Obrazy na stronie
PDF
ePub

Jak gwiazdy ogromnymi płynące obroty.

Lub w niebo kładł się twarzą; wtenczas na oblicze
Padało światło lasów, promień słońca złoty,
Pocięty cieniem liści w marmurowe plamy.

A potem w głębiach lasu wicher z szumem wzbity
Nad głową mu odmykał gałęziste bramy,
Skąd w ciemne myśli nieba spadały błękity.

Po trzech latach, ów drugi młodzieniec powrócił,
Biegły wschodnich narodów tłómaczyć się mową.
W otwarte dziecka ręce z rozkoszą się rzucił,
I rzekł:,,odjeżdżam na wschód, w krainę. palmową."
A potem umilk nagle. O jakże odmienny
Od marzącego dziecka; pobladł - jego oczy
Obłąkane jak dawniej, lecz wzrok miały senny,
Widać, że myśl co niegdyś żywiła, dziś tłoczy,
I wbija go do ziemi; jakaś tajemnica

Niedocieczona spała w rysach martwych lica.
Malo mówił, i tylko raz, wśród dzikich sosen,
Wykrzyknął z obłąkaniem: „Ginę marzeń zdradą!
Wysyłają mię w kraje bez zim i bez wiosen.
Chcą mię zabić!" a potem uśmiechnął się blado,
I resztę zamknął w serca głębokim tajniku.
Potem wziąwszy uściski matki, druhów, bratnie,
Odjechał i w drugiego dziecka imionniku,
Zapisał pożegnania wyrazy ostatnie:

„Po długich latach, gdy wiek sił ukróci,

Gdy będziesz myślą w złotej przeszłości się stawił,
Wspomnij na przyjaciela, który cię zostawił,
Jak przeszłość zniknął, jak przeszłość nie wróci."

Wkrótce potem, pamiętam, o księżyca wschodzie, Drugie dziecię wśród ciemnej, dębowej ulicy, Siedziało pochylone przy stopach dziewicy; Z drzew opadały liście, i w całym ogrodzie Zaledwo kilka kwiatów szronami srebrzystych; Na niebie ledwo kilka gwiazd zabłysło mglistych,

Księżyc płynął samotny, las szumiał daleki.
Tego wieczora dziecię ustami drżącemi
Anioła snów dziecinnych żegnało na wieki;
A potem bladą twarzą upadło do ziemi,
Jak zabite słowami, dumnym wstydem drżące.
Bo dziecko miało dumę wielkiego człowieka
Przeczuciem nakarmioną. Wtenczas lat tysiące,
Wtenczas mu w oczach przyszłość stanęła daleka,
Świetna okrzykiem ludzi, a z tymi obrazy
Obecna chwila czarnym łamała się cieniem
Odrzuconą miłością, dumą, oburzeniem;
Serce jak kryształ w setne poryło się skazy,
I tak wiecznie zostało. Wszystkie czucia skarby
Ognistej wyobraźni rzucił na pożarcie,
Wyobraźnia złotemi rozkwitała farby,

I kładła się jak tęcza na ksiąg białej karcie;
Lecz nie było w niej wiary w szczęście ani w Boga,
Ludzie w nim mieli druha, w myślach świat miał wroga.
On, w głębi duszy słysząc krzyk szczęścia daremny,
Mścił się, i gmach budował niedowiarstwem ciemny.
Ta budowa, ciężkiemi myślami sklepiona,

Stała otworem ludziom; lecz by się w nią dostać,
Musieli wprzód jak wielcy szatani Miltona,
Zmniejszać się, i myślami przybrać karłów postać.

Tak w rozstania godzinie młody anioł zginął...
Wzniósł twarz, już nad nim młodej nie było dziewicy;
Długo dumał, bo księżyc pół nieba przepłynął,
I patrzał drugą stroną dębowej ulicy,

Jak lampa w końcu ciemnej klasztornej arkady,
Młodzieniec zadumany patrzał w księżyc blady,
Potem nagle uśpioną budząc się pamięcią,
Wydobył pismo, całą zamknięte pieczęcią
I przy księżyca świetle czytał nieruchomy
Na nieznajomym liście podpis nieznajomy,
A w głębi listu smutne kryły się nowiny.

[ocr errors]

,Twój przyjaciel, wysłany w piramid krainy Jako drogman poselstwa, zajechał po drodze

Do przyjaciół rodziców domu, trzy dni bawił,
Niewinnej wesołości długie puścił wodze,

I przy lampie wieczornej powieści nam prawił.
Wczoraj miał dalej jechać... Widzieliśmy rankiem.
Jak po jesiennym liściu chodził smutny, cichy...
Potem konie pocztowe brzęknęły przed gankiem,
Potem wielkie, strzemienne podano kielichy...
Zegnał się, za łzy dawał wesołe uściski,

I puharem o nasze puhary uderzył.

Odszedł. Wtem ucztujących strzał przeraził blizki, Tłumem biegliśmy w jego komnatę

[ocr errors]

już nie żył. Przez şerce przeszła kula, a broń trzymał w dłoni; Spoczywa na rozdrożu, wśród leśnej ustroni. Ksiądz grób jego poświęcił, wierząc w zdanie tłumu, Że samobójstwo było w młodzieńcu chorobą Obłąkania, ciemnoty, szału, nierozumu; Ten wypadek dom cały napełnił żałobą."

Oto jest romans życia, nieskłamany w niczem:
Zabite głodem wrażeń jedno z dzieci kona,
A drugie z odwróconem na przeszłość obliczem
Rzuciło się w świat ciemny...

Powieść nieskończona.

LIST

DO ALEKSANDRA H.

(PISANY NA ŁÓDCE NILOWEJ.)

Rozdzielił nas gościniec płynnego szafiru:
Ty w Tebach, ja dopiero wypływam z Kairu.
Spodziewałem się niegdyś, że miło nam będzie
Złączyć na Nilu skrzydła okrętów łabędzie ;
Razem odwiedzać mumii balsamiczne składy,
Razem oczy w Nilowe rzucać wodospady,
I razem, jako dawniej, kończyć spór zacięty:
O cień Chrystusa z drzewa przez Woltera zdjęty,

Dziś próżno cię wyglądam i próżno mię czekasz;
Wiatrem, który mię niesie za tobą, uciekasz;
A twój brak tak mi serce w podróży oziębia,
Żem przedsięwziął do ciebie pisać przez gołębia.
Nad leniwą więc myślą używając musu,
Już zapisałem listem listek papyrusu.

Kupcząca ludzkiem ciałem łódź, płynąca z Nubii,
Dostarczyła posłańca, co błękitem lubi
Nosić listy, wracając pod rodzinne palmy;
Tak więc piszmy do siebie; przeczytawszy - spalmy.

A naprzód, pytam ciebie, gdzie mułowy wrątek
Wezbranych fal na Nilu ma bieg i początek?
Bo gdym o tem rozmawiał z nad-nilowym żeńcem,
Rzekł mi:,,Nimfa, lotusów ustrojona wieńcem,
Siedząc smutna pod skałą czarnych Etyopów,
Ostrożnie sączy dzbanem ojca naszych snopów;
Lecz kiedy się zapatrzy twarzą na kochanka,
Wtenczas z przechylonego Nil wybiega dzbanka,
Aż się na polach naszych strumieniem roztoczy."
Powiedz mi, czy widziałeś tę Nimfę na oczy?
Czy taka, jak wiezione Abissy na sprzedaż ?
Czy nie zostaniesz przy niej? czy serca jej nie dasz?
Lękam się, że ta Nimfa do zniknienia skora,
Zblizka widziana, w błotne zmieni się jeziora,
Z których każde w dolinie, bez kwiatów i drzewa,
Przez rok cały deszczami tropików nabrzmiewa;
Aż zwiększone ulewą i skalnymi ścieki,

Rzuci wszystko Nilowi gardłem białej rzeki.

Wreszcie wszystko to twoje ,,positive" rozwiąże, Ja wiem tylko, że dla mnie Nil dotąd wód książe;

[ocr errors]

Piękny, kiedy błękitem żeni się z palmami,
Co stoją wiatrem lekko wahane nad wsiami;
Piękny, gdy pokazuje płaskie pustyń lądy,
Gdzie o słońca zachodzie przechodzą wielbłądy,
Mrówki pustyni. Piękny dla oka poety,

Gdy stojące nad sobą białe minarety
Podwójnie i w błękitach pokaże odwrótne;

A jeszcze bardziej oczy i duszę zachwyca,
Gdy w nim za-palmowego widzę wschód księżyca.
Piękność Nilu dla ciebie małą jest zaletą,
Którego Nilem wiodą Strabo i Manetho.

Epok nie mierzysz dniami, ni wypadków calem.
Era Franków:,,gdy jeszcze cesarz był kapralem"
Mała dla ciebie, który dziś patrzysz z wysoka
Dalej, niż ludzie krótszej pamięci i oka.

Ja także będę z tobą jak w rozmowie szczery:
Należę do liczących czas na krótsze ery.
Ja chcę prędkich rozkwitnień owoców i zgonów!
Gniewa mię nieruchomość długa Faraonów;

Mało dbam, że ze wschodu przybyli pasterze,
I laski zamieniwszy na berła lub dzidy,
Kladli na piasku kamień pierwszej piramidy.
Że z Egiptu wygnani przez rodzime syny
Założyli w Judei straszne Filistyny;

I tam mniej twardą sztuką stawiali budowy,
Kiedy je hardy Samson mógł rzucać na głowy.
Jednak widzę wypadek jeden... okiem wieszcza:
Mojżesz królowi wolę Jehowy obwieszcza!
Pomiędzy rzędem Sfinxów czoło wzniósł ogniste,
Król go słucha... nad królem słońce idzie mgliste,
Obłąkane w szarańczy zwichrzonej motylu.

Tam dalej Nil, lecz zobacz, co niesie? krew w Nilu!
Przy tronie Faraona, z pokręconym słupem,
Stoją królewskie syny... jeden pada trupem.
Krzyczą matki, pobladły starych ludzi twarze,
Takich obrazów... stary już świat nie pokaże.

Ten wniosek, może wniosków uczonych nie blizki. Rzuciłem w porfirowe umarłych kołyski,

« PoprzedniaDalej »