Obrazy na stronie
PDF
ePub

I niech z lada przyczyny,
Wstecz nie cofa nas trwoga,
Za myśl, słowa i czyny,
Bójcie się tylko Boga.

XII.

Ne kruty, bo perekrutysz.

Ej. posłuchaj bratku,

Nie kręć, bo przekręcisz,
I sam naostatku
Już się nie wykręcisz.
Boć to dzisiaj trudno
Zamydlić, zahukać,
I z minką obłudną,
Lada czém oszukać.
Popraw się, bo w końcu
Jeśli się nie zmienisz,
To przy prawdy słońcu,
Jak wąż się wylenisz.

XIII.

Naichały jak Tatary (*).

Najechali jak Tatarzy,
Pod bok się rozsiedli;
Wietrzą, biorą co się zdarzy:
Wszystko zdarli, zjedli.

Żona, dziatwa i czeladka
Nie śpi, nie dojada,
Istny zajazd własna chatka,
Gospodarka pada.

Mili goście, ani słowa!

Jak pożaru kłęby....

Płacz cię dusi, pęka głowa,

A tu szczérz im zęby.

XIV.

Czom chata bohata, tom rada.

Czém chata bogata,

Tém gościa człek darzy,

(*) Sarkazm ten przeciw gościnności usprawiedliwia przysłowie następne, 、

Czy brata, czy swata,
Czy kogo Bóg zdarzy.

Z komory, z obory,
Co lepsze, wybieram,

I proszę, i kładę, i serce me rade
Każdemu otwieram.

Gdy witam, nie pytam
Zkąd? i kto przychodzi?

Gość w domu, Bóg w domu....

Tak u nas się godzi.

XV.

Doki sonce zijde, rosa oczi zjsť.

Zanim na niebiosa
Słoneczko się zjawi,

Oczy wyje rosa

I wzroku pozbawi.
Może gdy zabłyśnie,
Na rannym obłoku,
Już się nie przebłyśnie,
W mém zagasłém oku.
Słoneczko, słoneczko!
Usłysz nasze głosy,
Możeś niedaleczko,

Pośpiesz na niebiosy!

XVI.

Prybud' szczastije, rozum bude.

Kiedy szczęście ci zaświta,
Chwalców orszak tłumny
Z oklaskami cię powita,
Krzyknie, żeś rozumny!

Styraj umysł, strzaskaj pięście,
Poświęć duszę własną;

Gdy cię wesprzeć nie chce szczęście,

Ześ jest głupiec, wrzasną....

Lecz nie czekaj szczęścia mary,

Nie dbaj na sąd tłumu;

W imię wiary i ofiary,

Idź drogą rozumu.

XVII.

Albo wiszaj, albo do domu puskaj, mini treba na

jarmarok jichaty.

Czy wieszajcie, kiedy chcecie,
Czy mi głowę zdejmcie z karku,
Lub do domu puśćcie przecie,
Bo to bliski czas jarmarku.
A mnie pilno na jarmarek:
Chcę zamienić moje siwki,
I dokupić dwie janczarek,
Boć to z Turkiem nie przelewki.
Po co tutaj gnić mam w nędzy,
Napół żywy, napół w grobie,
Żyć, czy wisieć, byle prędzej!
Człekby jakoś radził sobie.

XVIII.

Łajka, bajka bytwa, mołytwa.

Kłótnia i sprzeczka,
To jak bajeczka,
Wrzasku nabawi
I nic nie sprawi.

A przecie bitwa,
To jak modlitwa:
Byle serdeczna,
Zawsze stateczna.

Więc myśląc zdrowo,
Szczędźmy swe słowo,
By się orężnie,

Stawić potężnie.

XIX.

Nad syrotoju, Boh z kałytoju.

Gdy zamkną powiekę
Ojcowie i matki,
Wnet bierze w opiekę
Bóg drobne ich dziatki.

Nad smutną ich głową
Sam staje na straży,

Z kaletą gotową,
I hojnie je darzy.
A za trud, przestrogi,
Za łzy rodzicielskie,
Nad niskie ich progi,

Szle skrzydła anielskie.

XX.

Z małeńkoho chutorcia, z pid maminoho krylcia.....

O! chciałbym żoneczki,
Z ustronnéj wioseczki,
Z pod skrzydeł mateczki.
Pod cieniem tych skrzydeł,
Niech nie zna złych sideł
I próżnych mamideł.
Niech myślą i słowy
Nie biegnie w świat nowy,
Za próg swój domowy....
A w domu bezpieczna,
Pogodna, serdeczna,
Niech będzie stateczna.

XXI.

Ne ja idu, weduť' mene.

Nie ja idę, lecz mnie wiodą,
Widzisz jaka moc mnie więzi,
Tak wśród burzy, płynie z wodą,
Liść, zerwany z swéj gałęzi.
Gdybym własną mógł mieć wolę,
Jak powietrzne ptaki Boże,
Może lepszą miałbym dolę,
I nie karciłbyś mnie może.
Gdy mi ręce Bóg rozwiąże,
Jak rozwiązał ducha w łonie,
Za myślami, czynem zdążę:
Choć nie zdążę, to pogonię.

Jan Prusinowski.

.KRONIKA PARYZKA

LITERACKA, NAUKOWA I ARTYSTYCZNA.

Przedstawienie zdramatyzowanych „Nędzarzy" Wiktora Hugo. - Niobe. Faust Opery nowe. „ Historya Joanny Grey" przez pana Dargand.-Listy Racina i jego biografią wydał ksiądz Roque.-,,Kobiety dawnych czasów" przez Arsena Hussaye. Daphnis et Chloe." „Gil-Blas" illustro

[ocr errors]
[ocr errors]

wany przez Gavarniego. Horacy Vernet. Wiadomości literackie.

Wygnany z Paryża dramat, który Karol Hugo ułożył z ojcowskiego romansu Nedzarze", został przedstawiony 3 stycznia w brukselskim teatrze Galeries-Saint-Hubert, w obęc zaciekawionego miasta i natłoku gości przybyłych z francuzkiej stolicy, celem pokosztowania zakazanego

Owocu.

Po ogromném powodzeniu romansu, powodzenie wyciągniętego zeń dramatu, jakkolwiek wielkie, wydało się malém. Zwykła wada sztuk przerabianych z powieści: brak rozwinięcia mocniej niż zwykle czuć się dawał w sceniczném ścieśnieniu tego dzieła, to orlém skrzydłem szybującego w podniebnych przestworach, to kołującego lotem nietoperza w podziemnym labiryncie grodu. W natłoku myśli napełniających dziesięć tomów wybierać nie łatwo: nie można tu było, jak zwykle, jedném zarzuceniem wędy wyłowić idee, jedynączkę; a syn zakochany w ojcowskich tworach, chciał koniecznie wszystkie, perły rozsiane w dziele, znizać na jednę krótką nitkę. Ścisłe trzymanie się tekstu więcej jeszcze zaciemniło dramat. Przekona się o tém czytelnik, obejrzawszy z nami główne jego zarysy.

Tom I. Marzec 1863.

59

« PoprzedniaDalej »