Obrazy na stronie
PDF
ePub

Więc taki jeszcze gorszy bez ziemie ziemianin,
Pieszy rycerz bez konia, bez Sparty Sparcianin:
Iż nie ma na swym gruncie do pychy podžogi,
Więc na sierocym spłachciu i pyszny i srogi.
Urodziła się wielka myśl na lanie ciasnym,
Więc swe sztuki wywiera śmiele w domu jasnym.
Bo na orłowym gnieździe zorleje i sowa.
Choć nocne obyczaje i rogata głowa.

A skoro na szumny łeb wdzieje pyszny czubek
Będzie wrona phaenixem, zjastrzębieje dudek.
I tak on dobry człowiek zapomniawszy dziadów
Hardy z cudzego chleba i z pańskich obiadów.
Koń go nosi, król żywi: tchnie pańskiemi duchy:
Tyle broi, ile ma od pana potuchy.

Królewska myśl w człowiecze i skrzydła rozszerza
Dalej niż według gniazda i własnego pierza,
Więc psuje i sieroty obyczajmi swymi,
Hardością swą przemierzłą i sprawami złemi.
Uczy zbytku, marności, nienawisnej pychy:
Chocia pan z przyrodzenia cnotliwy i cichy
Przeformuje na swój kształt paniątko niewinne,
Już w nim będą nadzieje, dumy, wiatry inne.
Już to głupi u niego, kto mu radzi skromno
Prowadzić stan panięcy; woli go wieść szumno.
Już będą dobra pańskie, jako na wysokiej
Skale śliczne jagody, rostą pod obłoki,
Których dosiądz nie mogą ludzie żadną miarą.
Tylko że ich sięgają oczyma i wiarą.
Wrony to tam obsiedzą, i wróble i osy,
Krucy, sroki i szpacy, tamże pod niebiosy.
Tymże sposobem dobra marnotrawnych ludzi:
Rychlej je lotr, kostera, pochlebca wyłudzi.

[blocks in formation]

Za nie widzisz niecnoty pacholarzów onych,
Co patrzą cudzych żonek, żonek wyłysionych,
Muskawych i barwionych i kamforowanych,
Koszczonych, malowanych, podolejowanych.
Patrzajże jak się stroi on czuryło młody:
Czuprynę podmuskuje, kocha się z urody:
Ostrzy wąsik, uczy się mrugać na uczynne
Panie młode; czasem się kusi o niewinne.

Gwałci wzrokiem wszetecznym pojźrzenie wstydliwe,
Wnosi nową bezpieczność w oczy sromieźliwe.
Nie masz nic męskiego w nim, lecz jako szkort płaski,
Migi, mrugi i mizgi ma za datek laski.

Całuje rękę, wzdycha, mówkę sobie stroi,
Ani się ludzi wstydzi, ni się Boga boi.
Mniema by wszyscy ślepi, jedno on sam widzi:
Ano co żywo z niego jeszcze wczora szydzi:
Sięga gdzie nie przystoi, mówi co niesłusza:
Nie czuje się, choć ludzi cnotliwych obrusza.
A gdy cnota stateczna, więc pan do niecnoty:
Tam już ma wolny przystęp szerokiemi wroty.
Jatrewek Judaszowych równych sobie szuka,
A tam nietylko prosi, ale też i fuka.

Więc czuje i przez skórę: gdzie dom nie po Bodze,
Gdzie mało dba o męża niepewna gospodze,
Gdzie dygi mają miejsce, nieprzystojne godło,
Już się tam będzie panu według myśli wiodło.
Tam już swoie proporce rozpościera gaszek,
I już się tu napatrzysz rozmaitych fraszek:
Jak mężowi pochlebia, jako go podchodzi,
Gdy mu nieborakowi szwagrem zostać godzi.
Czyni się przyjacielem, towarzyszem wiernym,
I nabożnym i ludzkim; już i miłosiernym.
Gdy gospodarz obżerca, kuflem go pokona“.

Nakoniec daje poetyczny opis lichwiarza:

Tak się brzydzimy nazbyt lichwiarzem okrutnym
Który głodze majętność; ciężki ludziom smutnym.
Którego dobrodziejstwo jest jako ponęta,
Bo ta ubogie ludzi połowi do szczęta:
Jako ptasznik cietrzewie, czubate czeczotki,
Jako sarny myśliwiec, i rybołów płotki,
I tak lichwiarz wypija utrapione ludzie.
Jak wysysa krew ludzką pijawka na udzie.
Jako smok afrykański pragnący i głodny,
Chce krwie Elephantowej z przyrodzenia chłodnej:
Gdy się spuszcza bestya z drzewa potajemnie,
Elephanta swym ciałem upęta foremnie;
Uplata sobie nogi węzłami dziwnymi,

I zprędka ogniwami zwiąże przeciwnymi.
Elephant ręką swoją, abo radniej pyskiem,

Chce się z smoku wywięzać, a smok z wielkim piskiem
Ma się prosto do nosa, i tam głowę kryje:

A sam się koło ciała kilkakroć obwije;
Nosi nieprzyjaciela i opasał się weń:

I tuczy go krwią swoią całą noc, cały dzień.
A kiedy już nie stanie w Elephancie juchy,
Powali się nieborak wyżęty i suchy;
Tamze sobą przytłucze, właśnie jako skałą
Onę sprośną, krwią swoją szelmę wychowałą;
I mści się umierając nad haniebnym smokiem
Którego tam Elephant roztłoczy swym bokiem.
Patrzajże jeśli Fixel żyd, lichwiarz osobny,
Tej gadzinie straszliwej nie właśnie podobny?
Aczem też coś zasłychnął, że i Chrześciani
Bawią się tą sprosnością, nietylko pogani;
Lecz ja temu nie wierzę, na żydy to wiedzą
Wszyscy ludzie; bo żydzi na tym zdawna siedzą.

Nasi, nie lichwę, ale „interesse" biorą,
Choć też kto lichwą okrzci, cierpią to z pokorą.
Ale ta professyą kto się kolwiek się bawi,
I kto tą nędzą ludzką ręce swoje krwawi,
Jako smok afrykański, napierwej usnuje
Zapisem lichwodawcę, niż grosze wysuje.
Potym lichwę co miesiąc i co tydzień bierze,
Fanty chowa, nie ufa papierowej wierzę.
Jako na karku końskim kiedy ocokaly
Ślep usiądzie, pije krew bydlęcą dzień cały,
Próżno chwostem wachuje, próżno głową kiwa.
Próżno depce nogami szkapa czarnogrzywa,
Nie ruszy się on owad, nie odleci snadnie,
Aż pełen i opiły na ziemię upadnie,

Tak lichwiarz otrzaskany doić nie przestanie,

Aż w żyłach krwie i duszę, aż w kościach nie stanie.
Szpiku wyschłych. Dopiero zemdlony upada

Lichwodawca; lichwiarz z nim żywota ustrada“.

Złodziejów atoli w lwiej skórze, pisarz sądów lubelskich opisywać nie śmiał; „bo, mówi, strach o tej skórze pisać“.

KSIĘGI HUMORU POLSKIEGO

KSIĘGI HUMORU POLSKIEGO. T. I.

WIEK XVII. ☆

« PoprzedniaDalej »