Obrazy na stronie
PDF
ePub

POLSKA W ROKU 1646, A POLSKA W ROKU 1648.

OPOWIADANIE HISTORYCZNE.

PRZEZ

Karola Szajnochę.

IV. ZAMYSŁ WOJNY TURECKIÉJ.

Narada hetmana z królem o spiskach kozackich z Ordą, wymagała głębokiej tajemnicy, a wypadki bieżące szczęśliwie dopomagały jej zachowaniu. W porze nowego roku 1646, dwór królewski i osoba hetmańska były napozór czemś wcale inném niż troską o bezpieczeństwo kraju zajęte: na dworze bowiem warszawskim oczekiwano właśnie przybycia nowéj królowej polskiej, nadjeżdżającej z Francyi w towarzystwie posłów polskich Maryi Ludwiki, a stary, 55-letni hetman w. kor. Koniecpolski, sam teraz po raz trzeci się żenił. Całą owszem teraźniejszą drogę hetmańską z Ukrainy do króla poczytywano jedynie za podróż na wesele do Rytwian, na dwór późniejszego marszałka nadwornego kor. Łukasza Opalińskiego, dla poślubienia tam młodej wojewodzianki poznańskiej Opalińskiej, rodzonéj siostry pana Rytwian Łukasza i głównego z towarzyszą. cych Maryi Ludwice posłów koronnych, wojewody poznańskiego Krzysztofa. Zgodnie więc z powszechną teraz w kraju ochotą do zabaw i dobréj myśli pozwalali król Władysław i hetman bawić się swoim dworom przygotowaniami do podwójnych godów weselnych, a sami tymczasem

Tom I. Luty 1863.

28

w nieliczném gronie obradném, pod pozorem zwyczajnych. zebrań senatorskich na pokojach królewskich, najskuteczniejszego sposobu ratowania ojczyzny, owszem całego chrześciaństwa upatrywali.

[ocr errors]

Zamek królewski w Warszawie był od niejakiego czasu miejscem bardzo ważnych, szeroce sięgających obrad i planów. Mianowicie teraz około 10 stycznia 1646 r., za przybyciem do stolicy hetmana w. kor. Koniecpolskiego, toczyły się one z niezwykłém ożywieniem. Należeli do nich głównie król, hetman w. koronny Koniecpolski, kanclerz kor. Ossoliński, i bawiący w Warszawie od półrocza poseł wenecki Tiepolo. Obradowano zaś nad sprawą po dziś dzień niezałatwioną, nad uspokojeniem świata od półksiężyca, tak przemocnego natenczas całemu chrześciaństwu, a zwłaszcza Polsce. Jakże niewymownie szczęśliwą czułaby się była Polska ówczesna, gdyby nie ustawiczna od Czarnego morza chmura pogańska. Zwycięzki oręż Władysławów zapewnił Koronie mir i poważanie sąsiadów, rozszerzył ją odzyskanemi od Szwedów i Moskwy prowin cyami, z jednéj wszelako strony ciągła obawa. Zawsze jeszcze u granic chrześciaństwa, w obliczu pogan" mieszkając, miał naród zawsze jeszcze toż samo wschodnie brzemię nad sobą, graniczył zawsze z Ordą i Turcyą, a widoczne ostatniemi czasy przygaśnięcie zapału rycerskiego w sercach szlacheckich, tém groźniejszém malowało niebezpieczeństwo. Mijając klęski zachodnich ludów od Turków, przypatrzmy się najpobieżniéj niebezpieczeństwom, jakie teraz od Stambułu i Krymu groziły Polsce.

Turcy w zemstę za rozboje Kozaków po brzegach czarnomorskich i napady możnych paniąt na Wołoszczy. znę, porazili ją r. 1620 straszną klęską cecorską, podnieśli w r. 1621 na zagładę całego kraju wojnę chocimską. W jednym z warunków pokoju po téj wojnie upatrzyli hardzi Osmanowie zobowiązanie się narodu do składania Porcie haraczu, którego też odtąd bezprzestannie wymagano od Polski. Roku 1634 wsławionemu już zwycięztwami Władysławowi nakazywał przez posła Trzebińskiego cesarz Amurat IV, aby przyjął wiarę mahometańską, i płacił haracz sułtanom, jeśli nie chce rychłego zburzenia Polski przez Turków. Tegoż roku osobny poseł cesarski

z nagim orężem w ręku zapowiedział w istocie wojnę Polakom, przerwaną tym razem jedynie widokiem potężnych przygotowań wojennych w Polsce i zręczném rokowaniem o pokój. W kilka lat później przerwała ją śmierć samegoż cesarza Amurata, po którymto „żarłoku krwi chrześciańskiej," (jak go w Polsce powszechnie zwano), nastąpił roku 1640 gnuśny rozkosznik Ibrahim. Ten spokojniejszém usposobieniem swojém ociągnął wprawdzie jeszcze aż do téj chwili wybuch zatargów, ale nie dawał bynajmniej rękojmi bezpieczeństwa na przyszłość.

Jeszcze dotkliwiéj, nieprzerwaniéj dręczyło pogaństwo perekopskie. Až po rok 1618 przypominali sobie starzy ludzie za swego życia, 30 wielkich napadów krymskich, poczém nie o wiele bezpieczniejsze nastały czasy. Waleczność. Chmieleckich, Koniecpolskich, Kozaków zaporoz kich, pomściła wprawdzie krwawo zagony z lat 1624, 1626, 1629, 1633, wiele jednak czambułów uchodziło bezkarnie i w niewypowiedzianą hardość wzbijało pogan. Po spustoszeniu Polski r. 1616, "posłał był car tatarski z wielkiego przepychu więźnia jednego do króla JMci," opowiada w nieogłoszonym dotąd pamiętniku Zbigniew Ossoliński, ojciec kanclerza, „oznajmując o wielkiem szczęściu swojém, że powojował tak wiele ziem, ludzi nabrał, że mając do 200,000 wojska swego, każdemu z nich dostało się na szablę po 7 więźniów. Obok czego domagała się Orda jeszcze dozwalanych jej czasem danin czyli tak zwanych upominków, których jeśli kiedy nie uiszczono, pisywali hanowie krymscy do królów polskich, jak np. Dżanibek Giraj, w lutym 1619 r. do Zygmunta III: „Rozkazuję, żebyście według zwyczaju dawnego wielkie upominki nam należące od początku szczęśliwego panowania naszego, w całości nam przysłali. Jeśli tych upominków i inszych tympodobnych podarków bez omieszkania nie wyprawicie, z tatarskiemi i tureckiemi wojski na was uderzyć i ziemię waszą pustoszyć będziem."

Jak zaś w tym liście Dzanibekowym, tak w każdym innym razie wspierały się Orda i Turcya w swoich wrogich zamiarach względem Korony, czém właśnie jedna i druga była tak przemocną Polakom. Każdy ich zamach na Turcyą powoływał hanów krymskich do jej obrony,

każda polska groźba zawojowania Krymu pobudzała Turków do odpowiedzi, jaką w r. 1617 baszowie tureccy dali pod Buszą grożącym podobnież komisarzom koronnym: ,,Ziemia to cesarska, biada każdemu, kto ją naruszy!" Harde więc spółką swoją nie dało się podwójne brzemię wschodnie ani otrząść z łatwością, ani téż ulżyć czemkolwiek. Powszechna dziś miłość pokoju gotową była do wszelkich ofiar, ale żadne ofiary nie wystarczały. Nawet miłe pogaństwu ujarzmienie swawolnej Kozaczyzny, zamiast uspokoić Turków i Ordę, tylko w tém jaskrawszém świetle okazało ich zdradę, ich złą wiarę. Nim bowiem Polska jarzmo swoje narzuciła Kozakom, upewniały ją stale oba państwa pogańskie, iż jedynie swawola zaporozka przyczyną jest nieprzyjaźni między niemi a Polską. Którejto swawoli gdyby położyli koniec Polacy, wieczny pokój i zgoda połączyłyby sąsiadów obojej wiary. Gdy jednak Polska uczyniła zadość pogaństwu, i nie było już dawnego Zaporoża, oba ludy pogańskie z nowemi wystąpiły uroszczeniami, nowym orężem tęż samą starodawną nienawiść ku chrześcianom, ten sam cel bezprzestannego szkodzenia im popierając.

[ocr errors]

Zaczem od Turków dało się słyszeć żądanie, aby oprócz wytępienia Kozaków zniszczoną jeszcze wszystkie wsie i miasteczka, czyli tureckiem wyrażeniem,,pałanki," które w ostatnich czasach nastały wzdłuż granic południowych, mianowicie na Ukrainie naddnieprskiej. Dając tém najjawniej do poznania, o ile opisane poprzednio osiedlenie ziem kresowych przez Polskę wstrętném i niebezpiecz ném było dla pogan, mawiali o těm przy rokowaniach z Polakami posłowie tureccy do posłów polskich:,,Zniesienie Kozaków nie może być gruntowne, aż palanki zniesiecie, Berszad, Kaniów, Korsuń, Czehryń, Czerkasy i Białą Cerkiew. Dla dwóch przyczyn tego trzeba: raz żeby się tam nie chowali Kozacy, a druga, że te pałanki na gruncie cesarskim zasiadły." Takież uwagi i wymagania powtarzały się we wszystkich teraźniejszych układach między Turcyą a Polską, a nie przechodząc doniosłością swoją owych hardych żądań haraczu i islamu od Polski, przejmowały obawą tém snadniejszego ziszczenia się kiedyś w rzeczy wistości. Dotąd tylko groźnemu urokowi imienia Władysławowego i raźnym jego krokom obronnym podziękować

miała Korona, iż tym uroszczeniom pogańskim nie przychodziło jeszcze do wykonania, i zwłaszcza w umowie pokoju z Turcyą w r. 1634 zaprzéć się onych musieli Turcy.

Orda po ujarzmieniu Kozaków tém uporniéj domagała się upominków. I to już,,nie upominków dawnych zwyczajnych," uskarża się instrukcya królewska na sejmiki powiatowe r. 1641,,,ale sowitych, tak w pieniądzach jako i towarach, które jeśliby dane od rzeczypospolitej nie były, dochodzić ich wojną przegraża." Nie dość rychle nadesła nie podarków przez podskarbich koronnych, nie dość pilne uwzględnienie zachowywanych przy tém zwyczajów, wystarczało teraz do usprawiedliwienia ciągłych zagonów, nie dających się już usprawiedliwić swawolą zaporozką. Jakby owszem w najlepszy dowód, iż nie z winy Kozaków, lecz dla dogodzenia sobie samemu grasowało po ziemiach polskich Tatarstwo, nastąpił niebawem po ostatniém zgnieceniu Kozaczyzny nad Starczą, w pierwszych tygodniach roku 1640, ogromny napad Ordy na Ukrainę, przypłacony zupełném spustoszeniem okolic między Korsuniem a Pereasławiem i stratą przeszło 30,000 jeńców. Przydało smutnego wrażenia wypadkowi, iż wojska koronne nie uczyniły nic ku obronie stron napadniętych, a nawet pozostała resztka Kozactwa swoją dawną dzielność i użyteczność straciła, nie mając już biegłych w wojnie z Tatarami dowódzców własnych, lecz mniej obeznanych z nią pułkowników szlacheckich. Czém uderzeni współcześni nie wahali się zapewne przywtórzyć skargom głównego z dziejopisów lat onych, który po wzmiance o zagonie tatarskim z r. 1640 narzeka:,,Taki pożytek rzeczpospolita odniosła z Kozaków zwinienia, tylko zyski prywatnych i nieobliczoną szkodę rzeczypospolitej, a jeszcze większej doznają pokolenia następne, gdy zamiast czujnéj i nic nie kosztu jącej straży kozackiej żywić będą musiały dla bezpieczeństwa od Tatar ciężkie wojsko zaciężne, na co wiele poborów łanowych zapłacić przyjdzie.'

Nie chciawszy więc niegdyś za pomocą lepiej urządzonych Kozaków otrząść swoje brzemię wschodnie z nad karku, przeniosłszy nad to niewdzięczną pracę ustawicznego stłumiania Kozaczyzny a głaskania pohańców, znalazła się teraz rzeczpospolita z jednéj strony w niebezpie

[ocr errors]
« PoprzedniaDalej »