Obrazy na stronie
PDF
ePub

i trzyma akademja." Doktoryzujący się Licencjat, odpowiadał na zarzuty zadawane sobie od egzaminatorów, poczém przysięgał na sumienne wykonywanie obowiązków lekarskich i mógł już się trudnić praktyką. Studenci i bakałarze chyba z lekarzem fakultetu mogli odwiedzać chorych, a Licencjat mógł dostać pozwolenie leczenia na koszta swéj doktoryzacji. Oprócz wychowańców uniwersytetu mogli wykładać nauki i trudnić się praktyką lekarską w mieście Krakowie i jego dyecezji i obcy doktorowie, lecz nie inaczej, jak po złożeniu świadectwa, odbyciu dysputy i otrzymaném pozwoleniu od medycznego fakultetu; nie dopełniający téj ustawy, płacił grzywnę srebrną na rzecz Uniwersytetu. Statutem nadto dla wydziału lekarskiego w 1433 r. spisanym postanowiono: iż uczeń medycyny powinien mieć łatwą wymowę, być zdrowym na wszystkich zmysłach, posiadać dobre przymioty, a być obcym złym nałogom, kłótni, zarozumiałości i gwałtowności; iż doktór wprzód nim przystąpi do leczenia chorego, powinien go napominać i skłaniać do spowiedzi i przyjęcia ś. Wjatyku; iż nie wolno mu dawać niewiastom na poronienie; iż tajemnice hańbiących namiętności, jakie chorzy a szczególniéj panowie lekarzom powierzać zwykli, roztropnie pokryje i w milczeniu zachowa; że nieuniesiony miłością lub nienawiścią, święcie ustawy swojego powołania dopełniać będzie. Mimo to, akademja krakowska ledwie od r. 1526 poczęła u siebie doktoryzować lekarzy, najpospoliciéj rodacy nasi brali ten stopień w Bononii, a potém pozyskiwali w Krakowie. wolność leczenia;-ten przypadek dozwolony i przewidziany był przez akademickie statuta.

Pomimo tych ustaw lekarskich, pomimo tytułów licencjatury i doktoratu, medycy krakowscy i obcy przybysze, niezbyt wielkie musieli świadczyć posługi zdro

wiu cierpiącej ludzkości. Znali oni Galena i Arabów, ale nie mogli się otrząsnąć z ich błędów; umieli oznaczać i rozróżniać choroby, ale za mało mieli ducha obserwacji, iżby je badać i tamować; botanika, anatomja i dalsze pomocnicze nauki prawie były nieznane; operacje chirurgiczne były w ręku barwierzy i cyrulików, a potém w ręku zagranicznych szarlatanów. Haszczek łaziebnik w Szamotułach, był jak świadczą współczesni, wybórnym mistrzem w sztuce chirurgicznéj. Aptekarze trudnili się głównie wyprzedażą win i korzeni, a farmacja była ich dodatkową professją, w któréj nikt nie badał ich usposobień naukowych, nikt nie sprawdzał lekarstw jakie przyrządzają. A tymczasem przy zmianie twardego rycerskiego życia na żywot bardziej miękki i zbytkowny, namnożyło się w Polsce cierpień, o których ojcowie wyobrażenia nie mieli. Przyszli bicze boże, powietrze na ludzi i pomorek na bydło, nie jednokrotnie zadając bolesną chłostę krajowi, a lekarze scholastycy zamiast zapobiegać klęskom, poważnie oświadczali, iż to pochodzi od zbiegu pewnych konstellacji na niebie. Taki był stan medycyny w Polsce. Jeszcze Jan Ursinus lekarz i akademik krakowski, w swéj dyssertacji na stopień doktora uczenie zgłębia, czy Apollo, czy Eskulap, czy dwaj synowie Eskulapa Polidarjusz i Machaon, wynaleźli medycynę; Jędrzej Glaber z Kobylina jeszcze problemata Arystotelesowe uważał za skarb anatomiczny, jeszcze wierzono w wodę odmładzającą, moc talizmanów, uroki i czary, jeszcze astrologja wchodziła do zakresu nauk lekarskich. Ale światły praktyczny lekarz wziąwszy raz rozbrat ze scholastyczną metodą, która mu na nie wiele posługiwać mogła, natrafiał na postrzeżenia, zmuszony był badać naturę; jeżeli więc w murach akademji medycyna drzemała w błogiéj stagnacji, w kraju

inaczej dziać się musiało. Już na początku XV wieku lekarz domu Pileckich, którego nazwisko do nas nie doszło, spisał księgę podręczną medycyny i weterynarji popularnéj, a inni, jak Piotr z Chotkowa, spisywali sekreta medyczne z rozmaitych dzieł zagranicznych, układali zielniki, fundowali cmętarze za miastem, aby od wyziewów ciał gnijących powietrze się nie psuło. Obok szarlatanów, jak Baliński, który mocnemi poty i gorącemi trunkami króla Aleksandra o śmierć przyprawił, stali w epoce naszej sumienni i pracowici medycy, co wytężali oko na przyrodę, badając w jej bogatych tajnikach, jak Stańko lekarz Długosza, Stefan Falimierz Rusin, a nadewszystko Józef Struś lekarz Zygmunta I i jego córki Izabelli węgierskiej, światły stróż zdrowia i autor kilku ksiąg medycznych. Kiedy światło europejskie coraz piękniej odbijało się w Polsce, kiedy w samej akademji krakowskiej zwrot do klassycznej starorzymskiej łaciny filozofię scholastyczną zagłuszać począł, mamy już i lekarzów i ich dzieła dowodzące nie pospolitą znajomość badań na niwie natury. Botanika lekarska w szczególności z upodobaniem była uprawianą. Hieronim Spiczyński lekarz nadworny Zygmunta Augusta i Marcin Siennik, przerabiali i pomnażali dawniejszy Zielnik Falimierza o ziolach tutecznych i zamorskich Kraków 1542 i 1568 r. Marcin z Urzędowa i Wojciech Oczko, przysłużyli się podobnemiż pracami, dzieła ich są pisane po polsku; Piotr z Kobylina pisał także po polsku o ratowaniu położnic (Krak. 1541 r.); Piotr Umiastowski zgłębiał przyczyny morowego powietrza (ksiąg 4. Krak. 1591 r.); Jędrzej Glaber z Kobylina pisał Traktat o puszczaniu krwi (Krak. 1542 r.); Walenty z Lublina o różnych chorobach i leczeniu (1592 r.) i t. d.

Ale nie akademia wykształciła tych pożytecznych

towarzystwu ludzi; w jej łonie wyrabiano teorje nauk, w bezowocnych definicjach tyrano zdolności i siły umysłowe, branie za przedmiot rzeczy religijnych racjonalizmowało, odzierało z uroku wielkie tajemnice religijnego objawienia, owszem lubo wręcz przeciwne wszelkiéj religijnéj herezji uściełało drogę różnowierstwu - ciągłe sprzeczki lubo w przedmiotach czysto-naukowych żółcią napełniały serca filozofów; kłótnia niejednokrotnie zamieniła się w osobistość. Nie były to wady samego Krakowa, owszem Kraków tylko powtórzył i to w sposób niezupełny co się działo w innych akademjach. Erazm z Rotterdanu, sławny autor ironicznéj pochwały głupstwa, tak opisuje mistrzów teologii w akademji paryzkiéj. „Gdybyś widział Erazma w pośród owych „świętych Skotystów, siedzącego podczas górnych wy,,kładów Grilardowych, gdybyś go ujrzał ze zmarszczo,,ném czołem, zdumionemi oczami, zakłopotaną twarzą, ,,rzekłbyś że jest wcale innym człowiekiem. Zaiste nie ,,omyliłbyś się zgoła. Nie chciałbym śmiać się z tych ,,wykładaczów teologii, którą jak wiesz zawsze szano„wać zwykłem, ale wolno pożartować z tegoczesnych ,,teologastrów: nic bardziej spróchniałego jak ich mózgi, ,,nic dzikszego nad ich język, nic bardziej niedorze,,cznego jak ich rozum, nic ciernistszego nad ich naukę, ,,nic gorszego nad ich obyczaje, nic kłamliwszego nad ,,ich życie, nic jadowitszego nad ich mowę, nic czar,,niejszego nad ich serce." Podobny stan umysłowy był w Polsce w wieku XV, podobne nauki przywodziła młodzież z edukacyjnych zakładów, podobni byli mistrzowie. Od ich pedantskich twarzy, jakże dzielnie odbijali praktyczni mężowie albo samoistni myśliciele. Jednym z takich mędrców był Grzegorz z Sanoka, fenomen i chluba rozumu polskiego. Ten mąż nadzwyczajny (zmarły dobrze pojmował 1477 r.) jałowe sta

[ocr errors]

nowisko owoczesnéj mądrości, teologję mającej za cel jedyny, dysputę za jedyny środek nauki. „On, jak ,,twierdzi jego biograf Kallimach, rzadko uczęszczał na ,,djalektyków rozprawy, twierdząc iż ci ludzie zabo,,bonnéj nie zaś prawdziwej nauce oddani, bawią się ,marzeniem na jawie." „Nikt tak mało sobie nie ufa, ,,mawiał Grzegorz, jak ci którzy nic przez się nie wy,,najdując, trudnią się badaniem zdań cudzych miano,,wicie Arystotelesa, o którym tyle już tomów popisano, ,,iż dziwić się należy jak dotąd nie pojęto fałszów ,,w budowie tylu podpór potrzebującéj. Rzeczy praw,,dziwe w naturze same się ostoją i bardziéj je wspiera ,,nasze baczne poznanie, niż wszelkic argumenta." Zamiast niepożytecznych nauk zabierających czas i trudy, radził działać na młode umysły wymową i poezją, ukazać im skarby, które w téj mierze starożytność przekazała. On pierwszy usiłował skierować akademję do literatury starożytnéj i począł w niej wykładać pasterki Wirgiliusza. Zdumiał się Kraków na niesłychane widowisko; chociaż bowiem młodzież uczyła się Terencjusza, Owidjusza, Plauta i Cicerona, lubo Haller wydawał w swojej officynie klassyków rzymskich, wszelako za nadto ziemską, za nadto pogańską wydawała się mędrcom starorzymska literatura. Ożywiony wykład wielkiego poety przez Grzegorza z Sanoka otworzył snadź oczy uczniom, nie mogli odjąć serca głosowi Mantuańskiego wieszcza i odtąd szczerze polubiono klassyków, poczęto wydawać w mnogich edycjach Cicerona, Plinjusza młodszego i Sallustjusza, a ten dobry zwrot umysłów, dzielnie ożywiał Konrad Celtes przybyły do Krakowa 1482 r. łaciński poeta. Ale nie długo trwało to nakierowanie; scholastyczna pedanterja poczęła na nowo zagłuszać rzymską literaturę, rozbiegli się jej mistrzowie zostawiając pole bitwy djalekty

« PoprzedniaDalej »