Obrazy na stronie
PDF
ePub

buło. Turok pereliakawsia, ta wydaw na sebe bumaku, szczo wże nikoły Siczy ne postawyt. Przyszłyż my na pohybel, ni hde wojowaty, ni hde rabowaty! Po spławniach dunajskich, treba rybu łowyty, taj prodawaty. Zahulajem zymoju po multańskich selach, hde kotoryj szczo maje, to propje; taj znow litom na Dunaj, ta do ryby. Hore nam, hore!"

Pocieszyłem starego nadzieją, powiedziałem mu, że jak będą słuchać tego syna Hładkiego Michała i robić co on każe, to przyjdzie czas, że porohy odbiorą. Młody Kozak, który był ze starcem, zwanym Iwan stoletni, nazywał się Harasym Semenow, i jak mi mówił, poddany Oskierków z Krasnopola, a poszedł na słobodę. Często wydarza się u nas, że z Ukrainy, Wołynia i Podola wychodzą włościanie, jak to między niemi mówi się na slobodę. Idą oni wtenczas za Dunaj, i zapłaciwszy haracz Porcie na rok 10 piastrów, albo zł. pol. 3 gr. 20 otrzymują wolność osiedlenia się, albo wolnego przebywania czy to w Tulczy, Babadahu, Isakczy, czy też po wsiach Rusinów. Takich wsi ruskich jest sześć nad Dunajem: Semenów dawna Sicz, Babadaszka i inne, których nazwania nie pomnę. Ale muszą one być zapisane w księgach raportów u księcia Adama, bośmy raporta nasze przesyłali co dni dziesięć do Paryża, a te książę kazał przepisywać i wciągać do księgi na wieczną pamiątkę i na użytek tych, którzy pod jego dyrekcyą dalej pracować będą dla Polski. Otóż w tych wsiach osiadający, dostawali ziemię doskonałą, bo czarnoziem, który długo leżał odłogiem, a zroszony był nieraz krwią bijącej się tu Moskwy, i posypany popiołem z pogorzelisk za każdą ponowionych wojną. Tacy przychodnie przybywali z żonami, albo przemykali się potem do rodzinnego kraju, zkąd

nie jeden miłą swoją przywoził. W klasztorze ojca Atanazego brano ślub i zaludniały się coraz więcej wioski. W każdej z nich była karczma w ziemi kopana, której tylko nędzny komin sterczał i tam pozbywali się mieszkańcy zarobionego chleba. Młodzież z takiej wsi, do lat 24 albo 30, szła kozakowaty, to jest przyłączali się do tych band, które po spławniach Dunaju ryby łowili, później żenił się i osiadał. Coraz więc nowych Kozaków te sześć wsi dostarczały, a ci Kozacy byli na zawołanie umiejących pociągnąć ich jakąś obietnicą. Harasym Semenów, którego przywiódł z sobą Iwan stoletni, zarekomendowany nam był raportem Ilaya i Puławskiego. Dałem mu zaraz instrukcyą do ważnych czynności. Gotując się na wszelki wypadek, aby mieć siłę zbrojną w pomoc do powstania, szło nam o uprawę gruntu na posileniach w zachodniej Rosyi i na Donie. Harasym więc, sprytny Kozak i co na dworskiej służbie młodość przepędził, przeznaczony był, aby pod pozorem odwiedzenia swoich, zwiedził posilenia wojskowe w Międzybożczyznie, w Humansczyznie, i aby doszedł aż do Ekaterynosławia, dowiedział się o sile posileń, o ich duchu, to jest czy tam zadowoleni są z rządu rosyjskiego, jacy są oficerowie młodsi i starsi, czy znajdują się między nimi Polacy i jak się zowią. Nakazałem mu w skutek poleceń księcia Adama i Michała Czajkowskiego, aby się nie wdawał w rozmowy z obywatelami po wsiach, a to aby nie skompromitował nikogo, tylko od czasu do czasu i to ostrożnie, między posileńcami ma rzucić nadzieję powstania polskiego, wolności dla chłopów, jeśli służyć będą sprawie polskiej, dowiedzieć się miał jaką broń mają posileńcy i gdzie ta zwykle się składa. Słowem, wysyłaliśmy go po pierwsze wiadomości, mając nadzieję,

że po zdaniu jego raportu, znajdzie się ktoś z kraju co zbada oficerów, jeśli między tymi są Polacy, i poda myśl mienia na oku te posilenia, mogące w razie danym potężny dać nam żywiół w powstaniu. Wyliczylem Harasymowi 50 jermelików, czyli tysiąc piastrów tureckich na podróż i przygotowany pasport turecki, jako poddanemu Porty.

Uprzątnąwszy się z Zaporozcami, udałem się z Ilayem na umówione miejsce pod Tulczą, śród pola między kilkoma gruszami, gdzie mieli zejść się do nas Nekrasowcy. Ganczarów już znany mi w Stambule w czasie swego przejazdu do Brussy, wielki nasz przyjaciel a zajadły wróg Rosyi, i z nim przedstawiony przez niego Ihnatiew, którego miałem wysłać nad Don do Kozaków starowierców. Po wyjeździe tego Ihnatiewa, mieliśmy znaleźć i wysłać kogoś z ukształceńszych ziomków, aby, gdy ten prosty Nekrasowiec rzuci ziarno przyszłej propagacyi między żołnierzy dońskich, drugi z wyższej klasy zapoznał się z oficerami i przypomniał im znajomość i rozmowy ich z Czajkowskim, gdy ten był jeszcze obywatelem na Wołyniu, a oficerowie kozaccy stali w jego wsi garnizonem. Ganczarów z żółtą brodą, długim włosem, w sutanie jasno granatowej, powitał mnie trzykrotnem: Sława Bohu! Z czarną brodą Ihnatiew, usiadł obok tamtego przy nas i tak na pustem polu, pod pięknem niebem Wschodu długo rozmawialiśmy, długo badałem Ihnatiewa o jego stosunki na Donie i o duch Kozaków dońskich.

Ihnatiew corocznie jeździł z rybami solonemi morskiemi iz bogatemi makatami tureckiemi do Czerkaska i po wsiach okolicznych. Był starowiercem i zapewniał, że więcej połowy dońskich Kozaków zachowuje stary obrządek, chociaż pokryjomu, i wzdychają do swobo

dnego wyznania swojej, jak utrzymują, najdawniejszéj i najczystszéj chrześciańskiej religii. W czasie wojny polskiej bili się z nami zacięcie, bo ani się im marzyło, żeby przez Polskę mogli otrzymać jakieś polepszenie . bytu, ale snuła się im zawsze po głowie Kozaczyzna niezawisła, z niepodległym atamanem, choćby pod opieką silniejszego państwa. Otóż długo, długo wykładałem ja i wspierał mnie Ganczarów, jak na Donie przedstawiać należy korzyści i szczęście Kozaków, jeśli Polska powstanie, która będzie prawdziwą ich opiekunką w przymierzu z nimi, wcale ich nie uważając za carskie sługi, jak to dziś z nimi czyni cesarz rosyjski. Dopiero w styczniu miał wyruszyć Ihnatiew. Obiecałem mu tysiąc piastrów na drogę, aby miał więcej czasu poświęcić się sprawie i między prosty lud rzucić nasienie naszej propagandy. Ma się rozumieć, że zawsze mówiłem im o Polsce pod królem księciem Adamem. W ogólności, lud prosty a przeto i Kozacy, nie rozumieją rządu bez wyraźnego naczelnika. Już Chmielnicki mówił do posłów polskich, chcących ugodę robić z Kozakami, w czasach tych strasznych buntów, co podkopały potęgę Polski:

[blocks in formation]

Prawdę tę, że lud potrzebuje upostaciowanéj idei, jaśniej widziałem w moich rozmowach z rozmaitemi plemionami słowiańskiemi. Gdym mówił im o królu polskim, każdy pytał zaraz: a kto on? - gdzie on? Niech panowie republikanie nasi będą przekonani, że ich ludowe idee pełne ludzkości, martwe są właśnie dla

tego ludu, o którym oni tyle pięknych słówek piszą i mówią. Rzecz nie ubrana w ciało, jest zagadką nie zrozumianą dla prostaków, i że wyraźnym sposobem do nich mówić należy, dał nam tego przykład Bóg Przedwieczny, który aby uczyć ludzi wziął ciało i w postaci ujętej zmysłami, nieśmiertelne nauki swoje podawał.

XV.

Rozwój kolonii.

Protektorka jej.

do agencyi polskiej.

Nowe wysłannictwo

Za powrotem moim do Carogrodu, zastałem dom nasz folwarczny na ukończeniu, i już założone fundamenta do klasztoru i kaplicy przez księży Bernardynów bośniackich. Do wzrostu kolonii nie mało przyczyniła się niespodziana protektorka i gorliwa sprawy naszéj propagatorka, panna Ludwika Śniadecka, córka Andrzeja, b. profesora kliniki medycznej w uniwersytecie wileńskim, a której historyą umieszczę tu, jako arcyciekawą.

Panna Ludwika Śniadecka, pięknie wychowana i nie bez przymiotów ciała i duszy, była przedmiotem poszukiwań licznéj młodzieży w latach 1825-1828. Wszystkie reduty wileńskie i bale karnawałowe brzmiały odgłosem zwycięztw, jakie ta panna odnosiła nad wykształconą młodzieżą. Nikt jednak nie mógł poszczycić się, aby zwrócił jej uwagę, miano ją za zimną i obojętną. Pomiędzy młodzieżą, pilnym gościem w domu jéj rodziców, nieodstępnym kawalerem na balach, był młody Korsakow, pułkownik huzarów, syn Korsakowa

« PoprzedniaDalej »