Obrazy na stronie
PDF
ePub

autor dokonał to, co z pozycyi swéj mógł i uczynić był winien, z drugiej strony pracę swą mozolną, sumienną, najzupełniej bezowocną, a czas i koszta na nią wyłożone, za bezpowrotnie stracone, uznać musiał. Rękopism ten dotąd leży nie drukowany, chociaż winą jego i potępieniem zdaje się być głównie, iż rozmiarem swoim i dokładnością, wyszedł z formy zwyczajnéj broszurki, lekkiej, pozornéj, ponętnéj dla ogółu, małego przytém nakładu, a wiele rychlej korzyści dla spekulacyi przedstawiającej. Lecz czyż dla tego pracownicy myślącéj społeczności, wzajem spierając na siebie winy, jedni mamy kruszyć pióra i wyrzekać się powinności, inni poważnej dobrowolnie pozbywać się pracy?... Długo tak być nie może. Obojętność na rzeczy ojczyste, bywa u nas snem chwilowym, letargiem bolesnego udręczenia, lecz nigdy wadą przyrodzoną, ciężkim narostem organizmu, którego wedle przypowieści ukraińskiej, i mogiła nie naprawi.

Chcąc czytelnika naszego poznajomić z pracą, która nas do powyższych zaprowadziła uwag, przejrzym ją pobieżnie w skróconej treści, dołączając przytem, jeżeli nie ciekawsze, to bliżej nas obchodzące wyjątki, z których czytelnik i autora i utwór jego lepiej wyrozumie.

Jeżelibyśmy mogli wyrokować o pracy niepodlegającej jeszcze publicznemu sądowi, powiedzielibyśmy, iż autor nie krępując siebie żadną formą, żadnémi prawidłami uczonej estetyki, lub cenzury; nie oglądając się bojaźliwie i w prawo i w lewo co się komu podoba, lub nie, poszedł on w opowiadaniu swojém drogą wcale oryginalną. Poeta raczej niż specyalista, draźliwy zatem na ociężały materyalizm i na krępujące więzy obecności, pomija, lub obojętnie potrąca o statystykę, niechętnie tylko przygląda się tworom ręki ludzkiej, lecz chętnie zato wybiega duchem w pustynne przestwory stepowe, podziwia wielkość przyrody, a na tle historycznej przeszłości rzuca jaskrawe barwy poetycznych wspomnień, lub mozolne domniemania archeologicznych badaczy jedném cięciem śmiało rozwiązuje. Niezawsze oszczędny w słowie, wpada czasami, można powiedzieć, w drobiazgowość przedmiotów; lecz nie braknie mu nigdy świeżości uczucia, nie braknie mu sił i chęci podniesienia się

Tom I. Luty 1863.

38

[ocr errors]

do godności przedmiotu; nie braknie trafnych postrzeżeń i nadewszystko szczeréj prawdy, która, miasto zwyczajnej dość u piszących fanfaronady, przesady i samolubstwa, z zupełném zaparciem się miłości własnej, niekiedy przed czytelnikiem występuje. Wierny obudzonemu raz tchnieniu, szedł on swobodnie po manowcach niezawsze usłanych różami „kłaniając się, jak powiada, nisko uczonym togom i biretom professorskim; starając się wszędy ze starym pogawędzić, z młodym pożartować, z uczonym posprzeczać się, z poetą pomarzyć i ze wszystkimi razem na wspólnym cmentarzu ludów, wielkim głosem zapłakać'!...

Takie ogólne zdanie wynieśliśmy o téj pracy, lecz autor najlepiej sam za siebie odpowiadać będzie.

"

Opuszczając z Pobereża Ukrainy cudzą wiejską zagrodę, nie przykuty do niej żadnym węzłem familijnym, wolny od wszelkich zobowiązań społecznych, a goryczą życia napojony, z bajroniczném prawie uczuciem, daje nam zarys swojego odjazdu, który jako próbkę poglą du na przedmioty, tutaj podajemy: „Na wsiadaném, serdeczny mój przyjaciel, bo gdzież ich nie ma, zanucił mi na pożegnanie: Ijchaw kozak za Dunaj..." Uśmiechnąłem się smutnie... nie dla dowcipu jednak, nie dla trafnie może zastosowanej kozackiéj dumki, ale dla tego, że przedemną nie było już ani dzikiego stepu, ani siczy, ani klasztoru, gdzieby człowiek gwoli podniesionego ducha, mógł zmiatać głowy wrogom, lub korne zanosić modły do Boga. Och! jakże tu ciasno dla bolejącej duszy! Dawne rycerstwo, dawne Zaporoże, dawne modlitwy, dawne obrazy wielkich rozmiarów i wielkich barw, ujęte w łańcuchy pozornéj cywilizacyi, zacieśniły się do zmalałych i nik czemnych wyobrażeń mieszczańskich, do ciasnych ramek powszedniego życia, pogrążonego w drobiazgowej zapobiegliwości, na którém się wylęga spanoszone sybaryctwo.... Ciasno dla duszy, która nie umiejąc zespolić się z tokiem dojmujących serce wyobrażeń, nie umiejąc zamknąć się w kółku przez nie zakreślóném, musi błąkać się we wspomnieniach ubiegłej przeszłości, lub potępiona, poniżona, ginąć w chaosie niezrozumianych i nierozumie

jących wzajemnie myśli i potrzeb. Mijałem ostatnie wiejskie zagrody, gdy te posępne myśli ściskały mi niepocieszone serce; dopiero wiatr od stepu, to tchnienie rozległej swobody, orzeźwiło nieco ducha. Nie była to wszakże pieśń pociechy, lub błogiéj ukraińskiej zadumy. Wszystko, jak ludzie, jak myśli, tak i natura dokoła zma. lala. Smutne, tęskne stepy bujnéj Ukrainy, po których niegdyś biegały tabuny dzikich koni, lub w nieprzejrzanych trawach, wypasały się niezliczone trzody roskosznego siwego bydła; po których przebiegały hordy dzikich najezdzców znacząc ślady swoje białemi koścmi i pożogą; po których dzikie wilki uganiały rozhukanego stepowca, unoszącego na grzbiecie przyszłego bohatera i poetę Ukrainy; gdzie wreszcie hufy szlacheckiej młodzieży stały wiecznie czuwając na kresach, pod wodzą swoich dzielnych i nieśmiertelnych Mohortów-dziś wcale odmienny, niepoznany mają widok. Poorana, poszarpana, stłoczona wszędy rola, leży w smutném obnażeniu z uroczystej swéj zielonéj szaty, jako macierzyste łono śmiertelnym powleczone całunem. Chociaż to było zaledwo w połowie maja, nigdzie śladów plennego jej życia, nigdzie kwiatu, ani trawki z Bożego zasiewu, bo czego nie wypleniły zgubne plantacye buraków, długo trwająca wiosenna posucha, ciągłe wiatry wschodnie, do reszty wypaliły. Zdrobniałe, mizerne bydełko, świecąc sterczącemi koścmi przechadzało się po polu, napróżno szukając tam pożywienia, a wynędzniałe fabryczne konie, ścisnąwszy się do kupy, stały drzemiąc smutnie pozwieszawszy nad niedolą głowy, jakoby lepszego oczekując losu, lub o swobodzie i czci przodków swoich dumając... Plenna więc ukraińska ziemia, po wszem świecie znana, nie starczy już pożywieniem dla najmilszéj łona swojego dziatwy! Człowiek zdobył wszystko na korzyść swych namiętności. Nie był to widok smutny, ale prawdziwie cierpieniem i goryczą zaprawny; jakiś brak zgodnej równowagi, jakieś zwycięztwo zła i zapomnienia, gdzie potęgę rozumu na szkodę użyto. Daléj ciągnęły się zielone łany zbożem zasiane. Zapoznane, wzgardzone i wydziedziczone w swej odwiecznej godności przez buraki, ku którym całą na Ukrainie obrócono troskliwość, smutnie też ono wyglądało. Sucha w do

.

datku miniona jesień, małośnieżna zima, niszcząca posucha obecna, zebrały runa zaostrzone i pożółkłe w ciasne kupki, gdyby szukając ocalenia we wspólném zaciszu, nie rokowały pomyślnych rolnikowi nadziei"....

Tak rozczarowaném okiem ująwszy jedną chwilę Ukrainy, w dalszym kierunku dagerotypując każdy spotkany na drodze szczegół, lub miejscowość w historycznéj ustawiając panoramie, przesuwa przed nami kolejno wsie i dwory, ich wzajemne stosunki, ich gospodarkę i obyczaje; maluje piękne wieńce ukraińskich gajów; wstępuje do leśnych futorów i pasiek, wyprowadza typowe postacie siwych dziadów z ich głęboką wiarą i poezyą. Wstąpiwszy w granicę chersońskiej gubernii, staje na ziemi Nowej Serbii". Uderzony widokiem stepu noszącego ślady pierwobytnego jeszcze charakteru, zestawia obraz jego z pejzażem ukraińskim; podaje statystyczną wiadomość odrobiny chersońskich lasów, ważną tu grających rolę w porządku gospodarskim; skreśla historyę pierwotnego téj krainy osiedlenia Serbami, tudzież ich stosunków i zatargów z rzecząpospolitą Polską o granice, i scharakteryzowawszy potém dwoma szerokiemi rysami właścicieli ziemskich ukraińskich i chersońskich, jakich miał przed sobą, stanął w jedném z główniejszych miast stepowych, Elizawetgrodzie, słynném w okolicy z jarmarków i handlem. Dalszą podróż do Nikołajowa odbywa autor w dyliżansie żydowskim, otoczony różnoplemienném towarzystwem miejscowych mieszkańców, którego studyom i przygodom poświęciwszy kilka powieściowych rozdziałów, potrąca historyczném piórem o dawne Zaporozkie wolności" przez królów polskich na tych miejscach im za wierne służby nadawanych, zatrzymuje się dłuższą chwilę w Nikołajowie.

"

Zdaje się, iż jedném z główniejszych zadań w tej przejażdżce miał przed sobą autor, zastosowanie do miejscowości opowieści Herodota, którego, nie bez słuszności, za jedyną uważa powagę, i co mu potém posłużyło, jak nadmienia, do osobnych badań o Scytii i Seytach. Punkt tedy połączenia w tém miejscu Bohu z Ingułem, czyli dawnego Hipanisa z Pantikapesem, uważa za najtrudniej. szy gordyiski węzeł Herodotowej geografii, nad którym

mozoląc się gabinetowa uczoność, nie zazierając w żywą przyrodę, całe tomy potworzyła sprzecznych z sobą hipotez. W każdym razie miejscowość tutejsza, tak z punktu strategicznego, jako téż przynętna dla koczowników obfitością zdrojowej wody, najgłębszéj sięga starożytności. Wedle niektórych badaczy, miało tu być zagadkowe miasto Karkinitis, które autor zasuwa nieco dalej pod Cherson do ujścia Ingulca; daléj, skrzętnie śledząc ojczystych pamiątek, wedle tureckiego podania, miały tu być tak nazwane, Witold Gammani" czyli Witoldowe łaźnie, przydłuższe widać w zagonach jego stanowisko, zkąd rycerstwo litewskie zapuszczało się na łowy w okoliczne stepy i lasy, i dokąd w ostatnich jeszcze czasach, ochotna młódź polska z nad kresów ukraińskich, odgrodzona ca łym krajem pastwisk tatarskich i zaporozkich, zapuszczała się dośledzać ojczystych pamiątek. Prócz tego miejscowość ta, po nieszczęśliwym rozgromie Szwedów pod Pułtawą, dała chwilowy przytulek Karolowi XII, który przenocowawszy u tutejszego źródła, wnet następującego dnia, posunąwszy się nieco niżej brzegiem Bohu, naciskany wciąż przez ścigającego nieprzyjaciela, rozpoczął przeprawę w ziemie tureckie. Dalej autor skreśliwszy począ tek założenia Nikołajowa, jego stan obecny i podawszy nam ciekawe szczegóły o gminie katolickiej i kościelném bractwie uorganizowaném z polskich żołnierzy, starannością wojennego kapelana, robi drogą szwedzką, archeologiczną wycieczkę na „Uroczysko sto-mogił" czyli ruiny znakomitej w starożytności Olbii, słynnej z bogactw i handlu, w której do dziś dnia archeologowie podrożne swoje. sakwy, zapełniają posążkami i rozmaitemi pamiątkami, a lud miejscowy zbiera złote monety, wiosenném wezbrąniem z gruzów wypłukiwane.

Z Nikołajowa podróżny nasz na najętym wózku zapuszcza się samotnie w głuche stepy, zmierzając do Oczakowa. „Jechaliśmy długo, powiada, nie postrzegając najmniejszego śladu pomieszkania, a mały prześladek drogi często ginął nam w gęstych trawach, z których trudno było wyplątać się. Kilka deszczów wiosennych rozrościły tu roślinność do tradycyjnej bujności, jakiej już trudno gdzieindziej spotkać. Straciwszy wszelki rachunek czasu

« PoprzedniaDalej »