Obrazy na stronie
PDF
ePub

swoim, że ze mną w karty grałeś, bo jeśli to powiesz, to ja nie potrafię W. M. Pana od kary zasłonić. Ale jeśli utaisz. że to ja W. M. Pana ograłem, upewniam, że karany nie będziesz.

Jan. Zmiluj się dobrodzieju.......
Figlacki. Zaraz... pomyślę.

Jan. Ach cóż mam robić?

Figlacki. Ja wiem co robić! słuchaj W. M. Pan. Na pierwszem przywitaniu się z Jego Mcią trzeba się stawić wesoło, śmiało i z manierą dobrą. Tak W. M. Pan stój..... głowę wyżej... nie tak bardzo... twarz wesoła. .

Jan. Czy tak?

Figlacki. Nie tak... śmiało, żeby żadnego znaku bojaźni nie pokazać... dobrze. Imaginujże W. M. Pan sobie, że ja jestem ojciec W. M. Pana, którym teraz z drogi przyjechał. A skoro W. M. Pana zacznę upominać, W. M. Pan na to nic nie uważając mów śmiało tę oracyą, której nauczyłem W. M. Pana na przywitanie ojca. Pamiętajże W. M. Pan, że ja teraz ojca W. M. Pana udaję.

Jan. Pamiętam.

Figlacki. (wziąwszy laskę, kaszla i starego Łakomskiego udając mówi:) I także hultaju, złoczyńco, synu niegodny, wyrodku, ważysz się po takiej swawoli stawić przed oczyma ojca. (Jan z bojaźni drży). Otóż pożytek prac moich i miłości ojcowskiej. (Jan milczy z bojaźni) Mówże mi, co ty na to? (Jan milczy, Figlacki głos i postawę starego odmieniwszy mówi po swojemu:) Cóż W. M. Pan milczysz?

Jan. Strach mię zdejmuje.

Figlacki. I takiż to W. M. Pan tchórz?

Jan. Ach podobno pan ojciec idzie! nie wytrzymam (ucieka).

Figlucki. Poczekaj, poczekaj. Owóż gaszek marcowy! Jako widzę trzeba mi tu będzie samemu rzecz całą utrzymać.

SCENA III.

Łakomski. Figlacki.

Łakomski. Ach, czy kto słyszał taką bezbożność!
Figlacki. Już zaczyna starzec klapać!
Łakomski. Ach synu marnotrawny!
Figlacki. Muszę go przywitać.

Łakomski. I tegoż się spodziewałem?
Figlacki. Upadam do stóp pańskich.

Łakomski. Klaniam panie guwerner. Taka to pociecha z mego Jasia?

Figlacki. Cóż to Mci dobrodzieju?

Łakomski. Alboś W. M. Pan nie słyszał, co Jaś porobil.
Figlacki. Mówiono mi o jakiejści tam bagateli...

Łakomski. Bagateli? Bagatela to ograć się w karty? Taki to W. M. Pana dozór?

Figlacki. A ja temu winienem? Teraz tylko o temem się dowiedzial!

Łakomski. Teraz się dowiedział? a to dobrze nie wiedzieć, co uczeń robi?

Figlacki. A cóż ja miałem robić? Albo mi raz W. M. Pan mówił, żebym się mu nie naprzykrzał, zawsze go na oku trzymając. Albo nie pozwolił W. M Pan synowi samopas gdzie chce bezemnie chodzić?

Łakomski. Prawda: jam się tego nie spodziewał. Ach. bezbożny synu!

Figlacki. I W. M. Pan się o taką fraszkę frasujesz?
Łakomski. O fraszkę zaś?

Figlacki. Zapewne. Albo to nowina młodym?

Łakomski. Ale gdzie rozum jego?

Figlacki. W. M. Pan chcesz, żeby młody miał taki rozum jak stary? Wspomnij W. M. Pan na swoją młodość. Jeszcze pamiętają ludzie, jakeś i sam w karteczki zacinał. Łakomski. Prawda, ale ja wygrywałem.

Figlacki. Jeszcze i syn W. M. Pana może to odegrać, co przegrał, jeśli W. M. Pan dasz na to pieniędzy.

Łakomski. Co? pieniędzy? Ja pieniędzy? ani szeląga. Zaraz go do szkół odsyłam.

Figlacki. Do szkół zaś?

Łakomski. Tak jest.

Figlacki. W. M. Pan?

Łakomski. Tak jest.

Figlacki. Swego syna?

Łakomski. Tak jest?

Figlacki. Imci Pana Jana?

Łakomski. Tak jest.

Figlacki. Obaczym.

Łakomski. Jak to obaczym.

Figlacki. W. M. Pan go do szkół nie poślesz.

Łakomski. Nie poszlę?

Figlacki. Nie.

Łakomski. Śmieszny widzę jesteś!

Figlacki. Mówię W. M. Panu, że nie poślesz.

Łukomski. A kto mi przeszkodzi?

Figlacki. Przeszkodzi.

Łakomski. Kto przeszkodzi?

Figlacki. Przeszkodzi pewny człek godny i zacny.

Łakomski. Któż to ten godny i zacny?

Figlacki. Sam W. M. Pan dobrodziej.

Łakomski. Ja? nie prawda!

Figlacki. Zapewne. I będziesz W. M. Pan miał tylo serca, abyś mógł to przedziwne dziecię od swego boku oddalić?

Łukomski. Będę miał.

Figlacki. Jabym omdlewał takiego syna od siebie od

dalając.

Łakomski. A ja nie będę omdlewał.
Figlacki. Ej: W. M. Pan żartujesz.

Łakomski. Nie żartuję.

Figlacki. A miłość ojcowska co powie?
Łakomski. Nic nie powie.

Figlacki. Czy ja nie znam jak W. M. Pan jesteś dobry? Łakomski. Nieprawda, nie jestem dobry; ja kiedy chcę, to i zły jestem.

Figlacki. Ha! Posyłajże W. M. Pan do szkół, jeśli go chcesz zgubić.

Łakomski. Nie zgubię.

Figlacki. Wszak W. M. Pan wiesz, że teraz szkoły poczynają z mody wychodzić! Do prywatnej domowej edukacyi wszyscy się teraz rzucają.

Łakomski. Niech się rzucają, ja się nie rzucę.

Figlacki. Ale w szkołach przez lat dziesięć tego się nie nauczy, czego się w domu mając guwernera przez kilka miesięcy nauczyć może.

Lukomski. Nie prawda. A owych czasów kiedy Polska była mądra, gdzie się uczyli jeśli nie w szkołach?

Figlacki. Na to nie trzeba uważać, co było. Dość tego, że teraz już z mody wyszły szkoły dla ludzi uczciwszych. Łakomski. Tak jest. Już teraz z mody wyszło dla ludzi uczciwych być mądrymi.

Figlacki. Jakże? I W. M. Pan dopuścisz, żeby się syn W. M. Pana pospolitował w szkołach z drugimi za siebie podlejszemi?

Łakomski. Dopuszczali tego dawni panowie polscy i nie wstydzili się tego, czego się i teraz wstydzić nie powinni...

Figlacki. Ale proszę... Jakże to W. M. Pan na cudze i nieznajome ręce oddasz ten drogi skarb domu swojego i od siebie oddalisz? Wszak ci to ostatnia iskierka i jedyna ...

Łakomski. Ach nie wspominaj tego! serce mi rozrzewniasz. Figlacki. I dozwolisz W. M. Pan, żeby to delikatne paniątko na sromotnym pieńku wyciągniono i kańczugiem okrutnie...

Łukomski. Ale... Ale ja chcę, żeby on był mądry.

Figlacki. Toć to jest. Dla tego trzeba go prywatnie edukować. W. M. Pan nie wiesz, jak wiele on teraz w niebytności W. M. Pana profitował. Po niemiecku, po francusku. jak rzepę gryzie, w historyi zaś i geografii równego sobie

nie ma.

Łakomski. Mówisz prawdę?

Figlacki. Jakem poczciwy. Sam W. M. Pan doświadczysz.. Łakomski. Pójdziem czemprędzej do niego: albo nie. Niechaj zaczeka. Ja tymczasem nagotuję się jego połajać. Bo jednakże nie można tego puścić na sucho. Ja nie lubię pieścić dzieci.

Figlacki. Dobrze W. M. Pan czynisz. Pójdę ja tymczasem do niego.

[blocks in formation]

Figlacki. Widzisz W. M. Pan jak się staram o dobro W. M. Pana. Jegomość z razu tak sobie ułożył, że albo zabić, albo przynajmniej okaleczyć miał W. M. Pana.

Jun. Póki życia mego stanie, będę wdzięczen za to W.

M. Panu.

Figlacki. Jakem zaczął chwalić W. M. Pana przed ojcem. jakem począł przekładać biegłość jego w języku francuskim. tak starzec mało się nie rozsypał z radości. (Syn z radości skacze). Trzeba żebyś W. M. Pan tę figurę utrzymał, coraz na plac wyjeżdżając z temi słowy francuskiemi, którycheś się na pamięć nauczył. Choćby się te słowa z sobą nie kleily. na to nie trzeba uważać. Wiesz W. M. Pan, że ojciec żadnego nie umie języka, prócz polskiego.

« PoprzedniaDalej »