Obrazy na stronie
PDF
ePub

Na uczty krwawéj i łupu pożarcie?
Dokąd pójść? gdzież się nawrócę? gdzie stanę?
By okręt morski, mam żagle zebrane;
Burzą zagnany nad zagłady łożem,

Oto ciał dzieci moich jestem stróżem!

Przodownica chóru. Nieszczęsny! jak nieznośna dola ciebie nęka!
Snadź demona, co srodze na tym, co złe kona,
Wetuje krzywd, nad tobą obciąża się ręka!
Polymestor. Och! dzielowładny, bronionośny Traków
Ludu, co dzielnie zażywasz rumaków

I Aresowém trudnisz się rzemiosłem (1),
Och! Acheowie! wy, Atrydzi, wreszcie,
Głos mój błagalny, głos, głos mój podniosłem:
Ach! ach! dlaboga na pomoc przybieżcie!
Słyszy-ż kto? znikąd pomoc? przecz zwłóczycie?
Niewiasty, branki zabiły mi życie.

Zgroza, co znoszę! z sromoty mi biada!
Dokąd się zwrócę? gdzie mnie niosą stopy?
Czy tam pod niebios biedny wzlecę stropy
Do grodu w górze, gdzie z ócz Oriona
Albo Sejriosa płomienistych łona (2)
Ognista bije, albo czy u brzegu

Czarnego Hadu zatrzymam się w biegu?

Przodownica chóru. Ganić trudno, gdy ktoś, co doznaje niedoli
Straszniejszej, niż znieść można, dni zakończyć woli.
Agamemnon (nadchodzi).

Słyszawszy krzyk przybywam. Echo bowiem, skały
Leśnéj dziecię, nie z cicha rozniosło po całéj
Przestrzeni obozowéj krzyk-i trwogę szerzy.
Gdybyśmy nie wiedzieli, że trojańskich wieży
Mury oszczep helleński w perzynę obrócił,
Nie mało krzyk ten spokój nasz byłby zakłócił!
Polymestor. Najdroższy, bo poznaję cię po twoim głosie,
Agamemnonie, patrz i sądź o moim losie.

Agamemnon. Ha! nieszczęsny! któż zgubił cię, Polymestorze?
Któż oślepił i wykłuł źrenicę w ócz norze?

Któż dzieci zabił? ktobądź na to się odważył,
Gniew ku tobie i synom straszny w sercu warzył.
Polymestor. Hekabe mię zabiła z brankami złączona;
Nie! większej jeszcze zbrodni dokonała ona.

Trojanki podobnie nie rozszarpały i onych, przeto nazywa je Menadami
Hadu, t. j. rozwścieklonemi niewiastami (na wzór Bakchantek), które do
Hadu wysłały (uśmierciły) jego dzieci.

(1) Ares, bóg wojny; ztąd Aresowe rzemiosło t. j. wojna.
(2) Orion i Sejrios (Rożen i kanikuła) konstellaeye na niebie.

Agamemnon. Co? co? ty wykonałaś, Hekabe, przewagę?
Do zbrodni niesłychanéj ty miałaś odwagę?
Polymestor. Och biada! co powiadasz? Więc opodal stoi?
Wskaż; powiedz, gdzie jest, abym w kleszcze dłoni mojéj
Ująwszy ją rozszarpał i krew lał zawzięcie.

Agamemnon. Ha! cóż się dzieje z tobą?

Polymestor. Ach! na bogów klnę cię,

Pozwól na tę kobietę rzucić wściekłe dłonie. Agamemnon. Wstrzymaj się! z zawziętości niech serce ochłonie, I mów, by wysłuchawszy i ciebie i onėj

Z kolei, sąd zdać słuszny, za coś tak zhańbiony.
Polymestor. Zaczynam. Najmłodszego z Pryamidów rodu,
Polydora, Hekaby syna, mnie do grodu

Dał na wychów Pryamos, rodzic jego, Troi
Upadek przewidując dobrze w duszy swojéj.
Tego-m zabił, lecz słuchaj, czemu-m musiał zgładzić,
I jak mądrze umiałem przyszłości zaradzić.
Bałem się, aby wróg ten twój nie został z tyłu
I zebrawszy lud Troi nie wzniósł znowu z pyłu,
A Grecy słysząc, że syn jeden ocalony
Pryama, nie czynili powtórnie napadów
Na Frygią, i tém samém puszczając zagony
Po Tracyi, nie niszczyli pól tych, ni sąsiadów
Troi gniół ucisk, królu, jaki teraz gniecie.
Hekabe usłyszawszy, jaką śmiercią dziecię
Jéj zginęło, mnie dotąd zwabi temi słowy,
Że ukryty w Ilionie skarb Pryamidowy

Mi wskaże; lecz mnie tylko z dziećmi pod namiotem,
Aby świadków nie było, uwiadomi o tém.
Ja siadłem na wezgłowiu, skłoniwszy kolana

A z prawej i po lewej stronie mnie, Trojanek,
By przyjaciela, cizba otacza zebrana,

I jedne podziwiają piękność trackich tkanek

I oglądają zwierzchnie te szaty na słońcu,
Innych zdumienie włócznia moja tracka wznieci,
Že mnie obrały z stroju podwójnego w końcu.
Ile zaś matek było, w zachwyceniu dzieci
Kołysząc, coraz daléj od ojca na stronę
Usuwały, z rąk do rąk podawając one.

--

Po tak słodkich rozmówach cóż powiesz? niebawem
Sztyletów zkądsiś z płaszczów dobyły i krwawém
Żgnięciem synów zabiły -a inne, by zboje,
Trzymały mnie, ująwszy ręce, nogi moje.
Ilekroć stanąć chciałem synom mym w obronie
I natenczas do góry podnosiłem skronie,
Za włosy mię chwytały, gdym poruszył ramię,
Z mnóstwem niewiast napróżno niebogi się łamię.

[ocr errors]

Wzdy w końcu najstraszniejszy czyn, zbrodnią bez miary
Wykonały, szpinkami łupiąc moje oczy
Nieszczęśliwe, że krwią się źrenica zamroczy.
Pierzchły potém; ja ścigam je, by lew ogary
Mordercze, po namiocie, tropiąc w każdym rogu,
By myśliwy, i wszystko druzgoce, rozpłata
Dłoń moja. Otóż taka jest moja zapłata
Za wykonanie śmierci krwawéj na twym wrogu,
Agamemnonie! Wszakże, aby mojej mowy
Zbyt nie rozszerzyć, jeźli przedtém białogłowy
Kto przeklął lub złorzeczy teraz im, lub jeszcze

Złorzeczyć będzie, wszystko to w tych słowach streszczę:
Kto żył wciąż z niewiastami, wié, że mórz głębiny,

Ni ziemia tak zajadłéj nie płodzi gadziny.

Przodownica chóru. Nie pusz i niech bez braku mowa twa nie kole
Rodu niewiast, że takie dojęły ci bóle;

Bo wiele pogardliwych istót znajdziesz w rzędzie
Białogłów, ale zacnych liczba większa będzie.
Hekabe (do Agamemnona).

Nie powinien mieć nigdy większe poważanie
I wpływ język, niż sprawy śmiertelników, panie.
Kto dobrze czyni, niechaj o zacności prawi;
Kto źle, niech słów doborem wrażenia nie sprawi
I nie zdoła przetworzyć w dobre złego mową.
Tych, którzy wyćwiczeni w tém, mędrcami zową;
Lecz rzadko z nich do końca mędrcem kto być zdoła,
Giną marnie i hańby nie ujdzie nikt zgoła.

Do ciebie odezwałam się z mojém przedsłowiem.

Teraz ugodzę w tego i jemu odpowiem.

Więc, aby dwakroć Greków nie znoiły boje,

I dla Agamemnona ty zabiłeś moje

Dziecię! Wiedz, nikczemniku, wpierw: po wszystkie lata
Szczep barbarów z Hellenów rodem się nie zbrata;

I stać się to nie może. Przeto gwoli komu
Kwapiłeś się? Czyś zięcia chciał przez to do domu
Sprowadzić? czy z krewieństwa lub z innéj przyczyny?
Więc bałeś się, by plonów twoich za powrotem
Nie zniszczono? i kogóż ty przekonasz o tém?
Złoto, gdy prawdę powiesz, oto jest przyczyna,
I chciwość twoja, co mnie pozbawiła syna.
Bo czemu, to wytłumacz, póki twierdza Troi
Strzeżona wieńców murem niewzruszona stoi,
Gdy żył Pryam i-gród miał obronę w Hektorze
I w dzielnej jego włóczni, czemuś w owéj porze,
Gdyś przysłużyć się temu chciał, syna nie zgładził
W domu lub do Argeów żywcem nie sprowadził?
Nie! gdy dla nas na zawsze szczęścia światło zbladło,

[ocr errors]

Gdy dym zdradził, że miasto wrogom w ręce wpadło,
Gubisz gościa, co twoje nawiedził ognisko.
Słuchaj dalej, byś wiedział, jak upadłeś nisko!
Jeźli szczerze sprzyjałeś Acheom, więc złoto
Nie twoje, jak przyznajesz, lecz tego, tym oto
Wypadało ci zanieść, którzy zwodząc boje
Zdaleka od ojczyzny znosili głód, znoje.
Wżdy i teraz z rąk wydać nie chcesz go nikomu
I zuchwale skarb złoty przechowujesz w domu.
Wiedz zaś, że gdybyś syna był mojego cało
Wychował, zdobną siebie byłbyś okrył chwałą;
Bo w biedzie przyjaźń szczera jawi się wyraźnie.
W szczęściu zasię, nie trudno wcale o przyjaźnie.
A dalej, gdyby ten żył bogaty, ty biedy

Miał zaś doznać, skarb wielki miałbyś w synie wtedy.
Teraz ni przyjaciela nie mając po zgonie

W onym, ni z synów twoich pociechy, ni z złota,
Jesteś nieszczęsny! Tobie zaś, Agamemnonie,
Powiem: źle sobie poczniesz, gdyby cię ochota
Wzięła stanąć w obronie jego, bo łaskawéj
Pieczy mąż przeniewierczy, niezbożny, nieprawy
Doznałby, i złym byłbyś, takie moje zdanie,
Złym sprzyjając; lecz nie chcę łapać ciebie, panie!
Przodownica chóru.

Patrz oto, jak śmiertelnym zawsze dobra sprawa,
Do dobrych mów osnowę i wątek poddawa!

Agamemnon. Być sędzią cudzych niecnych spraw nie mam ochoty,
Lecz zmusza mię konieczność. Lękam się sromoty,

Gdy wziąwszy w ręce sprawę zaniecham jéj ninie.
Wiedz więc, to moje zdanie, zabiłeś w gościnie
Nie ku Acheów albo ku mojej wygodzie

Męża tego, lecz abyś skarb sam posiadł w grodzie;
A będąc w tarapatach, mówisz, co-ć dogodnie.
Wy gościa zabić może nie macie za zbrodnię,
Lecz za występek u nas Hellenów uchodzi.
Jak więc, gdy ciebie sąd mój z winy oswobodzi,
Ujść przygany? Nie można. Nie! gdyś złe bez czoła
Broił, cierp też, co tobie nieprzyjemno zgoła.
Polymestor. Biada! powagę w obec niewolnicy tracę

I podlejszéj od siebie snadź kaźnią przypłacę.
Hekabe. I słusznie, gdy tak ciężka wina na cię pada.
Polymestor. Biedny ja! z moich dzieci i oczu mi biada!
Hekabe. Bolejesz? a cóż, sądzisz, że mnie nie żal syna?
Polymestor. Jeszcze się cieszy szydząc ze mnie ta gadzina!
Hekabe. Nie mam-że się radować, iżeś ukarany?

Polymestor, Nie długo, bo niebawem morskie cię bałwany...

[ocr errors]

Hekabe (przerywając). Do dziedziny Hellady zaniosą w okręcie?
Polymestor. Strąconą z masztu w fali pogrzebią odmęcie.
Hekabe. Któż zmusi mię wyprawiać tak gwałtowne skoki?
Polymestor. Ty sama na maszt chyżo podążysz wysoki.
Hekabe. Czy na skrzydłach się wzbiję albo jaką sztuką?
Polymestor. Staniesz się buchającą ogniem z oczu suką.
Hekabe. Zkąd wiesz, że postać moja dozna takiej zmiany?
Polymestor. Rzekł mi to Dionyzos, wieszczek Trakom znany.
Hekabe. Tobie-ż nie przepowiedział twéj doli obecnéj?
Polymestor. Nie byłby ci się udał nigdy podstęp niecny.
Hekabe. Czy pełniąc wyrok umrę tam lub będę żyła?
Polymestor. Umrzesz tam i po tobie nazwie się mogiła-
Hekabe, Czy przemianę obwieści moją lub co? powiedz!
Polymestor. Przestrogą będzie majtkom twój suki grobowiec (1).
Hekabe. Gdyś ty ukaran, wcale mnie to nie obchodzi.

Polymestor. I w córę twą, w Kasandrę, wcześnie śmierć ugodzi.
Hekabe. Precz z myślą tą! Ty raczéj doznaj tego gromu.
Polymestor. Zetrze ją żona tego, podła pani domu (2).
Hekabe. Niech nie ogarnie wściekłość ta Tyndara córy!
Polymestor. I jego zgładzi wzniósłszy siekierę do góry.
Agamemnon. Ha! czyś szalony albo czy doznać chcesz kaźni?

Polymestor. Zabij! w Argos jednakże czeka cię śmierć w łaźni.
Agamemnon. Usuńcie tego gwałtem, służalcy, na stronę!

Polymestor. Przykro słyszeć?

Agamemnon. Zatkajcie usta!

Polymestor. Owszem! one

Już wszystko powiedziały!

[ocr errors]

(1) Euripides tę część dyalogu osnul na podaniu donoszącém, że Hekabe w Tracyi do moria się rzuciła i w sukę się przemieniła. Miejsce w blizkości Abyds na trackim Cherzonezie, naprzeciwko przylądku Sigejon, nazwiskiem Kynos Sema (znak suki) uważano za grobowiec Hekaby. O wieszczku i wyroczni Dionyzosa wspomina Herodot w ks. 7, 111. Miejsce to brzmi: Satrowie nigdy żadnym ludziom, o ile my wiemy, nie podlegali, lecz aż do naszych czasów nieprzerwanie niezależni byli sami jedni z Traków. Zamieszkują bowiem góry wysokie, lasami wszelkiego rodzaju i śniegiem pokryte i odznaczają się w sprawach rycerskich. Ci sami posiedli wyrocznią Dionyzosa. Wyr cznia ta znajduje się na najwyższym szczycie gór. Bessowie z pomiędzy Satrów są wieszczami świątyni. Kapłanka zaśoznajmia wyrocznie, jak w Delfach i niemniej przebiegle". Porównaj Macrobii Saturnalia I, 18.

(2) Ta i uastępna przepowiednia spełnia się. Porówn. Agamemnona Eschylosa. Zabójczynią była Klytemnestra.

« PoprzedniaDalej »