Obrazy na stronie
PDF
ePub

Lecz złośliwa natura do tego nas wiedzie,
Cudze piszem na głazie, a swoje na ledzie.
I pan i hajduk broi, pan i hajduk pije,
Pan i hajduk niewinnie człowieka pobije;
Równe obu występki: pana nikt nie sfuka,
A pachołcy przy kozie opiorą hajduka.

Każdy sobie pochlebia, każdy mądrym sobie.
Spytałem raz łakomcy: „mily panie Jobie,
Jakiż to, proszę, sposób życia u waszeci?
Nigdy się w domu jego kuchnia nie oświeci;
Trzemaś chatę przed gościem obwarował płoty!
Czy piątek, czy niedziela, na stole suchoty.
Chleb jadasz za pieczyste, rzodkiew za selery,
A pod pomostem dyszą krzyżowe talery.
Gdyby się każdy człowiek z tą naturą rodził,
Jużby dawno świat z torbą między dziady chodził.
Dyabel to po twej śmierci pewnie powyciąga,

A zły synal na pogrzeb nie da i szeląga“.

[ocr errors]

Milcz, odpowie mi, głupcze! niechaj z głodu więdnę,

Wolę prowadzić życie mądre i oszczędne.

U mnie wszystko w pieniądzach; ja gdy patrzę na nie,
I za dobrą mi suknią i za obiad stanie".

Mówiłem raz drugiemu: „mój paneczku młody,
Żal mi, że tak ojcowskie marnujesz dochody.
Całyś dwór pochlebcami i błazny osadził,
Aby z nich każdy tylko o swem dobru radził;
A okleśniwszy pańską z pieniędzy kożicę,
Uszedł bez opowiedzi zdrajca za granicę.
Do czego się przydadzą te złote karytki,
Te w strojach i napojach niesłychane zbytki?
Na które obarczony ciężkim kmiotek pługiem,
Gmerze w roli do znoju pod groźnym kańczugiem,
Aby co on w ostatnim przysporzy ucisku,

Zjadał nikczemny próżniak na jednym półmisku“.

Chciałem mu coś przytoczyć o jego pradziadu.
Lecz mię on „głupcem" chlusnął przez łeb bez układu.
Więc z takową od kilku odszedłszy odprawą,
Że ja sam, com to mówił, mam głowę dziurawą:
Będęż łajał wzajemnie: a czytelnik baczny
Niech osądzi, jeżelim w zdaniu mym opaczny.
Głupi, kto się bez serca i bez sił junaczy,
Kto języka nie umie, a książki tłómaczy,
Kto dobiera nie podług stanu swego żony,
Bo albo sam gryźć musi, albo być gryziony;
Kto z kości zysku szuka, z kart fortunę kleci,
Bo co mu z wiatrem przyszło, to z wiatrem uleci;
Głupi, kto chce mieć kredyt przez same wykręty,
Komu huczno w czuprynie, chociaż zimno w pięty.
Głupi, kto z wydatkami przychodu nie mierzy.
Kto się lada czem trwoży, lada czemu wierzy,
Kto kupuje na kredyt; a podobno i ty
Kupcze, co gołyszowi dajesz na kredyty.
Głupi, który po szkodzie żałuje utraty,
Który wyśmiardle babsko bierze dla intraty.
Głupi, kto się bez głowy w sprawy główne wtrąci,
Bo je miasto porady bardziej jeszcze zmąci,

Kto się na kredytora swojego komosi,
Że go albo o procent, lub o sumę prosi,

Kto formuje projekty tylko na papierze,
Kto nie kończy roboty, gdy ją przedsiębierze,
Kto ścisłą poufałość zabiera z nierównym,
Kto z księgi gospodarzem, ze szkoły wymownym,
Kto się nie tem, do czego urodził, rad bawi,
Kto wtenczas prawdę mówi, kiedy nie poprawi,
Kto na gminu prostego gadania uważa,

Kto się o lada słówko i żarcik uraża,

Kto..... lecz mi już i karty do pisma nie staje:
A podobno z poboczy słyszę, że ktoś łaje.

KSIĘGI HUMORU POLSKIEGO. T. 11.

13

Wybaczcie mi, panowie! jeśli dalej troche Uniosły mię do rymów chęci wiatropłoche. Zwyczajna to poetom i muzykom wada: Jeden czasem gra nadto, drugi nadto gada.

Chudy literat.

Któż się nad tem zadziwi, że wiek jeszcze głupi?
Rzadko kto czyta księgi, rzadko je kto kupi.

A cóż to mój uczonochudy mości panie?
Już to temu dwa roki, jak w jednym żupanie
I w jednej kurcie widzę literackie boki!
Sława twoja okryła ziemię i obłoki,

Że cię miały w kolebce Muzy mlekiem poić,
A z niej, widzę, że trudno i sukni wykroić.
Nie pytam, jak tam twój stół i mieszkanie ma się?
Podobno przy gnojowym blisko gdzieś Parnasie,
Apollo ci swym duchem czczy żołądek puszy,
Szeląga nie masz w wacku, a długów po uszy.
Z tem wszystkiem, pod pismami twemi prasy jęczą,
Ledwo cię pochwałami ludzie nie zamęczą,
Żeś ozdoba narodu, pszczółka pełna plonu
Cukrowego, pieszczota, oczko Helikonu,
Kwiatek, perła, kanarek, słońce Polskiej ziemi.
„Przestań mię, miły bracie, szarpać żarty swemi.
Mam dosyć ukarania; wszystkom stracił marnie,
Żem się na mecenasy spuścił i drukarnie.
Te ostatni grosz za druk z kalety wygonią,
Tamci dość nagrodzili, kiedy się pokłonią.

Nie pokupny dziś rozum; trzeba wszystko strawić,
Kto go chce na papierze przed światem objawić.
Pełno skarg, że się gnuśny Polak pisać leni,
A niemasz ktoby ściągnął rękę do kieszeni.

Nie masz owych skutecznych ze złota pobudek;
Więcej szalbierz zyskuje, albo lada dudek,
Co pankom nadskakiwa, lub co śmiesznie powié,
Bo on za swe rzemiosło podarunki łowi.
A ty biedny swe pisma, opłaciwszy druki,
Albo spal, albo rozdaj gdzie między nieuki;
Żeby z nich mogła imość, gdy przyjedzie Jacek
Ze szkoły, czem podłożyć z rodzenkami placek.
Wolałbym się był lepiej bawić maryaszem.
Chodziłbym, jak pan Pamfil z oprawnym pałaszem;
Kolpak by mi łysinę soboli nakrywał,

A ryś z pod brandenbury bujny połyskiwał.
To mi to kunszt zyskowny: często w jednej chwili
Człowiek się pod pieniędzmi ledwo nie uchyli;
A czego ni wypisze przez rok, ni wyczyta,
Jedna mu da fortunę w kartach faworyta.
Mój zaś bożek Apollo za usługi krwawe,
Dal mi w nagrodę szkapsko, Pegaza, włogawe;
Który nie z jednym pono, jak się często zdarza,
Na popas do świętego zabłądził Łazarza.
Ostatnie to rzemiosło, co prócz sławy kęsa,
Nic nie daje autorom: ni chleba, ni mięsa,
I żyć każe sposobem prawdziwie uczonem:
Wodę łykać, a wiatrem żyć z Chamaleonem.

Gdybyć to kupowano księgi, toby przecie
Człowiek jaką łachmanę zawiesił na grzbiecie.
Każdy chce darmo zyskać; jużbym mu ustąpił
Rozumu, byle tylko za papier nie skąpił.
Lecz w naszym kraju jeszcze ten dzień nie zawitał,
Żeby kto w domu pisma pożyteczne czytał.

Jeden drugiego gani, że czas darmo trawi.

Mówi szlachcic: „czemu ksiądz księgą się nie bawi? Jemu każe powinność na to się wysilać,

By nauką i pismem zdrowem lud zasilać;

Jemu za chleb w Ojczyźnie prędszy i obfity,
Tą posługą zawdzięczać rzeczypospolitej.

Alboż mu to o żonce z dziećmi myślić trzeba?“....
A ksiądz: „toć szlachcic sobie sam nie robi chleba.
Sto pługów na jednego pasibrzucha ryje;

Pewnie się on za dobro pospolite bije?

Nie uziębnie na mrozie, na deszczu nie zmoknie:
Siedzi w zimie przy ogniu, a w lecie przy oknie,
Gadając z panem żydem, kto w karczmie nocowal,
Wiele śledzi wyprzedał, wódki wyszynkowal.
Mógłby też co przeczytać, a z odętym pyskiem
Nie być tylko szlachcicem herbem i nazwiskiem.
Osobliwie, że mu się nie chce panem bratem
Być prostym, ale posłem albo deputatem.
Nie pięknie to, że sędzia nie zna prawa wcale,
Chociaż jaśnie wielmożnym bywa w trybunale:
Ani ów poseł z wielką przyjeżdża zaletą,
Co tylko na podatki głośne ryknie Veto.
Nie straszny też to u mnie taki podkomorzy,
Co na hipotenuzę wielki pysk otworzy;
A co ma sprzeczne z sobą rozmierzać granice,
Ledwie zna nieboraczek cerkiel i tablice".

Tak się oni spierają; po staremu przecie,
I ten i ów nie wiedzą nic o bożym świecie.
Każdy mówi, iż nie ma czasu do czytania,
Każdy się swą zabawą od książki zasłania:

Chłop ma co robić w polu, a rzemieślnik w mieście, Mnich zabawny swym chórem, lub chodzi po kweście. Ksiądz: „lecz ja nie chcę z takim państwem mieć poswarki*. Kupiec łokcia pilnuje, lub zwiedza jarmarki;

Palestrant gmerze w kartach, co je strzygą mole;

Szlachcic pali tabakę, lub łyka przy stole;

Dworaczek piętą wierci; żołnierz myśli, kędy

Karmnik z wieprzem, sér w koszu, a z kurami grzędy.

« PoprzedniaDalej »