Ogon węgorzy w ręku, wietrznik na stodole, Bocian lata miłośnik, słodki kwas w rosole. Ni ciepły, ani zimny; na dzień kilka razy Odmienia się, jak owe u Włochów obrazy. Co mu głowę wywrócisz, to twarz zawsze ina, Gdzie była pierwej broda, tam leży czupryna. Chwalca cnoty, u kogo tuczne sosy zjada; Jutro nań u innego stołu opak gada. Rękę ściska, gazetne w ucho baśni kładnie; Maca, aż co z języka biednemu wypadnie. A z tem lecąc pędziwiatr od kąta do kąta, Mniemanem przyjacielstwem serca ludzkie pląta. Potrząsa charakterem, jak żyd starym fantem; Wczoraj był rojalistą, dziś republikantem. Słowa mu na dwór ciekły, jako z pełnej beczki; Dziś chwali: jezuickiej chce mu się wioseczki. Napisal panegiryk; a gdy się zawiedzie,
Krzyknie: „nie masz tu zasług!" i do Włoch pojedzie. Mily Chamaleonie! coć do jednej skóry
Lgnie kolor czarny z białym, z granatowym bury; Bądź mi nieprzyjacielem oczewistym raczej, Nie będę patrzał na cię, ni trzymał inaczej. Nie podlewaj mi cukrem mąki na pół plewnej: Lepszy nad słodką zdradę nieprzyjaciel pewny. Lepsze nad obustronny ołów stalne harty: Wpadłem w dom słomą kryty, minąłem otwarty. Idź z Bogiem zwodna masko, a daj miejsce drugiéj. Owoż jedzie madama Romelskiemi cugi;
L'abbé siedzi na przedzie, na bal musi spieszyć: Właśnie w szczęśliwym kraju jest się z czego cieszyć! Dzięki tobie, płci słodka! że nie czujem przecie, Jako nas z każdej strony los przeciwny gniecie. Śmiech serca opanowal Sardoński: przy zgonie Cieszym się; brzęczy mucha, kiedy w miodzie tonie.
Zdjąwszy z berła strach kary i cnoty obronę, Bierzem z niego płochości z nieczulstwem zasłonę: Jakby promień słoneczny mógł blaskiem połudnym Strzelać dzielnie, zakryty chmur płaszczykiem brudnym. Z laski waszej na nowo mamy świat stworzony: Gdy w pierwszej niewinności spólne były żony, Żaden się nie obawiał, że wilk kozy dusi, W cieniu z duszkami swemi leżeli pastusi. Wstyd jest karą sumienia; u nas go nie wiele: Nałóg z występków cnoty porobil modele. Wy nas mądrem bawicie często świegotaniem, Gładząc umysł Sarmacki różnych znajdywaniem Rozrywek i mód przednich; jak piskliwie śpiewać. Kształtne dobrać guziki, raźne szaty wdziewać, Udawać na teatrach; i zwykać powoli,
Že nas zdrajcą, szalbierzem, gnuśnym być nie boli. I tyle czucia mamy na ojczyste zgony, Jak ten, co z teatralnej wychodzi zasłony: Udawszy bajkę obcą, więcej łzy nie kanie;
W równych względach u niego Polska i Trojanie. Już dziś nie słychać kotłów i chrapliwej miedzi; My tańczym, biją w bębny ogromni sąsiedzi. Tam Mars, u nas Wenera, rzadko widzieć, aby Który z młodzi szlachetnej końskie cisnął schaby. Rozpieszczone ciałeczko utłacza karety; Fartuch u niej chorągwią, proporcem kornety. Lecz widzę, że przeczekać tej parady trudno: Napasłeś wzrok i umysł procesyą nudną, Miły Walku! czas siodłać konie, a do domu
Spieszyć dla siania hreczki, choć dyabeł wie, komu.
Miłość się ludzka na nadziei wspiera. Ochota rośnie, kiedy zysk odbiera. Powagę panów utrzymuje władza. Miałkość dowcipu roztropność nagradza. Kredyt od cnoty zawisł, a ufności Żaden nie zjedna sobie bez wierności. Chceszli mieć zdrowie, żyj z pomiarkowaniem. Dowcip się krzepi ukontentowaniem.
Dowcipu sama łatwość jest początkiem;
Chcesz ją otrzymać, czyń wszystko porządkiem.
Więcej płeć białą zdaniem mem zaszczyca Wdzięk przyrodzony, niźli piękność lica; Większe pisarzów o wybór staranie Słów niźli rzeczy, podlega naganie. Kto chce zupełnie być uszczęśliwionym, Więcej poczciwym ma być, niż uczonym. Więcej przyjaciół, niźli miłośników; Więcej niech ma cnót, niż umie języków. Więcej niech będzie zdrów, niźli bogaty. Więcej o pokój dba, niż o intraty.
Mały folwarczek nie dłużny nikomu; Mały ogródek, mały stolik w domu, Mały a rzeźki chłopiec do posługi, Mały koniczek i jeden i drugi;
Mały sąsiadów poczet, a poczciwy.
Gdy to mam wszystko, prawdziwiem szczęśliwy!
KSIĘGI HUMORU POLSKIEGO. T. II.
Lubię się ogrzać, nim zima przeminie, W małej izdebce, przy małym kominie. Lubię też bywać na takim obiedzie, Kiedy nas kilku przyjaciół się zjedzie; Gdy jemy smaczno z małego półmiska; Gdy stare winko z małych flasz wytryska.
Z takowej mowy to się więc dowodzi, Że wszystko, co jest nadto, człeku szkodzi. Małeć to słówko, lecz każdy obaczy, Jakoć jest mądre i jak wiele znaczy. Nadto spoczynku moc osłabia duszy; Nadto hałasów, często ją ogłuszy. Nadto obrotów, cudze drze szkatuły; Nadto spokojny, gnuśny i nieczuły. Nadto kochania często rozum miesza; Nadto lekarskich proszków śmierć przyspiesza.. Nadto subtelny dowcip oszukiwa;
Nadto surowy pan tyranem bywa.
Nadto skrzętności lakomstwem się zowie;
Nadto odważni często zuchwalcowie. Nadto dóbr, ciężar wielki; a kto liczy Nadto honorów, ma stan niewolniczy. Nadto rozkoszy lacno w grób wprawuje; Nadto rozumu często rozum psuje. Nadto ufności w zgubę nas wprowadza; Nadto otwarte serce siebie zdradza. Nadto obietnic rzadko się uiści. Nadto kto zbiera, nigdy nie zkorzyści. Nadto mówiący zawsze się wygada. Nadto żartować z kogo, pewna zwada. Nadto powagi, hardości jest znakiem; Nadto gdyś dobry, nazwą cię prostakiem.
Nadto ulegać komu, poniżenie; Nadto wykwintów czynić, obrzydzenie.
Ale to Nadto jeśli się okryśli Prawem rozumu, pójdą rzeczy k'myśli; Wszystko się dzieje źle z użycia złego, Wszystko zawisło czasem od niczego. Nie gardź tem niczem; często bowiem bywa, Że wiele dzikich rzeczy stąd wypływa. Sprawa u sądu, wojna i kochanie, Często z nic nagłej podlega odmianie. Jednem nic, pierwszym u dworu kredytem Zaszczycon będziesz, i dam faworytem. Jedno nic skryte objawi przymioty. Jedno nic w mózgu zrobi kołowroty. Jednem nic czasem dostaniesz pieniędzy, Jednem nic z pana będziesz w ciężkiej nędzy. Jedno nic żądze przywodzi do skutku; Jedno nic gdy się lękasz, przyda smutku. I twój, Amorku, ogień trwać nie umie! Jedno go wznieci, jedno nic zatłumie.
Pieśń ciarlatańska. Na jarmarku.
O cuda, cuda! o śliczne cuda!
Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.
W tej maluśkiej skrzyneczce, co ma świat obszerny Najciekawszego, zawarł rzemieślnik misterny. Tu wszystkie rzeczy nowe, a kto spojrzy na nie, Z podziwieniem zawoła: cuda mości panie!
O cuda, cuda! o śliczne cuda!
Kto ma pieniążki, niechaj je tu da.
Tyś pierwszy dał pieniądze w zielonym kontuszu, Niewiem, czy panie Pietrze, czyli Mateuszu:
« PoprzedniaDalej » |