Obrazy na stronie
PDF
ePub

Tytuł wielki, dochód mały.

Spytek Jordan, kasztelan krakowski, mówiąc w radzie o doległościach, które wysokie urzędy za sobą niosą. też to powiedział: „Co sobie Spytek nagotuje, to mu pan') krakowski zje".

Nie długi rozmysł.

Ksiądz Siemikowski mając beneficium jedno controversum 2), w którem mu Gamrat, arcybiskup gnieźnieński, przeszkadzał, wziął tę radę przedsię, że przystał do tegoż arcybiskupa, rozumiejąc, że on jako słudze już swemu nie miał mu w tem przeszkadzać; i tegoż dnia prawie, kiedy mu go zalecano i kiedy mu rękę dał, chcęcy uczynił wzmiankę około swego beneficium. Tam Gamrat zarazem opowiedział się, że to beneficium jego jest podawania, ani żadnego na niem chce cierpieć, jeno kogo on na nie wsadzi. Siemikowski zasię prosił, aby raczył nań tak wzgląd mieć, jako na sługę już swego, a tego mu życzył. Ale Gamrat porożem 3) na to bardzo wstrząsal. Co Siemikowski obaczywszy, rzekł: „Nu! miłościwy księże! jaciem dlatego był do W. M. przystał, abych był miał pomoc z W. M.; ale iz widzę, że próżno, a ja zaś odstawam". Dawszy mu rękę, szedł precz.

Wedle datku służba.

Ksiądz Trabski służąc Szydłowieckiemu, nieprawie był posług pilen; tam gdy go niektórzy z towarzyszów upominali, aby był pilniejszy: Oj, powiada, wiemci ja, jako za kopę 4) służyć".

1) Zamiast kasztelan, używano w potocznej mowie: pan.

2) Sporne, wątpliwe.

3) Poroże rogi na głowie. Porożem wstrząsać

hardym, nie zwracać na coś uwagi.

4) Kopa domyśl.: groszy, czyli: niewiele.

być dumnym,

Zjednanie nieumyślne.

Gamrat, arcybiskup, gniewał się na księdza Krupskiego; trafiło się, iż arcybiskup jechał z zamku w Krakowie, a ksiądz Krupski na zamek, i przyszło się im mijać prawie przed kamienicą arcybiskupa. Księdza Krupskiego koń miał ten obyczaj, że od koni nie dał się lada jako odwodzić i często się trafiło, że potkawszy się z drugiemi, rad się nazad wracał. Toż i natenczas uczynił, bo ksiądz Krupski chciał arcybiskupa ochotnie minąć, a szkapa jego stanął i zatarł się z koniem arcybiskupim tak, że się żadnym obyczajem nie dał odwieść, aż tak z nim pospołu do kamienice wjechał z wielkim strachem i frasunkiem księdza Krupskiego. Arcybiskup począł się był z przodku gniewać, ale obaczywszy potem co się działo, śmiał się niewymownie, prosił księdza Krupskiego na obiad i tam się z nim zjednał.

Niepotrzebne ceremonie.

Ksiądz Myszkowski, biskup płocki, kiedy trafiło komu przez zdrowie czyjekolwiek u jego stołu pić, prosil, aby to siedząc odprawowano, a jeśliby już wstawać, tedy przynajmniej niechajby tylko ci stali, kto pije i do kogo piją; bo ci, jakokolwiek już mają przyczynę do stania. „Ale, powiada, kiedy dwa do siebie piją, a trzeci też do nich wstanie. jakoby rzekł: pijcie też do mnie!“

Wielkiemu panu nie wszytkiego baczyć.

Ocieski, kanclerz koronny, dziwnie się o to gniewal, kto u jego stołu jedząc, obrus kiedy oplusnął. Panu Wolskiemu, kasztelanowi czerskiemu, trafiło się to, że jedząc u niego, oblał obrus; gospodarz, jako to był zwykł, okazał, że mu to nie miło. Co pan czerski obaczywszy, kazał chłopcu swemu grosz na stół położyć, mówiąc: „Niech to praczce dadzą, aby ten obrus wyprala".

Potrawy nieprzyrodzone.

Barańczuch, Tatarzyn, którego był pan jego w Rzymie kardynałowi jednemu darowal, kiedy go potem po kilku lat jeden z znajomych, trafiwszy się do Rzymu, pytał jako się ma? powiedział: „Nie dobrze; trawę jesz kak baran", dając znać, że mu się sałata włoska nie podobała.

Ku temuż.

Polak jeden jechawszy na naukę do Włoch, nie był tam jeno przez lato, a na zimę przyjechał zaś do domu; kiedy go ojciec pytał, czemu tak rychło przyjechał? powiedział: „że mię tam przez wszytko lato trawą karmiono tak, żem się bal. żeby mi w zimie siana nie dawano“.

Cierpliwa pamięć.

Król Zygmunt miał ten obyczaj, że zawżdy umywając się, dawał pierścienie z palców trzymać tymczasem któremukolwiek dworzaninowi. Trafiło się raz. że siadając już za stół, przepomniał ich u tego, komu je był podał, a ten też nie przypomniał. W rok potem zdejmując także pierścienie z palców przed wodą, sięgnął się tenże po nie, któremu je też był przedtem dał. Król ręki umknął, mówiąc: „Wróćże mi one pierwej, com wam był tak rok dał trzymać".

Nie pospolitować się barzo z pany.

Tenże król Zygmunt, iż nigdy sam nie siadł do stołu swego, ale zawżdy któremukolwiek panu, abo i kilkiem siadać kazał, ksiądz Naropiński przewiedział to był tak, iż niemal zawżdy do królewskiego stołu siadał, choć mu nic nie mówiono. Chcąc mu tedy to król omierzić, spytał go przed obiadem, już kiedy miał prawie za stół siadać: „Księże Naropinski! umyliście się?" „Umyl, powiada, miłościwy królu!“ „Idźcież do domu jeść".

[ocr errors]

Żart pański.

Tenże król Zygmunt grając flusa, iż mu przyszły dwa króle, powiedział, że ma trzy króle; kiedy go gracze pytali: a trzeci gdzie? „A to ja, powiada, trzeci“

Niepewny dłużnik.

--

i wziął grę.

Gamrat, arcybiskup, iż był pan hojny, co za tem więc rado chodzi, był też i dłużny; a gdy mu przypominano od kogo, aby o tem myślił, jakoby dłużnikowi zapłacić: Dosyćem ja, powiada, myślił, gdziem pieniędzy miał dostać; niechajże też on myśli, skąd mu je zapłacą“.

Ku temuż.

Tenże był winien pewną sumę pieniędzy X., w której iż był już na poły zwątpił, przecie przynajmniej chodził na każdy dzień do jego stołu, i kto go jeno pytał: dokąd idziesz? „Idę, powiada, swoje pięćset złotych odjadać u księdza arcybiskupa".

Lgarze.

Stańczyk powiadał, że niemasz więtszych łgarzów w Polszcze, jeno arcybiskup Gamrat, a Maciejowski, biskup Krakowski; bo ów opowiadał wszystko: wiem - a nie wiedział nic; ten zaś mówił rad: wiele nie wiema wszystko wiedział.

Odpowiedź niespodziewana.

Ziemianin jeden w Polszcze ożeniwszy się, w kilka niedziel zastał, a żona leży w połogu; i pocznie okna, co były zasłonione, oddzierać i frasować się. A żona leżąc: „Nie frasuj się, powiada, nie frasuj, nie twojeć“.

Na sejmie lubelskim 1569, kiedy byli panowie litewscy, przed skończeniem unii, cicho ujechali; między inszemi żarty, których było niemało, te dwa wierszyki na ścianie było napisane:

Litwa z nami unią uczyniła strojną:

Uciekli, zostawiwszy Haraburdę z Wojną.

A to natenczas byli dwa pisarze litewscy, którzy byli przy kancelaryi zostali jakoby miasto unii burda i wojna.

Ziemianin jeden szedł przez kościół, gdzie natenczas nie małą liczbę kapłanów biskup poświęcał i spyta, coby to za ceremonie były? Odpowiedział mu jeden, że to są akolitowie, co je biskup święci. Rozumiem, powiada, na naszą to pszenicę wróble".

Ciecierski, w radomskiej ziemi, usłyszawszy żaka pod oknem swem, który wywróciwszy niebacznie słowa, tak śpiewał: Jezus Judasza przedał etc. - „Dobrze tak, powiada, bo go on też był przedtem przedał“.

Siemieński, w radomskiej ziemi, mieszkając w mili od klasztora, albo bliżej, sieciechowskiego, iż to ludzie nań wiedzieli, że koło żony był niejako zelosus, przy biesiedzie u niego w domu umyślnie wzmiankę około wtargnięcia Tatarów uczyniono. Tam gdy każdy swe widzenie jako w takiej trwodze powiadał, gdzieby się z żoną i z dziećmi udać, pytali Siemieńskiego: A ty gdzie z swoją? Drugi siedząc podle niego: „Nie wiem gdzie indziej, jedno do klasztora". -- A Siemieński zatem: A wie go dyabel, komuby się pierwej bronić, czy Tatarom od muru, czy mnichom od żony?“

« PoprzedniaDalej »