Obrazy na stronie
PDF
ePub

Bartek. Carci ich tam wiedzą. Pokręcili się gdzieś sukając jakiegoś dyabla.

Jaga. Dyć to już wiemy. Ale kogo oni u kata tak sukają.
Bartek. Mówią ze niejakiegoś Banitora.

Waurek. Banitora? Nie słychać ci tu nigdzie w nasej okolicy o takim cleku.

Jaga. Cóz to ten Banitor? Ślachcic?

Bartek. Dyabla on ślachcic. Musi być cudzoziemiec, bo Pan powiedał, ze się nie dawno w Polsce zjawił.

Waurek. O gdybyz go zachwycili, a dobre mu katankę wyprali bo to ci cudzoziemcy bez figla ani stąpią. Musiał on nasym panom kurtę skroić, ze tak na niego catują.

Bartek. Powiedają, ze plotki robił po Polsce i kazdemu dopiekł. Wszytka ślachta, co się na jarmark zjechała, pobiegła ku niemu. Owóz i mastalerz pański tu leci.

SCENA III.

Ciż sami. Wiernicki.

Wiernicki (żywo przychodząc). Hej! panowie! Bądźcie gotowi. Bierzcie, kto co może, kije, drągi, cepy, siekiery. Już przyjechał ten Jegomość, którego nam trzeba, wnet go tu do naszej karczmy przyprowadzą.

Wawrek. A cóz my z nim będziemy robili?

Wiernicki. Potem się dowiecie, tylko bądźcie gotowi. Bartek. Abo to mało ślachty i bez nas? Na jednego mizeraka taka éma!

Wiernicki. Ale bo to ma być człowieczek z główką! Oni się boją, aby ich nie oszukał.

SCENA IV.

Ciż sami. Umizgalska. Modnicka.

-

Wymyślnicka.

Umizgalska. A cóż? czy złapali już Monitora?

Wiernicki. Już on tu przyjechal. Ma popasywać w tamtej karczmie.

Modnicka. Cóż myślą z nim czynić?

Wiernicki. Panowie nie mogą się zgodzić. J. P. Staruszkiewicz i J. P. Hajdamakiewicz, chcą gwałtem go wziąć i tu przyprowadzić. Ale J. P. Pieniacki nie radzi mu gwałtu czynić. Mówi, że teraz za to mocno karzą. Życzy, żeby go tu raczej dobrym sposobem zaprosić i oddać do sądu.

Wymyślnicka. Już ci on wart tego, żeby go rozumu nauczono, ale my dla niego tu czas trawimy.

Modnicka. Bez tego nie mamy co tu robić. Jeszcze nigdy tu jarmark nie był tak mizerny. Bielidła nawet dostać nie mogę dobrego.

drogie.

Umizgalska. Jam chciała kornety kupić, ale są bardzo

Modnicka. Ba! i nie modne. Już teraz takich nie używają w Warszawie.

Wymyślnicka. Jam targowała rogówkę, ale nie jest dość

obszerna.

Modnicka. I owszem dość jest obszerna: jam ją widziała; takich właśnie teraz w Warszawie zażywają.

Wymyślnicka. W Warszawie, w Warszawie! jakby to w Warszawie tylko dobry gust panował. Ja jeszcze chcę mieć obszerniejszą, niż są w Warszawie.

Modnicka. Mnie się podobał ów pierścień z brylantami, cośmy go widzieli u owego żyda.

Umizgalska. Prawda, że piękny; życzę kupić.

Modnicka. Jabym go kupiła, ale mąż mi nie chce dać pieniędzy.

Umizgalska. Mąż nie chce dać? I W. M. Pani to cierpisz? Modnicka. On mówi, iż mu pieniądze są potrzebne teraz na woły, na konie.

Umizgalska. To on bardziej dba o woly i konie, niż o W. M. Panią? ach żeby to mój mąż...

[ocr errors]

Wymyślnicka. Musi być wielki z niego parafianin.

Modnicka. Już ci on temu nie winien, ja sama widzę że mu woły i konie są potrzebne teraz, a pieniędzy nie ma nadto zbywających.

Umizgalska. To niech pożyczy gdzie dla W. M. Pani.

Wymyślnicka. Mój w podobnej okoliczności, musiał parę wołów przedać, a dać mi pieniędzy na kupienie tych zauszniczek. Wiernicki (do ludzi na stronie mówi). Mocne mieć musi uszy, które parę wołów dźwigają.

Umizgalska. Owóż i Ichmość sąsiedzi. Dowiemy się o Monitorze.

SCENA V.

Ciż sami. Staruszkiewicz. Pieniacki.

gdzie?

Łakomski.

[blocks in formation]

Wymyślnicka. Witamy W. M. Panów. A cóż, Monitor

Staruszkiewicz. Jest w tamtej karczmie. Chcieliśmy zaraz uderzyć na niego, ale J. P. Pieniacki szkrupuły nam czyni. Pieniacki. Życzę mojej rady słuchać: tutiora sunt eligenda. Hajdamakiewicz. Moja rada, rozsiekać jego.

Staruszkiewicz. Z przeproszeniem W. M. Pana Mci Panie Hajdamakiewicz, na to i ja nie pozwalam. To nazbyt wiele. Takowe akcye nie uchodzą na sucho. Dość nam będzie obić go dobrze, żeby z kwartał jaki poleżał.

Hajdamakiewicz. Co to pomoże takiego człowieka obić? on przyszedłszy do zdrowia, będzie nas znowu opisywał. Otóż tak przynajmniej uczyńmy. Utnijmy mu palec, żeby więcej już pisać nie mógł.

Staruszkiewicz. Co się zda W. M. Panu Mci Panie Ła

komski?

Łakomski. Ja trzymam z J. P. Pieniackim, żeby mu ża

dnego gwałtu nie czynić, bo jak nas zapozwie, to będziemy musieli okrutne grzywny zapłacić.

Staruszkiewicz. I cóż tedy? więc go tak puścimy?

Pieniacki. Moja rada iść z nim via juris. I zapozwać de circumscriptione.

Hajdamakiewicz. Schowaj się W. M. Pan z tem zapozwaniem. To trzeba będzie lat kilka czekać sprawiedliwości. Łakomski. Dobrze mówi J. P. Pieniacki. Niech on nam

raczej grzywny zapłaci, niż my jemu.

Staruszkiewicz. A ja wolę, żeby on mnie zapozywał, niż ja jego. A do tego: dokąd go zapozwiemy? a jeśli on nie zechce stanąć u naszego sądu?

Pieniacki. To najmniejsza, znajdziemy na to sposób. Umizgalska. Ale powiedzcie nam W. M. Panowie, co to jest za człowiek ten Monitor?

Staruszkiewicz. On się nazywa z domu Ochotnicki.
Umizgalska. Ochotnicki to?

Staruszkiewicz. Tak jest.

Umizgalska. To pewnie ten co jeździ po Polsce i szpieguje, a potem donosi do Warszawy.

Wymyślnicka. A mnie mówiono, że to sam Monitor.

Staruszkiewicz. A jużci i on nie co, tylko Monitor. Potrzeba wiedzieć, że to jest banda z kilku złożona, którzy z nas żartują... Ale kto to znowu wchodzi. Ach, to nasz pan Łykaczewski. Wiernicki, idź do tamtej karczmy i daj nam znać, jak J. P. Dziwakiewicz będzie tu szedł z Ochotnickim.

Ciż sami.

SCENA VI.

Lykaczewski (napity).

Pieniacki. Witamy J. P. Łykaczewskiego.

Łykaczewski. Kłaniam moim Dobrodziejom.

Pieniacki. Pewnie i W. M. Pan tu na jarmark.

Łykaczewski. Tak jest. Trzeba mi kupić cośkolwiek.
Staruszkiewicz. Gdzież W. M. Pan tu stanął?

Łykaczewski. Dopierom do tej karczmy zajechał. A i damy tu widzę są nasze.

Umizgalska. Witamy W. M. Pana.

Wymyślnicka. Jak się W. M. Pan masz?

Łykaczewski. Dobrze i wesoło.

Modnicka. My też to widzimy, że W. M. Pan wesoły, cha, cha!

Łykaczewski. Prawda. Spotkałem się z panem Bachusowiczem, moim przyjacielem w karczmie o milę ztąd popasującym i napiłem się z nim. Ale co tu słychać? czy dobry jarmark?

Staruszkiewicz. Jeszcześmy się tu dobrze nie rozpatrzyli. Mamy inszą teraz zabawkę.

ściąga.

Łykaczewski. Cóż to takiego?

Hajdamakiewicz. A podobno i do W. M. Pana to się

Łykaczewski. Ale cóż to?

Hajdamakiewicz. Wszakże i W. M. Pana opisal niegodziwie Monitor.

Łykaczewski. Prawda. Oj gdybym go gdzie złapał.
Staruszkiewicz. A jest on tu.

Łykaczewski. Gdzie? zaraz idę do niego.

Staruszkiewicz. Będzie on tu sam nie bawiąc.

Łykaczewski. Zkądze się u kata on tu wziął.

Starnszkiewicz. Opowiem W. M. Pana rzecz całą. Jadąc tu na jarmark, wstąpiłem do karczmy o mil dwie ztąd leżącej. Patrzę, alić tam ktoś popasuje. Widzę człeka, ale go nie znam. Pytam się ludzi, co to za jeden? mówią mi, iż Ochotnicki.

Łykaczewski. Ach pewnie ten to plotka...

Staruszkiewicz. Proszę dalej słuchać. Pytam się zkąd jedzie? odpowiadają z Warszawy. Dokąd? do Pustkowa na

« PoprzedniaDalej »