Obrazy na stronie
PDF
ePub

Tym dodają regały, tym pomort pobutty,

Tym co raz na puzanie grają póki póty.
Ale niemasz nad nasze z krzywym rogiem dudy,
Bo te może mieć zawżdy i pachołek chudy;
Aż kto przyjdzie i powie, że się tam zbijają,

Młodszy skoczą na widok, starszy dopijają,
Mówiąc, że nam nie nowe w pudłach te gonitwy,
Lepsze piwo za stołem w pokoju bez bitwy.
Włym po parze panienki wszedłszy się ukłonią
I wiodą rej, ująwszy jedna drugą dłonią,

Aż wywabią wesołe z za stoła młodzieńce,

A ci z niemi tańcują chędogo o wieńce; Potym Cenar z gonionym", niż wieczerze dadzą, Do której między sobą naprzód je posadzą. A gdy koniec półmisków, zymą i obrusy,

Znowu bąk z miejsca swego młodzików poruszy. Z których każdy do swojej ochotnie pośpieszy, Żeby zaś ponowili wszyscy taniec pieszy.

A po długiej kurzawie astrychy skropiwszy,

I kufla dwuuchowego dwa do dwu dopiwszy, Jedna z tym, która śmielsza, słodkim głosem zacznie. To tego, to owego ruszywszy nieznacznie.

Oni zaś powtarzają za nią one słowa,

Które śpiewa powoli gładka białogłowa.

A cić wżdy jako tako baczenia ochronią,

Co się długo po izbie z białą Rusią gonią.

Ale owych za stołem, jednych na się sapy,

Drugich, głowę spuściwszy, by w żabińcu chrapy.

Kto roztrzeźwi na wtórą do śledzi wieczerzą?
Pełni piwa, a przecie kufel w ręku dzierżą.

ZE SEJMU PIEKIELNEGO“ 1).

Paskuda zalotnik.

Jam się panie Lucyferze zalotami bawił,

Kto miał na świecie kęs cnoty, dawno ją zastawił Co żywo się już na świecie udało w zaloty;

Jak świat długi i szeroki, wszędy mało cnoty. Bo już dla płci białogłowskiej wszystką utracili, A w rozkoszach serca swoje i myśl utopili. Tom ja w serca wszystkim ludziom prawie dobrze wlepil, Żem im prawie rozum odjął i oczy zaślepił.

I takem ja to porządnie między ludźmi sprawił,

Nie wiem, by był taki człowiek, by się tym nie bawił. Chybaby krwie w nim nie było, abo nie był zdrowy,

I to ledwieby mógł wytrwać, być bez białejgłowy.

1), Seym piekielny, albo popis wszystkich złych duchów piekielnych przed Xiążęciem Lucyperem, Panem i Dziedzicem całego piekła, co któren z nich tylko zrobił i uczynił na świecie", in 4-to, bez miejsca druku. Broszury tej jest kilka wydań. Jedno z nich (trzecie, czy czwarte), pochodzi z r. 1628, stąd wniosek, że poprzednie wydania pochodziły z samego początku XVII. w. Jeszcze w XVIII wieku spotykamy przedruki tej broszury Lucyper widząc, że piekło mało się zaludnia, rozesłał czartów po świecie, a kiedy powrócili, odbiera od nich sprawozdania. Przemawiają więc: Belzebub, Cerber, Pluto, Lewiatan, Beljal, Latawiec, Lelek nocny, Lewko, Smołka, Przechyra, Frant, Paskuda zalotnik, Klekot, Heretycki dyabeł zdaje sprawę po łacinie. Występują i dwa dyabły mówiące po rusku: „Bies ruski dyabeł“ i Dzietko (Biesów brat). Nakoniec Lucyper wszystkim dziękuje. Podajemy większą część podziękowania Lucypera i sprawozdanie Paskudy zalotnika. W innych wydaniach są pewne zmiany w nazwiskach. Maciejowski np., który zna wydanie z 1628, dyabła heretyckiego nazywa Nuncius Apostaticus, a dyabeł ruski Dzietko, nazywa się w nim poprawniej Ditko.

Żaden człowiek. stary, młody, ubogi, bogaty,

Choćby był jak gołąb siwy, jak kozieł brodaty.
Ledwie że jednę pochowa, ożeni się z młodą.

Więc na jedne mruga okiem, a na drugą brodą.
Choćże też wdowcem zostanie, wżdy bez niej nie będzie.
Jeśli swojej w domu niema, podle cudzej siędzie.
A wiele jest takich, co zwykli przeszkadzać komu,

Bo też kradziona smaczniejsza, niż ta co jest w domu. Więc się przymknie brat do siostry, abo kmotr do kmoszki, Dyabla wadzi choć czarny łeb, kiedy białe nożki.

A onać się wymagluje, wymuszcze, wygładzi,

Wierę na takie obrazy wszyscy patrzą radzi. Wargi sznuruje, umizga, pogląda po oku,

Nie wadzi je wierę czasem posadzić przy boku. Bo co słóweczko przemówi, to wszystko się śmieje, A temu co siedzi przy niej, aże się coś dzieje. W tańcu idzie jako pawa, a jeszcze obłapi,

Drugi kupnej nie doczeka, do domu się kwapi,
Ona ręce nań założy, jeszcze na nim jedzie,

Owa zgoła gdzie jej niemasz, nic tam po biesiedzie.
Choćby i tysiąc mężczyzn, białychgłów nie było,
Nigdyby żadne wesele nieuweseliło.

Jedna po pas w axamicie, druga w muchajerze,

Trzecia się w paczesny letnik nadobnie ubierze. Jedna w wieńcu, druga w czepcu, trzecia chodzi w tkance. Czoło wyłysi, wymuszcze, równa się szlachciance, Druga śpiewa jako sojka, jako słowik krzycy,

Ani twoja piszczałeczka, zanie i muzycy,

Druga gra jak świnia w dudy, abo w bęben bije,
Druga chodzi jak bestya, jakoby wilk wyje.
Druga się jeszcze udaje do ludzi za dziewkę,

Druga sama kufle lapa jeszcze na dolewkę.
Więc się temi sobakami gorszą ludzie młodzi,

W każdy kiermasz, w każdy jarmark, to ich rota chodzi.

Sejm się bez nich nie odprawi, ani żadne zjazdy,

Gdzie jedna dobra myśl będzie, muszą bywać zawżdy. I biedny drab, który z torbą po wsi chleba prosi,

I ten bez niej być nie może, do karczmy jej nosi. Dziad jako grzyb, ledwie łazi, nogi jako grabie,

Sam się pożywić nie może, przecie nosi babie. Lada żak, nawet przy szkole, to ludzka partyka,

By mu portesy zastawić, milsza mu podwika, Kiedy gładko, bielusieńko, nogi wytrze mydłem,

To dla niej i dwakroć w tydzień pobieży z kropidłem. Ona mu kaszy nawarzy, jajec mu nabije;

Owo zgoła kto ma Zośkę, czystych dni zażyje.

On ją odziewa, opala, ona go opierze,

Czego w domu nie dostanie, nosi od macierze, Jak się matka nie postrzeże, to Zośka do skrzynie,

Pieniądze z węzełkiem porwie, płótna wałek zwinie. To swojemu Staniczkowi daruje w kolendzie,

Jeśli matka nie obaczy, często tego będzie.

A gdy się zna matka z klechą, a dziewka z kantorem, To chłop nie może dostarczyć, bo wynoszą worem. Chłop abo na pańskim robi, abo jedzie w pole,

A matka z dziewką do karczmy, abo siedzą w szkole.

A jakoż go nie miłować, nadobnie tańcuje,

Wąsik muszcze, a trzewiki zawsze wysmaruje.

Ba, nietylko młodzikowie, zwabi się i stary,

Jedna zwycięży urodą, a druga bez czary. Druga wdzięcznego pojrzenia, aż wzrokiem zabija,

By był kamień, musi pojrzeć, gdy człowieka mija.
Żaden człowiek nie jest wolny od takiego sidła,

Ledwie się do piekła zawrze wielkość tego bydła.
Nie może świat więcej grzeszyć jak przez białogłowy,
Tylko ją postaw na szparze, każdy się ułowi.
A jest każda jako magnes, bo do siebie ciągnie,

Tylko się ten obejść może, co się dziś wylągnie.

Lucyper dziękuje wszystkim wespół.

Dopiero się serce moje dziś uweseliło

Z tych powieści, które słyszę, barzo mi to miło. Oczy mi nie osychały, dopierz o tej dobie,

Nie wiedziałem sfrasowany co dalej rzec sobie, Terazem pełen wesela, pełenem radości,

Za staraniem mej czeladzi, spodziewam się gości. Dziękuję możne książęta, mój wierny senacie,

Iże tak pilne staranie o mych sprawach macie. Dziękujęć moja czeladko, moje miłe działki.

Że się przez was naprawiają piekielne upadki. Jużeśmy też prawie byli jak błędne sieroty,

Owa też słońce rozświeci przed naszemi wroty. Mniemam, że wasze starania nie mogą być płone,

Nasze gmachy spustoszałe będą napełnione. Wszystka ludzka familia będzie mieszkać z nami,

A nie tak nas tęskno będzie, gdyż my już nie sami. Ja już mieszkać nie pomyślę na wysokiem niebie, Gdy taką asystencyą będę miał u siebie,

Jakom od was wyrozumiał, królów, książąt, panów, Różnych nacyj dygnitarzów, a i chrześcianów. Mniemam, że się z swych rąk pracy Pan Bóg nie ucieszy. Ponieważ się ludzki naród wszystek do nas śpieszy.

Tuby nam trzeba pomyślić, kędy ich zawierać,

Boby szkoda ladajako swoich poniewierać.

Iżeby zaś święci Boży znowu nie przypadli,

A naszych wiernych owieczek jako nie pokradli.

By nimi nie osadzili gdzie próżnego nieba,

Z którego nas wyrzucili, to potrafić trzeba. Trzeba nam znowu oprawić spustoszałe gmachy. Kominy, piece porobić, a spobijać dachy. Tak rozumiem, że tam będą dobrzy rzemieśnicy,

Nie damy im tu próżnować, niechaj robią wszyscy.

« PoprzedniaDalej »