębi, kozak saneczkami jednokonnémi step pusty przebywa. Na czele dwie postacie: dzielnego mołojca ukraińskiego i krasnéj dziewoi. Artysta, rysując je miał na pamięci ten ustęp poety:

Rzeki ciągną się jarami,
A nad niemi długie sioła.
Na lewadach, za sadami,

Bujny lud, jak w ulu pszczoła.
Niby sosna, niby wiosna,
Ukraińska krasawica:

A mołojec każdy wojec,
Raźny, harny a od lica!

W sercu śmiałém, w żyłach zdrowych
Bije dotąd krew koszowych:
A jak krew ich w żyłach bije,
Tak ich pamięć w pieśni żyje;
Jak stepami Duiepru szumy,
Płyną siołem stare dumy!-

III.

Podole-Pobereze.

Bujne łany nieprzejrzane okiem: a przy drogach i ścieszkach

liczne krzyże:

Tu kraj cały jednym łanem,
I nadany wszelkim płodem:
Płynie mlekiem, płynie miodem;
A lud cały wielkim panem!
Ziemie czarne, niepochybne,
Pasze żyzne, wody rybne;
Mało wprawdzie trochę lasa,
Ale za to chleb do pasa.

Kilkoletnie sterty, brogi,
W toku z laty poczerniałe,-
Jak miasteczka stoją małe,
Nie strzeżone; na obszarze,
Za okopem, lub za plotem,
Wsie zamknięte kołowrotem,
A choć rzadkie, duże, syte.
Chaty czyste wymuskane,
Strzechy grubo, równo szyte,
Drogi rowem okopane.
Cicho jednak niby ludno:
Wszędy zboża, wszędy krzyże:

Konik polny piosnkę strzyże,
O mogiłę też nie trudno.

Poniżéj, jakby w ramach obrazu, z mitrą hrabiowską siedzi w wygodnym fotelu i pantoflach, panek podolski, zajęty czytaniem gazety; jeden z tych o których mówi poeta:

Wzrośli oni w ziemi naszéj,
I rozbojem i kradzieżą,
Za plecyma najprzód Baszy;
A dźwignąwszy się łupieżą,
Z podstarościeh na dziedzica,
By tumanem świat złudzili,
W cudze graty się poszyli.
Że ich państwo nowej daty,
Więc co swoje, to im wadzi:
I pod lada stare graty,
Podszyćby się chętnie radzi.

A więc świecą blichtrem, szumem,
Drżą przed ludem i rozumem,
I przed Bogiem i przed Wiarą,
Przed przyszłością i przed karą.

U dołu, gruppa wieśniaków wracająca z jarmarku, pędząc kupioną krowę i nierogaciznę, oczekuje nad rzeką na prom do przewozu; postacie ich skreślił artysta podług ustępu saméj pieśni:

A i ludu wdzięczne lica,
Boć to czysto, biało odzian,
Jak dąb młody rześki młodzian,

A dzieweczka jak pszenica!

[ocr errors]

IV.

Tatry.

Góry i skały, nad niemi ulata orzeł. Na równinie widać gród stary i wsie po nad rzeką; z drugiej strony las świerkowy, i pasterzy owiec, które rozproszone pasą się na połoninie. Jako główną postać, stanowi młody Johas z toporkiem w jednym ręku fajeczką w drugim, jak po obalonéj sękowatéj kłodzie przechodzi wzburzony potok górski. Narysował go artysta podług obrazu poety:

Czeladź górska też nie podła:

Lud wysmukły niby jodła,
Niby górski potok szybki,
Jak ptak lekki, jak pręt gibki.
Wiecznie niby młody młodzian!
Strój ma krótko ukasany,
Topór jasno nabijany,

A sam wszystek wełną odzian!

V.

Krakowskie, Proszowskie, Sandomierskie, Kujawy.

W górze, w promieniach słonecznych, otoczona gwiazdami Matka Boska Częstochowska. Po obu Jéj stronach, naród zebrany, lud, szlachta i mieszczanie w braterskiém gronie padłszy na kolana, modlą się pobożnie. Chorągwie kościelne, równie jak sztandary rycerskie, pokłon Bogarodzicy oddają,

Poniżej wieś kościelna, przy niéj, w cieniu drzew, dworek szlachecki, z historycznym gankiem. Dwaj drużbowie na koniach, poprzedzają orszak weselny jadący za niemi. U dołu, jakby w odkrytym grobie spowity w'bluszcze, śpi snem wieczystym rycerz dawnych czasów w pełnej zbroi. Jest to godło przeszłości narodu.

Brak do całkowitej illustracyi pieśni Pola, Litwy i Żmudzi. Szczęśliwie wydawca zjednał sobie takiego artystę jak Juliusz Kossak, który zna swój kraj tak dokładnie, i umie go z taką miłością malować. Znakomity jego talent, godnie odpowiedział wartości samego poematu. Wpatrzywszy się w te staloryty zobaczymy wiele szczegółów, których poeta nie dotknął, a artysta dodał jakby dopełnienie jego myśli. Wszystko przecież cudnie harmonizuje z całością utworu Pola.

[ocr errors]

Kwaternica piekielna. Pod tym napisem, nakładem i w litografii A. Dzwonkowskiego wyszedł chromolitografowany rysunek L. Piechaczka, przedstawiający pijaka wiejskiego, opartego o parkan, z jedną nogą w bucie a drugą bosą, w podartéj koszuli i zniszczoném odzieniu. Przemawia do trzody chlewnéj, która wygodnie w błocie leżąc, spogląda na niego. Naprzeciw, zwieszony djabeł na parkanie, spogląda z uśmiechem radości na pijaka. W górze anioł skrzydlaty z załamanemi rękoma rozpacza, opuszcza go i ulata w obłoki. Pod tą ryciną czytamy dwuwiersz:

Gorzałka jest rodem z piekla,
Lucyperowi uciekła”.

Na odwrotnej stronie czytamy następną piosnkę Józefa Lompy:

Jam żołnierek, bracia mili!
Słyszcie co śpiewam w tej chwili:
Wielką wojnę rozpoczęto,
Gorzałczysko już wyklęto!
Gorzałka jest rodem z piekła,
Lucyperowi uciekła;

Do pogan się wprzód dostała,
Potém u nas zamieszkała;
Téj piekielnéj kwaternicy,
Już, już nie było granicy,
Swoim smrodem napełniła,
Wsie i miasta zaraziła.
U żydków rada mieszkała,
Do nich ludzi zwoływała;
Chłopy, baby zabawiała,
Coraz więcej pić kazała.
Mądrych zrobiła głupiemi,
A bogatych ubogiemi,
Zarobki im wydzierała,
A głód dzieciom mrzeć kazała;
Gospodarstwa sprzedawała,
Role, łąki zastawiała,
Długów ludziom narobiła,
W biedzie dziatki zostawiła,
Innych złodziejstwa uczyła,
Do prochowni wprowadziła,
Okna, garnce potrzaskała,
Suknie, koszule ztargała;
W choroby zdrowych wtrącała,
Wielom życie odebrała;
W śniegach, wodach potopila,
A duszę w piekło wtrąciła,

O! piekielne gorzałczysko!

Coś sprawiło złe nad wszystko!
Więc ci wojnę wydajemy,
Wypędzić cię już musiemy.
Bracia dobrzy, ukochani!
Niecierpmy tak strasznéj pani:
Precz z kwaternicą do piekła,
Zkąd ta zbrodniarka uciekła.
Myśmy żołnierze trzeźwości,
Koledzy wstrzemięźliwości;
Do broni bracia, do broni!
Bij gorzałkę, kto ją zgoni.
Kieliszki, flaszki trzaskajmy,
Gorzałczysko wylewajmy,
By jej i świnie nie piły,

I

psy się nią już brzydziły.
Masz gorzałko w gnoju grobek,
Nie będzie cię pił parobek,
Ani żaden człek poczciwy,
Ani młody, ani siwy.

Kto jeszcze gorzałki broni,
Niech od nas zdaleka stroni,
By nas jadem nie zarażał,
A do piekła nie wprowadzał.
Po tak dzielnem naszém męztwie,
Odniesiem chwałę w zwycięztwie,
Zatkniem chorągiew stałości,
Jako pomnik szczęśliwości.
Teraz bracia, teraz żywo!
Bóg dał wodę, jest i piwo;
Nie braknie nam nigdy chleba,
A po śmierci, skok do nieba.

« PoprzedniaDalej »