Obrazy na stronie
PDF
ePub

ujścia Elby, stanowią te granice. Tu siedzą Karyntianie, Morawcy, Czechy, Winule i Obotryci.

Granice północne. Morzem Baltyckiém aż do ujścia Wisły idzie Słowiańszczyzna granicząca dalej z Prussami i Jadźwingami, potém z Litwą i Estonią, aż do Nowogrodu i granic Fińskich.

Taką jest obwodnica Słowiańszczyzny. Przerzynały ją rzeki i rzeczki płynące do Baltyku i Euxinu, i stanowiące po większej części granicę pomiędzy ludami wspólnego szczepu. Nie będziemy wyliczać tych wszystkich ludów, zostawując to dziejopisom Słowiańszczyzny; wspomnijmy tylko o mieszkańcach późniejszéj Polski i jej słowiańskich sąsiadach.

Nad-dnieprscy Polanie, pomknąwszy się na północny zachód, osiedli pomiędzy rzekami Wisłą, Notecią i Wartą; graniczyli tu na północ z Pomorzem i Prussami, na wschód z pobratymczemi ludami: Mazowszan i Łęczycanów, na południe z Czechami i Sląskiem, na zachód z Serbami, Luzacją, i Nadelbiańskiemi Winulami; to było gniazdo późniejszéj Polski. W szerokiej, dawnej Słowiańszczyznie, następne główne dawały się dopatrzyć podziały: ziemie zajmowane przez Polanów i ich późniejszych sąsiadów, co weszły w skład Polski, panowanie Rusinów, Czechów, Węgrów (pomieszanych z niesłowiańskiemi Magiarami), nakoniec Słowiańszczyzna Winulska i Obotryci.

Słowianie przez to samo że odwiecznie zajmowali jedne posady, że mało ulegali wpływom obczyzny, musieli tradycyjnie wyrobić w sobie wiarę, prawa, obyczaje język. Tak było w istocie. Pomimo zmian miejscowych wiara, obyczaje i mowa Słowian, przechowały w każdéj swéj gałązce układ pnia macierzystego. Pomimo pierwotnéj prostoty, łagodny ich charakter, rząd społeczno-patriarchalny, sama nakoniec potrzeba, wywołały pewną

oświatę, której ślady tu i owdzie przyjemnie dostrzegać. Postępy nie mogły być rychłe, wszelako im się bardziej horyzont historyczny rozjaśnia, tém częściéj spotykamy pewien stopień kultury, którą lud dziki postępowo w łonie swojém wyrabia. Prawa lubo nigdzie niezapisane, tkwiły w pamięci ludu, a jak wiemy ściśle ograniczały stosunki społeczne i strzegły własność daleko czujniéj, niż nasze zamki, klucze, kajdany i kodeksy. Wypadki dziejowe, to jest bitwy, zwycięztwa, klęski, lata spokoju lub niedoli, zapamiętywały się za pośrednictwem tradycji i pieśni. Mieszkańcy ziem żyznych, ale potrzebujących uprawy, Słowianie poznali się wcześnie na rolnictwie, pielęgnowali pszczoły, sycili miody, uprawiali lny i konopie, a płótna używali za monetę; nadmorscy znali się na żegludze i rybołostwie; nadkarpackim, nieobce były górnicze zajęcia. Moralność miała przepisy w krótkich a pełnych prawdy i poezji przysłowiach, które codzień z upodobaniem powtarzano ̧ Słowianin tworzył i śpiewał piosnki, duszę jego malujące, lubo jeszcze nie wiedział, że to się zowie talentem poezji i muzyki-bo poezja wyprzedza samopoznanie. Te piosnki były pełne życia w swym składzie, pełne niepospolitych motywów w śpiewném wykonaniu. Niema się poco dziwić, że ludy nieoświecone, stanęły wysoko w muzyce i poezji; one patrzyły na naturę oko w oko, one zmysłu podsłuchania natury nie skaziły jak my, bladym konwenansem. Wielki być musiał śpiewak, kto śpiewał na wzór słowika, kto się ośmielił w obec jego zanócić pieśnią. Musiał koniecznie swym śpiewem wywołać zadrganie łzy w oku i obudzić silniejsze serca tętno, bo inaczej na cóżby śpiewał? wszakże go nikt o poezję nie prosił, nikt akcenty muzyczne nie płacił. Człowiek dziki, nie śmiałby harmonijnego szumu lasów i śpiewu ptasząt przerywać śpiewem, a kiedy śpie

wał musiał być natchnionym, musiał uczuć potrzebę wylania się w pieśni, a wtedy był już pewny, że pieśń jego wyższą będzie od szumu lasów i szczebiotania ptasząt.

Te były umiejętności Słowian, wywołane pierwszą potrzebą albo uczuciem serca; nie schodziło im jednak i na wytworniejszych wiadomościach. Znali północni pismo runiczne, południowi mieli głagolicką bukwę, która w nazwie swych liter, mogła jak twierdzą, zawierać jakieś rzeczy mystyczne i święte. Budownicy chat, szałaszów, wznieśli się potém do pojęcia wyższego; budowali dla swych bogów świątynie, a dla książąt zamki wspaniałe. Nadelbiańscy wyżéj jeszcze stanęli. W Radegascie była świątynia wsparta na rzezanych rogach zwierzęcych; zawierała posągi bogów i bogiń u których były napisy. W Szczecinie na Pomorzu, w jednej ze czterech świątyń, stały posągi ludzi, zwierząt i ptastwa wykonane z taką sztuką, iż się zdawały żyjące. Wspominają jeszcze niektórzy piękną drewnianą świątynie, konie i wiele innych pomników sztuki, które łacnoby wyliczyć, gdybyśmy nie unikali w naszéj pracy punktów spornych.

Od gmachów bóstwu poświęconych, przejdźmy do czci samego bóstwa. Słowianie byli bałwochwalcami: czcili wiele bożyszcz, których przymioty i liczba, dadzą się ostatecznie sprowadzić do dwóch-Białoboha i Czarnoboha, z których pierwszy był bóstwem dobroczynném, drugi szkodliwém. Nie godzi się jednak przekształcać staréj Zoroastrowej Zend-Avesty na Swiętą wieść, i aż tam poszukiwać źródeł wierzenia, bo ubóstwienie zła i dobra (dualizm), wynika z pierwszych pojęć ludzkich i jest ze wszystkich dogmatów nieobjawionych religji, najlogiczniejszém. Walka zła i dobra, na którą codziennie patrzymy, a którą dzięki Świętej Wierze umiemy już sobie wytłumaczyć, była zasadni

czą myślą pierwotnych mythologji, Egiptskiéj, Greckiéj i Rzymskiej. Wychodząc z tego początku, każdy naród wyrabiał sobie religją stosownie do stopnia swych pojęć i żywości wyobraźni. Zjawiska natury, złe i dobre namiętności człowieka, wcieliły się następnie w kształty, z których każdy przyjął imię i cześć sobie właściwą. Myślący, wytworny a cielesny Greczyn, przyodział swe bóstwa pięknym plastycznym kształtem, wyidealizował ich przymioty, i wierze swojej nadał pewne cechy objawienia, które właśnie już stanowią to, co nazywamy bałwochwalstwem. Wiara mystycznego Egipcjanina i republikańskiego Kwirity, czcząc te same bogi, przyjmowała stosowne do narodu odmiany i modyfikacje, ale w każdej z tych wiar, widzimy choć pod rozmaitemi postaciami, właściwych białobohów i czarnobohów czyli ubóstwienie zła i dobra; w każdej jest cześć słońca, bojaźń piorunów, to jest cześć dla najdotykalniejszych zjawisk zła i dobra na ziemi. Te przeciwne sobie siły, nie bywały w rękach jednego boga. Wszechwładny Tonans, piastował u starożytnych gromy i pioruny, a słońcem zawiadywał podrzędny bożek Apollo. Jowisz nie był tém, co nazywamy Opatrznością, nie wzbudzał nic nad bojaźń i przy całej potędze, mógł być Czarnobohem starożytnych: wyobrażał moc i maj estat Boży―ale funkcję dobroci, pełniły inne bóstwa. Nie mamy już dzisiaj klucza do całkowitego ukształcenia wiary starożytnych, ale to pewna, iż cała ich mythologja im się bardziej ukształca i zdobi, tém się bardziej oddala od religji pierwotnej, wrodzonej człowiekowi, a przynajmniej najbliższej jego naturze. Wiary pogańskie, budując na psychologji czyli też prosto na wyobraźni swe objawienia, czuły ich niedostateczność i żadna nie rościła prawa do nieomylności. To nam

tłómączy zadziwiającą tolerancją starożytnych, to nam wyjaśnia dla czego nietylko w témże mieście, ale nawet w tejże świątyni, bywały bogi rozmaitych wiar i wyznań. Aleksander W. palił kadzidła w Jerozolimskiej świątyni, Titus kazał ją szanować swoim żołdakom. Ale Chrześcijaństwo nie mogło liczyć na podobne pobłażania, prześladowano pierwszych Chrześcijan, bo ich wiara godziła w samo serce tradycji pogańskich, bo zamiast rozkoszy i pieszczot, zalecała życie twarde i surowe; zamiast wrodzonego niejako człowiekowi egoizmu, ogłaszała ducha ofiary i zaparcie się samego siebie. Olymp zadrżał przed Kalwarją, gdzie Bóg spełnieniem krwawéj ofiary, zadał fałsz bogom rozkoszy ciała. Prozelici Chrystusa ogłaszający braterstwo, nie mogli się zalecić tronowi znikczemnionych Cezarów, a ślepi ich służebnicy, nie pojmowali do jakiego stopnia Chrześcijaństwo uzacnia człowieka. Żydowscy Faryzeusze, Aleksandryjscy filozofowie, Rzymscy ofiarnicy i prokonsule, słowem mędrcy i potentaci materjalni walczyli z Chrześcijaństwem, ale ludzie ducha tłumami dawali się nawracać, tłumami zamieszkiwali lochy i pieczary, aż powoli... drewniany krzyż rozbił i w gruzy obalił mury Pantheonu.

Wracając do Słowiańszczyzny, dzikie jéj ludy nie mogły daleko odbieżeć od pierwotnéj religii człowieka, od prawa natury, od ubóstwienia zła i dobra. Czystsza więc była wiara Słowiańszczyzny, bo mniej po ludzku wykształcony syn natury, częściej patrzał w niebiosa, zkąd nań złe i dobro płynęło, i mniéj mięszał ziemskich pierwiastków do przedmiotów swojego ubóstwienia. Ale kolejno szły dalsze religijne pojęcia, które wyrabiało sobie każde plemię nie zawiśnie od innych, każda rodzina, każdy może człowiek. Krzyżowanie się

« PoprzedniaDalej »