Obrazy na stronie
PDF
ePub

Dajże jej jeść, gdy raczy, by go nie zgłodziła.
Więc gdy Jasiek dorośnie, a ktemu Hanuśka,
To wełnę by z barana drą z pana tatuśka.
Tej dokładaj na bramy ') a temu do szkoły.
Już tam musisz w stodole rozpuścić sokoły
Co nad snopki bujają, już więc panie stary,
Daj czerwoną przedziałać, dobrze wam tak w szarej.
Już więc konik nie twojski, kiedy cudnie chodzi,
Już pan młody zachodząc zdaleka nań godzi,
Radząc, iż panu ojcu już ino chodniczek
Lepszyby, bo ociężał wierę miłośniczek.

Więc kiedy się dwa 2) zejdą, to wnet wnidą w radę,
„Prawda, żebyś już umiał rozprawić gromade?
I jabych się domyślał gdzie nasiać pszenicę,
Gdyby jako tej starej pozbyć szubienicę“.
A ze sta jeden będzie, aby temu nie rad

Choćby i dziś pan starszy") był w niebie na obiad.
Mają za to dworstwo dobrzy towarzysze,

Gdy pan młody po ścianach, szczęścia czekam, pisze.
Więc paniej do rydwana albo do kolebki,
Już tam razem zaprzęgaj ony cztery wszytki (konie)
Patrzajże już kobierców i węzgłowia pstrego,
Niedźwiedzi na chomonta, a wnet szwardowego 1)
Wyrzuć, bo zmienił grzywę, już się tu nie godzi.
Raczże kupić inszego, ten niech w bronie chodzi.
Nuż też owa służbica, co będzie kosztować,
Musisz więc i karwatkę 5) na bramy ) zepsować,
Ano pani narzeka, iż u drugich wida,

1) Brama obszewka, ztąd obramowany.
2) Dom, synowie.

3) Pan starszy ojciec.

4) Koń zaprzężony po prawej ręce lejcowego.
5) Suknia, 6) Bramowania, obszycia.

Zawżdy panna ubrańsza niźli u niej bywa,
A też ją więc posadzą, a moją w kąt popchną.
Albo gdzie z poślednimi lada kędy wepchną.

c) O tańcach i zabawach.

Albo owo wesele, kiedy się po kąciech
Tłuczecie, wyskakując by szkapy w chomąciech.
Nazajutrz chłop narzeka co go bolą boki,
Namierzły mu podobno onegdajsze skoki.

Bo jako pan ma być zdrów, a w nim piwo kisa,
I od tegoć więc drzy łeb, i czupryna łysa.
Nogi, oczy i ręce, i brzuch chłopu puchnie,
A z gęby gdzie zaleci, by z wychodu cuchnie.
Goleni sobie potłukł, więc łopianu szuka.
Druga ') też jako wierzba, na wiosnę się puka.
Bo jako się nie pukać, ano pełno zawżdy,
Jako inna bestia, gdy się ożre każdy.
Już zapomni i Boga, już nie zna i ludzi,

Bo napoly by zdechły, gdy go nie obudzi.

Niżli tam w owym huku, kiedy wrzeszczą wszyscy,
A drudzy marnie wyją, jako w lesie wilcy,

A kozi róg za uchem jako świnia wrzeszczy,
W bęben tłuką by w pudło, aż więc we łbie trzeszczy.
Stół uleją i ławy, siedzą jako w łaźni,

A sami poszaleją jako inni błaźni.

Więc kręglów nastawiają w koło podle ściany:
Dybie, jako kot na mysz, z gałką chłop pijany,

[ocr errors]

Puknie w ścianę, a drudzy: wygrał, wygrał!" krzyczą,
A drudzy płacąc piwo jako krowy ryczą.

A więc to krotochwila? a więc to biesiada?
Oszaleje więc z takiej głowa bardzo rada.

1) Inna.

d) O leniwcach, obżartuchach i pijanicach.
Z drugiej strony obżarstwo drugie dziecię nosi,
Co to ledwie przed spaniem i głowę podnosi.
Co jest marne stworzenie, lenistwem je zową,
Które władać nie może niczem, ani głową.
A gdy rozum człowieku na to najwięcej dan,
Aby od innych zwierząt był w sprawach rozeznan;
Patrzajże, gdy jako wieprz jedno leżąc tyje,
Jeśliże nie podobien do innej bestyje.

Bośmy nie tak stworzeni, byśmy jego żarli,
A otkawszy brzuch młótem jako świnie marli,
Ale byśmy pomiernie wszego używali,

A na wszem się rozumem w cnotach sprawowali.
A zwłaszcza gdy oźralstwem jeszcze się kto bawi,
Już nie masz nic tak złego, co się w nim nie zjawi.
Wszak jawnie w każdym widać kiedy łeb zaleje,
Jeśli lepiej niż dzikie zwierze nie szaleje.

Wnet tam rozum on wdzięczny już swój urząd straci,
Już się tam szalona myśl ze wszystkiem złem zbraci,
Już tam żadnej baczności, ni żadnej pamięci;
Kiedy we bie zaszumi, przystępcie i święci.
Kto się chce podziwować a patrzeć, przełaje,
Jeśli w którem zwierzęciu takie obyczaje.

Azaż tam co ze wstydem w szalonym bie znajdzie,
By siedział z Bernardynem, z każdym w burdę zajdzie.
A zaś ręce co czynią albo język mówi,
Aby widy co podobno było k rozumowi.
Jednym razem zamruczy, a drugi raz szepcze,
A czasem jako bocian zjadłszy żabę klekce,
Leje, wrzeszczy, kołace, a sklenice tłucze,
Bo stracił od rozumu i kłódki i klucze.
Więc podrze, więc popluska, a drugie rozdaje,
A kiedy kto nie chce wziąć, tedy mrucząc laje.
Ale sobie po ranu zasię powracajmy,

Pijanego wieczora dziś nie wspominajmy.
Owa, co przez cały rok nań wyrobią chłopi,
To on za jeden tydzień wszystko w brzuch zatopi.
O nędzny to jest żywot człeka takowego,
Który powinowactwa zapomni swojego;
Jako ino dziki wieprz tak leży w barlogu,
Już ni ludziom, ni sobie nie godzien, ni Bogu.
Bo się już więc tam wszystkie zmysły pomieszają,
A też patrz jako wszyscy wdzięczne zdrowie mają.
Ręce drżą, łeb się trzęsie, a nogi zapuchną,
One wdzięczne wonności z gęby, z nosa cuchną.
Owa równo z nim siedzieć jako na wychodzie,
A on wszystko pomazał jako świnia w smrodzie;
A przecież to za rozkosz sobie poczytają,

Otóż masz swoję panią, co jej ten czynsz dają,
Rozkosz leżeć we błociech a tłuc się po kąciech,
Taczając się po ścianach by szkapy w chomąciech.
A przecież by najlepiej wszyscy poszaleli.
Rano wstawszy, powiedzą, iż byli weseli.
A ono drugi z wesela we bie sobie skubie,
Bardzo mu przeplewiono jakoś włos na czubie.
I tu się przepleniło bardzo na czuprynie,
Na nosie łyska siedzi, a guz na łysinie.
Więc zasię potem z tego wnet lenistwo roście,
Że i głowy nie może czasem podnieść proście.
Acz jest rzecz przyrodzona człowieku każdemu,
A nad wszystkie rozkosze to jest pierwsza jemu.
Aby sobie po pracy wdzięcznie odpoczynął,
Aby go też on frasunk, który miał, ominął.
Bo to jest przyrodzenie zwierzęcia każdego,
Aby odpoczynęło też czasu swojego,
Bo i orzeł latając bujno pod obłoki,
Kochając się, a patrząc tu na świat szeroki,
Musi upaść na ziemię z czasem, odpoczynąć,

Bo, by nie to, musiałby każdy z pracy zginąć.
Bo to wdzięczna rzecz ciału by odpoczynęło.
A onym snem rozkosznym cichuczko zasnęło.
Nie owak z opiłym them, gdy jako wilk chrapie,
Macając podle siebie kogo znajdzie, drapie,
Kaszle, mruczy, wierci się, łoże pod nim trzeszczy,
A obiema końcoma, co się ruszy, wrzeszczy.
Rano wstawszy drze oczy, ano mu zalnęły.
Knafle wiszą na brodzie, co z nosa płynęły.
O jakież to rozkoszne tam było wyspanie.
Mógłby go gdzie za węgieł prosić na śniadanie,
Albowiem jakie w panie sprawy i postawy,
Takieby też miały być właśnie i potrawy.

Bo co wczoraj postno jadł, dawno zrzucił skwarnę,
A nietylko zająca, mógłby gonić sarnę.

Więc też nie dba o czeladź, by mu wody dali,
Już mu dawno pieskowie gębę ulizali.

« PoprzedniaDalej »