Obrazy na stronie
PDF
ePub

KRONIKA LITERACKA.

Pamiętniki Krzysztofa Zawiszy wojewody mińskiego.
Warszawa. 1862 roku.

Rok już blizko mija, jak Pamiętniki Krzysztofa Zawiszy druk dał poznać publiczności; a zaprawdę rok czasu dostateczny, by pokryć zapomnieniem książkę będącą nie pomnikiem rozumowym, ale suchym materyałem historycznym. Tém zaś więcej zapomnienie mogło spowić Pamiętniki Zawiszy, gdy obok téj dosyć oddalonéj epoki ich ukazania się w świecie literackim, już one krytycznie osądzone zostały biegłém piórem p. Plebańskiego. Zdawałoby się zatem, iż ze wspomnionemi Pamiętnikami sprawa na polu recenzyi ukończona, że rozbiór ich wcale nie na czasie, przeszły one bowiem na własność historyka, mającego wątłą roślinę wszczepić w grunt żyzny i potęgą talentu przemienić w bujne drzewo. Wczytując się wszakże w karty rzeczonych Pamiętników, przyszliśmy do innego uznania, które oddajemy pod sąd ogółu. O wiele lat przed przyjściem na świat Krzysztofa Zawiszy, zepsucie wsiąknęło w organizm rzeczypospolitej polskiej. Niegdyś wszelako zupełnie inaczej było: świetlana szata utkana z poczucia obowiązków socyalnych i politycznych, pokrywała dzielne barki przodków naszych, zanim nacisk różnorodnych wpływów, prywatę, chełpliwość, lekkomyślność i inne téj natury wady, wtłoczył w pierś mieszkańców téj ziemi. Ponieważ zaś spojrzenie w ten stopniowo posuwający się rozkład ciała rzeczypospolitéj, usprawiedliwi poniekąd nasz pogląd na dzieło obecnie rozbierane; naszkicujemy zatém wybitniejsze rysy czasu w głębi wieków ponu

rzonego.

Jagiellonowie 200 lat blizko w Polsce berło piastujący, widzieli niemal rok po roku narastającą wolność jednéj warstwy spółeczeństwa, szlachty. Nie można powiedzieć, by władzcy z dynastyi téj nie zdawali sobie sprawy z położenia rzeczy, by jeśli nie jasnowidztwem następstw, to naturalnym prowadzeni interesem nie pragnęli powstrzymać rozwijającej się samowoli rycerstwa; a jednak pomimo potężnych usiłowań, nurt narodowéj woli wypracował pożądane przez się formy. Zgon Zygmunta Augusta usunął ostatnie rodzinnego spadku węzły między familią panującą a narodem od dwóch wieków zadzierzgnięte, zostawiając do rozporządzenia szlachty oddanie najwyższej godności w rzeczypospolitéj, już od onéj chwili tak zwanéj i de jure i de facto.

Spółeczność osierocona wygaśnięciem rodu Jagiellonów, otrzymała po nich w dziedzictwie wykształcenie, wyrobienie i pozycyą, szanowane powszechnie w świecie politycznym. Cywilizacya w jej znaczeniu nowoczesném znajdowała w Polsce z téj epoki siedlisko, gdzie rosła, promieniła na wsze strony. Uczeni różnorodnych narodowości przekraczali skwapliwie granicę rzeczypospolitéj, ufni znaleźć w niej dla siebie pole do głębszych studyów i opiekuńcze schronienie bądź dla krzewienia nauk, bądź dla zabezpieczenia się od naciskającéj ich w kraju ojczystym przėmocy. Ludzi znakomitych głębokością myśli, działalnością i wpły wem sięgającym szeroko nie brakowało nam. Kraków, jeśli nie był słońcem ogrzewającém ciepłem rozumu i uczucia Europę, to był planetą pierwszej wielkości, zajmującym znakomite stanowisko w owym systemie słonecznym. Moralność, poczucie godności narodowej i ludzkiej odbija się wybornie w Pamiętnikach Choisnina, sekretarza legacyi Montluka, wysłanego do nas po zgonie Zygmunta Augusta, a opowiadającego, iż stronnicy Francyi napominali posła, by nie obietnicami i podarkami, ale szczerością, otwartością i szlachetnością zyskiwał serca krajowców.

Szybko jednak psuje się ten szykowny ład, to wspaniałe w dziejach widowisko; kilka lat czasu upłynionych od pierwszéj do drugiej elekcyi, znakomitą już przedstawia różnicę. Po ucieczce Henryka Walezego występują na jaw fakta przekonywające o zmianie wyobrażeń w kierunku zgubnym. W archiwach wrocławskich, p. Mosbach wydobył niedawno bolesne na te smutne przeobrażenie dowody. Następne elekcye coraz liczniéj wyprowadzają na światło zepsucie zstępujące od możnych do średnich klass, we wszystkich spółeczeństwach stanowiących jego rdzeń najzdrowszy.

Wiele przyczyn składało się na takie wypaczenie uczuć i przymiotów narodu, na takie zwrócenic go z drogi wiodącéj z przybytku pomyślności do przepaści pochłaniającej wielkość i byt. Spojrzenie w przeszłość wyprowadzi na jaw powody owego rozstroju. Elekcye, o jakich już wzmiankowaliśmy powyżej, w pierwszym rzędzie umieścić musimy. One to bowiem pożądliwości ludzkiej otwierając obszerną targowlę, wprowadzały coraz więcej w serca chciwość, w umysły podnietę szybkiego wynoszenia się jednostek, kosztem ogółu. Na ich to gruncie rozsiadła się prywata przekładająca dobro rodziny, koteryi, lub indywidualne, nad publiczne. Na ich gruncie hulatyka, pijatyka, mające cel polityczny nagięcia do swéj woli i widoków braci szlachtę, wcisnęły się w łono narodu. Z tego to gruntu wystrzeliła chełpliwość -żądna kłamanym blichtrem upstrzoną potęgę i znaczenię, sprzedać poszukującym ją jak najdrożéj. Głębsze wpatrzenie się w dzieje jasno wskazuje, jak obywatelskie przymioty wystarczające niegdyś potrzebom całej spółeczności, malały, schodząc z szerokiej podstawy obejmującéj naród do drobnych intryg w interesie osobistym, lub rodzinnym prowadzonych. Ztąd też Polak z tych czasów wyobrażając w stosunkach towarzyskich, rodzinnych i indywidualnych, wzór wylania, a nawet bezinteresowności; uważany znowu, jako pojedyncza odrośl państwa, przedstawia istotę upadłą, pozbawioną barwy i charakteru.

Obok elekcyi, kształt rządu w rzeczypospolitej zaprowadzony, zdolny już był siłę zwichnąć, czerstwość w słabość przemienić, i samemu istnieniu zagrozić. W owoczesnej Polsce albowiem, jakkolwiek szlachta miała jedynie rzeczywiste znaczenie, dzieliła się ona jeszcze na możnych, oddziaływających wpływem na cały kraj, na ziemian mało głośnych po za granicami swego województwa, i na szaraczkową zaściankową szlachtę, uważaną przez swych starszych braci, za dogodne narzędzie, posługujące w miarę rozwiniętej zręczności widokom. Z szeregów możnych tworzył się senat, z dwóch innych odcieni wielkiej korporacyi rycerskiéj, izba poselska; po nad niemi zaś wznosił się majestat królewski, wielki dostojeństwem a ubogi władzą. Wszystkich tych trzech ciał połączone harmonią usiłowania, zapewniały krajowi potęgę i szczęście. Zamiast jednak harmonii i jedności, wywinęła się w pośród nich wzajemna niechęć i dążenie przewodzenia na swą rękę. Ztąd też zawiązała się walka, nie oczyszczająca z rdzy i uprzedzeń, ale samolubstwa z samolubstwem, zmierzająca do otrzymania interesownej przewagi, bez względu na dobro pu

bliczne. Karty naszych dziejów wykazując po wielokrotnie ten antagonizm, przedstawiają nieszczęsny rezultat z niego wynikły.

Jakby zaś dla spętania silniejszego niemocą towarzystwa owemi instytucyami rządzonego, wywinęło się z jego objęć liberum veto, ów wonny kwiat ducha i myśli ludzkiéj, przemieniony u nas w zjadliwą truciznę; przemieniony nieszczęśliwie skutkiem nadania mu w praktyce i zwyczajach narodu, donośności niezgodnéj z jego pierwiastkowém znaczeniem i celem.

Przy takich niefortunnych warunkach ustroju politycznego Polski, zamknięcie społeczeństwa w szranki ściśle określone, tojest szlachecki sprawujący władzę, mieszczański i włościański przeznaczone na zachowanie biernéj służalczéj roli, musiało owe niefortunne warunki o wiele uczynić szkodliwszemi. Bo jakkolwiek w całej Europie pod owe czasy tak jak i u nas, szlachta jedynie posiadała polityczne znaczenie, jednak wola jéj skrępowana władzą panującego, nie mogła wylać się na rozkiełznanie. Król był bożyszczem na Zachodzie, u nas zaś wolność źle zrozumiana. Z. czego wypływało, iż w całej Europie skrzydła opieki rządzącej, miały moc skuteczną do zasłaniania niższych stanów przed uciskiem wyższego; w rzeczypospolitej zaś naszéj przeciwnie: kaprys wyższego ciążył nad słabszemi z zupełną dowolnością. Wprawdzie na Zachodzie możnowładztwo groźne rodowém swém znaczeniem, oraz zabytkiem potęgi wyniesionej z czasów feudalnych, zmuszało monarchów do wyciągania ręki ku mieszczanom; u nas zaś toż możnowładztwo prawnie nie istniejąc, nie zniewalało władzę najwyższą do owego dobroczynnego przymierza. Zawsze jednak te różne skutki, z różnych przyczyn powstające, stanowczo oddziałały na dalszy przebieg ich życia politycznego. Na Zachodzie ludzkość w skutek postępu wywołującego uznanie praw dwóch innych stanów, znalazła się w chwili urzeczywistnienia owego płodnego w następstwa uznania, w możności zastąpienia zepsucia w społeczeństwie wyższych sfer, dzielnym zasiłkiem z ludu; u nas zaś w chwili krytycznéj, zepsucie w warstwie wyższej, nie zostało ukrzepioném siłą ludu. Na raz jeden w kilkonastomilionowéj ludności, zabrakło poczucia obowiązków obywatelskich od góry do dołu.

Wadliwość ta instytucyj sterujących krajem sprawiła, iż naród pomimo niezaprzeczonego wyrobienia politycznego i oświaty, zostawionych w spuściznie po Jagiellonach, karłowaciał coraz wiwidoczniej, iż obywatele jego nawet zdolniejsi, zamykali się coraz więcej w szrankach interesu osobistego lub korporacyjnego.

Następstwa te były nawet dosyć naturalne, społeczność bowiem z usposobienia przyrodzonego podległa słabościom, bezkarnie na pokuszenie wystawioną być nie może. Ztąd też instytucye i prawodawstwo winny dążyć do powstrzymywania namiętności a nie zaś ich podniecania. U nas nawet przy wyrobieniu, jak na wiek XVI nader znakomitém, nie byliśmy jednak przygotowani do używania praw owocześnie postanowionych. Ludzkość albowiem koleją drogo okupywanych doświadczeń dochodzi do wcielenia prawdy społecznej czy moralnej w życie powszechne. W epoce zaś o jakiej mówimy, pomimo upływu mnogich wieków, bogacących wiedze rodu ludzkiego na całéj kuli ziemskiej, odrośl jedynie zasłużonych przodków, miała prawa do zaszczytów, a chociażby szerszéj tylko działalności; kto nie herbowy, temu przypadała wyłącznie służalcza rola. W tym powszechnym zatem ustroju towarzyskim, następnie dopiero tchnieniem geniuszu i doświadczenia zwalonym, wolność stawała się własnością jednostek lub korporacyj, a nie ogółu. U nas tak jak i wszędzie lud pozostawał kozłem ofiarnym kapłanów, poświęconych z nowém ukonstytuowaniem, pysze i prywacie. W zamian jednéj władzy tworzyło się pole wielu ambicyom, niezgodnym pomiędzy sobą i zaciekle walczącym o przewagę. Złe powiększało się coraz mocniej i do tego przyszło, iż każdy niemal szlachcic, miał pretensye do prowadzenia za rękę ogółu. Stronnictwa zaczęły się mnożyć, rosnąć, jak chwast na bujnym gruncie zaścielający i przygłuszający użyteczną roślinność. A w nieładzie ztąd wyrastającym i rozszerzającém się zepsuciu, ukształcenie i moralność, dwie najważniejsze dźwignie zdrowia w ludzkości, znikały coraz widoczniéj; maniera, zręczność, blichtr, zastąpiły rodzinne niegdyś cnoty.

Swoboda, ta ambrozya niebieska, silne tylko serca i głowy czyni potężnemi, słabe i nie przygotowane do jej uczczenia upaja i zbezwładnia.

Na gruncie życia narodowego, zacieśnionego w takie formy i wypływające z nich następstwa, zrodził się Krzysztof Zawisza, autor naszych Pamiętników. Nosząc imię zaszczytnie znane w kraju, skoligacony z magnateryą, od urodzenia przeznaczony został, na zajęcie wydatniejszego stanowiska. Jakoż 19letniemu podrostkowi, już dostało się dochodne i dające znaczenie w obywatelstwie starostwo mińskie. Młodzieniec ze zdolnościami a poczciwą dążnością miał tém samém obszerne pole, do wysługi i zasługi. Ale ludziom téj epoki nie dane było dorosnąć do wielkości jéj potrzeb. Ichże to wina czy instytucyj opasujących myśl, wolę i czyn. Nie

« PoprzedniaDalej »