Obrazy na stronie
PDF
ePub

rzeniem przebytą drogę, a potém ciekawie rzuca okiem na miejsca, które mu kolejno przebywać wypadnie.

Rzeczywiście chwila zgonu starego Jagiellona jest epoką w poezji. Aż dotąd poezja w Polsce łacińska, prawowierna, podległa przepisom starożytnych estetyków, niewielce spojona z życiem społeczności, nie wielkiego w niej znaczenia, mchem ciężkiej pedanterji obrosła, nie żyje w sobie i dla siebie ale usługuje ubocznym względom, prowadzi swoich utalentowanych autorów to na katedry biskupie i akademickie, to do łask dworu, to na poselstwa zaszczytne. Zamkniona w szczupłym obrębie, czy chwali w godowych i pogrzebowych pieśniach, czy gani w ostréj satyrze, zawsze usługuje osobistym piszącego widokom, czasem duchowi partyi, ale nigdy widokom ogólnego dobra. Z wyliczonych dotąd poetów, jeden może Jan z Wiślicy i drugi Janicki, uprawiali sztukę dla niéj saméj. Jeśli czasem opiewano zwycięstwo jakie, to nie dla utrwalenia w narodzie. ważnej pamiątki ale na chwałę zwycięzcy. Najpospolitszy wypadek, jak ożenienie monarchy albo zgon jego małżonki, wywoływa zaraz łacińską elegję, panegiryk, epitalamię, nagrobek, wiersz pogrzebowy. Zygmunt się żeni z Barbarą z Zapolya albo z Boną Sforcyą, wnet stają z godowemi pieśniami i Paweł z Krosna i Jan Dantyszek i Jędrzej Krzycki i ciżba innych. Niejużto tak poetyczny przedmiot? Nie, jako żywo, ale ciasne estetyczne pojęcia przygniecione prawidłami i powagą, zamknęły nawet głębsze umysły w ciasném pochlebczém kole. W narodzie już się wyrabiała niezależność i samodzielność myśli, ale nie było jej jeszcze na katedrach akademickich, nie było u najuczeńszéj ciżby dworaków otaczających hierarchję. Siły umysłowe narodu, ów potok zdolny podruszyć najwyższe baszty, użyznić pole, dać ruch pożytecznéj machinie,

w słodkiej drzémce pod skrzydłem powagi zastały się i pleśnią pokryły. Ale przychodziły czasy zdolne zaelektryzować całe narody: Europa wrzała religijną burzą, echo jej odbiło się w Polsce, gdzie już i bez tego żywioł swobód narodowych potężnie się rozwinął. Wyszedł tu na scenę naród jako czynny szermierz. Nowa społeczność ciekawa, badająca, drażliwa na punkcie praw swoich, codzień mniej skłonna do wierzenia na cudze słowo, żądna oświaty, bogata w jej środki skwapliwa do rozwiązywania najważniejszych zadań ludzkości czynnie rozkopała źródło, wskazała kierunek i zdrój pleśniejący zaszumiał na nowo. Z Zygmuntem Starym zdaje się wszedł do grobu stary porządek rzeczy, starzy ludzie i stare wyobrażenia, jutrzenka nowéj epoki dawała się już dobrze widzieć. Literatura z uczonéj arystokratki, stała się powoli popularną mistrzynią narodu, poczęła trafiać w jego uczucia, kierować niemi w kościele i w izbie poselskiej. Nie żyli już w 1548 roku Dantyszek, Krzycki, Janicki, luminarze czasów Zygmunta i przedstawiciele staréj dworskiéj muzy. Podrzędni poeci przystali do nowéj, żywotnéj epoki, a natomiast Mikołaj Rej z Nagłowic tłumaczył psalmy Dawidowe i pieśni religijne dla protestantów na język polski w zamiarze, aby je cały naród powtórzył; natomiast Kochanowski już się kstałcił w Paryżu skąd przysyłał obiecujące próbki swego talentu, gdzie pisał pieszczotliwe elegje łacińskie do Lidyi, bo już Polak szorstki przed laty gotów jest przejąć się ogniście uczuciami serca, rozwinąć pole rozumowania i nie samém męztwem zadziwiać Europę. Rzućmy raz jeszcze przelotne spojrzenie na Europę i na idące stamtąd wyobrażenia do Polski, która praktycznie już wwiodła w czyn to, co tam ledwie w idealnych zarysach, ledwie w pośrednich attakach na katolicyzm objawiać się poczęło. Niemcy

Szwajcarja, Anglia i część Francyi zerwały z Rzymem; we Francji wojującej dowcipem: Marot, Etienne, Rabelais, jakby dla igraszki rzucali nasiona wątpienia i kalwinizmu; we Włoszech tysiączne namiętności to ludów, to udzielnych książąt wiecznie walczyły z cesarzem i papieżem. Klątwy papiezkie, miecz inkwizycyjny w rękach Franciszka I, surowość Karola V cesarza, zapędzały jak mogły w karby posłuszeństwa, ale bicz powagi wydawał się ludowi anachronizmem. Narody duchem wieku powołane do myślenia same za siebie, poczęły poznawać ważność oświaty i skwapliwie się oświecać; martwa łacina coraz mniej liczyła zwolenników, języki krajowe weszły w powszechniejsze użycie; zgłębiano nie już literę, ale duch starożytności; otarto szanowny pył średniowieczny i z Homera i z Biblii i z Wirgiliusza; żadna świętość powagi nie mogła zasłonić dzieła od ścisłego rozbioru. Taki był stan umysłów w owoczesnej Europie.

Powierzchownie jednak sądzi, kto mniema, że w Polsce od chwili upiśmiennienia krajowego języka, poczęła być literatura narodową i przeciwważyć z nienarodową łaciną. Owszem, literatura choć już w swojską szatę odziana została jeszcze klasyczną, a pisarze naśladowcami greckich wzorów; ale to było naśladownictwo pełne ducha i siły, śmiało mogące się nazwąć niezaprzeczonym nabytkiem. Kochanowski, Szymonowicz, Orzechowski, byli co do formy i po polsku klassyczni Rzymianie, co do ducha i po łacinie narodowi Polacy. W duchu ich były uczucia rodzinne, w przekonaniach opinje czasowe polityczne lub religijne, w ustach mowa polska albo łacińska lecz całkiem niezależnie od ducha użyta, jeno jako zrozumialsza dla Europy i wytworniejsza), ale forma utworów była zawsze klassyczna, starożytna, bo w tej formie był owocześnie ideał piękna

Ten pisał teokrytowe idylle, których teatrem są niwy polskie, drugi we fraszkach i krotochwilach polskich przekształcał antologie greckie, ów pisał Turcyki zagrzewające do wojny z Turkami na wzór Filipików Demostenesa. Nie mogło być inaczej.

Stawmy się w położeniu zdolnego Polaka, który chce piórem służyć krajowi. Przypuśćmy naprzykład, że pierwsze wychowanie odebrał w Krakowie, gdzie go Jakób Górski nauczył rozumieć i pokochać klassyków, dajmy że wyjechał do Włoch tak ożywionych za Leona X, gdzie mu jakiś Bonamikus lub Sygonius odsłonił tajemnice rzymskiego świata, ukazując na kapitolium uczył historyków, nad Tybrem czytał z nim Horacjusza, na zielonéj łące pod włoskiem niebem Teokryta i Wirgila. O! taką metodą nauczony literatury starożytnéj pełen wyobraźni młodzieniec, bez wątpienia bardziej ją kochał niż my, którym na wspomnienie łaciny staje w myśli suchy jezuita i ciemna izba szkolna. Wraca do Polski młody muz auzońskich wychowanek, gdzie mu okoliczności albo popęd duszy podają w rękę pióro autorskie. Nagląca potrzeba wieku, którego jest nieodrodnym synem, każe mu pisać w języku krajowym. Przywykły do wytwornéj i pięknéj mowy, ze strachem patrzy na krajowy język zaledwie zdolny do wyrażenia rzeczy prostéj potrzeby, nieokrzesany w obrotach, rubaszny w żartach, gruby nawet w modlitwie, język w rodzaju próbek, które przytoczyliśmy z Kancjonału Przeworszczyka. Pisarz czuje obowiązek i potrzebę podnieść rodzinną mowę do wysokości języków starożytnych, których wykarmił się arcydziełami. Cóż pocznie? wyprowadzi na scenę narodowe osoby, a pełen patryotycznego zapału, pocznie udoskonalać mowę pod miarę doskonałości klassycznéj, pocznie zbliżać literaturę krajową do starożytnéj, przyswajać klassyczne

obrazy, włoży w usta i serca swych osób uczucia i słowa istniejące tylko w starożytnym świecie. Stanowczo zbłądzi, ale w położeniu owoczesnych pisarzy polskich podobny błąd jest nieuniknionym. Pierwiastek narodowy i siła krajowego języka, niewydołały jeszcze potrzebom ich myśli. Klassyczność musiała podpierać pierwiastki polskiej poezyi, służyć za miarę doskonałości; bez niej jeszcze ani Szymonowicz ani Kochanowski, poeci, których zgodzono się nazywać narodowymi, nie stanęliby tak wysoko. Udało się Klonowiczowi stworzyć polskiego Flisa i łacińską Roksolanje zupełnie prawie narodowemi, zupełnie prawie bez wpływu klassyczności, lecz to było w czasach kiedy już poezja krajowa stała na stopniu niepomiernéj wysokości. Ale w chwili o któréj mówimy, czysto rodzima poezja nie w stanie była wydać utworów godnych podziwu. Aby się to komu z czytelników nie wydało niewczesną pedanterją, przykładem rzecz objaśnimy. Będziemy kolejno mówić o Mikołaju Reju z Nagłowic.

Był to rzeczywiście talent znakomity, wielkich zdolności, poczciwych chęci, prawego i szczeropolskiego serca, obdarzony dowcipem i płodny, ale że nie miał pierwiastkowego wychowania, że obca mu była łacina i cała klassyczna literatura, że zaniedbał wykształcić

udelikatnić smaku na dobrych wzorach, poezje jego nieraz pełne wybornych i samodzielnych myśli, tak są odstręczające pod względem formy, wiersz tak klecony, żarty tak rubaszne, obroty mowy tak trywialne, że żałowaćby należało narodowości czysto polskiej w wieku XVI, gdyby przyszło uważać Reja za jéj przedstawiciela. Ileż stracił ten wielki talent właśnie przez brak wykształcenia, przez niewczytanie się w klassyków, którzy wrodzony jego dowcip zdołaliby natchnąć, ująć w karby, uszlachetnić! Stawią niektórzy do porówna

« PoprzedniaDalej »