Obrazy na stronie
PDF
ePub

Tak więc starzy o sobie siła rozumiejąc,

Wstydzą się radzić młodszych, tak się więc z nich śmiejąc: Dziwne pry czasów naszych nastały zwyczaje,

Już teraz niźli kokosz, chce być mędrsze jaje. Dziwniejszać to: że mędrsze w piąci lat bywają Dzieci, a niż osłowie, choć dwadzieścia mają.

Patrz na koła poslednie.
Polny konik a mrówki.

Zimie gdy się dzień trafił ciepły a pogodny,
Zdał się mrówkom, iż na to był prawie sposobny,
By pszenicę na słońce z lochów wynosiły,

A z mokrej wilgotności pięknie przesuszyły;
Widząc to polny konik, tu zimnem strapiony,

Tu zaś dość długim głodem nędznik przemożony,
Prosił mrówek, żeby wżdy litość nad nim miały,
Żywnością ubogiego aby ratowały.

Rzekła mu na to jedna: powiedz bracie miły,
Jakie przeszłego lata zabawy twe były?
Odpowiedział: żem sobie pięknie przyśpiewywał,
Gdym lecie na zielonej łące odpoczywał.
Odpowie mu zaś mrówka: „gdyżeś się śpiewaniem
Lecie bawil, bawże się teraz tańcowaniem,
Boć to tym snadniej przyjdzie, żeś nie obciążony

Zbytnie jadłem, do skoków prawie sposobiony“.
Tak się też więc przydaje młodemu człowieku,

Że gdy rozkoszy pełen w swym kwitnącym wieku,

Nie myśli o starości. Ano lepiej bywa,

Gdy się człek na poślednie koła oglądywa.

KACPER MIASKOWSKI MIASKOWSKI

(ur. 15491622).

MIESOPUST POLSKI.

Glos Pański mamorowe tak skruszywszy słupy,
Že od onych bałwanów nie najdzie skorupy,
Twojej przecie, o Bache, nie zgładził pamiątki,

Boć zostawił maszkary i wesołe świątki!
Ty siedzisz na półkufku obfitym, a w twojej

Ręce dzban łagodnego wina zawżdy stoi. Więc nie dziw, że Sylenus na szkapie się chwieje, A pobocznych Satyrów orszak mu się śmieje. Niechże tedy Mars wiedzie krwawe gdzie chce szańce, A ty prowadź zieloną pod wiechą twe tańce; Niech Juno zagniewana wiatrów w skale ruszy,

Rychlej twój chmiel u naszych i kopią skruszy,

I płaszcza dobędzie, a niemaszli broni,

Tedy sobie po gębie wytną wzajem dłoni I czupryny pojeżą, aż sierść z głowy pierzcha,

A najwięcej pod wieczór, kiedy to się zmierzcha; Bo wtenczas po rynsztokach polscy Hektorowie Idą w szranki, aż błotem sine obie głowie! Ale co ja wspominam twoje, Bache, zwady?

Nie tak Pallas wymowna wstępuje do rady? Jako naszy mózgowcy rozumem kierują,

Kiedy z sobą za stołem pod helmem żerują. Tam Rokosz, tam usłyszysz o królu nowinę,

Nie trefna, i to co ja przed wstydem pominę,

Duchowni im nieprawi, i z ich własnej fary

Pospołu z wikaryjem niepraw pleban stary:
Chocia mu dziesięcinnych snopów nie oddają,
Ale je w brogi własnych panów układają.
A rozumyć pijane Persowie chwalili,

Bo radę wieczorową po ranu iścili.
Jeśli wojnę, nazajutrz rotmistrze gotowi,

Jeśli pokój, z pieczęcią dano list posłowi.

Ale nasze kuflowe i szalone wota,

Rozniesie po powietrzu krzykliwa wnet nota. Serbskie skrzypki i dudy ostatek zagłuszą,

Gdy z maskami ode drzwi do pościenia kłuszą!

A nietylko wymowny Bachus i szerdziwy,

Lecz pod jego hederą ten Bóg broi dziwy!
Który uniósł pod żaglem Helenę do Troi,
Ani galar tysiąca za sobą się boi.

Bo i gładki fraucymer z wyciągnionym czołem
Stawi na plac, co okiem pograwa wesołem;
A nie tak snadź malują malarze Dyanny,

Jako się dziś ustroją nasze w Polszcze panny! Kto policzy ferety, manele, łańcuszki,

Choć się na to zaległy w onym domu dłużki? Kto szaty haftowane i drót wkoło złoty,

Że mało snać od samej sto złotych roboty?
Nie to, by jedno nie dać, nierzkąc równy, tani,
Ale kosztem dogonić Miłościwej Pani!
A ten towar najwięcej w Mięsopusty płuży,

Gdy sudamny młodzieniec strojny pannie służy. A Kupido stanąwszy na ustroniu w kroku,

Nałożywszy strzałę swą, ciągnie łuk po oku
I tak pod czas ugodzi w serca ich obiedwie,

Że bez siebie szaleją i żyć mogą ledwie!
A kiedy wżdy poczciwie, że ochmistrzem cnota
Strzeże ogrodzonego cierzniem wkoło płota;

Ale tam wstyd na śliskim stoi barzo ledzie,

Kędy ślepe w maszkarach tańce Venus wiedzie. Tam się mieniąc oboja płeć w zdradliwym stroju,

Ma więc wszystko powoli i szepty w pokoju: Tam dziw, jeśli kto swojej nie powinie nogi,

Obchodząc tam, gdzie wiedzą gładkich panien progi! Lepsze owe kaptury i biczyki w dłoni,

Co po nich z grzbietów krwawych kropla kroplę goni, A wizerunek przed nimi w postawie żałosny.

Jako Bóg nasz na drzewie za grzech umarł sprośny! Ale poczet Bachusów mija gdzie się sieką,

Wolą skoczyć ku górze Capreole lekką
I galardę okrągłym wieść z panienką kołem,
A drudzy wywracają węgierskie za stołem.
Bo wszyscy Bachusowej szkoły zwolenicy:

Ten gładkiej, ów kurowej dzierży się śklenicy.
Aż ten usnął, owego do domu prowadzą,

A ledwie mu stawiając nogi, wszyscy radzą!
Temu kozieł za uchem z długim bąkiem wrzeszczy.

A on mu podrzeźniając, depresem swym trzeszczy:
Ten też kędyś wrócił część, dobrze mu na stronie.
A piesek go chędoży, siedząc na ogonie!
Wstają rano wołając aquawity znowu,

A Bachus się raduje drugiemu obłowu:
Dawszy osłę na piwo, dymną im kiełbasę,

Bo rzadki ma z cynową śrubką winną flaszę.
Rzadki u nas co macza gębę w malmazyi,
Co ją rodzi Kandya pobrzeża Azyi.

Pszenicą pola polskie Ceres przyodziała.

Kiedy córki szukając, ziarno różne siala:
Tu jęczmień na dolinach. tu na wzgórzu żyło,
Szczęśliwie, bo się rodzi to wszystko obfito:
Gdzieindzie zaś swym darem złożył Bachus gliny.

I z gron pławi od prasy sok w półkadek winny.

Więc tu naszy po żyznym weseląc się żniwie,
Zaraz radzą i myślą o chmielowym piwie;
Ja wierzę, że nie widząc tu gruntu do wina,

Chmiel natura wszczepiła, co jej nie nowina,
I oddała Sarmatom podobny jagodzie,

Kiedy go kto wysmaży w dowarzonym słodzie; Więc nie tak słodkich moszczów na jesień w winnicy, Jako piw rozmaitych dostanie w piwnicy;

I ma ten zysk ubogi, że choć mniej przepije,

Zrówna z tym, który dolał muszkatelą szyję; Bo podobne wyprawi ten i ów sztuki:

Leje ten, a owemu nie trudno o fuki, Tańcuje ów. ten skacze choć na jedną nogę.

Ten się tacza, a i ów snać że ma ułogę: Ów krzyka, a ten śpiewa, ów wywraca oczy,

Ten chrapiąc, brzydką ślinę i pianę toczy. Aż we wtorek nam wiozą już słoneczne konie,

Przypatrzmyż się biesiadzie na ostatnim zgonie: Nie patrz ludzi nabożnych po ranu w kościele.

Bo wczorajsze im szumiąc we bie jeszcze chmiele. Tych wywabią na gorzałkę znowu przepalaną,

Drudzy piwa ciepłego na garncu przestaną.
Aż im i gęś przyniosą, a pieczenią z chrzanem
I czosnek z rosołowym postawią kapłonem,
Kuropatwy bogatszym, jarząbki, cietrzewie,

Które zbiera myśliwiec bądź sidłem na drzewie,
Bądź okrągłym ołowiem w siarczystym płomieniu.

I co stół hojny dźwiga w panięcym imieniu. Az tuzin szkła postawią pod pianką w rzędzie,

Czym dozorca szafuje co na tym urzędzie; Te przez zdrowie naznaczy, a drugie koleją,

I tak, jako na młyńskie koła, piwo leją. A mózg miły, by w łaźni na wierzchniey leży,

I rozum go po chwili w tym znoju odbieży;

« PoprzedniaDalej »