Poznał frantowstwo pan; „domyślny ośle, Już cię, rzekł, z solą więcej ja nie poślę". Naladował go wańtuchami z wełną,
Której na grzbiecie aż nad uszy pełno. Osieł mniemając, że się z wełną stanie, Co z solą, znawia swoje pokładanie. Aleć gdy z wody z swym ciężarem wstaje Daleko większy na grzbiecie doznaje,
Bo się ta wełna tak wody napiła, Że franta osła o ziemię zwaliła.
Osiel na rozum bierze w dobrej radzie
I już się więcej w tej wodzie nie kładzie.
O jakiś mędrszy, ośle przyjacielu
Nad siła ludzi i nad mędrców wielu; Co ich przypadki, ni swoje przykłady Do lepszej nigdy nie przywiodą rady. Ztąd chłop ów mówił, napiwszy się z rana: Mędrsza kobyła jest od mego Pana, Co raz ulgnęła w błocie, aż po szyję, Za co ją tylko ja raz kijem biję, Zawsze ominie fatalną kałużę.
A mój pan choć go plagi nieraz duże U mojej żony w pociemku potkały, Przecię się wraca w zaloty zuchwały".
Baba w nowym kożuchu.
Pomiędzy bajki historye miszać, Gdy co lepszego nie trafi się pisać, I mnie się godzi. Otóż tedy baba, Tak na rozumie, tak na ciele słaba, Kożuszek nowy raz sprawiła sobie, I nie chodziła w tej nowej ozdobie.
KSIĘGI HUMORU POLSKIEGO. T. II.
Aż go chowała od wielkiego święta, Dopiero była w on czas suknia wzięta. Nieszpór śpiewano na ów czas w kościele, (I na nieszporze ludzi jest nie wiele) Tak się trafiło, że zaczęto śpiewać Magnificat, gdy każdy się dobywać
Zwykł w ławce wstawać. Baba wtedy wchodzi, I głupia sobie te myśli rozwodzi: Pewnie dla mego kożucha ci wstają, I mojej nowej sukni honor dają. Więc od jednego do drugiego idzie, I niby przy swym tak mówiła wstydzie: „Siedź Waszeć, tylkoć ten kożuch kosztuje Złotych kilkoro". Każdy się dziwuje, Każdy się śmieje. -Tak będą i z ciebie Kiedy nad zamiar będziesz nosił siebie.
Błazen przedający mądrość.
Blazen to jeden, nie jeden na świecie, Ale ten jeden, co był mądry przecie, Ten tedy blazen był to z błaznów owych Dworskich, chowanych, pańskich i domowych; Któremu uszło czy kogo połajal,
Czy mądrze mówił, czy też głupie bajał. Mądrzy się strzegli, głupi z nim biegali, Uciecha była gdy co oberwali.
Temu raz koncept taki w głowę przyszedł, Že na ulicę i na rynek wyszedł:
Wrzeszcząc jak woźny: słuchajcie Panowie, Oto ja, choć mi źle, jak wiecie, w głowie: Mądrość przedaję, a kto nie jest głupi, Tanio odemnie za pieniądze kupi".
Zbiegli się ludzie, choć go dobrze znali Jak na nowo mu się przypatrywali. Z nich odważniejszy, a najgłupszy pono, Jak na rzecz pewną, już i doświadczoną, O mądrość z błaznem pieniędzmi handluje, Na kilka groszy swój targ konkluduje, Które skoro wziął, wyciął mu policzek, Aż się mu ze sto rozświeciło świczek, A potym sznurek, na dwa łokcie długi Dal blazen, swoje oddawszy usługi.
Wszyscy w śmiech; ktoby nie śmiał się w rozkoszy Że on policzek kupił za trzy groszy. Skonfundowany idzie do mędrszego, Jako lekeya od błazna owego:
Powrózek znaczy, abyś błazna zdala Stal, mijał, strzegł się, bo albo ukala, Albo uderzy".
Tak jest nie inaczy,
Dobrze też o tym mówią i Polacy: Nie ciągnij nigdy psa za ogon, bo cie
Pewnie ukąsi, a Blazen wyszpocie.
Skargi kilku dam w spólnej kompanii dla jakich racyj z mężami swymi żyć nie chcą.
W pewnym ogrodzie pomiędzy szpalery, W czas ranny chodząc szeptalam pacierze, Słucham ciekawie, że jakieś afery
Sekretne mają damy przy kwaterze. Siedząc na darniu w figurę kanapy Coraz z tabakier zażywają rapy.
Nadstawiam ucha przez grabiny gęste, Liście mnie swoim zasłoniły cieniem
Widzę łzy z oczu a wzdychania częste Uważam i mam litość nad stworzeniem Plci mojej, ledwie wraz z niemi nie kwilę, Nie wiedząc, że to płaczą krokodyle.
Pierwsza zaczyna żal do męża prawić: Że jak smok siedzi na łańcuchu w domu, „Nie dba, bym się czem miała zabawić, „Sługi nie pytaj, zagrać nie masz komu, Ani takiego, żeby mnie zrozumiał, ,W mądrych dyskursach rezonować umiał.
Jakże tu mieszkać z takim domatorem, ,Co tylko wołom karmnym krzyżów maca, Zboże na targi wyprawuje worem, ,Prostych to osób z taką zrzędą praca.
„Kawy w mym domu nie znajdziesz trzech ziarnek;
Piwa mi z serem każe zagrzać garnek“.
Druga głos bierze: „ach miła sąsiadko!
Więcej ja cierpię z moim skąpcem męki; Kaszki na wieczór nagotuje rzadko,
Kluczy z za pasa nie da mi do ręki.
,Muszek, wstęg, szpilek, z marsem kiedy kupi, Jak z nim żyć kiedy i skąpy i głupi!"
Od trzeciej skarga zachodzi osoby Mówiąc: „fraszka to, godna śmiechu sprawa Mnieby zapłakać, gdy nie znam co roby 1), „Sejmów nie widzę, nie wiem gdzie Warszawa, ,Choćby mi boków naszturgano w ciżbie „Bylem raz była w senatorskiej izbie.
« PoprzedniaDalej » |