Obrazy na stronie
PDF
ePub
[graphic][merged small][merged small]

Wróble i kościół.

Stał kędyś kościół drewniany;

Tysiące wróblów w nim swe gniazdo miało.
Proboszczowi się zachciało,
Żeby był reparowany.

Strach około naszych ptaków,
Wypędzono nieboraków.

Gdy wszystko było gotowo,

I swą robotę skończył ksiądz pleban gorliwy,

Przyleciał rój świegotliwy

Szukać mieszkania na nowo.

Wszystkie dziury załatane,

Wróble nie miały gdzie siedzieć.

') Najdowcipniejsze utwory Węgierskiego opuszczamy, bo lubo znaj dują się one w każdem pism jego wydaniu, aż do ostatniego najlepszego wydania Estreichera - to mogliby się niemi zgorszyć nasi siwi i łysi moraliści.

[blocks in formation]

Scribimus indocti doctique poemata passim. Horat.

Moi wielce mościwi bracia i panowie!

(Boć to i u Was państwo czasem w pustej głowie),
Różnego stanu, wieku, nauki, poeci.
Bękarty, czyli prawe Apollina dzieci!

Posłuchajcie, wszak słuchać nigdy nie zawadzi,
Jeśli co kto dobrego z przyjaciół poradzi.
Niegodnym współczeladnik jest waszego cechu,
Pisałem, nie uszedłem pochwały i śmiechu.
Piszę przecie i pisać jeszcze długo będę.
Nim w rząd dobrych policzon na Parnasie siędę.
Są, którzy już za życia ozdobni laurami,
Jako z dziećmi swojemi postępują z nami,
A bystrym lotem swoim wzniósłszy się wysoko,
Ledwie na liche prace raczą rzucić oko.
Nie będę pochlebnemi, bo mi już obrzydły,
Blagal nieukróconą ich dumę kadzidły,

I żaden mi dotychczas nie zarzuci jeszcze,
Abym miał pochlebstwami podlić dary wieszcze.
Biskupi, kanonicy, świeccy i pijarzy,

Słowem wszyscy, którym się wiersze pisać zdarzy,
Czyńcie jak ja, bazgrajcie, drukujcie co chcecie,
Ale wszystkich bez braku nie chwalcie tak przecie.
Gdziekolwiek się obrócę, w które pójdę strony,
Wszędzie nudnemi rymy jestem zarzucony.
Ten człeka bez sumienia poczciwym być głosi,
Ten przedawcę Ojczyzny w niebiosa wynosi,

Ten, że kto za pieniądze urzędu nabędzie,
Wielbi, i w zasłużonych chce go mieścić rzędzie.
Wiersze piszą, byleby czyje imieniny.

Wiersze znowu byleby czyje urodziny,

Jeszcze wiersze, byle by kto sprzykrzywszy w domu,
Ślubował przy ołtarzu kaci wiedzą komu.

Jęczą prasy i biedni drukarze się pocą,
Głupie się mózgowice ledwie nie przewrócą;
Obiecują ojczyźnie poprawę złej doli,
Dlaczego? że się żeni jakiś pan podstoli,

Oto nieszczęścia wszystkie z Ojczyzny wystraszy
Żeniący się z sędzianką jakiś pan podczaszy.
Niech który mąż w chwalebnym zapale w łożnicy
Dziecko zbuduje, godne swojej połowicy,

I ta je, przez miesięcy dziewięć odtąd chora,
Na świat wyda z pomocą baby lub doktora:
Już hałas na Parnasie, nie śpią puste głowy,
Cel rymom jest dla wszystkich pochlebców gotowy:
Jeżeli syn, to będzie Aleksander pewnie,

Że się nie chciał urodzić prędzej, płaczą rzewnie;
Byłby niechybnie przez swe męztwo i swe dzieła
Obronił to, co obca przemoc Polsce wzięła,
Lecz i tak nieomylne powzięli nadzieje,
Že nam z jego pomocą szczęście zajaśnieje.
Jeśli córka, to będzie Lukrecya czysta,
I z jej to ułożenia już rzecz oczywista.
Każdy to przepowiada, a żadnemu przecie
Nie zdarzyło się zgadnąć dotychczas poecie.

Co dzień to w rymach waszych nadzieja nas krzepi,
Że ma być kraj szczęśliwszy, że nam ma być lepiej;
Co dzień się ludzie rodzą i co dzień się żenią,
Losy nasze bynajmniej w lepsze się nie mienią.
Dajcie pokój, gdy się wam nigdy nic nie iści,
Nie mając zwłaszcza żadnej z tych proroctw korzyści.

Podział czułego z młodym.

W jednem stołecznem mieście

Mieszkała pewna dama niezmiernej urody.

Z pięknem ją urodzeniem wiek zaszczycał młody I inne chluby niewieście:

Niełatwa umizgów sztuka,

Wzrok, kibić, grzeczność, nauka;
Takie dary i przymioty

Nie jednemu z młodzików w oczy uderzyły.
Nie każdy był jednak miły,

Choć się jej podobania dosyć miały ochoty.
Pomiędzy tą liczną zgrają

Letnich, młodzianów i pustych fircyków,
Najwierniejszy z miłośników,
Jakiego żadne romanse nie mają,
Czuły i tkliwy,
Powiadano, że cnotliwy,
Czuć go na milę miłością,

Bez przestanku łaził za imością;
Ustawicznie wzdychal, szlochał,
Powiadał jej, że ją kochał,

I powtarzaniem własnej czułości,

Tak ja nudził, tak swędził,
Ze ją był prawie wynędził,

I zaledwie ze skórą zostawił jej kości.
Wszyscy się litowali nad tą damą młodą:
Szczęściem się chłopiec natrafił raźniejszy
I do miłości zdatniejszy,
Który zdjęły jej urodą

Zaczął jej nadskakiwać i szeptać do ucha.
Choć to do rzeczy nie było,

Młodość młodości łatwiej jednak słucha,

Z równym się rozumieć miło.

Nakoniec, po staraniach dziełu przyzwoitych

I trudnościach w nich zażytych,

Dopiął swego mój młodzieniec;

I właśnie, gdy zwycięzki kładł na głowę wieniec,
I pieścił się z najmilszą zdobyczą swych trudów,
Przez przypadek nieszczęśliwy

Nadszedł na to Lubon tkliwy,

I stał się widzem tych cudów.

Nieba! zawołał, i ty jasne słońce! Księżycu! co oświecasz zdradne niewierności, Wy świadkowie mych czułości.

Gwiazdy świetne, nocy gońce!

Przestańcie świecić, przykra mi jest światłość wasza,
Wzrok mój mocy jej nie znasza.

Róże! coście czułości ozdabiały czoło,
Możecie już więdnąć sobie,

Po tak nielitościwej na mą tkliwość próbie

Patrzeć już na was nie mogę wesoło“. Nie skarż się, rzecze mu przyjemnie Piękna dama, na której niewierność narzekał: Czyniłam co było ze mnie,

Abyś na twą szczęśliwość nie czekał.

Coś dziś widział, gorszyć się z tego nie masz prawa.
Na obu jestem łaskawa

I nagrodę za miłość waszą dzielić muszę:
Jemum ciało już dala, tobie daję duszę“.

Nagrobek Bielawskiemu.

(położony za życia).

Tu leży Bielawski, szanujcie tę ciszę,
Bo jak się obudzi, komedyą napisze.

« PoprzedniaDalej »