Obrazy na stronie
PDF
ePub

Gdańskie Organy na kościół: iakośmy my przestali tańcować, poszły też pchły Hayduka, tak szybko, ześmy sie ich napatrzeć nie mogli. Potym Zaiąc na bębenku pocął stuki wyprawiać, nu Wilk z Kozą w taniec, Liska z Gęsią, Tchórz z Kokosą goniowego, tozechmy sie naśmiali. iaześmy sie popukali od śmiechu.

Po tych tańcoch, przyniesiono dwanaście kosów wielkich miodu korzennego, y maźi barylę, toć Podcasy dostatkiem nalewał, a myśmy pili durslakiem ieden do drugiego, bo kazano cestować hoynie, y wielkim dostatkiem. Naprzód sam Krol pił do gości korcowym worem, y tak wszyscy pili koleią. az y mnie dosło kołem z płotu wyiąwszy. Moy towazys podpil tez sobie i naparł się w taniec z Panią starą, potrzaskuiąc cesto, aże ktośi zawołał fe, fe, a on sie przedsię w tańcu uwiia, iakby kłodę wywracał, tak skocnie iako pień na ptaki, ze wszystkich uciesył, az sobie nos zatykali. Wieczerzy wprawdzie nie gotowano, bo się wszyscy pokpili, mówię popili (potknie się koń na ctery kobyły).

Potym zaprowadziliśmy Króla do łożnice kostowney, y obitey, w którey ściany z Jesieney mgły, obicie z Marcowego wiatru, letnią rosą hawtowane. Pościel barzo grzecna z drobnego ksemienia: kołdra z koperwasu mieniona, Halunem tartym nakrapiana. Dawsy Krolowi dobra noc, pośliśmy do swego złożenia, y lezało tam z nami niemało czeladzi: cielęta, prosięta, gąsięta, kurcęta, scenięta, koźlęta, klusięta, a ten pałac barzo zdrowy, bo w susey az po kolana, trzebaby tam nasych delikatów, co owo nie mogą spać, bo są świniego przyrodzenia, pocuią wnet kiedy co śmierdzi tameiby im stanelo za nalepse perfumy Włoskie. Nazaiutrz wstaliśmy bardzo rano, półgodziny przed południem, a ize po wczoraysym bankiecie cosi mię opusyo, azem miau brzuch iak desckę, prosiłem o kęs iagabity 1), a wnet mi kazano dać psyprawney

1) Okowity.

z koperwasem, i z Merkurium sublimatum. Tamem się z swym towarzysem rostal, byliśmy oba żałośni, ale on barźiey, bo mie sierdecznie ze wsytkiego zołądka sanował.

Pomyśliłem był daley iść iesce za Jęczmienny świat, ale mi o kluśięta y cielęta sło, bo mi wsystko marsęta na myśli były. A tez w tamtey ziemi pod ten cas niebespiecno było: bowiem Słowik podniosł był u Klesca zadnice, a na wesele go prosono, a d... nie miał: Klesc iako prostacek, nie spodziewaiąc się Słowikowey chytrości, pozycył mu śmierdzącey.

Po onym weselu upominał się klesc swego z........ u Słowika ale Słowik iesce z niego psesydza, wołaiąc: Klesc, Klesc, porzyć, porzyć: to kiedy Klesc nieborak lezie do niego, iako po swą własną: to zaś Słowik psysenie, ćin, éin, éin: na, na, la, la, la, hur, la, la, la. Właśnie iako y w nasey ziemi, kiedy kto pozycy pieniedzy u kogo, to go cestuie, pochlebia, słowo dwoi y wasmościa, Mościwa: a kiedy mu się upominaią, to laie, wrota zawiera, psy scuie, na ocy nie da.

Za ten daspekt, zebrał Klesc woysko wielkie, a Słowik tez niemałe, Klesc zebrał pięć tysięcy Motyliw, a Słowik miał półtrzecia tysięca Sierseniów na wybor, w Złotogłowie, a Klescowe woysko w opońcach białych, z gniłymi ruśnicami: Więc się połozyli obozem za rzeką, a ci byli za wodą, tamci byli w płachtach, a ci w loktusach '), tamci do nich niechcieli, a ci do nich nie śmieli. Dla którego niebespieceństwa musiałem się na zad wrócić insym gościńcem, iednak mi psysło iść w bok, iakoby równą ćwierć mile od onego woyska, a idąc, z dalekam się psypatrował iak sie mustrowali, y iuz po sprawie stali, iakoby do potkania, a było niedaleko nich miastecko iakieśi, do którego oni sturmowali, bo puskarz narychtowawsy kręzel 2), wrzecionem wypalił do muru, y wypadło muru wielką stukę: w tym skocyło kilka set Jancarow, y wpadli do miasta, pocęli sklepy odbiiać, skrzynie łańcuchami opa

1) Kitle, płachty, szale. 2) Krężel, część kądzieli.

sane obcinać, tam korzyść odnieśli niemałą, bo tam było starych, kopyt niemało, scećin sewskich na kilka tysięcy, prawie psednich: a co starych podesew z świeckami, gnepów 1), pocięglów, y inszych rzecy barzo wiele, skąd się barzo pachołcy zbogacili: daley niewiem, co się tam działo, bom się spiesył do cieląt. Jednak uchodząc z takiego niebespieceństwa, psypadłem na straz niespodziewanie na Osy, ktore tez swym obozem lezały psy iedney miedzy: a było Bąkow niemało, miedzy nimi, myślę nieborak co mam czynić, ani mię tam, ani mię sam: potymech się udał chyłkiem niźiną przez wysoką gore, y takem usedł z onego niebespieceństwa, aze po końcu chraśliny iakieyśi: napadłem zaś na Wilka zdechłego, który się rozciągał jako pultora niesceścia, azem mało nie zdech od strachu, mniemaiąc by spadł: iednak dufałem kosturowi nankowemu, ze mię nie omyli: ale mi psecie pod kolany drzalo, iazem sobie capką ocy zasłonił, cobe mię nie wyźrzał, y takiem go minął. Potym tez pocęło sie ku wiecorowi psymykać, y myśliłem sobie o noclegu siadsy pod debem, z onego umordowania y uciekania. Obudzę się, y myślę sobie gdzie ia to, y wspomniałem iż w lesie: porwawszy się, idę lasem zabym mógł kędy do wsi psyść, ale iey nie było blisko: y z psygody nadsedłem Jachtel 2) na drodze prózny, komuśi spadł z woza, y myśli co z nim cynić, chciałem wleść weń przespać się, alem nie mógł wronką 3) wleść, iazem cop wyjął, tozem wlazł oną dziurą, y układłem się tam, kostur w głowy włozywsy: prawie pocnę mzeć, alić Wilk psysedl, y chodzi koło onego iachtela, a ia się boię, iuzem na poły umarł, mniemaiąc by on com był nań napadł, iaze on Wilk siadł na iachtelu, a ia tez dosiągsy mu ogona wronką, okręciłem go sobie koło ręki. Wilk pocuwszy to, porwał się uciekać, y tak mię z onym iachtelem po lesie włocyl, sam niewiem kędy, aze mię zawlókł na pole z onego lasu: a w tym

1) Gnypów. 2) Ósma część beczki. 3) Otwór w beczce.

obręcy opadły, i iachtel się rosul, y iam wypadł z niego. tozem puścił onego Wilka, y uciekł, bo się tez był nabrał strachu, ale y ia nie mniey, bo on iachtel pukał po lesie, aze grzmiało daley niźli na półmile. Potym obzieram się nie wiem kędy się obrócić, bo nie widzieć byo bynaimniey, ide przecię pomału, y usedłem iakoby na dwoie staian od onego mieysca: y nasedłem staianie Tatarki, która tak była zakwitła, ze się bielała choć niewidzieć było, y mniemałem by woda iaka, a za oną Tatarką cernił się jakiśi lasek. iam mniemal by miasto iakie, nie śmiem blizey y psystąpić. boiąc się bym nie wpadł, pocnę wołać by mię psewieziono, alem sie nie mógł nikogo dowołać. iuz niewiem co daley cynić, iuz mi y ona droga omierzła, iuzem y maciezy laial co mię urodziła, bogday ia Walanty popadł: y układem się na iakimsi pagórku nie wielkim, pocnę spać, ali znowu niebespieceństwo, bo mrocki ), które w onym pagórku były, rozgrzały się podemną, y miałem ich, y w zanadrzu, y w ubiorach dosyć, zem aze zywemu Bogu płakał, y sam na się, czyć mię tu wszyscy dyabli byli zanieśli: a one bestye tak mię były pozarły, zem tylko macał, ieźli mnie iuz trzoba 2) nie wypadną, bo mi skórę na bzuchu do kęsa poiadły, tamem się nie blizu zabawił, wytrząsaiąc aze pocęło świtać, skoro się rozedniło, poźrzę gdziem psewozu wołał, iaze ia obacę, a ono Tatarka biała zakwitła, którey było staianie wielkie: psebrnąwszy pses onę Tatarkę, posedłem w drogę: a ku południu nadsedłem na ptaski, a ony piscą w wiezbie, zaglądam nie mogę tam ręki wetknąć, chodzę w około oney wierby, iazem psemyślił iakom tam wlazł, macam na gniazdźie, a ono ptaski piecone: ia iż mi się ieść chciało, nie mogłem w drodze nic dostać kupić, y poiadłem ony ptaski, y obiadłem sie ich, tak, zem nazad nie mógł wyleść oną dziurą, azem chodził do wsi siekiery pozycać, tozem się ztamtąd wyrąbal, y posedlem

1) Mrówki. 2) Trzewia.

w drogę: usedsy z wielkie pół mile, nadsedłem pustki psy drodze, a wspomniawsy sobie na psesły nocleg barzo zły, wolałem wcas stanąć, choć było do wiecora godzina albo ośm, a to dla noclegu: y układłem się w owych pustkach, skoro się pocęto zmierzkać, pocęły mię pokusy gabać rozmaite, tamzem się dopiero strachu nabrał. Pierwsa pokusa wielka, ieść mi się chciało, iaze mdłość na mię biła. Druga, gorącka sroga, azem się we trzy dzwona zwinął, i tak leząc, tom kolana lizal, a brodą się w piersi bil, a piętamich się zegnal, mówiąc: miłościw bądź, boday kto cnotliwy z bochen chleba choć owsianego: iednak mię ony pokusy niechciały opuścić aze do dnia: skoro się rozedniło wstałem, a iesce mi nogi drzały od strachu, y nalazłem na półce w komorze bochen chleba suchego, y garnek piwa, znać ze tam iaki Pustelnik mieszkał, ale go doma nie było, pocałem on chleb chrostać, aze kości w nim trzescały, a otręby z niego, y nosem, y usyma się kurzyły, com go tak pytlowal, a w tym tez one pokusy ode mnie odstąpiły, kiedym sobie podiadł.

Potym posedłem w drogę, y usedłem onego dnia cale półtory mili, azem psysedł nie daleko Polskich granic, y nocowałem w karcmie u iakiegoś Mazura, który miał swych sąsiadów u siebie niemałko, toć mi byli radzi, ze mię byo w kazdym kącie dosyć, cestowali mię, day ich subienicy, a wsystko gębą o stół, ieść musiałem przezdzięki choć mi się niechciało, gwaltem mi w gębę tkali: przynieśli potym konew finfy, tom ią musiał za ich zdrowie duskiem wypić: trzebaby tam naszych owych, co się owo w rzeczy sromaią, niechcą ieść, a iadby do zdechu, musiałby u tych dobrych ludzi y sromięźliwość na stronę odłozyć. Po oney wiecezy spać mi się zachciało, oni iako bacni ludzie wyrozumiawsy podróznemu, porwawsy mię za łeb, prowadzili mię spać, zem ziemię nie dostępował, a co raz pięścią za syię, połozyli mię pod progiem, a psyodziali mię wielkim drągiem Dębowym, y tak krowy, świnie psez mię chodziły, a musiałem się nie rusać, bobym był so

« PoprzedniaDalej »