Obrazy na stronie
PDF
ePub

czynią, choć nie wszyscy mają rubiny; bogata wyobraźnia dostarcza im drogich kamieni, dobranych do koloru duszy. Wedle humoru patrzą na świat przez rubiny, opale, szafiry i czarne dyamenty. Ztąd pochodzi, że widzą co chcą, a nie to, co jest. Wiemy, jak wyglądała Don Quichota Dulcynea; Beatricze Danta była pono w rzeczywistości dziewczęciem nie wartém wzmianki; Weneda lorda Bajrona na Lydo, wydawała się zbyt grubą nawet kapralom austryackim; Marylla... ale dajmy już pokój temu śledztwu. Chciałem tylko powiedzieć, że miłość wielkich poetów bynajmniej na korzyść ukochanego przedmiotu nie świadczy. Wdzięki te i te cnoty sam poeta roi, skrzy się, błyska i leci... jego luba stoi. I może być tak dobrze z marmuru jak z ciasta, a nawet z piernika-to wszystko jedno; bo jeżeli wesół, błoto wyda mu się perłą, a jeźli smutny, perła błotem.

Przepraszam za uwagę wyczerpniętą z bliższej wielkich poetów znajomości. Nasunęła nam ją następująca anegdota, którą Salles na dowód fantastyczności Balzaka przytacza.

,,Raz, powiada, spotkałem go przy kracie Luwru w kole ludzi przypatrujących się tańcującej dziewczynie. Stał jak wryty. Skorom go trącił, chwycił mnie za rękę i zachwycony zawołał: Jaka cudna dziewczyna! Nie patrz, zmiłuj się! bo oszalejesz z miłości. Kształt bioder Andaluzki, cera Rubensowska! Jacyśmy głupi, żeby pod kłamliwemi osłony czcić urojone powaby! Tu jest wdzięk! Na ulicach Paryża można czasami spotkać cud piękności!..

Podczas kiedy tak prawił Balzak plecami do tancerki obrócony, obejrzałem ją przez lornetkę: miała nogi jak szczudła, pierś płaską, rude włosy, rysy pospolite... słowem, była brzydka, a nawet odrażająca, bo szkaradnie brudna. Zostawiłem Balzaka w zachwyceniu, a sam poszędłem daléj, rozmyślając nad zwidzeniami poetów".

Jeżeli realista tak patrzył, jakże patrzą idealiści?

Gaduła z Balkaza był niezmierny. Powiada Salles, że jeżeli nie mógł wygadać się tam gdzie wieczór spędzali, skoro wyszli, zatrzymywał towarzyszy na ulicy i musieli go słuchać czasem z godzinę stojąc pod latarnią. Balzak mieszkał wtedy pod Luksemburgiem, a przyjaciele jego

nad Sekwaną. Odprowadzali go tedy najprzód do Luksemburga, a skoro chcieli wracać do siebie, Balzak gadając wciąż, odprowadzał ich znowu na wybrzeże Sekwany i zaczętą pod obserwatoryum perorę kończył pod Tuileryami. „Nie raz tak odprowadzając się, słyszeliśmy godzinę trzecią po północy."

Podobnie jak Delacroix, który mniema, iż lepiej gra na skrzypcach niż maluje, a gra zawsze fałszywie; tak Balzak uroił sobie, że jest daleko większym dramaturgiem niż powieści opisarzem. Pod tym względem był śmiesznie próżny. Gozlan przytacza komiczną rozmowę Balzaka z dyrektorem Odeonu, w roku 1842, przed pierwszą reprezentacyą jego komedyi,, Ressource de Quinola."

Zażądał od dyrektora całej sali na trzy pierwsze przedstawienia, i obiecał podzielić się z nim zyskiem "ogromnym." Bilety chciał sam sprzedawać. Ażeby wiedzieć co ma komu sprzedać, kazał sobie podyktować hierarchicznie nazwiska miejsc, i tak niemi rozporządził: parter, zasiędą sami kawalerowie maltańscy; fotele orkiestry, parowie Francyi; loże przed sceną zajmie dwór; nad nim ambassadorowie; w lożach parterowych żony ambassadorów; na galeryi drugiego piętra deputowani i wysocy urzędnicy; na trzeciém piętrze finansiści; na czwartém wybór mieszczaństwa. A dziennikarze gdzie"? zagadnął dyrektor. „Nie wejdą wcale. Obejdzie się bez nich, jak bez klaskaczy."

"

Na tém stanęło. Balzak zabrał tysiąc dwieście biletów i wyszedł, obiecując summy bajońskie. Byłby pewnie rozprzedał wszystkie bilety, ale się przerachował: chcąc cudów dokazać, osiadł na koszu. Dla zaostrzenia ciekawości i wpędzania w górę nabywców, wymyślił sprzedaż z przeszkodami. Jeżeli kto zażądał loży pierwszego piętra, Balzak wołał: „Zapóźno! ostatnią kupiła księżna Modeńska Augustyna - Augustyni. - Ależ panie, mruczał przychodzień, zapłacę co zechcesz... - Zebyś dał wszystko ztoto Tagu, nie dostaniesz loży! bo nie ma.. Loże były.

Podobna gra udawała się z początku; ale w końcu i przeszkody znużyły konkurentów. Cóż z tego wynikło? Na pierwszém przedstawieniu Quinoli sala była prawie pusta. Kawalerowie maltańscy i parowie nie dopisali.

Tom I. Styczeń 1863.

15

Fakt ten jest charakterystyczny; wszystkie rachunki Balzaka takie: niby dokładne, a mylne. Znał słabości ludzkie, ale zbyt wielka miłość własna, nie dozwalała mu z nich korzystać.

[ocr errors]

Ostatnia komedya pana Sardou Les Ganaches" ma tę jedną wadę, że podpiera rzeczy mocne, bynajmniej podpory nie potrzebujące. Autor zbyt widocznie schlebia zwycięzcom a poniża zwyciężonych. Taki sposób pisania ani charakterowi, ani talentowi nie przynosi zaszczytu. Nic łatwiejszego jak uosobić pojęcie, które chcemy wyszydzić, w człowieku śmiesznym, i kazać mu gadać głupstwa. Włóż w usta ograniczonego legitymisty przestarzałe teorye, publiczność wnet ramionami ruszy wołając: jacyż ci legitymiści zacofani! Wystaw orleanistę samoluba, a słuchacze powiedzą z niesmakiem: jakież to podłe figury! Odmaluj republikanina despotą ciemiężącym wszystko co go otacza, a zaraz większość krzyknie: jakże trafiony! Wszyscy oni tacy. Chcą wolności dla siebie. Obok tych typów postaw czwarty typ powabny dekorowany, adwokatujący zręcznie uosobione w sobie pojęcia, a ten pewno miéć będzie słuszność, przez cały wieczór.

Proceder to odwieczny; chwalebny, jeżeli w obronie pokrzywdzonych użyty: ale jeżeli zważymy, że tu się dzieje przeciwnie, że cenzura paryzka dozwala objawiać tylko zdania pomagające do tryumfu idei, które wyobraża, przyznać będziemy zmuszeni, że taki sposób pisania użyty w dzisiejszych okolicznościach, jest po prostu schlebianiem mocniejszemu. Kazimierz Delavigne w sztuce swéj la Popularité, gdzie także opinie polityczne występują, postąpił inaczej: dał przeciwnikom role dobre, a nawet swego stronnictwa nie tylko prawą ale i lewą stronę pokazał. Inaczej pomiędzy ludźmi dziać się nie powinno. Pierwszym warunkiem pojedynku czy dyskussyi uczciwej, jest równość broni. Niememu możesz wymyślać jak chcesz; rzecz jasna, że ci nie odpowie.

Wytknąwszy tę skazę na duchu komedyi pana Sardou, skazę która sprawia, iż na każdym prawym umyśle sztuka ta czyni wrażenie takie jak bardzo przyjemny i ła.

dny człowiek bez charakteru, przystępujemy do skreślenia osnowy téj sztuki, uważanćj słusznie pod względem artystycznym za najlepszą z nowych utworów scenicznych.

Autor przedstawił pięć typów, z których społeczność francuzka złożona: legitymistę, Orleaniste, republikanina, mieszczanina i Napoleoniste. Ostatni który jest zarazem uosobieniem postępu, wygląda powabnie; wszyscy inni mniej więcej śmieszni i niedorzeczni, a na dobitkę przezwani zelżywą nazwą,,ganaszów" (czaszka zdechłego konia).

Wszystkich razem, choć z natury niezgodnych jak pies z kotem, autor dla lepszego odcieniowania, umieścił w jednym pałacu Quimperlé.

Najstarszym z ganaszów jest książe de la Roché-Péan. Wiekowy ten starzec młodym był za czasów Ludwika XV; w czasie rewolucyi emigrował; a po restauracyi wrócił dogorywać w domu przodków. Obok księcia, niby świeższą jego gałąź, stoi margrabia de la Roché-Péan, oficer gwardyi Karola Xgo, którego rewolucya 1830 r. postawiła na nogi. Major ma lat sześćdziesiąt, ale jeszcze jary i dowcipnie wyszydza teraźniejsze czasy.

Rzeczpospolitą uosabia Leonidas Vauclin, były chirurg wojskowy. Zakamieniały bezbożnik, Jakubin zażarty, mimo zupełnej świata przemiany, nosi zawsze kamizelki à la Robespierre, a wyznaje zasady Konwencyi. W obejściu brutal i tyran, w gruncie nie zły człowiek. Zbyteczna mówić, że cnoty jego roztapiają się i nikną w wadach, jakiemi go obarczył autor.

Fromental dawny fabrykant suszonego warzywa, uosabia mieszczaństwo. Jestto typ najpodlejszy: wyschły, jak jego warzywo, gniewliwy, skąpy, chciwy, przeszłość wrajskich maluje kolorach, a w piekielnych teraźniejszość, przypisując jej nawet drzące po kościach reumatyzmy.

Valereuse prowincyonalny poeta klasyczny, częstuje wciąż przestarzałemi rytmy. Do galeryi tych starych portretów, zaliczyć jeszcze należy krewną margrabiego, Rozalią, starą pannę, ograniczoną, złą i brzydką dewotkę, przesadzoną karykaturę swojego rodzaju.

Przez rozmaite kombinacye naciągane, zgromadziwszy pod jednym dachem wszystkie stany: szlachtę, stan średni, gmin i dewocyą, pan Sardou zasadza ich do wistą,

z czego układa się prolog pełen werwy, nader żywy i oryginalny. Przy wiście odsłaniają się charaktery i nawy. knienia: mieszczanin mruczy, margrabia szydzi, republikanin deklamuje, rymarz wierszuje. Kwartetowi wtóruje chrapanie starego księcia, które niby podzwonne za umarłych, rozlega się w tym przedpokoju śmierci. Rozmowa urywana krąży swoją drogą; czasami piosnka jakaś odwieczna, zanucona przez jednego z graczy, obudza wszystkich: prostują się ganasze i odpowiadają chórem echu młodości. Ta partya wista jest wyborna! Lepszéj sceny w żadnéj komedyi nie znajdzie.

Podczas kiedy starzy grają w karty, wchodzi do pokoju piękna dziewczyna. Jestto Małgorzata Dervin, córka siostry margrabiego, która była poszła za mieszczanina i z tego powodu szlachetna rodzina znać jej nie chciała aż do śmierci. Po skonie matki, Małgorzata chce się pogodzić z krewnymi. Margrabia przyjmuje sierotę z otwarte mi rękami; ale wypada jeszcze przebłagać dziada. Budzą starego. Małgosia klęka przed nim... on poznaje w niej rysy matki i płacząc przyciska dziecię do piersi.

W drugim akcie Małgorzata rządzi samowolnie w domu. Wszyscy ganasze kochają się w niej potrosze, upatrując wszelkiego rodzaju doskonałości; jedna tylko panna Rozalia dopatrzyła występku. Szpiegując ciągle Małgosię, zeszła ją raz patrzącą przez okno na młodzieńca chodzącego za kratą od podwórza. Zrobiwszy to odkrycie, zbuntowała przeciw dziewczęciu starców: wszyscy powstają na nią, a mianowicie zżymają się na nieznajomego.

Marceli Cavalier (tak się zwie nieznajomy), nic nie wie ani o miłości, ani o nienawiści jaką zapalił. Jestto młody inżynier, którego Małgorzata widziała kiedyś w domu matki, a który teraz chodzi koło pałacu la Roché-Péan, mierząc grunt, przez który ma iść koléj żelazna.

Kiedy w salonie wre zwada, drzwi się otwierają, i znienawidzony przez okno młodzik wchodzi oświadczyć właścicielowi iż będzie wywłaszczony z powodu użytku publicznego". Łatwo sobie wyobrazić gniew starego księcia. Komedya zmienia się w proces, a scena w salę sądową. Rutyna występuje z mową przeciw postępowi, ten się broni, lokomotywa rozbija dyliżans. Scena koń

« PoprzedniaDalej »