Obrazy na stronie
PDF
ePub

mów, wprowadzając widocznie ulepszenia tak w umiejętniejszém urządzaniu łodzi, jako też w sterowaniu ich po morskich brzegach, a w ostatniej wojnie krymskiej, z jednéj tylko nikopolskiej gminy 253 matrosów otrzy mało medale, jako zaszczytne świadectwa obrońców Sewastopola i rzetelnéj ich w kraju wartości. Pomimo to, myśl ta pożyteczna istotnie, czynnie i skutecznie w wykonanie pierwotnie wprowadzona, w późniejszym czasie przy spuszczeniu z nich opiekuńczego oka pierwszego orga nizatora, paraliżowana rozmaitemi przeszkodami chybnéj w zarodzie ich administracyi, zostawiającej liczne okienka nadużyciom, nie doszła do zupełności, zatrzymała się w rozwoju i w końcu upadkiem została zagrożona. Z położenia swojego w ukośnym tylko niejako zostając stosunku względem policyi i zupełnie wyjęci z pod wpływów Izby dóbr państwa i okręgowych zawiadowców, lecz bez należytej opieki ze strony swéj właściwej władzy, przy najmniejszém w konieczności zetknięciu się z tamtemi, wystawieni bywają na ich szykany. Kassa ich obszczy. ny i pieczęć znajdują się przy policyi, bez której głowa żadnemu matrosowi nie może wydać żądanego biletu, a ztąd mitręgi, wątpliwe wyliczania się z ogólnych dochodów, kosztem ubogich popełnianych. Matros wracając ze służby, niekażdy jest w stanie zdobyć się na kosztowną łódź, lub dub, idzie więc na najemnika, a przy małym rozwoju handlowym, niezawsze bywa dostateczny zarobek, i ten trwa tylko w czasie żeglugi: dla wielu więc z nich brakuje środków osobistego utrzyma nia, a tém bardziej rodziny, gdy ją który posiada. Odsunięci przytém od wspólnych miejskich wypasów, nie mając prawa popaść krowy na wygonach; odsunięci od użytkowania ze stepu i pławni, wielu w strapieniu zarzuca swoje rzemiosło i udaje się do rządu prosząc o kawał ziemi. Lecz i tu, jak powiada p. Czużbiński, chociaż wszyscy dążymy do jednego celu, wszyscy jednéj służy. my ojczyznie, dawnym jednak zwyczajem zawsze u nas zielony kołnierz bruździ czarnemu, czarny zielonemu, it. d. Więc matros z pod innego już będąc zarządu, spotyka u okręgowych naczelników przeszkody, zwłoki, a najczęściej odmowę pod pozorem, że żądany kawałek

[ocr errors]

ziemi, może się przydać któremu z włościan rządowych, bliżej go obchodzących. Stan zatem ich dosyć nędzny, świadczy oraz dowodnie, że tylko ziemia i rolnictwo jest rzetelną podstawą dobrobytu Słowianina. Tymczasem naczelnicy widząc w skutkach ubóstwo, opilstwo, opuszczenie i zniechęcenie, lecz nie umiejąc, lub nie chcąc zajrzeć w głąb istotnych przyczyn, zwalają to wszystko na nieszczęśliwie okrzyczaną naturę chłopa, tego samego chłopa, który najzaszczytniejsze otrzymał świadectwa o swoich zdolnościach, którego piersi okryte bliznami w najzaszczytniejszéj dla jego imienia obronie Sewastopola, i ktorego teraz stowarzyszenie, za szkodliwe i wcale niepotrzebne krajowi podają.

Taki jest obecny stan ,,wolnych matrosów", którym lepszą nieco przyszłość rokuje zawiązująca się kompania parowej żeglugi, w której obszerniejsze znajdą pole dla swoich usług i zdolności. Mieszkają oni po wszystkich nadbrzeżnych czarnomorskich i azowskich miastach i miasteczkach, tudzież po rozmaitych rozrzuceni wsiach i chutorach powiatów przyległych do większych rzek noworossyjskiego kraju, gdzie ogółem liczą ich do 13,043 mieszkańców płci męzkiej i tylko 4,268 żeńskiej.

Ruszywszy z noclegu, jedna część płytu oddzieliwszy się poszła przodkując do Małéj-Znamionki, gdzie była zakupioną; na pozostałej zaś z nieoddzielną budką pomijaliśmy najobojętniej Nikopol, zewnętrznie tylko opatrując jego obrywiste brzegi cmentarne, wspierane obnażonemi skałami, które od dalszego niszczenia wody osłonią. Byliśmy tutaj dopiéro na siedmdziesiątej siódméj zaledwo wiorście od Kiczkasu, mając jeszcze przed sobą do Chersonu 202 pozostałych, czyli pięć dni do płynienia przy najprzyjazniejszych okolicznościach. Żołnierz tedy-furażer puścił się łodzią do brzegu na ryneczek, wziąć tam co Pan Bóg da, ja zaś wiedząc tylko, że tu gdzieś w pobliżu powinna znajdować się miejscowość „Staréj siczy", poleciłem szczegółowiéj o tém dowiedzieć się. Nie wiele go to widać obchodziło, może się nawet i nie pytał wcale, ale za powrotem powiedział, że jeszcze wiorst z pięćdzie siąt, a zatém chyba więc dopiéro nazajutrz około południa miejscowość jej przejeżdżać nam wypadnie.

(

Dniepr w przeprawie zwężony i usłany licznemi wysepkami, lub przepasany długo ciągnącemi się od brzegów kosami, na których rosną czarne olchy i inne drzewa. Lecz pominąwszy Nikopol, dolina jego znowu rozszerza się w nieobejrzane przestrzenie lasowych pławni i ługów, stanowiących tutaj właśnie rdzenną posiadłość „zaporozkich wolności" i drugą niejako południową połowę części przez nas już przebytej. Charakter ich ten sam, może tylko więcej ponury, dziki i zmartwiały, jeżeli do tamtego jeszczeby co dodać znalazło się; główna zaś odmiana w tém, że tutaj prawy brzeg kotliny zniżając się w płaskie stepy, niknie wcale z horyzontu, gdy przeciwnie łożysko Dniepru przytrzymując się odtąd więcej lewej strony, ma przed sobą prawie bez przerwy widok przez pławnie na brzegi lewe, zdala ciągnące się wyniosłém pasmem odsłonionych stepów, ze ścielącemi się na nich nadbrzeżnemi wsiami. Znakomitsze z nich były ogromne wsie rządowe kolejno po sobie następujące: Mała i Wielka Znamionki zasiedlone przez starowierów, wychodźców starodubowskich za czasów Potemkina tu osiadłych. Wsie te są zamożne: lud bowiem pracowity, trzeźwy, słynie jako dobrzy rolnicy, troskliwi uprawiacze sadów, ogrodów warzywnych i winnych plantacyj; pielęgnują starannie drób i zwierzęta domowe, ku czemu oprócz wrodzonych już skłonności, znacznie do ich rozwoju przyczynia się swoboda bytu i chętne przejmowanie wzorów z blizkiego sąsiedztwa menonitów. W saméj Wielkiej Znamionce oprócz wielu plantacyj ogrodowych liczą 140 sadów z wybornemi gatunkami owoców, zyskującemi nagrody na publicznej wystawie płodów i gdzie włościanin Ewłampiusz Polakow, właściciel trzech sadów, pobiera po 1,400 rs. rocznego z nich dochodu. To mieliśmy po lewej stronie; w osłonionych zaś tajemnicach brzegu prawego nieopodal za Nikopolem leży wieś właściciela Zejforta, zwana Sulicko-Limansk, czyli pospolicie Nejmojewa, na ziemi któréj nad rzeczką Czertom łykiem leży owa znakomita z ogromu mogiła Towsta", nie badana dotąd przez archeologią, zaostrzająca niezmiernie jéj apetyt i na wierzchołku któréj stała znajoma już nam kamienna baba", której cudotworną historyą wyżej opowiedzieliśmy. Daléj idą tym brze

[ocr errors]

giem wsie: Kapułówka, Pokrowska, Hruszówka i t. d., na których regestrowém tylko wyliczeniu tą razą przestajemy.

Tego dnia z samego rana powiewał mały wietrzyk i niebo było zasępione; lecz pominąwszy Nikopol, niebo zakryło się mgła, wiatr począł coraz silniéj wzmagać się, nadymając fale rzeki chlipające na płyt i zbijające go z drogi. O ile bowiem opiera się on ludziom i babajkom, tyle ulega najmniejszemu powiewowi wiatru. Ze zaś na płycie pozostało tylko czterech robotników, którzy opierać się falom nie mogli, jedni więc uradzili przybić do brzegu i zaczekać przybycia reszty z Kamionki, a że zdanie ich było przeważne, więc na razie utrzymało się i stanęli; lecz przeciwny temu olbrzym Nikołaj, przywłaszczający tą razą rolę niby naczelnika, przybrał powagę, płyt odwiązał i puścił na wolę wiatrów. Radzić rozsądnie było trudno: nie było odpowiednich sił, a przy niezgodzie zabrakło steru i ochoty. Płyt tedy zbijany falami, wkrótce dał nosem pierwszego nurka w stromy brzeg i zatrzymał się; tymczasem tylna część niesiona prądem dała młynka i poszła już przodem, ciągnąc resztę tułowu za sobą, ale zaczepiła o brzeg pławni i połowa płytu oderwała się. Chcieli związać, ale nie zdążyli i obie połowy płynęły teraz obok siebie na szybkim i wzburzonym prądzie; wreszcie jedna znowu trąciła o brzeg rogiem i rozdzieliła się na dwoje. Już też i budka była w niebezpieczeństwie trzymając się na brzeżku, a jaki popłoch, jaka bieganina z kłody na kłodę zrozpaczonych flisów, usiłujących spoić rozdzielające się części, które dając raz po raz młynka i storczaka o brzegi, groziły zupełném rozerwaniem płytu, tego powtarzać nie ma potrzeby. Ja z żołnierzem nie będąc ani sprawcami kłopotu, ani w stanie czemu zaradzić, zostawując flisów ich losowi, puściliśmy się tymczasem łódką na brzeg szukać jagód i kąpać się. Gdyśmy potém dopędzili go na środku, był już jako tako naprędce sklecony, ale to nie na długo trwało, bo wkrótce haniebnie rozpędziwszy się na ogromnym rozlewie, dał jeszcze z rozmachem okrutnego storczaka o prawy brzeg pławni; lecz gdy tutaj na chwilę zastanowił się jakoby ogłuszony,

pławnicy korzystając z tego, coprędzej zasadzili drąg w ziemię i na miejscu go zatrzymali.

Okolice i pejzaż były tu bardzo dzikie. Staliśmy w małej buchcie, trzymając się mocno brzegu, z którego podmywana ziemia wielkiemi bryłami w wodę osuwała się z łoskotem, a przed nami rozprzestrzeniał się obszerny rozlew brunatno-żółtawych nurtów, do głębi zaburzonych silnym wiatrem, za któremi w oddaleniu ciągnęły znowu brzegi i lasy ponurych pławni. Milczenie tu oniemiałe i ptastwa nawet widać nie było, tylko rybołowy lotnemi skrzydły igrały nad falami, łowiąc ryby w mętnej wodzie, i wśród głuchego ryku rzeki: daleki dochodził głos zurawia. Nie było co robić: postanowiono stać na miejscu do przybycia pomocy i ustania wiatru; więc zaraz po obiedzie jedni legli spocząć, inni w upatrzone miejsce udali się łowić rybę wędkami; ja zaś wlazłszy w budkę, także się zdrzemałem. Wtém na brzegu słyszę obcy głos: ktoś targuje u flisów lipkę. Wyłażę tedy z budki, powitałem i pytam, czy daleko ztąd Pokrowsk, lub Kapułówka?

Ja sam jestem z Pokrowska. A wam zapewne trzeba siczy zaporozkiej?

Musiał to wyczytać z na wpół obnażonéj mojéj ko, zackiej postawy i z wąsów po zaporozku nawiszonych. Oburącz też chwyciłem za zapytanie!

Stara sicz ztąd niedaleko, może będzie półtory wiorsty. Ja tutaj dozoruję na ługach kosarzy pokrowskie i z miejsca gdzie stoi nasz kosz, widać buhor, na którym była sicz.

Mowa to była zaporozka: sicz, kosz, buhor, ługi; wszystko to na miejscu, wszystko to blizko, wszystko brzmiało nowym jakimś dziwnym dźwiękiem: stanąłem tedy na niedeptanéj dotąd polską nogą ziemi tajemniczéj siczy!

Dwie ztąd do niej były drogi: przez pławnie i wo. dą; lecz idąc pieszo naprost można buhor widzieć tylko opodal z brzegu; chcąc zaś na nim stanąć, trzeba dopłynąć łodzią. Natychmiast żołnierz poinformowany popłynął łódką w objazd po nad brzegiem w górę Dniepru z tém, ażeby dopłynąwszy pierwszego przecieku zwanego

« PoprzedniaDalej »