Obrazy na stronie
PDF
ePub

Już po butelce, niech tu stanie flasza,
Wiwat! to cała kompanija nasza!
Wiwat z Maciusiem i przyjaciołami!
Kurdesz, Kurdesz, nad Kurdeszami!

Maciuś jest partacz, pić nie lubi wina,
Myśli, że jemu złotem jest dziewczyna,
Dajmyż mu pokój, pijmy sobie sami,
Kurdesz, Kurdesz, nad Kurdeszami!

Odnówmy przodków ślady wiekopomne,
Precz złąd szklenice, naczynia ułomne,
Po staroświecku pijmy pucharami
Kurdesz, Kurdesz, nad Kurdeszami!

Już też bo Grzelu przewyższasz nas wiekiem, A wiesz że wino dla starych jest mlekiem, Łyknij! a będziesz śpiewał z młodzikami, Kurdesz. Kurdesz, nad Kurdeszami!

V.

Z KOMEDYI:

„FIGLACKI, POLITYK TERAŹNIEJSZEJ MODY“1).

[blocks in formation]

Figlacki. Tak jest: Figlackiego.

Pomocki. Wszak to W. M. Pan rok temu dwóch ku

pców odrwił.

Figlacki. Odrwił.

Pomocki. Potem W. M. Pana schwytano?

Figlacki. Schwytano.

Pomocki. I do kozy zaprowadzono?

Figlacki. Zaprowadzono.

Pomocki. A tychże pieniędzy, które W. M. Pan wydrwił,

nie odebrano?

Figlacki. Nie odebrano.

Pomocki. Jakimże to sposobem?

Figlacki. Sposobem.

Pomocki. Długoż W. M. Pan w kozie siedział?

Figlacki. Ja siedział?

Pomocki. Tak jest.

1) Tytuł ten noszą dwie komedye Bohomolca. Podajemy wyjątek

z drugiej, która na początku wspomina o przygodach Figlackiego, będących treścią pierwszej komedyi.

Figlacki. Przepraszam W. M. Pana: nie było tam na czem siedzieć.

Pomocki. Mniejsza, że W. M. Pan nie siedział, dość tego, że W. M. Pan był w kozie.

Figlacki. Byłem.

Pomocki. I W. M. Pan że się nie wstydzisz przyznawać, żeś na takiem był miejscu?

Figlacki. Co za przyczyna wstydu? wiesz W. M. Pan, że vir locum, non locus virum honestat, to jest, że nie miejsce człowiekowi, lecz człowiek miejscu dodaje ozdoby. I ja też chcąc temu miejscu honor uczynić, pójść do kozy raczyłem. Pomocki. Cóż W. M. Pana ztamtąd ratowało?

Figlacki. Co ratowało?: polityka teraźniejszej mody.

Pomocki. Nieszczęśliwy jestem, że przeszłego roku zacząwszy brać od W. M. Pana lekcye tej tak pożytecznej chudemu pachołkowi nauki, nie mogłem dla owej nieszczęsnej z kupcami sprawy, dłużej w niej ćwiczyć się. Zmiłuj się dobrodzieju, nie chciej mi zajrzeć tego talentu, któryć natura dała. Figlacki. Mei Panie! Ja mych talentów W. M. Panu bez zazdrości udzielić gotówem. Ale dwie rzeczy musiałbym sobie wymówić!

Pomocki. Choć i dziesięć, gotówem.

Figlucki. Ta jest najpierwsza żebyś W. M. Pan nie miał skrupułów, bo te bardzo szpecą politykę teraźniejszej mody. Druga, żebyś mi W. M. Pan pomagając wykonania mych zamysłów, dał dowód swojej sposobności do tego stanu.

Pomocki. Cokolwiek mi W. M. Pan rozkażesz, chętnie

uczynię.

Figlacki. Będzie to najlepszą dla W. M. Pana lekcyą, kiedy się przypatrując mym dziełom i onych uczestnikiem będąc, zechcesz z przykładu mego profitować.

Pomocki. Tego najbardziej pragnę.

Figlacki. I w tym W. M. Pana ostrzegam, żebyś mi śmierci, sądu i piekła nigdy nie wspominał: gdyż jako przy

kra rzecz jest uczciwemu człowiekowi o tych rzeczach sluchać, tak nieprzystojna onemi głowę drugim nabijać.

Pomocki. Doznasz W. M. Pan i w tem mojej rzetelności. Figlacki. Co drudzy nabożnisiowie mówią, lub czynią, na to W. M. Pan nie uważaj. Mnie W. M. Pan słuchaj. Ja będę W. M. Panu kaznodzieją, ja duchownym, ja nauczycielem! od drugich zaś, którzy zwykli wprowadzać mowy z zakrystyi wzięte, jak od węża uciekam.

Pomocki. Wszystkie te przestrogi W. M. Pana doskonale wykonam. Ale niech mi się godzi spytać, gdzie się też W. M. Pan po przeszłorocznej z kupcami sprawie dotąd obracal. Figlacki. O, wiele o tem mówić!

Pomocki. Przynajmniej krótko chciej W. M. Pan nad

mienić!

Figlacki. Byłem w cudzych krajach.
Pomocki. Zaś?

Figlacki. Nie inaczej.

Pomocki. Cóż W. M. Pan tam robil?

Figlacki. Służyłem pod jazdą na galarach francuskich.
Pomocki. To W. M. Pan musiałeś się i po francusku

nauczyć?

Figlacki. Oui, sans doute! I to mi wiele pomaga! Wiesz W. M. Pan, że u nas teraz kto po francusku nie umie, choćby był najmędrszy, za prostaka bywa sądzony. Kto zaś tym językiem przebąknie, wraz musi być i mądrym i grzecznym, choćby był prostakiem.

Pomocki. Wiele W. M. Pan dokazał, jeśliś się tego ję zyka nauczył, z którego teraz najwięcej ludzi profituje.

Figlacki. Nie inaczej. Oto i teraz mnie ten język uczynil guwernerem u syna owego sławnego bogacza Imé Pana Łakomskiego.

Pomocki. Co? W. M. Pan zaś guwernerem?
Figlacki. Abo co?

Pomocki. Nic. Czegóż W. M. Pan go uczysz?

Figlacki. Wszystkiego.

Pomocki. A uczeń, pojętny przecie?

Figlacki. Jak sadło. Już chłop wielki jak drag, a czterech mu zmysłów nie dostaje. Ojciec przecie niezmiernie jego kocha i rozumie, że kawalera doskonalszego nad jego syna nigdzie nie znajdzie. W jednej rzeczy dobrzem go przecie wyuczył.

Pomocki. W czemże przecie?

Figlacki. W karty tnie wyśmienicie. Teraz w niebytności ojca przegrał suknie, pistolety, karabelę i zaciągnął długu koło sta czerwonych złotych.

Pomocki. A któż to wygrał?

Figlacki. Kto? Pan Figlacki. Ale obiecałem na wypłacenie tego długu wydusić u ojca jego ze sto czerwonych złotych, żeby na przyszły czas kredytu u wszystkich przyjaciół nie stracił. Ale oto ci mój Pan uczeń idzie. Ustąp W. M. Pan na czas.

[blocks in formation]

Jan. Zginęliśmy Mci Panie guwernerze!
Figlacki. Courage Monsieur, courage!
Jan. Wszak to mój pan ojciec przyjechał.

Figlacki. Tego nam i trzeba.

Jan. Ale już słyszę wie o wszystkiem.

Figlacki. O czem?

Jan. Żem się w karty ograł.

Figlacki. O centum diabolorum! cela n'est pas bon!

Jan. Sam nie wiem, co mam robić! słyszę ma mię ociąć dyscypliną.

Figlacki. Nie bój się W. M. Pan: zabiegę ja temu. Tylko W. M. Pan nie wydaj się z tem przed Imcią ojcem

« PoprzedniaDalej »