Obrazy na stronie
PDF
ePub

otwartym Adryatyku. Chmury zaciemniały widnokrąg, deszcz padał, a wiatr południowy wiejąc nam w same oczy, wstrzymywał statek w biegu; wolno téż zbliżaliśmy się do Punlo della Planca.

[ocr errors]

Działania prądu i wiatru na Adryatyku tak są jednostajne, że w kilku słowach określić je można. Prąd powstaje od wschodniej strony morza, a obiegłszy Korfu, brzegi Albanii i Dalmacyi, zawraca z Tryestu do Wenecyi, następnie minąwszy Ankonę i Manfredonią, łączy się znów z morzem Śródziemném. Skutkiem takiego kierunku piaski naniesione z rzek Fryulu, zawaliły port wenecki, a brzegi Rawenny podniosły wysoko w górę. Szczególny dowód burzliwości dał nam Adryatyk kilka lat temu. Obywatel jeden z Chioggia pod Wenecyą, nazwiskiem Girolamo Fontanella przeniósłszy się do Zara, umarł tam i pogrzebany był na cmentarzu po nad morzem. W roku 1827 okropna burza naruszyła spoczynek zmarłych, oderwawszy część lądu od cmentarza. W skutek tego trumna Girolama porwana prądem, przypłynęła do Chioggia, a zwłoki znalazły spoczynek w rodzinnej ziemi.

W ciągu lata na brzegach Dalmacyi, wieje zwykle wiatr północno-zachodni (mistrel) równoważąc zbyteczne upały. Zima zaczyna się od południowego wiatru Sirroko, który przynosi chmury i deszcz, poczém następuje Boreasz, czyli ostry wiatr północny przy jasno rozpogodzoném niebie; lecz ten nie długo trwa, a po nim panuje pogodna cisza. Na wiosnę znów się daje czuć Sirroko, ale w sposób mniej dokuczliwy, niż w Grecyi i Sycylii.

W nocy przypłynęliśmy do Spalato, a nazajutrz w południe do Lesiny, maleńkiej wysepki, która niegdyś była główną stacyą floty weneckiéj, za świetnych czasów rze, czypospolitej; mile brzmi ta nazwa dla ucha, równie téż mile wpada w oko postać wyspy, Miasto licząc 2,000 mieszkańców, leży w głębi małej zatoki, otoczonej wkoło górami. Podczas gdy statek spuszczał kotwicę, poglądałem wkoło, ciesząc się widokiem południowego kraju: powietrze było łagodne, na skałach rosły aloesy, a cienkie ga łązki palm wychylały się z za parkanów ogrodowych.

Zdziwiłem się, znajdując w Lesinie liczne zabytki sztuk pięknych. Arsenal obejmuje bogate składy marynar

ki, a główny rynek tutejszy, otoczony pięknemi gmachami w stylu weneckim, mógłby być ozdobą każdej europejskiej stolicy. Po nad innemi gmachami Lesiny, panuje tak zwana loggia, czyli miejsce municypalnych narad, zbudowana nad morzem przez Sanmichiela. Jest to prosty portyk z szerokim frontonem, bez drzwi i okien, oparty na arkadach.

Widok znakomitego gmachu publicznego, nasuwa py tanie, dla czego gmach ten był zbudowany. Otóż zarówno jak owa architektura rzymska, którą przeistoczywszy się w państwie wschodniém, odżyła znów w dziełach wielkich architektów weneckich, tak samo zmienione zasady społecznej budowy, po upadku państwa greckiego, ważnym są przedmiotem badania w Dalmacyi. Kiedy te góry, po napływie ludów w V i VII wieku, stały się słowiańskiemi, miasta nadbrzeżne i wyspy które zachowały zepsutą mowę łacińską, do końca Xgo wieku zawiązały się w osobne rzeczypospolite, za przykładem miast włoskich, przechodząc nagle od ucywilizowanej niewoli, do burzliwej wolności. Fakcye, które wichrzyły Florencyą, Ferara, Padwa, Weroną i Mantua, postawione przeciw uprzykrzonemu feudalizmowi cesarstwa rzymskiego, powtórzyły się na małą skalę w municypaliach Lesiny, gdy je porównamy z półbarbarzyńskiem zwierzchnictwem królów kroackich.

Miasta Trau i Sebenigo, były ulubioną rezydencyą Terpimirzów i Kreczymirów, pierwszych narodowych królów Kroacyi. Posiadali oni potężną siłę zbrojną, złożoną według świadectwa byzantyńskich pisarzy, z 60,000 jazdy, 100,000 piechoty, i z marynarki, zlożonej ze 180 galer i 4,700 ludzi. Wypłacali rocznie tytułem daniny cesarzom greckim 200 złotych byzantyńskich, ale w wieku XI otrzy mali z rąk papieża Grzegorza VII, koronę, berło, miecz i czarę. Summa wypłacana do Konstantynopolu, przeszła odtąd do Rzymu. Utrzymanie dworu królewskiego na pół barbarzyńską wystawnością, odpowiadało potędze państwa. Na czele dworu stał Postelnik, czyli wielki szambelan; Wolar zawiadywał oborą królewską. Wielkiemi okręgami kraju zarządzali banowie, mniejszemi zupanowie.

Forma sądów bardzo była prosta: procedura słowna, prawo apellacyi dozwolone, kurya złożona z króla i ksią

żąt, stanowiła najwyższą instancyą: główna jednak budowa społeczna, była feudalna i monarchiczna.

Na wyspach przeciwnie, nie sam tylko język, ale i municypalne formy rządu pozostały od Rzymian, lubo na papierze, szlachetni panowie kroaccy dzierżyli je lenném prawem; kiedy w Galii i innych częściach upadłego cesarstwa, pomiędzy V a XII wiekiem, kuryalne instytucye rozprzęgały się coraz bardziej, aż w końcu upadły, pod brzemieniem feudalności, na wyspach dalmackich pozostały pełne żywotnej siły.

Kiedy Wenecya rozszerzyła panowanie nad Adrya tykiem, i podbiła nadbrzeżne municypia, znalazła w ich instytucyach wielkie podobieństwo do własnych, które zarówno wypłynęły z rzymskiego systematu. Ztąd też miejscowe przywileje i swobody pozostały prawie nie tknięte. Wenecki senator zajął miejsce dawnego rektora, ale loggia pozostała jak dawniej, miejscem publicznych obrad patrycyatu, tak zwanej komuny.

Katalinicz utrzymuje, że do narady szlachty, przypuszczeni byli ludzie wszelkich stanów, którzy skończyli lat sześćdziesiąt; ale małżeństwo szlachcica, z kobietą niższego stanu, odbierało mu prawo należenia do rady; chyba, że szczególne względy, lub wielkie dostatki pozwoliły mu na nowo wpisać się w księgę, na mocy głosowania. Przy schyłku rzeczypospolitej, patrycyusze wyrokowali w sprawach cywilnych i kryminalnych; ale wolność polityczna, z początku rzeczywista, pozostała czczym cieniem.

Powaga i przyzwoitość znamionowała publiczne zgromadzenia. Szlachta ukazywała się w stroju obrzędowym, z mieczem o bogatej rękojeści. Przyglądając się pięknéj logii w Lesinie, wyobrażałem sobie za kolumnami portyku, owych poważnych patrycyuszów, ogorzałych na brzegach Cypru i Kandyi, przybranych w aksamitne suknie, z pod których połyskiwały stalowe pancerze lub kolczugi.

Patrząc ku południowi, dostrzegamy maleńką wyspę, która podczas ostatniej wojny była wielokrotnie miejscem działania angielskiej marynarki, kiedy rzeczpospolita wenecka upadła w r. 1797. Dalmacya nieprzyjazna religijnym i politycznym zasadom Francyi, przechyliła się na

stronę Austryi; ale po bitwie pod Austerlitz, przeszła pod rządy Napoleona na mocy traktatu presburgskiego. Wów czasto owa mała wysepka zwana Lissa, z bezpiecznym portem, stała się główną stacyą okrętów angielskich, składem towarów, które wbrew berlińskim i medyolańskim postanowieniom, przez Bośnią wciskały się do Niemiec. Ludność Lissy wzrosła od r. 1808 do 1811, od czterech do dwunastu tysięcy, a skromna wysepka dalmacka, przyjęła niebawem ubior, język, obyczaje angielskiego portu. Krajowcy, niegdyś ubodzy rybacy, wzbogacili się nagle; a mnogie okręta zawijały wciąż do tych brzegów, przywożąc sukna z Manchester, metalowe wyroby z Sheffield i Birmingham. W takim stanie rzeczy, naczelnicy francuzkiéj marynarki w Wenecyi, Ankonie, umyślili zdobyć wyspę i przedsięwzięli w tym celu dwie wyprawy: piérwsza powiodła im się pomyślnie, popalili mnóstwo okrętów z angielskiemi towarami; ale w powtórnej srogą ponieśli klęskę. Lissa pozostała zatém w ręku Anglików aż do końca wojny; pułkownik Robertson był w niej wojennym i cywilnym zarządcą; dwunastu krajowców składało radę prawodawczą i sądową. Zbudowano maleńką twierdzę, której baszty noszą po dziś dzień nazwę Welingtona, Betincka i Robertsona.

O pięć godzin od Lesiny leży Kursola najpiękniejsza z wysp dalmackich: przypływa się do niej naturalnym kanałem, pomiędzy wyspą z jednéj strony, a maleńkim półwyspem Sabroncello po drugiej; z obu stron sterczą urwi ste góry, pokryte lasem i zielonemi krzewami. Zbliżając się do miasta, podziwiałem wielkie bogactwa barw, rozrzuconych malowniczo po wyspie. Ciemna uprawna rola, ciągnęła się najprzód szerokim pasem, dotykając do brzegów morskich; za nią szły ciemno-zielone lasy, powyżéj zaś, szereg nagich skał, otoczonych mgłą oddalenia, zakończał w głębi krajobraz.

Miasto Kursola przedstawia się w kształcie trójkątnéj piramidy. Środek jej stanowi dzwonnica starej katedry, niższe zaś boki tworzą baszty odwiecznych fortyfikacyj, opasujące miasto dokoła. Po zewnętrznej stronie fortecy stoi loggia, gmach podobny do tego, jakeśmy opisali w Lesinie, wprawdzie mniej kształtny, ale piękność miejsca

dodaje mu uroku; mury fortyfikacyjne wzniesione były w roku 1420, a brama, jak świadczy napis w roku 1643, przez jednego z rodu Grimanich, który był proweditorem generalnym w Zara.

Miasto Kursola regularnie zbudowane, główna ulica ciągnie się w podłuż od portu, inne przechodzą w poprzecz, przecinając ją pod prostym kątem. W pośrodku jest rynek, czyli piazza. Po jednej stronie piazzy, w najwyższej części miasta, wznosi się pałac weneckich zarządców, po drugiej stara katedra, najeżona tureckiemi kulami, które utkwiły w murach podczas szturmu r. 1571. Kúrsola była niegdyś stolicą biskupią, ale gdy liczba biskupstw dalmackich z trzynastu, zmniejszyła się do sześciu, w niedawnych czasach przestała być rezydencyą. Blizko kościoła wznosi się pałac bogatego obywatela tutejszego, nazwiskiem Arnieri. Gmach ten w stylu wenecko-maurytańskim, lubo cokolwiek zniszczony, zadziwia jeszcze wspaniałością architektury. Na drzwiach wyrobiony z bronzu posąg Herkulesa z dwoma lwami; w dziedzińcu jest marmurowa studnia: na jednym z jej płytów, spostrzegłem wyrzeźbione trzy grusze. Pan Arnieri, szlachcic staréj daty, w białej chustce na szyi i wielkim kapeluszu, czynił honory domu, ze starodawną uprzejmością.

Te trzy grusze, które pan widzisz na studnirzekł-to herb mojego rodu. Nazwisko przodków moich było Perussicz, w początku XV wieku, kiedy zbudowali ten pałac, bo jak pan widzisz jestem rodowitym Dalmatą. Wszyscy moi naddziadowie służyli w flocie rzeczypospoli téj, ale bohatérem naszego rodu był Arniero Perrussicz, którego popiersie widzisz pan tu, a który walczył i poległ w oblężeniu Kandyi. Rzeczpospolita uczciła jego pamięć i hojnie uposażyła potomstwo, a imię jego stało się nazwiskiem rodu. Przestaliśmy być Perrusiczami, a przyjęliśmy nazwę Arnieri.

Przeszliśmy potém do biblioteki, gdzie gospodarz ukazywał mi wiele starożytnych, pamiątek. Pożegnałem go nakoniec, dziękując za uprzejme przyjęcie. Odchodząc spostrzegłem w przeciwległym murze domu, ważny zabytek średnich wieków, wielki żelazny pierścień: jeżeli winowajca potrafił go schwycić, odbierał ułaskawienie.

« PoprzedniaDalej »