Obrazy na stronie
PDF
ePub

Czytajmy pismo święte, tam uznamy,
Że tylko Boga adorować mamy,
Człowieka uczcić według jego szarży:

Ten bląd nas kiedyś zawstydzi, oskarży,
Bo cóż za różność Bóg ma od stworzenia!
Nowe obudwom czyniąc poniżenia
Cóż zostawimy Stwórcy z powinności

Czy posiągamy do jego własności?
Bać się potrzeba, byśmy nie zarwali
Ślepoty pogan, co adorowali

Posąg Wenery, Marsa, Apollina

Stłukłszy bałwany, aż w nich szczera glina.

Zły obyczaj złodziejstwo popełnić, nie mieć go za wstyd, owszem za obrót i sztuki; a po staremu złodzieja ma tytul, kto co ukradnie.

Nic mi do tego, ani mi należy,

Roztrząsać czyje zdobycze z kradzieży,

Przecież jak Polka na sercu boleję.

Że w mej Ojczyźnie zacni a złodzieje.

Odmówić człeka potrzebnego komu.

Byle wygodę z niego miał w swym domu,
Lokaja, kuchtę, kucharza, stangryta.

Bogdaj przepadła takowa wizyta.

Sąsiad sąsiada nawiedza, a szpiega

Ma z sobą, który cały dom obiega;
Już wie, gdzie kogo spotka, będąc frantem

Z nut pojmie, jak się rozmówić z dyszkantem.
Gospodarz chłopca z dzieciństwa wyćwiczył,

Gość mieć takiego dawno sobie życzył:

Szpieg to potrafi, dukat w rękę wsadzi,

Pod chłopca w nocy konia podprowadzi.

Sztuka psa ukraść, wyżła czy ogara,

Charta, brytana, wszakże to psia para;

Ale nim kradniesz, pomyśl co kosztuje
Pies pana tego, co go wychowuje.
Pomyśl, że on ma gust w psiarni dowodnej,
Myślistwo dobre nie zna kuchnie głodnej:
Pomyśl jaką złość czynisz myśliwemu;

Coć jest nie miło nie czyńże bliźniemu.
Wszelka rzecz, która bierze się ukradkiem,

Złodziejstwem trąci czy sztucznem, czy gładkiem;
Grzech z rozmyśleniem karanie pociąga

Wstyd być w regestrze, kto po cudze siąga;
W jednym gatunku chodzą dwa humory:
Jeden co ludzkie nawiedza komory,
Drugim taż sama lakomstwa chęć włada,

Tak się do spichrza, jak do psiarni wkrada.
Ci to być muszą do kradzieży snadni,

Którzy praw Bożych znać nie chcą: nie kradnij,
Uniwersalnie tego zakazano,

By żadnej rzeczy cudzej nie żądano.
Ztąd prawo, kłótnia, najazd, pojedynek:

Zważ wiele szkodzi jeden zły uczynek?
Boga rozgniewać, przyjaciela stracić,

Rzecz źle nabyła nie może zbogacić.

Zły obyczaj i pełen niedyskrecyi w Polszcze po cudzych źle dziedzicznych polować polach, zwłaszcza w granicach tego, który sam myśliwy.

I to się nazwać grzeczność nie może,

Kogo myśliwskie prowadzą podróże
Na cudze pola, w bór, knieje, przesmyki:
Manowcem jeżdżąc, zjechał z polityki.
Pan włości swoich z kosztem chowa złaje,
Będąc myśliwym i prosi i łaje,
Żeby przynajmniej nie pod jego nosem,

Psa goniącego zwierza słyszał głosem.

Zważ samą słuszność miły Akteonie,

Jakbyś go przyjął, ktoby w twojej stronie.
Plondrował lasy, trąbil blisko uszu:

Podniósłbyś rogów w pysznym geniuszu.
Tak dziedzicowi serce się rozpuka,

Kiedy przychodzień w gruntach jego szuka,

Jakby co zgubił, posponując panem,

Tłucze zwierzynę objętą parkanem.

Jabym radziła, kogo chęć gorąca

Myśliwym czyni, szczwać sarnę, zająca,
Na swych zagonach. Niech się każdy cieszy

Swoją własnością, a tak nikt nie zgrzeszy.

Zły obyczaj w Polszcze, kiedy najzacniejsza dama przeląkłszy się czego, szpetne ma przysłowie, które jej stan, modestyą i manierę szpeci.

Już od lat wielu moda do nas wpadła
Że damy nowe mają abecadła,

Których jeśli się od dzieciństwa uczą,

Wstyd przyzwoity z swoją szkodą bruczą.

I jam się kiedyś uczyła a, b, c.

Lecz nie pamiętam, żeby tak dalece,

Z reguł, zwyczaju odstępować miała,

Wprzód k niźli a w początkach czytała.

W tym wieku insza alfabetu szkoła,

Damę mysz strwoży, ona: k zawoła;
Cóż za ratunek ma być w tej literze,

Chyba policzek dać dobrej manierze.
Proszę was damy, porzućcież przysłowie

Co jest ohydą każdej białogłowie;
Mnie aż pod serce podpierają kolki

Gdy szpetne rzeczy w ustach noszą Polki.

WARSZAWSKI

NA

R. P. 1765.

Liczbę LXXVIII. potarkufzowych Kartek w fobie

ZAWIERAIACY.

Difcite iuftitiam MONITI, nec tem•

nite Druos.

W WARSZAWIE
w Drukarni Mitzlero wfkiey.

Pierwszy numer Monitora wyszedł za pozwoleniem Starszych w Warszawie w Drukarni Mitzlerowskiej roku 1765 dnia 23 marca". Numer ten był rodzajem przedmowy, wstępu. Wydawca jego ks. Franciszek Bohomolec zapowiadał: „osięgnąć zechcę w biegu pisma tego, nietylko co polepszenia się Rządów i natury onych tykać może, ale cokolwiek czerpając w źródłach moralności, nauk, obyczajności, weseląc oświecać i umysłom do rozszerzania się pole dać może“.

I dotrzymał ks. Bohomolec słowa. Przez lat 19 Monitor „rozum weseląc oświecał", aż zgasł ze śmiercią swego założyciela (ks. Bohomolec zmarł 23 marca 1784 r. w 19-stą rocznicę wyjścia pierwszego Nru Monitora). Zgasł, ale pozostał w literaturze jako jeden z najciekawszych jej pomników z epoki stanisławowskiej. Ze czcią przegląda się dziś jego

karty, z niezwykłem zadowoleniem widzi się ile rozumu i zdrowego rozsądku, ile miłości dobra powszechnego było w tych głowach i sercach, których Monitor był reprezentantem.

Nie było prawie jednej materyi", którejby Monitor nie poruszył. Chłostał każdą wadę narodową i obyczajową. Rozumnie radził w sprawach politycznych i ustroju społecznego. Nie uchodził jego uwagi handel i przemysł, podnosił głos za miastami i mieszczanami, w obronie ludu stawał z całym zapałem, stawiał projekt oczynszowania poddanych. Możnaby z niego wybrać po całym tomie rzeczy poświęconych sprawom sądownictwa, wychowania, szkolnictwa i literatury. A we wszystkiem prawie był tak szczerze rozumny i postępowy, że jeszcze dzisiaj politykom, statystom, publicystom, pedagogom naszym, za niejedną jego złotą radą iśćby należało. Nie ulega też wątpliwości, że przygotowywał on świetnie grunt pod reformę, której wyrazem była ustawa 1791 r.

Złąd znaczenie Monitora wielorakie. Ma on prawo mieć kartę nietylko w historyi piśmiennictwa, ale i w dziejach narodowych. Jako zaś źródło do historyi obyczajów jest wprost nieoceniony. I słusznie też już po roku wydawnictwa mógł ks. Bohomolec położyć z tyłu karty tytułowej (której podobiznę dajemy) czterowiersz:

Narodowi zostawić swemu bardziej drogi

Depozyt nie mógł nad te Monitor przestrogi.

Nie zazdrości swych skarbów, owszem ta jest czysta
Myśl jego: niech z nich Polski czytelnik korzysta.

Monitor wychodził z początku co tydzień i kosztował „pół szóstaka“. Ale już po wyjściu sześciu numerów zawiadamiał wydawca, że „Monitor dwa razy w tydzień wychodzić będzie we śrzodę y w Niedzielę“. Każdy numer składał się z 4 kartek w formacie nieco większym niż dzisiejsza 16-ka. Rodzaj druku stosował się do rozmiarów rękopisu: jeżeli zwykły druk nie mógł objąć całości manuskryptu, to koniec

« PoprzedniaDalej »