Ona sługi, ona cugi, Szkatułą i gumnem: Wszystko za nią jako panią Gdy co każe, warty, straże Pojeźnicy, urzędnicy, Rachunki oddają. Zgoła wszędzie ona będzie, Ty lichoto, nie dbasz o to, Z tej przyczyny, żeś ty z gliny, Ustąpiłeś i podrwiłeś Małżeńskiej zwierzchności. Masz być Brenie, głową żenie, Bo jest z twego członka: Każdy błądzi, kędy rządzi We wszystkiem małżonka. Tak ten zginie w każdym czynie, Radzi Ewa, aby z drzewa Nie wierz damie tej, Adamie, Ewa cię zdradzi duszka. Bywszy w Raju, w ziemskim kraju Tułacześ nieluby, Nie domieści rząd niewieści, Jeno pewnej zguby. Przykład samę Semiramę Masz rzędziochę onę. Co mężowi Minusowi Dość ohydy Danaidy Mężom. uczyniły, Gdy ich w mocy mając, w nocy Nuż Krzystyna zła gadzina, Ryxa jeszcze przed nią; Były obie kłótni sobie Ansą niepoślednią. Państwa dawne, męże sławne Gdy chcą rządzić, muszą błądzić Szanowanie i kochanie Słusznie niechaj mają, Lecz małżonki jako członki Na nieporównany zbytek bankietów polskich. Lub się przecię zostanie co z tego w domu, Ale Polski nie gubi nic jak bankiety, I malwatyckie trunki, wina z Tokaju, Gdy wam nie z indyjskich stół zastawion jatek, By rozmarnować zbiorów dziadowskich fanty, Sta kuchtów rota koło ogniska burzy, Tu garce wrejąc mruczą, sam kotły z miedzi, Skarżą się kuropatwy, źle o kwiczołach, I niewinny zajączek cierpi sztych srogi, Trą miałko jadowite w moździerzach pieprze, Z których potem szczególne za upominki, Z kanaru, co go przysłał Hamburg niebliski, Po wierzchu mis padają cukrowe grady, Patrz tak na komedyi, wlazł kapłon w flaszę, Tu bażant choć zabity, swe rozpościera Nuż w pasztetach mięszaniny. Z serwet w około baszty, lecz gęste wieże, Tam dopiero dość gęste półmiski burzą, Widzą oczy, brzuch szczeka, żołądek mruczy, Gardzi gęba i garło, a smak się kazi, Oczy syte, czcze kiszki, zębu niewolą Wtem niosą staroświeckie z kredensu czary, Z stoletniej Bachus beczki ochotę rości, Ochotnik się uciera, hetman przywodzi, Za nim hajda kto z gości, mąż doświadczony, Ażeby nie czuć razów, to wszyscy krzyczą: Za twe królu, kanclerzu, wodzu z marszałkiem, Tak zdrowia życząc grono uprzejmych braci, Czyli zdrowie jak nurek po pełnych pływa? Rozum w winie się topi, gęste kieliszki W głowie się émi, mózg kręci, lice czerwieni, Mowa i język błądzi, oczy mrugają, Nogi widząc, że głowa, rozum szaleją Brzuch mir garłu wypeda, a z gniewnej chuci, Ten się po ziemi wala, a ci się wadzą, Ten w tańcu wybił rękę, ten z kortezyi Pan dziś wesól, lecz jutro skrobnie się w głowę, Bo grubarze, źli rajcy, nieszczerze radzą, Dziś w arendę wsi pójdą, jutro w zastawy. Potem nie wykupiwszy przestronych włości, Kuchnia skopuł substancyi, i jej ognisko, Zbytek, co twe Polaku tak garło lubi, Ten dawne familie zniszczył i domy, On dziedzictwa wynosi, wnosi ubóstwo, A nadto, o co słusznie Polska go wini, Bo o chlebie Polacy, prawie a wodzie, Zawsze zbytek rozprasza, skromność gromadzi. Dziatki, działki, trzeba miarą. |