Obrazy na stronie
PDF
ePub

KRONIKA ZAGRANICZNA.

Duchowna i polityczna historya papieży rzymskich, w XVI i XVII wiekach. Przez Leopolda von Ranke, professora uniwersytetu berlińskiego.

(Przekład z angielskiego Macaulay'a).

Nie potrzebujemy czytelników naszych uprzedzać, że to dzieło professora Ranke cenione jest powszechnie, napisane w doskonałym duchu, fakta wskazane dokładnie, sąd poważny i bezstronny.

Przedmiot, który obrał professor Ranke, wydawał się nam zawsze szczególnie zajmującym. Należy bezwątpienia badać troskliwie, dlaczego protestantyzm dokonawszy wiele, nie dokonał jednak więcej; dlaczego kościół katolicki straciwszy znaczną część Europy, nie tylko nie stracił reszty, lecz stanowczo odzyskał prawie połowę odpadłych krajów. Professor Ranke na to pytanie więcej rzucił światła, niż ci wszyscy, którzy przed nim w tym przedmiocie pisali.

Nie ma na téj ziemi i nie było rządu, któryby bardziej zasługiwał na uwagę, jak rząd rzymsko-katolickiego kościoła. Historya jego, łączy w sobie dwa różne wieki ludzkiej cywilizacyi. Nie mamy już obecnie żadnej innéj instytucyi współczesnéj, tym czasom, w których dym ofiarny wznosił się nad Panteonem, a lwy i tygrysy skakały w amfiteatrze Flawiańskim. Dumne królewskie domy w porównaniu z szeregiem papieży, są bardzo świeżego początku. Ten szereg ukazuje się nam w nieprzerwanym ciągu od papieża koronującego Napoleona w XIX wieku do papieża koronującego Pepina w VIII i dalej niż czasy Pepina sięga

święta dynastya, ginąc w pomroku podania. Rzeczpospolita Wenecka, jakkolwiek nowa w porównaniu z papieztwem, była jednak najstarszą po niém; lecz rzeczypospolitéj już nie ma, a papieztwo istnieje dotąd, nie w upadku, uie jako zabytek, lecz pełne życia i młodocianéj siły. Kościół katolicki dotąd wysyła na krańce świata misyonarzy, równie gorliwych jak towarzysze św. Augustyna, wylądo wujący na brzegi Anglii, i dotąd spotyka nieprzyjaznych królów jak dawniej Atylę. Liczba katolików ciągle się rozszerza, więcej ich jest teraz w nowym świecie, niż odpadło w starym. Duchowną władzę rzymskiego kościoła uznają obszerne krainy od Misouri do Cap Horn, w których ludność za sto lat zapewne będzie większa niż dziś w Europie; katolików jest pewnie nie mniej jak sto pięćdziesiąt milionów, a wszystkich innych sekt chrześciańskich razem trudnoby naliczyć, więcej jak na sto dwadzieścia milionów. Nie widzimy też żadnego znaku zapowiadającego koniec temu długiemu panowaniu. Wszystkie państwa, wszystkie duchowne instytucye istniejące dzisiaj, powstały w oczach rzymskiego kościoła, o którym nie mamy pewności, że nie będzie także świadkiem ich końca. Był on wielkim i szanowanym, nim saxońskie zastępy weszly do Brytanii, nim Frankowie przeszli Ren; gdy grecka wymowa jeszcze kwitła w Antyochii, gdy w świątyni Mekki czczono jeszcze bałwanów; być może, że będzie trwał w niezmniejszonéj sile, gdy wędrowiec z Nowej Zelandyi stanie wśród pustek, na resztce sklepienia Londyńskiego mostu, kreśląc w Albumie widok ruin św. Pawła.

Słyszymy, że świat staje się coraz oświeceńszym i że oświata musi być korzystną dla protestantyzmu, a szkodliwą dla katolicyzmu. Chcielibyśmy by to było prawdą; lecz mamy słuszne powody wątpić, by to oczekiwanie dało się czemkolwiek usprawiedliwić. W ciągu ostatnich dwustu pięćdziesięciu lat, umysł ludzki był bardzo czynnym, filozofia przyrodzona postąpiła we wszystkich gałęziach, porobiono niezliczone wynalazki ułatwiające wygody życia; medycyna, chirurgia, chemia, sztuka wojskowa, nakoniec rząd, policya, prawa, zostały wydoskonalone, chociaż nie w tak wysokim stopniu, jak nauki przyrodzo

Tom II. Czerwiec 1862.

61

ne. Jednak widzimy, że w ciągu tych dwustu pięćdziesięciu lat, protestantyzm nie dokonał żadnych godnych wspo mnienia zdobyczy. Przeciwnie sądzimy, że jeżeli się tu coś zmieniło, to chyba na korzyść kościoła rzymskiego. Niemożemy zatém ufać, że postęp w naukach będzie zgubnym dla systemu, który co najmniéj, ostał się na gruncie pomi mo ogromnego postępu w naukach, dokonanego przez ród ludzki, od czasów królowej Elżbiety.

W istocie dowodzenie, na którém zatrzymaliśmy się, wydaje się nam opartém na zupełnej omyłce. Są gałęzie nauk, które według praw ducha ludzkiego muszą postępo wać naprzód. W matematyce, gdy raz założenie zostało dowiedzioném, już nie ulega sporom. Każde nowe piętro jest równie silną podstawą do dalszego budowania jak kamień węgielny; ciągle się tu tedy zwiększa ilość prawd poznanych. W naukach doświadczalnych także musi być postęp. Codzień przybywają punkta, doprowadzając teorye coraz bliżej do doskonałości. Niema prawdopodobieństwa, aby w doświadczalnych naukach świat miał się cofnąć wstecz, lub pozostać na miejscu.

Lecz inaczej jest z teologią. Co się tyczy religii przyrodzonej, o objawieniu bowiem nie ma tu mowy, nie widzimy, aby filozof dni naszych więcej posiadał danych niż Tales lub Simonides; ma bowiem przed sobą zupełnie te same dowody w układzie wszechświata co pierwotni Grecy. Mówimy zupełnie te same, gdyż odkrycia nowożytnych astronomów i anatomistów nic w istocie nie dodały do oczywistości dowodzenia, które zastanawiający się umysł wyprowadza z każdego zwierzęcia, ptaszka, owadu, ryby, liścia, kwiatu i muszli. Dowodzenie, którém Sokrates zbijał ateistę Aristodema, spotykamy także w Poleya Teologii przyrodzonéj. Tak samo Sokrates szuka poparcia w statutach Polykteta i malowidłach Zeuxisa, jak Poley w zegarku. W innych zaś wysokich pytaniach, w pytaniu co się stanie z człowiekiem po śmierci, nie myślimy aby wykształcony Europejczyk, pozostawiany własnemu rozumowi, łatwiej mógł dojść prawdy niż negr indyjski. Z wielu nauk, w któ rych przechodzimy negrów indyjskich, żadna nie objaśnia nas o stanie duszy po rozstaniu się z ciałem. Tym wszy stkim filozofom, którzy w starym i nowym świecie starali

się dowieść nieśmiertelności duszy, pomijając objawienie, od Platona do Franklina, dziwnie się nie powiodło.

Owe wielkie zagadki, trapiące przyrodzonych teologów, są te same przez wszystkie wieki. Naród zaledwie powstający z barbarzyństwa, może je wypowiedzieć w swojéj prostocie; geniusz Lockego i Clarkego nie jest w stanie ich rozwiązać. Myli się kto myśli, że do rozmyślania o Boskich przymiotach, początku złego, potrzebie ludzkich czy. nów, podstawie moralnych obowiązków, potrzeba wysokiego stopnia umysłowego wykształcenia. Podobne rozmyślania są przeciwnie ulubioném zajęciem bystrych dzieci i wpółucywilizowanych ludzi. Nie mało jest chłopców, którzy w czternastym roku dosyć już o tych pytaniach myśleli, by zasłużyć na pochwałę, którą Voltaire daje Zadikowi. Księgi Hioba służą dowodem, że długo przedtém nim nauki i sztuki piękne znane były w Ionii, te trapiące pytania z niepospolitą sztuką i wymową, roztrząsane były pod namiotami Idumeńskich emirów; w ciągu lat trzechtysięcy, rozum ludzki nie wynalazł zadowolającego rozwiązania zagadek, którym Elifaz i Jofar podołać nie mogli.

Teologia przyrodzona nie jest nauką postępową. Ta wiadomość o naszym początku i przeznaczeniu, którą czerpiemy z objawienia, jest istotnie daleko jaśniejszą i ważniejszą; lecz religia objawiona nie jest także nauką postępową. Według nauki kościoła protestanckiego, wszystkie prawdy Boskie zawierają się w pewnych księgach; na wszystkie czasy, przystępne są dla tych wszystkich, którzy te księgi czytają: odkrycia filozofów całego świata nie mogą tu nic dodać. Oczywiście zatem w naukach o Bogu nie może być tego postępu, który codzień widzimy w aptekarstwie, geologii i żegludze; nie mamy też żadnej pewności, aby na przyszłość nie powtarzały się w chrześciaństwie, znane już błędy teologiczne. Pewni jesteśmy, że świat już nie wróci do słonecznego systemu Ptolomeusza; chociaż tak wielki człowiek jak Bacon odrzucał z pogardą teorya Galileusza, w niczém to nie zmniejsza naszej pewności. Lecz gdy przypomnimy sobie, że Sir Thomas Moor gotów był głowę położyć za rzeczywistość dogmatu prze. mienienia ciała i krwi, możemy przypuścić, że dogmat przemienienia otrzyma zwycięztwo przed wszystkiemi innemi.

[ocr errors]

Potrzebném tu jest jednak jedno zastrzeżenie. Księgi i podania pewnej sekty mogą zawierać obok założeń czysto teologicznych, inne, w jeden z pierwszemi system ściśle związane a odnoszące się właściwie do nauk przy. rodzonych. Jeżeli nowe odkrycia podadzą je w poniewierkę, założenia teologiczne, które nie łatwo dają się od tamtych oddzielić, ulegną podobnemu losowi. W tym względzie bezwątpienia postępy w naukach mogą wpły nąć pośrednio na prawdy religijne. Indyjska mitologia związana jest z niedorzeczną geografią. Młody bramin, któryby się uczył w naszych szkołach geografii, przestałby wierzyć w mitologią indyjską. Katolicyzmowi nie zaszkodziły postanowienia papiezkie o słońcu krążącém koło ziemi, gdyż wszyscy katolicy myślą z Pascal'em, że stanowiąc cokolwiekbądź w tym względzie, przekroczył swą władzę i słusznie opuszczony został od Ducha Świętego, którego pomocy na zasadzie obietnicy Chrystusa w peł nieniu właściwych sobie obowiązków słusznie może oczekiwać.

To zastrzeżenie nie narusza założenia naszego, że nauka o Bogu nie jest postępową. Zwyczajna znajomość historyi, uwagi z codziennego życia dowodzą nam, że ani uczoność, ani trafność sądu nie zapewniają nas przeciw najgrubszym błędom w pojęciach o niewidomym świecie. Bayle i Chillingworth, dwaj znani sceptycy przeszli na katolicyzm z głębokiego przekonania. Johnson niedowiarek pod każdym względem, gotów był wierzyć w cuda i duchy. Zaprzeczał istnieniu Ossyana, przypuszczał drugie widzenie; nie wierzył w trzęsienie ziemi w Lizbonie, lecz wierzył w upiora Cock Lanc.

Historya katolicyzmu uderzającym sposobem potwierdza nasze założenie. W ciągu ostatnich siedmiu wieków, duch ludów w Europie ciągłe robił postępy w każdym oddziale nauk świeckich; lecz w religii postępu nie widzimy. Duchowna historya tego długiego peryodu jest historyą ruchu naprzemian wstecz i naprzód. Od czasu, jak kosciół rzymski panuje w zachodniém chrze ściaństwie, cztery razy umysł ludzki powstawał przeciw niemu. Kościół dwa razy zwyciężył zupełnie, dwa drugie razy odniósł bolesne rany, lecz zasadę życia wyniósł całą.

« PoprzedniaDalej »