Obrazy na stronie
PDF
ePub

dem, ze swojemi dysputami istnie sejmowemi. Akademja była umiarkowaną w swoim zawodzie we względzie zadań czasowych, a wiadomo że w chwili ważnych burz towarzystwa i jego opinji, zasadom umiarkowanym powodzić się nie zwykło. Wróćmy do naszego przedmiotu.

Przy tylu kolonjach akademickich, przy tylu szkołach katedralnych, zakonnych, protestantskich, widzimy, że stan oświaty w Polsce nader był ożywiony. Komu zamało było nauk będących w kraju, kto chciał stanąć na stopniu europejskiego ukształcenia albo przynajmniej zaimponować tem rodakom, udawał się na nauki za granicę. Powiedzmy na chwałę naszych magnatów duchownych i świeckich, że nieraz niedostatniej szlachcie podawali tu rękę. We Włoszech kwitły uniwersyteta: w Rzymie gdzie między innemi pobierali nauki Kopernik, Szymonowicz, Szmiglecki; w Padwie gdzie był rektorem Zamojski, i gdzie się kształcili: Samuel Maciejowski, Jan Kochanowski, Górnicki, Janicki, Struś, Nidecki, Marycki i wielu innych z katolickiej młodzieży. Protestanci lub mający skłonność do protestantyzmu udawali się na akademje niemieckie, i tak w Wittenbergu uczyli się: Orzechowski, Frycz Modrzewski, Warszewicki, Sarnicki, Górkowie; w Lipsku: Tomicki, Seklucjan, Stryjkowski; w Strasburgu: Ostrorogowie i Radziwiłłowie; w Bazylei: Jan Laski, Iłowski i t. d. Wędrówki te jeżeli z jednéj strony dawały pole pragnącej światła młodzieży, z drugiej były powodem nawożenia do kraju zarozumiałości, złych obyczajów, obczyzny, niedobrych politycznych i religijnych nowinek. Czuł to Zygmunt I i w r. 1534 zabronił był téj naukowej włóczęgi; ale w lat dziewięć na nalegania magnatów zmuszony był cofnąć swój zakaz. Pisze Warszewicki, iż sławny Samuel Maciejowski tak ubo

lewał na obyczaj wysyłania młodzieży za granicę: „,Synowie naszej szlachty wprzód nim dojdą młodzieńczego wieku posyłani do obcych krajów, ciernie zamiast róż do domów przywożą; raczej rozwiązłe i swawolne obyczaje niż naukę. Wróciwszy w ojczyste progi, zakładają dla się dwa cele: albo wejść w służbę kościelną albo polityczną. W marném oczekiwaniu bogactw, kiedy ich nadzieja zawiedzie, na cudze się łakomią. Przywykłszy do zbytków niemieckich lub rozkoszy włoskich, wnet po przybyciu do domu zmieniają obyczaje. I oto: jelni ozuci w sandały, drudzy przy kindżałach, owi z rozmaitą bronią i rusznicami, pijani, w rodzaju kuglarzów we dnie i w nocy włócząc się po ulicach, nietylko w domu lecz i w mieście dają przykład wietrznéj lekkomyślności". Zaiste! jeśli to trafny obraz, to się prędzej da zastosować do młodych paniczów, bo biédna szlachta pospolicie na cudzym koszcie za granicę wysyłana, wracała do kraju z dobrym plonem nauki i chlubnie potém zasłużyła się krajowi.

Panujący i możniejsi panowie wychowywali swe dzieci w domu, pod okiem cnotliwych i uczonych mistrzów. Przy synach Władysława Jagiełły był Wincenty Kot arcybiskup gnieźnieński; synów Kazimierza Jagiellończyka wychował znakomity Długosz i Kallimach (zajście między niemi może nastąpiło ztąd, że na przewrotne nauki Włocha zacny Polak się oburzał); Grzegorz z Sanoka był nauczycielem Tarnowskich; Eustachy Trepka Górków; Bartłomiej Groicki Bonarów; Skarga Tęczyńskich. Za przykładem magnatów szła i drobna szlachta, ale tutaj brak dobrych i niedrogo kosztujących nauczycieli był powodem, że oświata klasy szlacheckiej nie stała na wysokim stopniu. Żołnierska prostota naszéj szlachty czuła potrzebę nauk, ale się na ich całej ważności poznać nie umiała. Erazm Gliczner Dzieje Lit. T. 1

15

na schyłku XVI wieku piszący, tak powstaje na domowe nauki u szlachty: „Jest teraz ten obyczaj w Polsce u ziemiaństwa i mieszczan, chować bakałarza który doma pokątnym obyczajem ćwiczy a uczy dziatki, ale nie wiem by się z takiej nauki młodzieniec ku czemu dobremu przydać miał. Jako się nauczył doma w kącie przylegać, zawżdy się taki chronić ludzi czystych a uczciwych będzie, więcej się oglądać na piec niż na ludzi. Jeśli mu się trafi między poczciwymi ludźmi być, nie mając w sobie żadnej bezpieczności, będzie siedział by na szydłach, a jeśli go zasiędą, kręcić się a wiercić się będzie, radby corychléj uszedł, dla czego nazować go domalegajem albo błaznem jakim nikczemnym. Ci którzy między gromadą jaką studentów studjują, małą się inaczéj od tych którzy doma tylko sami jakoby jacy pustelnicy albo mnisi w klasztorze szkołują. Pożyteczniejsza jest, dać na wielkie miejsce syna na nauki do Krakowa, do Włoch albo do Niemiec, niż go w miasteczku przy bakałarzu bawić, kędy się jedno na rybaldję albo sekundarję sadzi, a o nauki nie dba. U nas Polaków płacić pieniędzy nie chcą, snać drugi woli się za szeląg albo za grosz dać ukrzyżować, aniżeliby go miał udzielić na nauki synowi swemu i ten obyczaj nietylko jest u trochę zamożniejszych ludzi, ale prawie u panów samych jako szlachty, gdzie nie tylko pieniądze są, ale téż i gumna naprawione i nasadzone brogami stoją. Ma pan ojciec pieniądze na co inszego, ma na piwo i na ubiory, ale ich niema dla nauczyciela. Przez wszystek kwartał nie chce mu się wiele wydać, jedno dwiema groszami albo trzema chce odbyć, dzierżąc się zwyczaju jakoby pospolitego: introitales dwa pieniądze, remissionales szeląg, a precium kwartalne dwa grosze... Drugi nie umié téż szanować człowieka, któremu na wychowanie dziécię swoje po

wierzył. Za syszkę waży sobie nauczyciela, woli psów głaskać, a konie tuczyć; w większej u niego jest powadze palacz albo stróż niż człowiek uczony, który mu syna na dobre życie uczy".

Nauczyciele domowi wykładali nauki każdy wedle swojego widzimisię, niezależnie od zwierzchności edukacyjnej. Wprawdzie w r. 1542 biskup Gamrat, zalecił archidjakonom i inkwizytorom śledzić domowych mistrzów u szlachty i obywateli, lecz to jedynie aby,,nie czytali dzieciom książek podejrzanych i nie kazili wiary świętej w ich sercach". Stopnia ukształcenia mistrzów i systematu dawania nauk, nikt nie sprawdzał.

W domowych, parafjalnych i miejskich szkółkach. obok dziatwy płci męzkiéj uczyły się dziewczęta. Na dalsze nauki córki znakomitszéj szlachty, udawały się do klasztorów żeńskich: Cystersek, Dominikanek, Franciszkanek, Benedyktynek i t. d., gdzie ich uczono czytania, pisma, robót kobiecych, a nawet łaciny. To skromne religijne wychowanie w klasztorach, wpłynęło niepomału na żywot cichy, bierny, który był niewiast polskich udziałem. Ciekawą wiadomością w tym względzie jest dedykacja książki: Problemata Aristotelis, którą Andrzej z Kobylina przypisał Jadwidze z Kościelca. ,,Przecz mówi on mężowie swoich przodków naśladując, tak ustawili i pilnie tego strzegą, aby białogłowy pisma się nie uczyły i ksiąg żadnych co się tyczy biegłości a wyćwiczenia rozumu nie czytały. Ta jest jedna przyczyna, iż oni choċia inne wymówki mają, wszakoż więcej to czynią z niejakiéj zazdrości" i t. d. Czy dobrym był ten uczony despotyzm małżonków polskich? czy brak wykształcenia naukowego niewiast nie wpłynął na losy naszéj polityki a przynajmniej literatury? o tém pozwolą czytelnicy słów kilka powiedzieć

[ocr errors]
[ocr errors]

Świadectwo Andrzeja z Kobylina, któreśmy tu przytoczyli, jest z r. 1535 z chwili kiedy różnowierstwo właśnie drogą usiłujących trafić do rozumu książek, burzyło tradycje starego katolickiego kościoła. Te księgi co podziałały na zmianę przekonań nawet w potężnych męzkich umysłach, cóżby dokonać mogły nad słabszą niewiastą! Rozumowanie i żądza usamowolnienia się mogłyby zgubnie podziałać na dolę domowych ognisk, na dostojność małżonek i matek, którą Polki z takim wdziękiem i czułością spełniały. Ale znowu wydatniejszy wpływ kobiety na umysłowość w kraju, czy nie złagodziłby szorstkich rycerskich obyczajów, czyby nie zdołał powstrzymać owych pijatyk i junactwa, tak pospolitych w naszych domowych dziejach? czy kobiety posiadające z natury większą czułość i mocniejsze uczucie piękna, dałyby wpaść literaturze w ckliwe jezuickie makaronizmy, gdyby czytały i gdyby w ufnéj pogadance sądziły o książkach? czy poezja pod ich sądem zeszłaby tylko na miary i końcówki? czy słodsza o któréj Polacy nie mieli wyobrażenia miłość, nie wypieściłaby krajowi więcej wieszczów jak Petrarka lub Tasso? Być może, ale w politycznym stanie Polski to wszystko było niepodobieństwem, nasza (że się tak wyrazimy) gospodarska miłość, nie mogła usposobić poetów, wpłynąć na udelikatnienie smaku. Polak nie mógłby jak Petrarka wzdychać do cudzej żony, nie mógłby jak Tasso kreślić rycerskiéj miłości, — bo jéj pojmować nie umiał. Nasza miłość była cicha i skromna: Janicki młody i czuły, ledwie że wspomni o przedmiocie swych uczuć; Kochanowski jeżeli w Paryżu łacińskiemi elegjami zapłacił dług obcym wyobrażeniom i ognistéj młodości, to owiany rodzinném powietrzem wyszydzał nieraz i siebie i kobiéty i ich wielbicieli; przodkowie nasi zanadto życiem publiczném zajęci, nie mieli czasu

« PoprzedniaDalej »