Obrazy na stronie
PDF
ePub

wielu godzinach ciężkiej próby, mogą się nareszcie oglądać cali i zdrowi. Nocny zmrok już zapadał; na równinach widać było czternaście folwarków w płomieniach, oświecających blado drzewa po polach rosnące; czasami dał się słyszeć głuchy chrzest walącego się dachu, na chwilę ogień się zmniejszał i znów potém z większą jeszcze gwałtownością wspinał się w górę. Cztery domy i kościół zaledwie mogły pomieścić w sobie rannych; jakiś wieśniak prowadzi za sobą wózek mułem zaprzężony, na wózku tym leżał młody nasz żołnierz, ale już cały skostniały: znalazłszy go pod drzewem nieżywego, przywiózł do kwatery. Nogi trupa były zwinięte pod siebie, głowa wspierała się na prawej ręce, lewa zaś spoczywała na piersiach: myślałbyś iż śpi, gdyby śmiertelna bladość nie pokrywała skrzepłych, skurczonych członków, trzęsących się za najmniejszém wozu poruszeniem. W zaciętych wargach malował się wściekły gniew, którego śmierć nawet złagodzić nie mogła. Biedny młodzieniec czując swój blizki zgon, zawlókł się pod drzewo i usnął, jakby chciał spocząć po męczącej życia podróży. Głęboki i cichy smutek osiadł na twarzach żyjących towarzyszy, przypatrujących się ze czcią martwym zwłokom: ,,Powierzam go waszej opiece, rzeknie do nich Spangaro; jestto jeden z naszych przyjaciół; oddamy mu pogrzebowe honory, zapłaczemy nad nim, a jednak los jego godzien zazdro ści, ponieważ zginął dla ocalenia ojczyzny"! Potém zapytał:,,Gdzież są inni?" pokazano mu ręką wzgórze, w którego wnętrzu widać było szeroki loch. Tam rzędem ułożono tych wszystkich, co nieubłaganemu bóstwu wojny na ofiarę zostali poświęceni; ksiądz odmawiał modlitwy, a straże czuwały, ażeby nic nie zakłócało wiecznego snu umarłych.

Poszedłem odwiedzić Garibaldego: w małym pokoiku proboszcza parafii Sant' Angelo, siedział on na ławce plecami o ścianę oparty i słuchał, jak Eber i Missori zdawali mu raport z wojskowych ruchów w ciągu dnia wykonanych. Nadzwyczajna radość ożywiała twarz jego, oczy jaśniały jakimś niewytłumaczonym blaskiem, na ustach błąkał się pełen niewysłowionej słodyczy uśmiech. Otrzymałem rozkaz udania się natychmiast do Neapolu;

ale jak się tam dostać? Ostatni pociąg kolei żelaznéj wychodzi z Santa-Maria o godzinie siódméj, właśnie siódma uderzała na wieży Sant' Angelo; powozu w całej wsi na lekarstwo nawet niktby nie znalazł, konno zaś niepodobieństwem było jechać, bo nasze biedne koniska poranione i ochwacone ze zmęczenia, popadałyby na drodze. Postanowiłem już udać się piechotą do SantaMaria i tam oczekiwać na jaką do Neapolu okazyą, kiedy nadjeżdża z chlebem dla wojska wóz na dwóch kołach, zaprzężony trzema końmi. Zatrzymuję furmana, rzucam na wóz kilka snopów słomy, kładę się na nie i ruszam w drogę. Gdzieniegdzie na trakcie oświetlonym pożarem, spotykałem ludzi i koni nieżywych; zdaleka dochodził mnie głuchy odgłos niby odległej kaskady trzeszczących w ogniu budynków, woźnica zaś śpiewał jakąś wesołą piosnkę, której brzęk uprzęży wtorował.

W przejeździe przez Santa-Maria, ujrzałem mnóstwo naszych żołnierzy śpiących z utrudzenia na ziemi, gdzie ich przypadek albo brak sił powalił; za miastem droga stała się nieznośną z powodu licznych barykad, jakiemi poprzerzynañą była i przebiegających ją patroli złożonych z włościan i gwardyi narodowej. Co chwila zatrzymywano mnie wrzeszcząc:,,Kto jedzie"! w każdej wsi wypytywano o nowiny, ofiarując zaraz traktament; wy kręcałem się jak mógłem poczciwym tym ludziom, któ rych jednakże odsyłałem z największą grzecznością do wszystkich djabłów, ale w Awersie niepodobna mi już było w żaden sposób uwolnić się od kawy i sygar. Oficerowie gwardyi narodowej byli tak grzeczni, iż pobiegli postarać się dla mnie o powóz, gdyż ten, którym dotąd jechałem, tak niemiłosiernie trząsł, wlokąc się noga za nogą, iż zdawało mi się, że nigdy do Neapolu nie dojadę. Wkrótce, z wielkim tryumfem przyprowadzono tak nazwane corricolo. Świeże powietrze mile mnie przejmowało, na niebie oświetloném blaskiem księżyca, wysoko rosnące drzewa majestatycznie się rysowały; ta cisza pięknej nocy łącząc się z okropnemi wspomnieniami dnia upłynionego, dziwnie szczęśliwe i do głębi duszy przejmujące czyniła na mnie wrażenie. Nareszcie o godzinie drugiej nad ranem, wjeżdżam do Neapolu: dwa posterunki gwardyi na

Tom II. Kwiecień 1862.

11

rodowej rzucają się dosłownie na mnie, obsypują tysiącznemi pytaniami, na które chcąc nie chcąc, muszę odpowiadać, bo usprawiedliwiała je niepewność, w jakiej mieszkańcy stolicy od samego rana zostawali.

[ocr errors]

Zaprawdę, nie z ciasnego zakątka Sant' Angelo, gdzie byłem przez cały dzień jak przykuty, mógłem sobie zdąć dokładnie sprawę z bitwy stoczonej w dniu 1 października i pojąć rzeczywiste jéj znaczenie; poznałem ją dopiéro później, mając w ręku raporta główniejszych dowódzców i przysłuchując się opowiadaniom świadków biorących w tym wielkim dramacie czynny udział, Plan neapolitańskich génerałów był widoczny: chcieli oni przeciąć nasze linie kommunikacyjne, dostać się do Neapolu, a odebrawszy go, obchodzić tamże dzień świętego Franciszka, przypadający 4 października. Dla osiągnięcia tego celu, w wielkiej tajemnicy i z niepospolitą zręcznością wśród nocy, uformowali silną kolumnę pomiędzy SantaMaria a Sant' Angelo, i o świcie uderzyli na te dwie pozycye; nadto, za pomocą pięciotysięcznego korpusu, który wyszedłszy z Kajazzo przeprawił się w scafa di Torello przez Wulturnę, idąc ciągle wzdłuż drogi Ducenta, zaatakowali jeszcze Maddalonę dla wyparcia z niej Bixia i przecięcia raptownym marszem naszych kommunikacyj pomiędzy Neapolem i awanpostami. W Maddalonie walka była straszliwą w pierwszej chwili niespodzianego napadu, wojska królewskie zdołały pozycyą opanować, ale Bixio wkrótce ją odebrał; pulk stojący na grangardzie w Ponte-della-Valle, dowodzony przez Dunyova, był zdziesiątkowanym; Dunyov pomimo ciężkiej rany, która w mie siąc później zmusiła go do amputowania lewěj nogi, został w ogniu, trzymając się dzielnie do samego końca i zapewne jego to olbrzymiej wytrwałości przypisać należy, iż zdołano się ostać w Maddalonie, zkąd o południu nieprzyjaciel został stanowczo odpartym. W Sant' Angelo wiadomo, żeśmy się utrzymali, a chociaż byliśmy tam tylko na stopie czysto odpornéj, niedozwalającej czynić żadnego zaczepnego kroku, przecie rojaliści pozycyi naszéj posiąść nie mogli. W Santa-Maria, generał Milbitz zmuszonym był ograniczyć obronę miasta do najbliższych jego okolic i bitwa mogła się stać nie rozstrzygniętą,

może nawet przegraną pomimo nadzwyczajnej odwagi, z jaką walczono na całej linii, gdyby na rozkaz Garibaldego nie przybyły z Kaserty rezerwy, prowadzone w ogień przez generała Turra. Składały się one z dwóch brygad: z brygady medyolańskiej dowodzonej zdaje mi się przez pułkownika Dedzordzisa (Degiorgis) i brygady Ebera. General Turr w Santa-Maria spotkał Garibaldego: „Już prawie wszystko skończone, rzekł tenże, potrzeba dać jeszcze tylko ostatnią odprawę"! Na co Turr odpowiedział z uśmiechem: „A więc pośpieszmy się z jej daniem". Jak później jeden z naocznych świadków zeznawał, nie można było,,wytknąć nosa" za bramy Santa-Maria, tak dalece Neapolitańczycy szorowali drogę kartaczami. Brygada medyolańska i huzary węgierscy wyszedłszy, pierwsza przez bramę Sant' Angelo, drudzy przez bramę Kapuańską, wzięli nieprzyjaciół we dwa ognie i zdołali odeprzeć ich od Santa Maria. Eber na czele brygady, Garibaldi w powozie, poczęli się zbliżać do Sant' Angelo, gdy wtém woźnica i koń padają na miejscu śmiertelnie strzałem rażeni. Garibaldi zeskoczył na ziemię, a zawoławszy do siebie legion madziarski i kompanię szwajcarską, rzuca się na rojalistów wymawiając swe imię; reszta brygady. Ebera biegnie za nim w ogień co siły. Złamano nieprzyjacielskie szyki i kommunikacye pomiędzy, Santa-Maria i Sant' Angelo w zupełności przywrócono. Wtedy to cała nasza armia maszerując w półkole, parła Neapolitańczyków aż do Kapui, gdzie nareszcie o godzinie piątej schronili się i wrota za sobą zamknęli. Bitwa trwała trzynaście godzin; 49,000 ludzi brało w niej czynny udział, tojest 14,000 z naszéj, a 35,000 ze strony rojalistów, jak to sami zeznają. Podczas dnia, byli oni w stanie zmienić trzy razy swoje linie; w tém leży przyczyna naszego zmęczenia i zwłoki w zwycięztwie. W zabitych, rannych i wziętych do niewoli utraciliśmy blizko 1800 ludzi, Neapolitańczycy zaś 4,000 przeszło. Każdy z naszych pełnił dobrze swoję powinność, oprócz Sycylijczyków, którzy za pierwszym strzałem pierzchli z pola bitwy; lecz przypadek ucieczkę ich obrócił na pewien rodzaj strategicznej dla nas korzyści, bo jak już wyżej mówiłem, sparaliżował groźny i niebezpieczny ruch nieprzyjaciół.

Węgrzy cudów waleczności dokazywali, Szwajcarowie także. Francuzi bili się jak zawsze, odważnie i wesoło; mały ich oddział przezwany oddziałem de Flotta, złożony zaledwie z 80 ludzi, miał sobie poruczoną obronę folwarku zasłaniającego przystęp do Santa-Maria; rodacy moi walczyli tam przez dzień cały z godną podziwienia wytrwałością i ani jednéj piędzi ziemi nie ustąpili, co nawet było powodem zasłużonych pochwał, jakich wszyscy nasi generałowie nie szczędzili im wcale.

W niedzielę dnia 30 września, piętnastu majtków należących do jakiegoś statku wojennej marynarki królowej Wielkiej Brytanii, otrzymało pozwolenie przepędzenia święta na lądzie; pobiegli więc co żywo do Santa-Maria, gdzie oczywiście upiwszy się potężnie, myśleli nazajutrz pociągiem kolei zalaznéj o godzinie szóstej z rana wrócić do Neapolu, ale w tej samej chwili działa grzmiały już na równinach. Anglicy w prośby ażeby im dano armaty, jakoż dano im w istocie, w dodatku jeszcze baryłkę wina, z czego oni nie omieszkali uczynić dobrego i stosownego użytku. Mówiono, że gdyby Piemontczycy nie byli nadbiegli w końcu dnia drugiego z pomocą, bylibyśmy zgubieni. To fałsz: wojska piemontskie stojące natenczas garnizonem w Neapolu, w dniu 1 października nie ruszyły krokiem z miejsca. Piemontczyków walczących nad Wulturną było. wszystkiego 33 artylerzystów, od tygodnia wysłanych do awanpostów na instruktorów, bo na kanonierach zbywało nam zupełnie. Armia piemontska złączyła się dopiéro z armią południową nazajutrz, dnia 2 października, a to w sposób następujący.

Garibaldi wypoczywając po zwycięztwie, w pokoiku proboszcza Sant' Angelo, otrzymał 1 października, o godzinie dziesiątej wieczorem depeszę z uwiadomieniem, iż na północ Kaserty spostrzeżono nieprzyjacielską kolumnę, mogącą się składać z 5,000 ludzi, a jej awanposty zajmowały już nawet Monte-Briano i Kaskadę (Cascade), leżące o dwie wiorsty zaledwie od pałacu. Była to ta sama kolumna, która próbowała usadowić się w Maddalonie; nie mogąc zapewne cofać się wprost do Kapui, rzuciła się na Kaserta-Vecchia, pozycyą wyniosłą, uwień. czoną ruinami jakiegoś starego lombardzkiego miasta;

« PoprzedniaDalej »