Obrazy na stronie
PDF
ePub

1451 r.). Takie były dwa walczące z sobą potężne uragany opinji. Postawiony wśród nich słaby, wspólny monarcha, aby wydał ostateczny wyrok, zamiast łagodzić, jątrzył wzajemną między narodami niechęć i oburzał na siebie oba narody. Lękając się Polaków, obstawał przy ubliżających wyrażeniach poddaństwa Litwy, zbywał próżnemi obietnicami jéj posłów, a zato Litwa za sprawą Gasztolda ledwo że go z godności wielko-książęcej nie wyzuła; chcąc zaś uczynić zadosyć Litwinom, oddał im Wołyń z Łuckiem, część Podola i ziemię Drohicką, ociągał się z potwierdzeniem przywilejów polskich, a w Piotrkowie (1453 r.) ledwie go Polacy nie wyrzucili z tronu, zrywając pokój i unję z Litwą. Szlachta za uciążliwe podatki, stan duchowny za pogwałcenie nietykalności dóbr kościoła, burzyli się nań ustawicznie. Oba narody w walce z monarchą, wyrabiały w sobie groźne siły. Rycerstwo polskie wykonało przysięgę dać głowę za sprawę ojczystą. Za wpływem Oleśnickiego ograniczono władzę króla; Kazimierz rad nierad musiał potwierdzić swobody polskie, ale narodowi mało już było tych, które posiadał. We dwa lata po tym zjeździe piotrkowskim, wymożono w Nieszawie kilka nowych przywilejów krajowi, a między innemi owe sławne zobowiązanie się, co zostało na zawsze organiczném prawem Polski i było źródłem szczęścia i niedoli naszéj: „Nulli bona recept mandabimus, aut captivari faciemus, nisi prius fuerit jure convictus", t. j. nikomu nie każemy zabierać majątku i nikogo nie mamy więzić, wprzód nim prawnie przekonany nie będzie.

Zatargi Litwinów i Polaków nie przychodziły do końca. Wrzały ciągle i zawzięcie, żadna strona niechciała czynić ustępstwa, tylko tron musiał co chwila z praw swoich cóś utracać. Litwa po staremu dzierżyła Podole i Wołyń, Polacy po staremu uważali Li

[ocr errors]

twę za naród niewolniczy, król po staremu zniechęcał umysły. Na zjeździe w Piotrkowie 1459 r. Jan z Rytwian ostro skarcił króla za skażenie i nadwerężenie Rzeczypospolitej, za zbyteczne podatki, złą monetę i widoczną stronność dla Litwy. „Los opłakany – mówił on i głośne klęski, które nam sprowadziłeś Najjaśniejszy Panie, tak, że gdyby nie Opatrzność Boża nad naszym rodem, przyszlibyśmy na ostateczną zagubę, zwołały nas na zjazd obecny, aby się dopraszać o poprawę i ustalenie rzeczy publicznych, zachwianych przez cię i twoich radzców". Ten stan poróżnienia i nieufności wywołał nowe ustawy, a najważniejszą także w Piotrkowie (1468 r.) zapadłą, iż do uchwalenia podatków i do uczestnictwa władzy prawodawczej, powoływać się będą posłowie ziemscy wybrani na prowincjonalnych sejmikach. Wolność przysyłania na sejmy deputowanych, udzielono i miastom. Król, senat, posłowie ziemscy łącznie tylko i na sejmach mogli stanowić prawa, wypowiadać wojnę, zawierać pokój, uchwalać podatki – słowem, w sejmach tylko była władza. Tak się spełniły koleje rządu polskiego; rząd zrazu gminowładny w żelaznych rękach pierwszych Piastów został despotycznym, potém przemogła duchowna i świecka arystokracja: za Ludwika porównano szlachtę z przywilejami możnowładców, za Kazimierza Jagiellończyka ustanowiono sejmiki przed wojną lub uchwałą prawa, potém posłowie przypuszczeni do stanowienia podatków, podzielili się, bo wzięli największą część władzy królewskiej. Tak tedy Polska najstarsza córka swobody, już od czterech wieków urządziła u siebie porządny rząd reprezentacyjny, nacechowany w wysokim stopniu zaletami i wadami podobnych rządów. Przodkowie nasi następnie w anarchję, nie ze zbytku swobód jak nam dowodzą, ale z kilku organicznych wad, które się niepostrzeżenie

wkradły do naszej konstytucji. Dla czego niebaczni na rzeczywistą nierówność, przypuścili panów do swojej szlacheckiej równości? dla czego zapoznali politycznie klasę ludu? dla czego bezsilni nasi królowie musieli szukać podpór i wzbogacać starostwami magnatów?- to są pytania obce naszemu przedmiotowi. Wróćmy do Kazimierza Jagiellończyka. Dla Polaków kodeks nieszawski i rozmaite zjazdowe uchwały, dla Litwy nadany w 1480 r. Sudiebnik, zakończyły ważny zawód prawodawczy tego Jagiellona.

Pomimo rozterków politycznych, wewnętrzny stan Polski wcale nie był rozpaczliwy, a stanowisko jéj w rzędzie europejskich mocarstw dosyć znakomite. Wprawdzie Litwa straciła u Baltyku panowanie nad Pskowem i Nowogrodem, a u morza Czarnego Tatarów krymskich, a Polska porty Czarnomorskie; lecz pozyskano księstwo Siewierskie, Oświęcim, Zator, Rawę i Bełżę. Wygrana nad Krzyżakami, z któréj korzystać całkowicie nie umiano, lubo okupiona klęską pod Chojnicami, wróciła Polsce gdańskie Pomorze, województwo chełmińskie i księstwo Warmii. Przy reszcie ziem pruskich Krzyżacy pozostali z obowiązkiem hołdu królowi polskiemu, przestali utrudzać naszę wiślaną żeglugę, tamować handel zboża i dalszych krajowych płodów. Przy handlu pomnożyły się dostatki Polaków, przy swobodzie możność ich używania. Równość konstytucyjna stawiąc w jednym rzędzie pana i szlachcica, zniosła niewolniczy pozór ulegania bogatszemu, a lubo niestety klasa rolnicza stała nisko poza obrębem téj równości, jednak bogactwo miast i zamożność wiosek świadczyło, że swoboda o którą się panowie na zjazdach dobijają, jest udziałem ludu choć pośrednio. Aksamit, adamaszek i dychtowny bławat, złoto i sobole pokrywające Polaków, klejnoty co im u czapek i

spinek błyszczały, włosy zawijane w pukle, dzielne rumaki perskiemi kobiercami pokryte -- te były wymówne świadectwa, że się ludowi temu dobrze dziać musi. Przy takich warunkach bytu, szczęśliwa oświata wychyliła się z półcienia, który ją dotąd osłaniał. Zakwitła Akademja krakowska, mówcy nasi zasłynęli na soborach i w poselstwach; genialny Oleśnicki, czuły poeta Adam Swinka, uczony Długosz, rozsądny Grzegorz z Sanoka, byli godnymi zwiastunami złotych Zygmuntowskich czasów. Znajomość czytania i pisma stała się powszechną w narodzie, ludzie mądrzy przestali się brzydzić językiem polskim, łacinę nawet ubogi szlachcic rozumieć począł, przez stosunki z Turkami i Tatary niektórzy z Polaków nauczyli się języków wschodnich jak Krzysztof Teślik, Michał Halecki i Klemens z Wiślicy, który się przyłożył do przetłumaczenia Alkoranu na język łaciński; rząd reprezentacyjny więcej może niż szkoła wdrażał do myślenia i wymowy, lubo i szkolna oświata kolejno stawała się dostępniejszą narodowi. Krom Akademji krakowskiej i szkoły P. Maryi, w samym Krakowie liczono pięć szkół początkowych, powstałych z pobożnych fundacji. Przy każdej katedrze była podobna szkoła. Katedra poznańska miała wyższy naukowy zakład, gdzie uczono języka łacińskiego na Owidyuszu (wybór dobry, ale nie dla młodzieży), oraz pisania, rachunków i liturgji; uczniowie téj szkoły przeznaczeni wyłącznie do stanu duchownego, kończyli nauki w Akademji krakowskiéj lub zagranicznych. W małych nawet miasteczkach były szkolne zakłady snać na dobrym stopniu, kiedy mogła ukształcić takich ludzi jak Długosz lub Grzegorz z Sanoka. Wiemy o szkołach w Korczynie, Pułtusku, Łowiczu, Warszawie, Gdańsku i Elblągu; Chełmno miało od r. 1405 wyższy naukowy zakład pod wiedzą Akademji krakowskiej. Rę

153

kopiśmienne pergaminowe książki, klamrami obite i nieraz na łańcuchach do gotyckich szaf przykowane, były skarbem nieocenionym, wartość książki równała się wiosce (sam Liwiusz kosztował 250 talarów), a jednak w klasztorach i domach polskich były biblioteki. Na dworze panów i w murach monasteru, byli przepisywacze rękopismów i malarze zdobiących je miniatur. Kroniki, prawa krajowe, księgi pobożne, słowem wszystko co było piśmienne w Polsce, w mnogich odpisach rozbiegało się po kraju. Akademja krakowska miała bibliotekę coraz bogaconą darami profesorów, którzy jeżdząc do Włoch oraz na sobory za granicę, przywozili ztamtąd obce dzieła. Mędrcy całe życie na zbieraniu i przepisywaniu dzieł pędzący, wierni owoczesnemu przysłowiu: Vende pallium, eme libros (sprzedaj płaszcz, kup książek), przy śmierci odkazywali swoje zbiory Akademji, a groszem od potrzeb skromnego życia oszczędzonym, budowali wspaniałe biblioteczne gmachy. Secinami przybywały tam dzieła. Już w 1429 r. ustanowiono dwóch bibliotekarzów przy krakowskiej książnicy, a 1497 r. spisano jéj katalog. Były nadto biblioteki w Poznaniu z daru Stanisława Ciołka biskupa (1433 r.) u Benedyktynów na Łyséj górze, w kapitule krakowskiej, tamże u Dominikanów, Paulinów i Miechowitów. Biskupi zbierali i odkazywali przy zgonie katedralnym bibliotekom, niemałe i cenne księgozbiory. Wypiszmy szanowne imiona tych dobroczyńców oświaty: Zbigniew Oleśnicki, Ścibor z Gościańczyc, Erazm Ciołek, Krzesław z Kurozwęk, a nakoniec Tomasz ze Strzępina założyciel bibliotek w Gnieźnie, Uniejowie, Łowiczu.

W tych właśnie chwilach, wielki i ważny wynalazek gotował się przyjść w pomoc oświacie i wolności i zmienić oblicze świata. Mowa tu o wynalezieniu druku. Odciski pisma za pomocą metalicznych ruchomych liter,

« PoprzedniaDalej »