Obrazy na stronie
PDF
ePub

jeżdżając, to odjeżdżając z Łobzowa. Mimo tak przeciągłe obrady nie zachodziła żadna wątpliwość, jaki będzie ich skutek, wszystkim z góry łatwy do przewidzenia. Na przedłożoną przez króla wojnę powstał jednogłośny okrzyk niezezwolenia, zarówno na wojnę turecką jak i tatarską. Zwłaszcza obecni naradom senatorowie wielkopolscy wzięli od razu prym w tym okrzyku i utrzymywali go ciągłemi kontradykcyami. U zwyczajnego też przewódzcy Wielkopolan, u arcybiskupa gnieźnieńskiego Macieja Łubieńskiego, znanego nam już przeciwnika planów wojennych, odbywała się w Krakowie codziennie druga, osobna rada tajemna, na której co wieczora cenzurowano obrady całodzienne w Łobzowie, i zbrojono się w kontradykcyą do obrad dnia jutrzejszego. Skutkiem tak upornych zabiegów przygłuszone zostały wszystkie życzliwe królowi zdania, a ostatecznym wynikiem rozpraw wypadła uchwała zwołania sejmu, pozornie dla przypuszcze nia stanu rycerskiego do wyroku w tak ważnej narodowi całemu sprawie, rzeczywiście dla tém pewniejszego stłumienia wszelkich planów wojennych. Gdy bowiem w radach senatu przeważała jeszcze niekiedy wola królewska, dopiero sejmy bywały ostatnim, nieodwołalnym wyrokiem całej rzeczypospolitej, i takiemuż wyrokowi poddać chcąc zamysł królewski, postanowiono złożyć sejm w paździer

niku.

Posunęli się owszem dalej panowie. Nie tajną było rzeczą, iż król z Krakowa wyruszyć miał na wielki przegląd wojska pod Lwowem, zkądby zapewne rozpoczął kroki nieprzyjacielskie; dla zabieżenia takiemu niebezpieczeństwu wystąpili panowie senatorowie z prośbą przed królem, aby się wstrzymać raczył od podróży do Lwowa: zdziwiony król odpowiedział, że ma potrzebę widzieć się z hetmanem polnym kor. i musi jechać. „Lepiej do Krakowa wezwać hetmana", odparli senatorowie, ponawiając z usilnością żądanie. Było ono przecież tak bolesném ograniczeniem woli królewskiej, iż zabrakło cierpliwości Władysławowi. Porwał się gniewnie z krzesła, i rozwiązawszy naradę, odjechał bez pożegnania do Niepołomic. Tam kilkudniowemi łowami orzeźwiony, umyślił odbyć zamierzoną podróż do Lwowa, dokąd na rozkaz

królewski dążyły już w istocie liczne oddziały wojska, transporty broni i amunicyi. Nieprzychylne postanowienie rady krakowskiej i ostatnie żądanie senatorów nie zatamowały im wcale pochodu, podnieciły raczej energię ich wodza i kierownika. W ustawicznej walce z trudną dziś do pojęcia samowolą i kaprysnością magnatów, nawet najżyczliwszych przyjaciół dworu, miewał król Władysław chwile ostatecznego zniecierpliwienia, w których mu snać niejednokrotnie ponawiała się myśl, wyrzeczona niegdyś w pewném zajściu ze znanym nam kanclerzem litewskim Radziwiłłem. Gdy ten w roku 1633 żadnemi prośbami królewskiemi poruszyć się nie dał do przyłożenia pieczęci kilku przywilejom na cerkwie schyzmatyckie, ozwał się król porywczo: „W końcu na dziwne rzeczy odważę się z wami dla nieposłuszeństwa waszego".

Owóż jedną z takich chwil nieoglądającej się na nic odwagi był, zdaje się, teraźniejszy kęs czasu po tajnéj radzie Krakowskiej, w którym Władysław miasto zniechęcenia się jej rezultatem stanął tém uporniéj przy swojem postanowieniu, przy swojém „,fatum". Nie mając innego wyboru jak znosić obojętnie narzucane mu zewsząd skargi na wojnę, a tymczasem dalej nad jej przyspieszeniem pracować, zadziwiał król powierzchownych sędziów osobliwszą teraz niestałością zdań i czynności, której wytłumaczyć sobie nie mogąc, pisywali swoim znajomym: „Król jak księżyc codziennie intencyę swoją odmienia". Główny zaś powiernik królewski Tiepolo, teraz smutna ofiara gniewu senatorów za porywczy wyjazd króla do Niepołomic, bo tuż po tym wyjeździe dnia 27 lipca o 2giéj godzinie po północy wyrugowany z Krakowa, oznajmia o królu w swojej relacyi, iż za zjech aniem się z nim w drodze do Lwowa znalazł go pełnym najlepszéj myśli, przedsiębiorczym i tak żywo zajętym wojną jak nigdy. Rozesłał nową ilość listów przypowiednich po kraju, kazał dawnym i nowym zaciągom posuwać się ku granicom, wzywał sprzymierzeńców do czynienia tegoż samego. Z książętami włoskimi traktowano gorąco o zwiększenie i przyspieszenie posiłków, w którymto celu wyprawiony został osobny poseł polski do Włoch, jeden z nadsługujących dworowi cudzoziemców, włoski hrabia de Magni.

„Byle dwory włoskie dotrzymały swoich obietnic", mniemał król w rozmowach z posłem weneckim, „możnaby jeszcze najpomyślniéj tuszyć o wojnie".

W takiejże myśli wybrał się król z całym dworem w zamierzoną podróż do Lwowa. Towarzyszyła mu nowoukoronowana królowa Marya Ludwika z licznym fraucymerem francuzkim i gronem dworzan tegoż narodu; asystowali dworowi wszyscy trzej posłowie zagraniczni, biskup adryanopolski de Torre, Tiepolo i margrabia de Bregy, poseł francuzki. Jechało przy boku króla kilku ministrów i senatorów, mianowicie kanclerz w. kor. Ossoliński. W tak świetnej komitywie nie uderzał dwór podróżny zbyt marsowym widokiem, ani dążył nader spiesznie do celu, mając dopiero wtedy stanąć we Lwowie, gdy się tam ściągną powołane do popisu chorągwie. Cała owszem podróż królewska miała raczej pozór zwyczajnej przejazdki dworu po kraju, i była przeto mile wszędzie witaną. Stosownie do tego wypadło królowi okazać zwiedzanym stronom zwyczajną w takim razie grzeczność królewską, t. j. nie ominąć żadnego z możnych dworów pańskich w pobliżu bez uczczenia go dłuższą albo krótszą gościną. Uczynił król Władysław podobnież w teraźniejszej wycieczce swojéj, i przez kilka tygodni bawiąc w pięknym kraju między Wisłą, Sanem a Bugiem, nawiedził wiele dworów pańskich w tych stronach. Krom uszanowania obyczaju dawne go nastręczało to królowi i możnym panom sposobność wzajemnego zobowiązania się dowodami łaski i przychylności, pociągnięcia się obopólnie do przysług, o czém nie zapomniano bynajmniéj w podróży teraźniejszéj; nam zaś podaje ona możność obeznania się bogdaj przelotnie z wielkością i obyczajem niektórych dworów pańskich w tej części kraju, zkąd następnie przyjdzie nam spojrzeć na ruch i urządzenie sejmików, mających niebawem przez swoich posłów zawyrokować ostatecznie o wojnie.

[ocr errors][merged small][merged small][merged small][merged small][merged small][merged small][merged small][merged small][merged small]

Ulf.

W górze Wszech-Ojca świątynia lśniąca
Płonie od słońca;

Wichrów się pod nią przechodzą świsty,
Gwiazd rój ognisty:

Z dziady tam siądziem, rzuciwszy znoje,
Tam, synu, zabrzmij, skończ pieśni twoje.

Swen.

Ojcze! tak wcześnie Norna straszliwa
Z świata mnie zrywa:
Wielkiego czynu jeszcze nie stroi
Blask tarczy mojéj.

Strasznych dwunastu sędziów tam rządzi,
Mnie od rycerskéj uczty odsądzi.

Ulf.

Jeden czyn, czynów przeważa mnóstwo,
O! zna to bóstwo:

Niebieskie bramy otwiera

Śmierć bohatera.

Patrzaj! pierzchają zastępy wroga....
Patrz... niebo płonie... tam nasza droga....

Karol Brzozowski.

« PoprzedniaDalej »