Obrazy na stronie
PDF
ePub

sprawiedliwość i ogłaszał nowe ustawy. Sędziowie zadworni, komornicy i podkomorzowie, przyzywali osoby, wręczali pozwy, wypełniali wyroki. Kanclerz i podkanclerzy, przykładali na wosku pieczęć królewską. Obok monarchy był gwar i natłok. Swobodny Polak, nigdy podobno nie znał etykiety milczenia podczas obrad, ani umiał hamować śmiałego języka. Winowajcę sadzono w jamie. Procedura odbywała się po polsku, wyrok jeśli był na piśmie pisano po łacinie. Umowy względem dóbr ziemskich, zawsze przez króla lub jego namiestnika potwierdzane, zapisywały się dla wiecznéj pamięci w mszały kościelne. Innych protokułów sądowych zrazu nie było, a nawet godzi się wątpić, czy zawsze spisywano drugi egzemplarz przywilejów tak hojnie magnatom szafowanych-stąd łatwość ich fałszowania. Lecz wkrótce, kiedy cywilizacya zacierać poczęła świętą prostotę, król do uczestnictwa władzy prawodawczej powołał senat złożony z biskupów, wojewodów i kasztelanów; wykonawczą zaś przelał na tychże oraz na starostów, sędziów ziemskich i dalszych swoich namiestników. Sądy przeniesiono do miast i zamków, powstały księgi sądownicze. Wtedy krom sądów królewskich, nastali sędziowie nadzwyczajni, nastały sądy starościńskie, wojewódzkie i kasztelańskie. Sprawy kryminalne szły do grodów, to jest przed władzę kasztelana lub starosty; cywilne do ziemstw t. j. do podkomorzych i dalszych tego rodzaju urzędników. Podział Polski na dzielnice dziatwy Piastowej, oraz przywileje dziedziczne magnatów, namnożyły sądów co niemiara. Wojewoda był naprzód jeden na całe państwo, potém każdy udzielny Piast miał swego wojewodę, nakoniec powstało tylu wojewodów, ile było znaczniéjszych prowincij. Na zamkach obronnych sprawowali władzę królewską kasztelani, godność podrzędna i niż

sza od wojewody, wyjąwszy w Krakowie gdzie od Bolesława Krzywoustego, kasztelan został na zawsze starszym od miejscowego wojewody i najstarszym z senatorów świeckich. Duchowieństwo od roku 1180 zasiadło na ławach senatorskich; najstarszym senatorem duchownym był arcybiskup gnieźnieński. Księża zresztą bywali kanclerzami, pişarzami ziemstw i grodów. Biskupi miewali swych notaryuszów.

Rzekliśmy, że duchowieństwo stało na straży maluczkiéj owoczesnej oświaty; powtórzmy, że przy katedrach i klasztorach były szkoły i biblioteki. Duchowieństwo wszakże (powiedzmy z boleścią), nie zawsze mianowicie w wieku XIII, odpowiadało swojemu wysokiemu powołaniu. W klerze i zakonie rozpustą i zbytkiem, trwoniono nieraz bogate uposażenia; jeszcze kapłani byli żonaci. Pomimo stroju nakazanego rytuałem, mieli ochotę ubierać się po świecku lub po rycersku; nosili czerwone trzewiki, zbytkowne rękawy z karwaszami po łokieć, stérczące kołnierze, na rękach pierścienie, u boku noże lub pałasze. Niektórzy do zbytku oddawali się zabawom myśliwstwa, jak np. ów biskup krakowski Paweł z Przemankowa, który nawet przy mszy był otoczony psami czekającemi na łowy. Do nadużyć kapłańskich, policzyć należy i owe djalogi odbywane w kościołach, gdzie księża, djakoni i subdjakoni postrojeni w maski, dawali z siebie widowisko istnych histrjonów. Te nadużycia nie były jednak wyrazem całego duchowieństwa, owszem władza duchowna karciła je, a na łonie kościoła polskiego, musiało być wiele czystych mężów wedle Boga i swego powołania, bo inaczej jakżeby się utrwaliła w narodzie ta chrześcijańska gorliwość, o jakiej czytamy w dziejach. Prawo kanoniczne w rzeczach wiary miało swoją ogromną powagę; gromy stolicy Apostolskiej odbiły się tu nie

raz, biskupi używali klątew i interdyktów jako straszliwej broni; ś. Stanisław nie wahał się obciążyć klątwą kościelną samego monarchę; nierzadki był widok jak pokutnik we włosiennicy, z głową posypaną popiołem, głośno się spowiadał. Polacy byli pobożni, święcili ze szczególném nabożeństwem dni Najświętszej Panny i śś. Patronów. Post wielki trwał w Polsce dni 70. Adwent suszono z surową wstrzemięźliwością; niejakie z tego względu ulżenia poczyniono w r. 1224. W każdym tygodniu środę, piątek i sobotę, obchodzono ścisłym postem. Pierwszy raz ukazały się mięsne potrawy we środę dopiero w r. 1548 na stole Zygmunta Augusta, podczas pogrzebu jego ojca-co jak świadczy Orzechowski, niepomału zgorszyło prawowiernych Polaków. Psalmy i piosnki pobożne rozlegały się w polach i domach; idąc do boju z nieprzyjacielem śpiewano pieśń: Bogarodzica.

Ten piękny rys charakteru naszych przodków, niech nam posłuży za przejście z kościoła do obozu i pola bitew, których tak ogromną liczbę z tak rozlicznym nieprzyjacielem Polska Piastowska odbyła.

Każdy Polak, bogaty czy ubogi, kmieć czy szlachcic, musiał stawać do boju, na trzykrotne rozesłanie wici czyli rozkazu. W nagłych razach wydawano jedne wici za troje. Szlachta świetnie i orężno szła do boju o własnym koszcie, na własnym koniu, z własnym rynsztunkiem i kutą blaszaną zbroją. Konne rycerstwo składało się z pancernych i łuczników, piesze z tarczowników. Człowiek pospolity szedł do obrony zamków i grodów (castra, castella). Te zamki były drewniane, strzeżone okopem lub kamiennym wałem, dębowym ostrokołem i parkanem, obejmowały w sobie wielką przestrzeń ziemi, często lochy i lasy,-bo w kraju zresztą nieobronnym a często od wrogów najeżdżanym,

[ocr errors]

należało pomyśleć o przytulisku dla władz sądowniczych, dla bezbronnych starców, niewiast i dzieci. Po górach 'stawiano widety i palono beczki smolne dla sygnałów. Kasztelan był dowódcą siły zbrojnéj swego powiatu. Przy zmianie ducha wieku i pojęć strategicznych, ten porządek uległ pewnym odmianom pospolite ruszenia traciły na swéj dzielności, a za Łokietka zjawiają się najemni żołdacy. Do ogólnego boju szły chorągwie nadworne, zastępy dziedziców ziemi, kompanje herbowne familijne w rodzaju szkockich klanów, ludzie z gminu i służba, zwana czeladzią obozową. Barwą chorągwi i strojów odróżniały się roty. Miecz, łuk i dzida, były zwyczajnym orężem. Polak zrodzony do konia, niechętnie walczył pieszo, tak, że ostatecznie piechota całkiem wyszła z użycia. Broniąc zamków, puszczano na wroga kamienie z procy, belty z kusz, zatrute strzały, lano nań roztopioną smołę, tłustość i wrzątek; pod koniec epoki Piastów zjawiły się u nas armaty i ręczne samopały.

Napady Tatarów gęste a straszliwe, nauczyły nas wyłącznej taktyki nazwanéj gęsim albo tańcem tatarskim, w czém celowali Polacy.

Nawet skromne niewiasty polskie, nie obce były sztuce wojennéj, że wymienimy dwie Polki, których zresztą imiona obok siebie staćby nie powinny. Małgorzatę z Żembocina i Rusinowskę: pierwszą jako godny uwielbienia wzór heroizmu i cnoty, drugą jako śmiałą rozbójniczkę.

Po boju, Polak nie cierpiący próżnowania szedł do swych bogatych lasów na łowy. Z oszczepem na niedźwiedzia i dzika, z sokołem na ptastwo, ze psiarnią na obławę. Królowie i książęta oddawali się zawzięcie łowom panowie szli za ich przykładem. Prawo polowania w lasach królewskich i dziedzicznych, nie było

nikomu obcemu dozwolone. W miarę przewagi panów, w miarę wykarczowania puszcz, monopol zwierzyny stawał się coraz uciążliwszym ludowi, wszelako nie wywołał u nas zbrojnéj protestacji jak w Anglji; lud z pokorą uchylając głowę przed wszelkim przywilejem, szedł owszem na obławę i składał nałożone daniny polującemu właścicielowi ziemi.

Panowie mieszkali w obronnych zamkach, najczęściej drewnianych lub murowanych przez połowę, z basztami wałami i fosą skarbiec i kaplica, były niezbędną przynależytością zamku. Wewnątrz zamkowych komnat na ścianach, lśniły się bogate, polerowane tarcze, łuki, miecze, rogi jelenie i żubrze. Proste dębowe stoły i ławy, proste gliniane czasze i puchary z rogów, suto w srebro oprawne, zastąpiono następnie złotem i srebrem; zjawiły się bogate kobierce, aksamit i atłas. Kwasy, piwa i miody, któremi się dawniej stół kró lewski nie brzydził, ustąpiły później nawet na szlachec; kich stołach miejsca węgrzynom i małmazjom. Polak zbytkownie lubił ucztować: zadziwiający przepych w przyjęciu cesarza Ottona przez Bolesława Chrobrego uczta, którą za Kazimierza W. wyprawił dla monarchów mieszczanin krakowski Wierzynek-dowodzą naszéj zamożności i upodobania w ostentacji. Zamki i klasztory otoczone były ogrodem owocowym i kwiatowym; piękny ten podarek przynieśli na naszą ziemię Benedyktyni i Cystersi. Mieliśmy nadto kilka winnic, jak w Zawichoście i Trzebnicy, które upadły przez wyniszczenie lasów, a więc zimniejszy klimat.

Skromniej bywało, ale nieubogo pod strzechą pośredniego szlachcica. Szczupłość zwyczajnych potrzeb, dozwoliła kiedyniekiedy poucztować bogatszemu szlachcicowi doma, uboższemu w gospodzie, gdzie miód i wino strugami płynęło, gdzie się wiódł tanek, gdzie

« PoprzedniaDalej »