Obrazy na stronie
PDF
ePub

królowi. Jakoż nie stanęła w istocie rada nazajutrz, odroczono ją według woli obu kanclerzów do uroczystości koronacyjnej w Krakowie, czém o całe dwa miesiące odwleczone zostało konieczne dla zamysłów królewskich przyzwolenie senatu, ociągnęło się rozpoczęcie kroków wojennych, przybyło czasu do rozszerzenia najdzikszych pogłosek o właściwych zamiarach dworu.

Nie chcąc bowiem obradować z królem nad wojną, zaczęli panowie senatorowie radzić tém gorliwiéj prze ciwko niej, w celu zohydzenia jej narodowi. Przodkował temu dalej, jak zaczął, książę kanclerz litewski. Dokoła księcia stanęło kilku powinowatych lub przyjaznych mu panów, znajdujących się właśnie w Warszawie, jak stryjeczny brat jego, marszałek w. lit. Alexander Radziwill, marszałek w. kor. Łukasz Opaliński, świeżo po zmarłym hetmanie Koniecpolskim na kasztelanię krakowską wyniesiony Jakób Sobieski, wojewoda czerniechowski Marcin Kalinowski, referendarz kor. Maksymilian Fredro i inni. Posłużył do poruszenia umysłów wielki temi dniami zjazd możnych gości na wesele kanclerskiej córki Urszuli Ossolińskiej z starostą bracławskim Samuelem Kalinowskim, synem wojewody czerniechowskiego. Odbyły się z téj okazyi w domu kanclerza Ossolińskiego i nowożeńca kilkudniowe uroczystości ślubu w niedzielę 20 maja, podarków ślubnych w poniedziałek 21, przenosin we wtorek 22, uczczone obecnością całego dworu, bardzo pożądaną dla obecnych przeciwników królewskich. Zamieniając bowiem każde zgromadzenie w miejsce rozpraw publicznych, zmuszano króla do słuchania bardzo gorzkich wyrzekań przeciw wojnie, które za pośrednictwem słuchaczów rozejść się miały po całym kraju, a zarazem przekonać króla, jak wstrętnemi dla wszystkich są jego plany wojenne. Wychodziły te zale z ust senatorów najpoważniejszych i uderzały niekiedy wyrazem głębokiego wzruszenia, niezłomnéj determinacyi, godnym szlachetniejszéj pobudki.

Zaraz pierwszego dnia godów weselnych, w niedzielę za stołem u kanclerza, przyszło królowi słyszéć bijącego nań marszałka kor. Łukasza Opalińskiego, starca sędziwych lat, a tém zawziętszego teraz na króla, iż przed kilku tygodniami cofnął przyrzeczone synowcowi mar.

[ocr errors]

szałkowstwo dworu królowej. Nasarkawszy się na zgubność królewskiego projektu wojny, zakończył drżącym głosem staruszek: „Białym jest jako łabędź, i umrę w tej bieli mojéj, a nie przestanę według sumienia prawdę mówić królowi". Młodszy a niezwyczajnie porywczy ojciec dzisiejszego pana młodego, wojewoda czernicchowski Kalinowski, zawołał przy bankiecie wtorkowym: „Gotów jestem służyć królowi aż do utraty dóbr i wylania krwi własnej, ale jeżeliby król chciał granice powagi swojej przestąpić, mostem się przed nim uścielę, aby jej nie mógł przekroczyć". Podkanclerzy koronny Jędrzej Leszczyński zacny i światły pralat, ale w ciągłej niezgodzie z swoim kolegą Ossolińskim, a tém samém przeciwnik wspieranych przez niego w pewnej mierze planów wojennych, zbliżył się w czasie uczty niedzielnej do marszałków koronnych, mających obowiązek czuwać nad pobytem cudzoziemców u dworu i zapytał: „Co to za posłowie francuzki i wenecki, i czemu siedzą u stołu królewskiego? Nie masz zwyczaju, ażeby w Polsce rezydenci mieszkali. Już wesele królewskie się zakończyło, czego się tu u nas bawią"? Nieobecny temu poseł rzeczypospolitej weneckiej objaśniał może w tej chwili jeden z głównych według niego powodów przytoczonego tu upomnienia podkanclerskiego, owszem całej niechęci panów polskich ku przymierzu z Wenecyą, donosząc senatowi swojemu, iż jedynie niedostarczenie mu owych środków do uczczenia spodziewanemi upominkami urzędników koronnych czyni ich nieprzyjaciołmi planów weneckich.

Drugiego dnia zaślubin miał król na posłuchaniu u siebie trzech senatorów, wszystkich całą duszą przeciwnych wojnie. Pierwszy z nich, nasz książę kanclerz litewski, w gładkich, ale stanowczych wyrazach uchylił się od wszelkiego wspierania króla w projekcie wojny, nawet pieczętowania listów przypowiednich odmówił. Szanując dawną u dworu i w kraju powagę księcia, tudzież nie chcąc z umiarkowanego przeciwnika zrobić go sobie otwartym nieprzyjacielem, zgodził się król z postanowieniem kanclerza i łaskawie" przyjął odmowę. Nie ujęło to bynajmniej Radziwiłła, a ośmieliło może dwóch jego następców w audyencyi, marszałka w. lit. Alexandra

"

Radziwiłła i nowego kasztelana krak. Jakóba Sobieskiego. Ci nietylko z rekuzą wszelkiej pomocy przyszli, ale chociaż jeszcze nie proszeni wcale o radę, sami królowi całą wojnę odradzić usiłowali. Zwłaszcza ze strony Sobieskiego rozgniewał króla taki postępek. Szlachcic niedawnego imienia, jeszcze dziad jego nazywał się tylko „z Sobieskiej woli", posiadł dzisiejszy pan krakowski wszystkie swoje godności z łaski Władysławowej, otrzymał świeżo najwyższy zaszczyt świecki w Koronie, a teraz powagą swoją najzbawienniejszemu dla kraju zamiarowi króla w drodze chce stawać. Uniesiony tedy zniewagą król Władysław w nader dotkliwy sposób „zkontemptował i zelżył" kasztelana, mniej urazy okazując marszałkowi Radziwiłłowi.

Hardy jak wszyscy panowie tamtocześni, Sobieski nie zdołał przenieść kontemptu królewskiego. Kiedy niepodanie ręki królewskiej przywodziło Radziwiłłów i Wiśniowieckich do szerzenia po całym kraju głównych zażaleń na ucisk dworu, zelżenie Sobieskiego śmierć zadawało. Uczuł się pan krakowski śmiertelnie chorym ze smutku, czyli według spółczesnego o nim wyrazu „z melancholii", i pospieszył pożegnać na zawsze dwór, zagrzebać się w samotności domowéj. Dwa tylko dni pozostawiwszy sobie jeszcze w Warszawie użył ich rozżalony do rozgłoszenia swojej krzywdy znajomym, do poduszczenia ich przeciw królowi i jego planom. A ponieważ w tej mierze głównie o ustalenie porozumienia i spółki z kanclerzem Ossolińskim chodziło, przeto zaledwie nazajutrz po obrzędzie przenosin opuścił król zgromadzenie weselne, począł Sobieski z kanclerzem Radziwiłłem zaklinać Ossolińskiego, aby w dowód swego rzetelnego oporu przeciwko wojnie odradzał ją najgoręcéj królowi. Przystąpili do tych nalegań wszyscy obecni, mianowici ów mostem królowi uścielić się pragnący wojewoda czerniechowski Kalinowski, jako ojciec pana młodego dwójnasób godny dziś posłuchania. Kanclerz Radziwiłł zawezwał swego kolegę do powtórzenia królowi wyrzeczonych tu zdań o wojnie, co téż Ossoliński przyrzekł uczynić.

Jakoż w istocie zaraz nazajutrz rano dowiedział się król Władysław o wszystkiem, i jeszcze tego samego dnia oznajmił kanclerz kor. sprzymierzonym przeciw królowi panom jego odpowiedź. Była ona do tego stopnia łaskawą, iż mimo ciągłe trwanie w zamiarze wojny powstrzymał król nakazane już wyprawienie armat do Lwowa. Czém zachęceni sprzymierzeńcy złożyli wieczorem wielką sekretną radę w domu kanclerza, gdzie przy zamkniętych drzwiach rozprawiano do późnéj nocy o najskuteczniejszych sposobach „odwrócenia woli królewskiej" od zamysłów wojennych. Oprócz w. kanclerza kor. Ossolińskiego należeli do tej rady pamiętnej kanclerz w. lit. Albrycht Radziwill, kasztelan krakowski Jakób Sobieski, jego siostrzeniec Hieronim Radziejowski, krajczy królowej, stary, blizki śmieci referendarz koronny Fredro i kilku innych rajców niewymienionych. Podobnież niewymienionym bliżej sekretem pozostały szcze gólne postanowienia téj narady przy drzwiach zamknię tych. Uczyniły one jednak zadość życzeniom zgromadzonych, gdyż zaraz nazajutrz wyjechało kilku jakby po skończonej sprawie z Warszawy, aby w swoich stronach domowych szerzyć tę samą niechęć ku wojnie, którą tak gorliwie siać zaczęto w stolicy. Najpamiętniejszym w téj mierze stał się wyjazd kasztelana krakowskiego Jakóbu Sobieskiego, któremu owa melancholia tak ciężko dojęła w drodze, iż śmiertelnie roznięmógł się w Lublinie i zaledwie dowieziony do swojej Żółkwi, umarł tam dnia 16. czerwca 1646 w niepochylonym jeszcze latami wieku.

Wieść o jego śmierci z żalu do króla sprawiła bardzo smutne wrażenie w całym kraju. Brzmiał on już po wszystkich stronach tysiącem pogłosek o nowej wojnie, przyjmowanych wszędzie z gorzkiem niezadowoleniem, a do najwyższego stopnia bajecznych. Jeszcze w ciągu. ostatniej sekretnéj narady u kanclerza Ossolińskiego doręczono księciu kanclerzowi Radziwiłłowi list od jego teścia wojewody Lubomirskiego z Wiśnicza, zapytujący, ażali prawda, co tu powszechnie głoszą w Krakowskiem, jakoby książę kanclerz był autorem i doradzcą głoszonéj po kraju wojny. Przestraszony Radziwiłł czemprędzej zaprzeczył nieszczęsnéj plotce, i wraz z przyjaciołmi

w najwyższym gniewie dwór opuściwszy, tém żarliwiéj wraz z nimi odgrażał się przeciw wojnie, trwożył nią nawiedzanych w przejeździe panów i szlachtę. Na skrzydłach pogłoski o zgonie Jakóba Sobieskiego rozniosły się takie odgróżki i postrachy po całym kraju, szerząc wszędzie tęż samą niechęć i trwogę. A jakież dopiero przerażenie ogarnęło umysły, gdy nagle nowa nieprzewidziana nadbiegła wieść, że Kozacy za przyzwoleniem królewskiem wyszli na morze. Było tak w samej rzeczy, dzięki niecierpliwemu duchowi rycerskości kozackiej, niezdolnemu po tak długiej wstrzemięźliwości od wypraw morskich, wyczekać nawet zwyczajnej dla nich pory w czerwcu lub lipcu. Wyszli tedy prędzej niż sami przyobiecali, lubo tym razem ku większemu postrachowi swoich niż Turków. Kiedy bowiem dzieje tureckie zupełném milczeniem pomijają ten napad, u nas w porze a zarazem głównie z powodu jej podjęcia przybiera rozbudzające się niezadowolenie z projektu wojny swój pierwszy głośniejszy wyraz, podnosi swoją pierwszą tłumniejszą protestacyę, wychodzącą w przeważnej części od panów senatorów.

Stanął na czele tego poruszenia wojewoda krakowski Stanisław Lubomirski, znany nam już jako teść księcia kanclerza Radziwiłła, jako najmożniejszy pan Wielkiej i Małej Polski, a z owego listu o autorstwie planów wojennych sądząc, wielki ich z góry przeciwnik. I nie można też było spodziewać się po nim czego innego, dowiedziawszy się nadto, iż pan wojewoda krakowski żyje w pewném nieporozumieniu z dworem królewskim, a to z przyczyny wioski swojej Swierczy tuż pod Wieliczką. Znaleziono tam przed kilkunastu latami znaczny skład soli, i zaczęto ją kopać na rzecz dziedzica, co sprzeciwiało się prawom krajowym, nakazującym wieś podobną odstąpić skarbowi królewskiemu w zamian za inną równéj wartości. Dla tego już w r. 1635 wyznaczył sejm kommissyą do załatwienia tej sprawy, która jednak zwyczaj. nym owego czasu trybem poszła naprzód w odwłokę, później w zapomnienie chwilowe. W czerwcu r. 1644 stanęło nawet pozorne pojednanie między Lubomirskim a królem, pozwalające wojewodzię bogacić się do czasu

« PoprzedniaDalej »