jący, a przebiegły jak rzymski Davus lub Geta, w komedyi francuskiej zwano go Frontyn lub Scapin. Dodano potém kochankę i jéj służącą-i ta jest kanwą, na której Molier wysnuł swoje dowcipne pomysły i którą następnie w całej Europie przyjęto. W pierwiastkach komedyi śmieszkowie a błazny, grali naczelną rolę. Oni opowiadali treść sztuki, oni wśród reprezentacyi głośnym śmiechem i grubemi żarty z aktorów i widzów bawili publiczność. Teatralne ich nazwy były: we Francyi Jean Farine, w Niemczech Hanswurst, we Włoszech Bragella i Arlekino, w Polsce Pankracy i Czechaczek. Czasem te błazeńskie figury wychodziły w roli sług przebiegłych, czasem osobno występowały, ale się komedja nie mogła bez nich obejść, oni nadawali ruch sztuce i dobry humor widzom. U nas w Polsce, liczba uprzywilejowanych figur w komedyi, była bez porównania większą niż gdzieindziéj, stądby rokować można bogatsze jéj rozwinienie. Polacy zbyt poważni, aby się śmiać głupim śmiechem motłochu z grubych żartów arlekina, wnet w swojej ulicznej farsie nadali znaczenie satyryczne, obyczajowe i moralne, a więc instynktem pojęli cel sztuki. Figury występujące nie były pożyczone od Rzymian, ale swojskie, gminne i popularne: Kantor kościelny był zwykle prostakiem, Klecha przebiegłym, Albertus znany sługa plebański i junak niepospolity, chlubił się ze swych czynów żołnierskich, Soltys był prostym wyrazem zdrowego wiejskiego rozumu, Pątnik czyli pielgrzym, prawił niesłychane dziwy o krajach, które przebywał. Tak więc bogate mieliśmy charaktery sceniczne, ale w komedyi polskiej nie było węzła dramatycznego, interesu i ciągu - nie było akcyi. Najlepiej, kiedy się udało trafnie odcharakteryzować osobę, lub przedstawić dowcipną przygodę, daléj już nie sięgano. Dobre i to kiedy przypomnimy, że ukształceńsza część narodu wcale się nie trudniła temi błazeństwy, a raczéj szła do kościoła na pobożny dyalog, do pałaców królewskich na dramat naśladowany z greckiego, do refektarza Jezuitów na poważną długą i nudną allegoryę-komedyę zostawiono gminowi. Najdawniejszym zabytkiem tego rodzaju, jest odkryta przez uczonego W. A. Maciejowskiego w rękopismach biblioteki cesarskiéj publicznej w Petersburgu Komedja o mięsopuście, napisana wierszem polskim około r. 1530. Dzieli się na 3 akta, w każdym występują osoby i schodzą ze sceny, zamiast chóru pieśń kończy akt każdy. Pod względem artystycznym i treści nie zasługuje na uwagę, lecz pod względem rozwijania się sztuki dramatycznej w Polsce niezmiernie ważna; jest świeckiej i nabożnej treści zarazem. W pierwszym akcie występują na scenę pleban i Hanusz człowiek nowéj wiary, którego nawrócić stara się kapłan, nadchodzi organista (kantor), Locath (Mansionasz) i dzwonnik, z których pierwszy pijany: wszyscy pomagają plebanowi przeprzeć Niemca Hanusza, ten nie mogąc sobie poradzić z uczoną gawiedzią, udaje się o pomoc do studenta świeżo przybyłego z Witenberga. Na tém kończy się akt pierwszy. W drugim występuje student, a po długiej i uczonéj z plebanem dyspucie przekonywa go, że za surowo rzeczy bierze powstając na mięsopusty, wśród których godzi się weselić ludziom; na dowód że się to godzi namawia księdza, aby przywołał swoją gospodynię (kucharkę)! Tu jest koniec aktu drugiego. Rozpoczyna się trzeci: pleban rad nie rad przywołuje kucharkę, a ta przybywszy, załatwia sprawę czyniąc uwagę spierającym się iż godzi się zażywać świata, byle skromnie i bez zgorszenia drugich." Pełnym także znaczenia i charakteru miejscowego, jest w tymże rodzaju nieokrzesany, niemający nawet pretensyi do wyższej dramatyki, komiczny dyalog Wita Korczewskiego pod tytułem „Rozmowy polskie łacińskim językiem przeplatane (sic) rytmy ośmiorzecznemi złożone“ (1553). Składa się z dwóch oddzielnych części z których każda ma na celu zaprotestować polskość i katolicyzm, przeciw wpływom nowéj wiary i obyczajów. Pierwszego dyalogu rzecz dzieje się na wsi. Wchodzą do niego chłopek Jan, syn jego Kilian student lipski świeżo z Niemiec przybyły i wiejski ksiądz pleban. Poczciwy kmiotek dostrzega z boleścią, iż syn zniemczały nie chce pościć, nie idzie do kościoła i lekceważy świętą wiarę. Przerażony upomina lipskiego mędrca ale odbiera odeń tę mądrą odpowiedź: Co mi dobrego da kościół, Nic tam o poście nie wiedzą, Daléj, syn szyderczo prosi ojca o objaśnienie niektórych kościelnych obrzędów. Powtarza stare zarzuty, których się od Lutrów nauczył: na co jest post? na co popiół święcony? na co dzwonią po umarłym ? co jest czyścieć? Zakłopotany ojciec bo jeno umiał po prostu wierzyć nie zaś dysputować, zaprasza księdza plebana, który nowo-wiarkowi tajemnice i obrzędy katolickiego kościoła wykłada. Oto treść drugiej rozmowy pełnej czasowego i miéjscowego charakteru: Klecha (sługa kościelny) za nieoddaną dziesięcinę wyklął całą wioskę przykład podobnéj swawoli nie był u nas rzadkim, wieśniacy oburzeni zbili klechę na gorzkie jabłko. Ksiądz pleban wytacza skargę do dworu, ale pan świeżo przybyły z Malborga w towarzystwie królewieckiego mistrza do syna, a zatém widocznie zwyczajowi katolickiemu niechętny, narzeka na dziesięcinę: Bo to jest wielka niewola, Każe wołać swojego niemieckiego pedagoga i we dwa ognie wyzywają plebana na dysputę o ważności klątew i dziesięcin. Pleban nie w ciemię bity, pełen biblijnych argumentów, choć nań dwóch zapaśników naciera, choć baba wiejska chce pana z plebanem poróżnić, zwycięzko przedysputowywa i mędrków i czarownicę, owszem zniecierpliwiony dopina przywilejom szlacheckim. Gdy Jadam rąbał drwa, A Jewa zaś kądziel przędła, Pan przekonany, wymierza plebanowi na winnych sprawiedliwość. Na próbę z jaką lekkością stylu toczy Korczewski swój dyalog, przytoczmy początek sceny Witrykusa (dzwonnika) z klechą. Witrykus. Gdzieś to był kmotrze Janasie? Klecha. Byłem na końcu wsi w karczmie. Witrykus. Znać iż w karczmie nie kościele, Klecha. Dobrze iż który włos został, Tu należy utwór Mikołaja Reja z Nagłowic: Rozprawa pana z wójtem i plebanem, dążenia jej są wręcz przeciwne zasadom Korczewskiego, bo mają na celu nie utrzymać, ale zwalić katolicki obyczaj klątew i dziesięcin. O téj Rozprawie mówiliśmy pod Rejem. Przypomną jeszcze czytelnicy napomkniony już przez nas Sejm niewieści Marcina Bielskiego; jestto zapożyczona treścią z greckiego Arystofana porządniejsza komedya, wyśmiewająca owoczesne Polskie emancypantki, a raczej rząd w Polsce niedołężnie przez mężczyzn sprawowany. Słusznie mówi jedna z pragnących się wyzwolić niewiast: To ich rady na sejmach: chłopka ze wsi złupić, Gdzie mu prawdy potrzeba tam się nieokażą, |